Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

 

Dziury w niebie nie będzie

 

Szanowni Państwo!

Jak powszechnie wiadomo, jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Wprawdzie Rosjanie trochę się na nas gniewają, ale mimo to proces pojednania postępuje naprzód – przynajmniej miedzy GRU, a jego tubylczą agenturą – ale przecież od czegoś trzeba zacząć – za to stosunki z Niemcami są znakomite – co potwierdził niedawno nasz odwieczny skarb narodowy, tytułowany „profesorem” Władysław Bartoszewski.  Oczywiście sę znakomite dzięki zmianie rządu, jaka dokonała się w roku 2007. Dopiero teraz dowiedzieliśmy się, jakie niebezpieczeństwo nam groziło, gdyby do tej zmiany wtedy nie doszło. Otóż Władysław Bartoszewski nosił się w tedy z zamiarem opuszczenia naszego nieszczęśliwego kraju na zawsze i osiedlenia się „gdziekolwiek”. Z jednej strony niby wiadomo, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ale gdyby Władysław Bartoszewski naprawdę opuścił nasz nieszczęśliwy kraj, to wiadomo, że w niebie natychmiast zrobiłaby sie dziura, przez którą bez przeszkód pustoszyłoby nasze terytorium państwowe twarde promieniowanie z głębin Kosmosu. W rezultacie po paru latach nie byłoby tu juz czego zbierać, a tak, to nawet zespół HEART, utworzony przez rząd Izraela do spółki z Agencją Żydowską, coraz bardziej liczy na wyciągniecie z naszego nieszczęśliwego kraju 60, a może nawet 65 miliardów dolarów. Co tu ukrywać; prawdziwi z nas szczęściarze, a to za sprawą z jednej strony, naszego odwiecznego skarbu narodowego, że jednak nie zostawił nas sierotami, ale z drugiej – że to niebywałe szczęście zawdzięczamy zmianie rządu, jaka dokonała się w roku 2007.

Ale chociaż jesdt dobrze, a będzie jeszcze lepiej, to przecież nie ma rzeczy doskonałych, więc i na tym idealnym obrazie pojawiła się rysa, niczym na zwierciadle Lisa Witalisa. Jak pamiętamy, poeta pisał o tym zwierciadle, że gdy czyhał ktoś na Lisa, powstawała na nim rysa.

   Otóż i teraz na idealnym wizerunku naszego nieszczęśliwego kraju pojawiła sie rysa i to nie byle jaka. Jak wiadomo, rząd pana premiera Tuska jest najlepszym z możliwych, a w nim, na podobieństwo perły w koronie, błyszczy postać ministra finansów Jacka „Vincenta” Rostowskiego. Z drugiej jednak strony mamy grono autorytetów moralnych, wśród których niekwestionowaną pozycję od co najmniej 22 lat zajmuje pan Leszek Balcerowicz. Wydawałoby się, że między panem Jackiem „Vincentem” Rostowskim, a panem Leszkiem Balcerowiczem jego bohaterami pozytywnymi, nie powinno być żadnej, nawet najmniejszej różnicy zdań. Tymczasem różnica jest i to nie byle jaka, bo dotyczy Otwartych Funduszy Emerytalnych, z których pan minister finansów chciałby wziąć do ZUS co najmniej 100 miliardów złotych, na co pan Leszek Balcerowicz się  zżyma. W rezultacie nie tylko „młodzi, wykształceni z wielkich miast”, co to wierzą we wszystko, co zobaczą w telewizji, albo przeczytają w „Gazecie Wyborczej”, ale również grono autorytetów moralnych – ma potężny dysonans poznawczy. Komu tu wierzyć? Czy panu ministrowi Rostowskiemu, który tyle razy udowodnił, jak bardzo pragnie naszego dobra nawet w sytuacji gdy tak niewiele juz nam go pozostało – czy też panu Leszkowi Balcerowiczowi, który przecież nie może się mylić?

   Żeby łatwiej wyrobić sobie pogląd w tej sprawie przypomnijmy, ze reforma ubezpieczeń społecznych nie tylko należała do pakietu wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka, u którego pan Leszek Balcerowicz, chociaż skromny wicepremier, decydował o wszystkich ważnych sprawach, zwłaszcza gospodarczych. Tak zwany „drugi filar” reformy, czyli Otwarte Fundusze Emerytalne, polega na tym, że część pieniędzy, jakie rząd grabi obywatelom pod pretekstem tak zwanej „składki”, przekazywana była tym funduszom, których operatorzy kupowali za to obligacje Skarbu Państwa, pobierając z tego tytułu sowitą „prowizję”. Gwarancję dla całego interesu stanowi budżet państwa, więc powiedzmy sobie szczerze; to, że pan profesor Leszek Balcerowicz nie dostał jeszcze nagrody Nobla z ekonomii, dowodzi rażącej niewdzięczności operatorów Otwartych Funduszy Emerytalnych. Pewnie z tego powodu pan minister Jacek „Vincent” Rostowski postanowił skubnąć ich, to znaczy pardon – nie tyle „ich”, co ich klientów, czyli nieszczęśliwych obywateli naszego kraju na 100 miliardów złotych – bo tyle akurat zabrakło mu w ZUS-ie. Wygląda na to, że niezależnie od tego, czy rację ma pan profesor Balcerowicz, czy pan minister Rostowski – rachunek będziemy musieli zapłacić my. Na osłodę pozostanie nam świadomość, że przynajmniej został w naszym nieszczęśliwym kraju pan Władysław Bartoszewski, nasz skarb narodowy. Skoro tak, to czyż wypada żałować tych głupich 100 miliardów, zwłaszcza że dziury w niebie też nie będzie?

red. Stanisław Michalkiewicz  

drukuj