Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz



Pobierz Pobierz

Na celowniku Komisji Europejskiej

Szanowni Państwo!
Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał świętej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski z kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. I słusznie – bo jakże tu wierzyć w przypadki, kiedy niemiecki owczarek, postawiony na fasadzie Komisji Europejskiej, czyli pan Franciszek Timmermans ogłosił, że „nie może” odstąpić od zastosowania wobec Polski słynnego artykułu 7 traktatu lizbońskiego, który przewiduje zastosowanie rozmaitych dolegliwości wobec niepokornych krajów – akurat w dniu wizyty w Warszawie węgierskiego premiera Wiktora Orbana? Pretekstem do zastosowania wobec Polski dolegliwości opisanych w tym artykule – na przykład w postaci „zawieszenia niektórych praw” – oczywiście do czasu, kiedy starsi i mądrzejsi nie stwierdzą, że niepokorne państwo naprawiło sprośne błędy Niebu obrzydłe, w których się pogrążało – jest niedostateczne umiłowanie praworządności. Na podstawie żądań, jakie pan Franciszek Timmermans przedstawił niedawno Polsce, mogłaby ona udowodnić umiłowanie praworządności, gdyby odstąpiła od skargi nadzwyczajnej, pozostawiła panią Małgorzatę Gersdorf na stanowisku I Prezesa Sądu Najwyższego i nie zmuszała pozostałych sędziów Sądu Najwyższego do przechodzenia w stan spoczynku po osiągnięciu 65 lat. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową podejrzewam, że Nasza Złota Pani, za pośrednictwem wspomnianego niemieckiego owczarka, pragnie jak najdłużej zachować w Sądzie Najwyższym naszego bantustanu niemiecką agenturę, zwerbowaną być może jeszcze na przełomie lat 80-tych i 90-tych, kiedy to NRD-owska STASI uzyskała od Rosjan pozwolenie na werbunek agentury w Polsce.
Zresztą – powiedzmy to sobie otwarcie i szczerze – tak naprawdę nie chodzi tu o żadną praworządność, bo Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę badania stanu demokracji i praworządności już na początku stycznia 2016 roku, kiedy rząd Beaty Szydło, powołany 16 listopada 2015 roku nie zdążył jeszcze nic zrobić. Zatem tak naprawdę chodzi o odzyskanie przez Niemcy wpływów politycznych w Polsce, utraconych wskutek powrotu USA do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy i zachwianie się niemieckiego przywództwa na skutek głupstw popełnionych przez Naszą Złotą Panią podczas kryzysu migracyjnego. Jak wiadomo, w następstwie powrotu USA do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, z pozycji lidera sceny politycznej w Polsce została zdmuchnięta ekspozytura Stronnictwa Pruskiego, za jaką uważam Platformę Obywatelską, dzięki czemu na pozycję lidera politycznej sceny została wysunięta ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Ale Niemcy tak łatwo nie rezygnują, tym bardziej, że 6 lipca 2017 roku prezydent USA Donald Trump oświadczył w Warszawie, że bardzo mu się podoba projekt „Trójmorza” i że Stany Zjednoczone będą go „wspierały”. Wprawdzie wszystko wskazuje na to, że ze strony prezydenta Trumpa były to tylko tak zwane „makagigi”, czyli komplementy bez pokrycia, ale Niemcy najwyraźniej postanowiły dmuchać na zimne i nasiliły starania, by odzyskać wpływy polityczne w Polsce i na Węgrzech i w ten sposób oddalić ryzyko „Trójmorza”, które – w razie zrealizowania – nie tylko podważyłoby niemiecką hegemonię w Europie, nie tylko zablokowałoby budowę IV Rzeszy, w którą Niemcy tyle już zainwestowały, ale w dodatku stworzyłoby szansę na strząśnięcie z siebie ograniczeń, jakie na kraje Europy Środkowej nakłada niemiecki projekt „Mitteleuropa”, od 1 maja 2004 roku intensywnie wprowadzany w życie.
W tej sytuacji nic dziwnego, że Węgry znalazły się na celowniku Komisji Europejskiej, podobnie jak Polska, w której w dodatku – w odróżnieniu od Węgier – niemiecka piąta kolumna w rodzaju rozmaitych folksdojczów i pożytecznych idiotów jest znacznie liczniejsza. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas tzw. Marszu Wolności, którego organizatorzy nawet nie ukrywali zadania powrotu na pozycję lidera sceny politycznej naszego bantustanu.
Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej. Akurat otwarte zostały negocjacje na temat budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jan Klaudiusz Juncker wystąpił z pomysłem, by subwencje unijne uzależnić od stopnia umiłowania praworządności przez kraje członkowskie. Jeśli tedy starsi i mądrzejsi dopatrzą się jakichś uchybień, to taki niepraworządny kraj nie dostanie nawet złamanego centa, ale składkę będzie musiał zapłacić w pełnej wysokości, która w przypadku Polski wynosi około 18 miliardów złotych. Widać wyraźnie, że okres umizgów w Unii Europejskiej się skończył i że obecnie państwa silne i mądre przystępują do szlamowania państw słabszych i głupszych – teraz akurat pod pretekstem praworządności, a później pod jakimś innym, bo – jak pamiętamy z bajki Ezopa – kiedy wilki nie mogły dostarczyć pretekstu pod którym rozszarpywały owce, to zarzuciły im, że mącą im wodę w rzece.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj