Myśląc Ojczyzna


Pobierz

Pobierz

Wśród serdecznych przyjaciół

Szanowni Państwo!

Wczoraj przez nasz nieszczęśliwy kraj przeciągnęły Marsze Niepodległości – zarówno te zdominowane przez dygnitarzy i urzędników, jak i urządzane przez obywateli. Warto zwrócić uwagę, że Marsze Niepodległości pojawiły się po ratyfikacji przez Polskę traktatu lizbońskiego, który niepodległość Polski zdecydowanie ogranicza, jeśli w ogóle jej nie likwiduje. Widać, że im mniej niepodległości, tym więcej marszów. Marsze Zamiast Niepodległości? Ano – jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

A skoro już o tym mowa, to warto też rozejrzeć się po świecie, bo jużci – Polska nie jest wyspą samotną, tylko krajem otoczonym przez serdecznych przyjaciół, a – jak zauważył pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki  –  psy zająca zjadły właśnie wśród serdecznych przyjaciół. Oto nasz największy przyjaciel, prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama – ten sam, co to 17 września 2009 roku dokonał sławnego „resetu” w stosunkach z Rosją, a potem ten reset zresetował – obecnie przygotowuje się do zresetowania tego zresetowania, czyli – mówiąc po ludzku – przywrócenia „resetu” z 17 września 2009 roku. Chodzi oczywiście o straszliwego dżina w postaci państwa islamskiego, który za sprawą Stanów Zjednoczonych wydostał się z butelki, a prezydent Obama teraz rozpaczliwie próbuje wepchnąć go do niej z powrotem. Każda pomoc jest przy tym na wagę złota, toteż słychać nawet o rozmowach z irańskimi ajatollahami, a skoro tak – to tylko patrzeć, jak również zimny rosyjski czekista Putin zostanie „sojusznikiem naszych sojuszników” – oczywiście ze wszystkimi tego konsekwencjami dla naszego nieszczęśliwego kraju. Właśnie okazało się, że minister Ławrow będzie się wymieniał informacjami z sekretarzem stanu Johnem Kerry na temat Ukrainy, a skoro tak, to któż mu zabroni „wymieniać się informacjami” również na temat naszego nieszczęśliwego kraju? Jest to prawdopodobne tym bardziej, że na skutek wyborów  wygranych przez amerykańską Partię Republikańską, prezydent Obama został do 2016 roku częściowo ubezwłasnowolniony – co niewątpliwie ruscy szachiści zechcą wykorzystać. Ale dopóki nie padnie salwa, dygnitarzom w Warszawie humory dopisują, czego najlepszym dowodem jest podpisana niedawno przez pana prezydenta Komorowskiego Strategia Bezpieczeństwa Narodowego. Zawiera ona same priorytety, co krytykują nawet niektórzy generałowie, utrzymując, że zamiast 16 priorytetów, pięć wystarczyłoby nam w zupełności. Z drugiej jednak strony, skoro nasz nieszczęśliwy kraj w najlepszym razie może groźnie kiwać palcem w bucie, to czegóż sobie żałować? Na papierze, który przecież wszystko przyjmie, możemy rozstawiać po kątach cały świat, podobnie, jak w koszmarnych czasach pierwszej komuny robił to Władysław Gomułka, specjalnie wymyślając zachodnioniemieckim rewizjonistom i odwetowcom. Dzisiaj oczywiście nikt żadnym rewizjonistom, ani odwetowcom nie wymyśla; gdyby ktoś spróbował, to Nasza Złota Pani pokazałaby mu ruski miesiąc. Dzisiaj jest rozkaz, żeby wymyślać zimnemu rosyjskiemu czekiście Putinowi – oczywiście dopóki nie zostanie „sojusznikiem naszych sojuszników” – bo wtedy będziemy musieli ćwierkać z całkiem innego klucza.   Wracając zaś do Strategii, to gdybyśmy nie wiedzieli, iż przygotowali ją najlepsi strategowie rządowi i prezydenccy, to moglibyśmy sobie pomyśleć, że to jakieś błazeństwo. Rzecz w tym, że istotnym elementem nowej Strategii jest powołanie Armii Krajowej. W spokojniejszym czasie ma ona zwalczać klęski żywiołowe i utrzymywać porządek w swoich „małych ojczyznach”, to znaczy – wespół z innymi sojuszniczymi armiami trzymać w ryzach niesfornych obywateli. To zadanie wydaje się wykonalne, co nasza niezwyciężona armia udowodniła w stanie wojennym, kiedy to przyszło jej pokonać bezbronnych cywilów. Ale Armia Krajowa ma odgrywać istotną rolę również w czasie wojny, zwłaszcza w sytuacji, gdy nasza niezwyciężona armia regularna zostanie już rozgromiona, dygnitarze i generalicja ewakuują się na Zaleszczyki, by w bezpiecznym Waszyngtonie tęsknić, a wzdychać do Kraju, no i oczywiście – rozkazywać Armii Krajowej, przed którą wróg pierzchnąć musi – bez dwóch zdań.  Jak powiadają gitowcy – wszystko w tej Strategii „gra i koliduje” – chociaż pozostaje ona w niejakiej sprzeczności  z poglądami innych sławnych strategów – choćby Karola von Clausevitza – co to uważali, że pierwszym celem strategii wojennej jest przeniesienie wojny na terytorium wroga, a nie ściąganie jej na terytorium własne. Ale nasi strategowie nie będą przecież małpowali po jakimś tam pruskim Clausewitzu. Wszak oni nie gęsi i swój pomyślunek mają.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj