Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz

Pobierz

Strzały w Strasburgu

Miasto Strasburg to nie tylko miejsce głównej siedziby Parlamentu Europejskiego, ale także stolica Bożego Narodzenia. Co roku odbywa się tu słynny bożonarodzeniowy jarmark, na który przybywają tysiące turystów i mieszkańców tego miasta. W minionym tygodniu właśnie w trakcie tego jarmarku obywatel francuski, marokańskiego pochodzenia, zastrzelił trzy niewinne osoby, a dwanaście ranił. Połowę bardzo ciężko, w tym jednego Polaka. Używał broni automatycznej, a wielu dziwiło się, jak mógł ją przemycić, gdyż centrum miasta było, jak co roku, pilnie strzeżone przez żołnierzy. Każdy odwiedzający bożonarodzeniowy jarmark był sprawdzany i przeszukiwany. Mimo to zginęli niewinni ludzie, a napastnik zdołał uciec. Ścigało go kilkuset policjantów i żołnierzy przy wsparciu helikopterów. Podobno zabójca został ranny, ale i tak udało mu się zbiec taksówką. Przyznam, że jest to zastanawiające, gdyż o ile wiem taksówki mają urządzenia naprowadzające. Podczas zamachu byłem akurat w budynku Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Na polecenie policji służby parlamentarne wszystkie bramy pozamykały, a drzwi zaryglowały. Nikomu nie wolno było wyjść. Wypuszczać nas zaczęto dopiero o drugiej w nocy. To wszystko dla naszego bezpieczeństwa oczywiście. Skądinąd zadziwia mnie dość kuriozalna nieporadność i naiwność francuskich służb. Na podstawie podjętych w Parlamencie Europejskim działań „zakładały” one, że jeden, nazwijmy go terrorysta, po zastrzeleniu ludzi w centrum miasta, uciekając przed policją i to ranny, przybędzie do Parlamentu Europejskiego, aby postrzelać sobie do europosłów. Cóż, należy powinszować im wyobraźni.

Na drugi dzień, gdy emocje już nieco opadły, wielu europosłów domagało się po raz kolejny zorganizowania debaty na temat sytuacji we Francji, zaznaczając, że Francja jest jednym z największych członków Unii Europejskiej, a od blisko miesiąca mamy tu do czynienia z ulicznymi rozruchami, aresztowaniami i niedawno właśnie morderstwami. W obliczu tych wydarzeń gwiazda prezydenta Emmanuela Macrona wyraźnie zbladła. W przychylnej mu do niedawna niemieckiej prasie zauważono, że „problem Macrona staje się problemem całej Europy”. Niemal każdy Europejczyk wie już o proteście tzw. żółtych kamizelek, czyli osób które sprzeciwiły się podwyżkom cen ropy. Systematycznie odbywające się protesty przerodziły się w rozruchy. Dołączające się do manifestantów coraz to nowe grupy zaczęły eskalować konflikt i dorzucać własne postulaty. To tak jak niegdyś w komunistycznej Polsce podwyżka cen mięsa wywołała falę strajków, rozpoczynając demontaż całego systemu.
Na początku również pacyfikowano niepokornych, lecz później władza musiała dać za wygraną i poszła na układy. Podobnie Macron przyznał, że we Francji panuje „społeczny i gospodarczy stan wyjątkowy”, a w wygłoszonym orędziu obwieścił, że złość protestujących jest uzasadniona. Słowem, po czterech tygodniach zamieszek przyznał demonstrującym rację, jednocześnie dodając, że „sam nie zdawał sobie sprawy z sytuacji niektórych Francuzów”. Przekładając jego mowę na język bardziej zrozumiały, wyznał on, że nie wie jak żyją i jakie problemy mają obywatele Francji, której jest prezydentem. Może nagle doznał olśnienia, gdy zaczęły płonąć francuskie ulice, na które wyjechały wozy opancerzone i czołgi.

W trakcie ostatniego posiedzenia Parlamentu Europejskiego w Strasburgu jeden z brytyjskich europosłów powiedział, że na czołgach wysłanych przeciwko francuskim obywatelom powiewały flagi Unii Europejskiej. Wielu zgryźliwie zauważyło, że oderwany od rzeczywistości Macron, wywodzący się ze środowisk biznesowych, miast zająć się prawdziwymi problemami swojego kraju, zapragnął uzdrawiać całą Unię Europejską, pouczając rządy innych krajów, w tym Polski. Jego idée fixe stała się budowa wspólnej europejskiej armii. W kontekście opisanych wydarzeń, w kuluarach Parlamentu dywagowano, czy przypadkiem nie po to jest ona mu potrzebna, aby uśmierzać zamieszki we Francji, a może też innych krajach członkowskich Unii. Całkiem możliwe, że tego nie doczeka. Ale zanim powstanie bohaterska europejska armia, Macron może przecież wprowadzić stan wojenny czy wyjątkowy, korzystając z własnego wojska i sił bezpieczeństwa. Z punktu widzenia Macrona strzały, które padły w Strasburgu mogą stanowić poważne uzasadnienie dla podjęcia takich kroków.

 

Mirosław Piotrowski

 

drukuj