Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Wszystko gra – i koliduje

Szanowni Państwo!

W najbliższą niedzielę rozpoczną się w Polsce wybory do samorządów terytorialnych, a więc – do 2479 gmin, wśród których jest 306 gmin miejskich, 602 miejsko-wiejskich i 1571 gmin wiejskich – do 380 rad powiatów i do 16 sejmików wojewódzkich. W najmniejszych gminach jest 15 radnych, no i wójt, który jest wybierany bezpośrednio, w gminach większych – do 50 tys. mieszkańców – 21 radnych, w gminach do 100 tysięcy mieszkańców radnych jest 23, zaś w gminach do 200 tysięcy mieszkańców – 23 radnych, do których na każde dodatkowe 100 tysięcy mieszkańców dochodzi trzech radnych, z tym, że ich liczba nie może przekroczyć 45, z wyjątkiem Warszawy, gdzie radnych jest 60. Ale to tylko w Radzie Warszawy, bo są jeszcze rady poszczególnych dzielnic, więc wszystkich samorządowców Warszawa ma aż 485. Warto zwrócić uwagę, że taki na przykład Nowy Jork, który jest wielokrotnie większy od Warszawy, ma tylko 51 radnych, Los Angeles, które też jest ogromnym miastem, ma zaledwie 15 radnych. Nawet miasta europejskie, chociaż radnych mają więcej, niż miasta amerykańskie, to jednak zdecydowanie mniej, niż Warszawa. Na przykład Paryż ma 172 radnych, a Berlin – tylko 100. Z wyborem na samorządowca wiąże się wynagrodzenie. Najskromniejsze wynosi 36 tysięcy złotych rocznie, a im większe jednostki, tym więcej, więc nic dziwnego, że w tych wyborach pragnienie służenia Polsce i mieszkańcom objawiło aż 184 676 kandydatów na radnych i 6960 kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Można zatem wybierać-przebierać ile dusza zapragnie, a ponieważ nie ma rzeczy doskonałych, to potem trzeba będzie nie tylko tych wszystkich samorządowców utrzymać, ale – co gorsza – zapłacić za rozmaite ich pomysły na przychylanie nam nieba. Wszystkie te koszty będą musieli ponieść podatnicy, no ale przecież te wybory są dla ich dobra. Malkontenci, których nigdzie nie brakuje, pomrukują w związku z tym, że władza tak bardzo pragnie naszego dobra, a nam już tak niewiele go zostało.

Gdy w kraju lada dzień nastąpi rozstrzygnięcie konkursu na obsadzenie tych wszystkich stanowisk samorządowych, nikt nie ma głowy do rozglądania się wokół, co się dzieje na świecie. Tymczasem Komisja Europejska złożyła do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu skargę przeciwko Polsce z powodu „pogwałcenia niezawisłości sędziów”. Sędziowie, którym pogwałcono niezawisłość, oczywiście gwałtownie przeciwko temu protestują i kierują do Trybunału w Luksemburgu sławne „pytania prejudycjalne”, czy jeszcze są niezawiśli i czy w ogóle są sędziami. Trybunał postanowił odpowiedzieć na te pytania w trybie pilnym, ale przecież na odpowiedzi się nie skończy, bo trzeba będzie wydać wyrok merytoryczny. Jeśli tedy Trybunał uzna, że gwałt na niezawisłości sędziowskiej rzeczywiście miał miejsce, to może nakazać przywrócenie stanu poprzedniego, kiedy to gwałcić praworządność mogli tylko sędziowie, a jeśli rząd będzie się migał, to może przysolić Polsce karę minimum 100 tysięcy euro za każdy dzień zwłoki. Obawiam się, że kary za zwłokę będą znacznie wyższe od tego minimum, bo skoro chodzi o niezawisłość sędziowską, to trudno liczyć na jakąś pobłażliwość ze strony luksemburskiego Trybunału, w którym przecież też zasiadają sędziowie, a jeszcze nie słyszano, żeby jeden sędzia drugiemu sędziemu nie poszedł na rękę. Jednak chociaż taki miecz Damoklesa zawisnął nad naszym nieszczęśliwym krajem, pan prezydent Duda właśnie mianował 27 nowych sędziów do Sądu Najwyższego, co przez niektóre niezawisłe sądy zostało przyjęte z oburzeniem. Na przykład sędziowie z Sądu Apelacyjnego w Krakowie zarzucili panu prezydentowi, że „destabilizuje sytuację prawną”, co może skończyć się postawieniem go przed Trybunałem Stanu. No, to nie jest takie znowu groźne, bo o ile pamiętam, Trybunał Stanu jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił, a nawet i kary finansowe ze strony luksemburskiego Trybunału mogą nie być bardzo kłopotliwe, zwłaszcza w sytuacji, gdy rząd właśnie ogłosił kolejny sukces z powodu poprawy miejsca Polski pod względem wypłacalności, to znaczy – zdolności do spłacania długów. Skoro finansowi grandziarze oceniają, że Polska może długi spłacać, to tym chętniej będą nam pożyczali, dzięki czemu nie tylko będziemy mogli płacić kary, jakie nałoży na nas Europejski Trybunał Sprawiedliwości, ale jeszcze sporo nam zostanie na programy, według których zwycięzcy w wyborach samorządowych będą nam przychylali nieba. Jak powiedział swemu klientowi pewien adwokat: „wygrał pan sprawę, trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”, więc i my będziemy musieli już tylko obsługiwać dług publiczny, to znaczy – płacić procenty. Czegóż chcieć więcej?

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj