Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Niezawiśli sędziowie się bisurmanią

Tak obcmokiwana obecnie, zwłaszcza wśród mikrocefali krajowych i zagranicznych, oprócz swojej jasnej strony, że na przykład sędziowie nie podlegają żadnemu organowi państwa, które tylko im płaci, ma również swoją stronę ciemną. Co tu dużo mówić – każdy by chciał, żeby państwo mu płaciło, a on nikomu nie podlegał! To znaczy – niezupełnie nikomu. Na przykład za komuny niezawiśli sędziowie utrzymywali specjalne stosunki z partią, która nie tylko wyszukiwała ich w korcu maku, przebierała w togi i podpowiadała, jakie piękne wyroki trzeba wydawać. Teraz partii już nie ma, ale partyjniacy przecież zostali, a nawet się rozmnożyli, bo zarówno w partii, jak i bezpiece na scenę wchodzą coraz to nowi przedstawiciele partyjnych i ubeckich dynastii, podobnie jak i dynastii sędziowskich, co siłą rzeczy skłania do postawienia pytania, czy ta koincydencja nie rzutuje aby na sławną „niezawisłość” – ale sędziowie, podobnie jak inni utytułowani krętacze, mają na to gotową odpowiedź. Może nawet kiedyś partia podpowiadała, a obecnie – oficerowie prowadzący – podpowiadają, jaki piękny wyrok wydać – ale taki jeden z drugim sędzia wydałby taki sam wyrok i bez podpowiadania. Za komuny nazywało się to „świadomą dyscypliną”, a ciekawe, jak nazywa się teraz? Bo za komuny partia natychmiast przypominała takiemu sędziemu, skąd wyrastają mu nogi, a kto im to przypomina teraz, skoro chodzą, jak w zegarku?

Tajemnica to wielka, ale co nam szkodzi od czasu do czasu się o nią przynajmniej otrzeć, bo w przeciwny razie moglibyśmy sobie pomyśleć, że z tą całą niezawisłością to wszystko naprawdę. Ale w takie rzeczy to mogą sobie wierzyć wyznawcy pana redaktora Adama Michnika, jednak ludzie dorośli powinni być trochę bardziej spostrzegawczy. Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiadomo, czy Sąd Najwyższy nie będzie musiał wycofać słynnych „pytań prejudycjalnych”, na przykład – czy jesteśmy niezawiśli, albo – czy w ogóle jesteśmy sędziami? Jeśli Europejski Trybunał Sprawiedliwości na te pytania nie odpowie, to co my wtedy zrobimy? Płacić sędziom, ma się rozumieć, będzie trzeba, bo z tego radosnego przywileju żaden z nich jakoś nie chce rezygnować, ale skoro nie będziemy mieli pewności, czy sędziowie są niezawiśli, a nawet – czy w ogóle są sędziami, to zrobić się może z tego ładny bałagan. Nietrudno sobie wyobrazić filutów, którzy  poprzebierają się w togi, pozakładają złote łańcuchy z tombaku, zasiądą za biurkami w jakiejś wynajętej kanciapie, na którą przybiją szyld: „Tu jest Sąd Ostateczny” i zaczną „orzekać”. Skoro „dziewuchy” kwestionują prawomocność rządu, to dlaczego filuty nie mogłyby podważyć prawomocności niezawisłych sądów? Wystarczyłoby tylko przekonać kilka agencji ochrony, żeby takie wyroki wykonywały i już mielibyśmy do czynienia z alternatywnym ośrodkiem władzy, który próbowano wytworzyć u nas już podczas słynnego „ciamajdanu” w grudniu 2016 roku. Słuszna myśl raz rzucona w przestrzeń prędzej czy później znajdzie swego amatora, a wszystkich obywateli, który obawiają się, czy w takiej sytuacji nie byłoby jeszcze gorzej, można uspokoić,  że owszem – gorzej zawsze może być, ale czyż mamy jakąś gwarancję, że niezawisłość uderzy sędziom do głowy, jeszcze silniej, niż gersdorfiny i w rezultacie zaczną się bisurmanić tym skwapliwiej, że chyba coraz trudniej ogarnąć im konsekwencje niektórych ich wyroków. Oto niezawisły sąd apelacyjny zatwierdził wyrok pani sędzi Anny Łosik, która przyznała panience molestowanej przez księdza-erotomana nie tylko milion złotych odszkodowania, nie tylko dożywotnią rentę w wysokości 800 złotych miesięcznie – ale nie od sprawcy, tylko od Zgromadzenia Księży Chrystusowców z kuriozalnym uzasadnieniem, jakoby Zgromadzenie owemu księdzu te czynności „zlecało”. Jestem pewien, że na taki triumf zasady odpowiedzialności zbiorowej Adolf Hitler dostał w piekle orgazmu, ale oprócz jurydycznych konsekwencji tego precedensu, będzie on miał przecież swoje konsekwencje praktyczne. Nietrudno sobie wyobrazić panienki płci obojga, które jedna przez drugą zaczną sobie przypominać, jak to były molestowane, najchętniej przez księży z jakichś zamożnych parafii – bo jak zbiorówka, to zbiorówka!  Zresztą – co tu mówić o panienkach, kiedy o molestowaniu przypomniał sobie pan Andrzej Saramonowicz. Myślę, że w jego przypadku milion złotych nie wystarczy, myślę, że pani sędzia Anna Łosik, albo jakiś inny funkcjonariusz sądowy, będzie musiał przyznać mu dziesięć razy tyle, nie licząc oczywiście renty dożywotniej też w dziesięciokrotnej wysokości. Ale jeśli już zbiorówka, to jak by wyglądało pozwanie spółki „Agora”, wydającej „Gazetę Wyborczą” o odszkodowanie za wyroki wydane przez niezawisłego, oczywiście niewątpliwie, sędziego Stefana Michnika? Dopiero na tym tle widać, że pani sędzia Łosik i jej niezawiśli koledzy otworzyli puszkę Pandory, więc zwłaszcza gdy powstaną alternatywne organy władzy sądowniczej, czekają nas niespodzianki.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj