Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz Pobierz

My mamy wielkie zmartwienie

Szanowni Państwo!

„Pszakrew, ja sze martwię tym Staszem!” – narzekał Julian Tuwim w wierszu zatytułowanym: „Poeta zazdrości literatowi imieniem Staś, że jest Sarmatą, on zaś nieszczęsny poeta, Żydem jest parchatym, takoż żywot obojga stron wiernie opisany”. No bo jakże tu się nie martwić, skoro „u Stasia w świetlicy rycerzyk i kmieć i Kostia Gałczyński z ryngrafem, a u mnie w bóżnicy bolszewik i śledź i Ajzyk Słonimsker za szafem”? Dzisiaj za napisanie takiego wiersza  Julian Tuwim zaraz zostałby aresztowany i przez niezawisły sąd skazany na surową karę, ale za koszmarnych czasów sanacji takie pomysły jeszcze nikomu nie przychodziły do głowy i każdy pisał, co tylko chciał.  Ale nie o sanację tu chodzi, żeby ją chwalić, chociaż nie jest wykluczone, że niedługo padnie taki rozkaz, zwłaszcza, gdy rząd wykupi niezależne media głównego nurtu, bo chodzi o sprawę znacznie ważniejszą, to znaczy – o przyszłość amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa.

Jak wiadomo, wygrał on wybory prezydenckie, chociaż miała je wygrać pani Hilaria Clintonowa, więc jeśli nawet wygrał je Donald Trump, to dokonał tego niezgodnie z regułami demokracji kierowanej. Demokracja kierowana bowiem polega na tym, że obywatele głosują – ale zgodnie ze wskazaniami pani wychowawczyni – podczas gdy demokracja spontaniczna, ta właśnie, która przyniosła zwycięstwo znienawidzonemu Donaldowi Trumpowi, polega na tym, że obywatele głosują, jak chcą. Nie trzeba dodawać, że demokracja spontaniczna niesie ze sobą tyle niespodzianek, że zwolennicy demokracji kierowanej zaczynają się zastanawiać, czy w takiej sytuacji w ogóle nie odejść od demokracji. Oczywiście o takich sprawach lepiej głośno nie mówić, przynajmniej teraz, kiedy na przykład w naszym nieszczęśliwym kraju jeszcze stoimy na nieubłaganym etapie obrony demokracji – ale prędzej czy później jakieś decyzje trzeba będzie podjąć, bo tak dalej być nie może, żeby o demokracji decydowała „ulica”, a nie, dajmy na to, starsi i mądrzejsi.

Dlatego – co tu ukrywać – strasznie się martwimy tym całym prezydentem Trumpem, tym bardziej, że zarówno pan redaktor Adam Michnik, podobnie jak i cała „Gazeta Wyborcza”, nie tylko nie ukrywa swego rozczarowania tym wyborem, ale dla prezydenta Trumpa wprost nie znajduje słów potępienia. Nie tylko podejrzewa go, że jest agentem zimnego rosyjskiego czekisty Putina, ale w dodatku nie szanuje kobiet, które w odpowiedzi masowo przeciwko niemu protestują. Zwolennicy teorii spiskowych rozpowszechniają co prawda fałszywe pogłoski, jakoby słynny „filantrop”, co to dniami i nocami nic, tylko myśli, jakby tu uszczęśliwić ten nieudany świat, wyłożył na te demonstracje 90 milionów dolarów, ale kto by tam w takie opowieści wierzył! Co prawda, będąc przed Bożym Narodzeniem w Nowym Jorku widziałem ogłoszenia ze stawkami godzinowymi za udział w takich demonstracjach, ale pewnie były to ulotki sporządzone przez jakichś prowokatorów. Zresztą – jak tam było, tak tam było – ale jakkolwiek by nie było, to przecież jasne jest, że bez poparcia pana redaktora Adama Michnika prezydent Trump nie ma żadnej przyszłości. Zresztą nie o niego przede wszystkim tu chodzi, tylko o to, że jest on prezydentem Stanów Zjednoczonych. A jeśli bez poparcia pana redaktora Adama Michnika prezydent Stanów Zjednoczonych nie ma żadnej przyszłości, to co będzie ze Stanami Zjednoczonymi? Jaka przyszłość rysuje się przed nimi? Przed nimi chyba też nie ma przyszłości. No dobrze, to znaczy – no niedobrze – ale skoro przed Stanami Zjednoczonymi pod przewodnictwem prezydenta Trumpa nie ma żadnej przyszłości, to co będzie z nami, to znaczy – z naszym nieszczęśliwym krajem, który zwłaszcza ostatnio, wszystko postawił na Stany Zjednoczone? Jeśli przed nimi nie ma żadnej przyszłości, to cóż dopiero mówić o nas, to znaczy – o naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju? To znaczy, że i przed nami nie ma żadnej przyszłości – chyba, żeby prezydent Donald Trump jakoś przebłagał pana redaktora Michnika! Ale jak prezydent Trump może przebłagać pana redaktora Michnika? Czy w ogóle jest to możliwe? Otóż powiadają, że na skutek wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa słynny filantrop stracił aż miliard dolarów, więc nic dziwnego, że teraz kombinuje, jakby się tu odegrać. Prezydent Trump też kombinuje, jakby tu go przebłagać, bo na przykład zapowiada, że przeniesie ambasadę USA do Jerozolimy. Ale ambasada to jedna sprawa, a miliard dolarów to sprawa druga. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, więc gdyby tak prezydent Trump wynagrodził słynnemu filantropowi poniesione straty, to kto wie – może wtedy pan redaktor Michnik dopatrzyłby się w nim jakichś zalet, dzięki czemu i przed nim i przed Stanami Zjednoczonymi, a co za tym idzie – i przed naszym nieszczęśliwym krajem otworzyłyby się jakieś perspektywy? Ale co tu marzyć o tym, kiedy podobno ten cały prezydent Trump podobno nawet o tym nie myśli? Pszakrew, ja sze martwię tym Trumpem!

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj