Myśląc Ojczyzna



Pobierz Pobierz

Ewakuacja?

„W ten sposób można zamordować kandydata”.- powiedział dwa miesiące temu, czyli w marcu tego roku, unijny Komisarz Janusz Lewandowski, komentując spekulacje o możliwości powierzenia stanowiska szefa Komisji Europejskiej premierowi Donaldowi Tuskowi. Dwa miesiące później, konkretnie tydzień temu, szef frakcji chadeckiej w Parlamencie Europejskim Joseph Daul, publicznie stwierdził w Dreźnie, że Donald Tusk „jest na krótkiej liście naszych kandydatów” na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Otwartym pozostaje pytanie, czy podążając drogą logiki polskiego komisarza, premiera Polski chce się zamordować, czy też Donald Tusk rzeczywiście zamierza ewakuować się do Brukseli. Pogłoski i dyskusje o możliwej ewakuacji Donalda Tuska do Brukseli trwają już od dłuższego czasu. Wiadomo, że promotorką tej koncepcji jest niemiecka Kanclerz Angela Merkel, która już wcześniej poparła kandydaturę Tuska. Czym fascynuje on niemiecką kanclerz?

Być może bezwarunkową afirmacją wszystkich unijnych pomysłów, jak chociażby dopłacanie na bankrutujące kraje strefy euro ponad sześciu miliardów euro z rezerw Narodowego Banku Polskiego, czy też dopłacanie na deficyt tegorocznego budżetu Unii Europejskiej. Krytycy wypominają Tuskowi jego wypowiedź z 1987 roku, gdy w jednej z ankiet napisał: „Polskość kojarzy mi się z przegraną, z pechem. Wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu”. Czyżby panaceum na widoczne frustracje premiera miałaby być europejskość? Logicznym spełnieniem marzeń byłaby więc kariera w Unii Europejskiej, ale zależy to nie tylko osobiście od Kanclerz Merkel, lecz przede wszystkim od politycznego rozwoju sytuacji w Niemczech. We wrześniu tego roku odbędą się tam wybory. O ile pozycja i siła pani Kanclerz oraz jej formacji politycznej CDU nie jest obecnie poważnie zachwiana, to wielu wskazuje na możliwe, nieprzewidziane turbulencje. Podczas gdy potencjalny sojusznik socjaldemokratów – niemiecka partia Zielonych z jej europejskim liderem Danielem Kohn-Benditem zmagają się z publicznymi oskarżeniami w Niemczech o pedofilię, koalicjant – partner CDU, czyli  Freie Deutsche Partei balansuje w sondażach na progu wyborczym. Kontekstem wyborczym podszyte są też niemieckie publikacje dotyczące Angeli Merkel.

Z jednej strony publikowane są książki biograficzne ukazujące głębsze zanurzenie w komunistyczną przeszłość NRD pani Kanclerz, co w założeniu ma doprowadzić do obniżenia jej popularności, a z drugiej strony krzepnie nowa alternatywa polityczna w Niemczech – Alternatywa dla Niemiec (Alternatife fur Deutschland – AFD). Ta nowa partia powstała miesiąc temu w Niemczech, a na jej czele stanął profesor makroekonomii Bernd Lucke, wieloletni polityk CDU, który oddał legitymację partyjną po ponad trzydziestu latach działalności w CDU. AFD to partia eurosceptyczna nawołująca przede wszystkim do likwidacji euro i powrotu do niemieckiej marki. Opowiada się za przeniesieniem kompetencji z Brukseli do niemieckiego Bundestagu. Zmiany te skutkowałyby z pewnością poważną redukcją brukselskiej biurokracji. Choć obecnie partia kanclerz Merkel ignoruje nową formację, to zdaniem obserwatorów sceny politycznej w Niemczech w sprzyjających warunkach AFD może liczyć nawet na dwucyfrowy wynik wyborczy. W oparciu o sondaże szacuje się, że ok 25% Niemców „wyobraża sobie oddanie głosów na AFD”. Premier Hiszpanii Mariano Rajoy zauważył, że jeśli Niemcy wystąpią ze strefy euro, co postuluje nowa partia, to praktycznie będzie oznaczać to koniec wspólnej waluty.

Obecny kryzys finansowy w Unii Europejskiej pobudza do krytycznego spojrzenia na unijne struktury i regulacje oraz prowadzi do zmian preferencji wyborczych nie tylko w Niemczech, ale i w Wielkiej Brytanii, gdzie ostatnio w wyborach lokalnych ignorowana dotychczas eurosceptyczna partia UKiP (United Kingdom Independence Party) na czele z Nigelem Farage’em uzyskała 23% głosów w skali całego kraju. Jeśli tendencja ta rozprzestrzeniłaby się również w innych krajach, a przede wszystkim zakorzeniła w Niemczech, to nie tylko ewakuacja Premiera Tuska do Brukseli stanęłaby pod znakiem zapytania, ale można byłoby oczekiwać ewakuacji z Brukseli unijnych urzędników.

 

prof. dr hab. Mirosław Piotrowski

drukuj