Przemówienie papieża Franciszka wygłoszone podczas spotkania ekumenicznego z młodzieżą w luterańskim kościele św. Karola w Tallinie


Pobierz

Pobierz

Drodzy młodzi,

Dziękuję za wasze serdeczne przyjęcie, za wasze śpiewy i świadectwa. Jestem wdzięczny za miłe słowa biskupa Estońskiego Kościoła Luterańskiego, Urmasa Viilmy oraz za obecność Prezydent Republiki, pani Kersti Kaljulaid. Dziękuję także za obecność Przewodniczącego Rady Kościołów Estonii, arcybiskupa Andrésa Podera oraz innych przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich obecnych w tym kraju.

Zawsze świetnie jest się zgromadzić, dzielić się świadectwami życia, wyrażać to, co myślimy i czego pragniemy. Bardzo dobrze, gdy jesteśmy razem my, którzy wierzymy w Jezusa Chrystusa. Spotkania te urzeczywistniają marzenie Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy: „aby wszyscy stanowili jedno…aby świat uwierzył” (J 17, 21). Jeśli spróbujemy spojrzeć na siebie jako na pielgrzymów idących razem, to nauczymy się otwierać nasze serca z ufnością na towarzysza drogi, bez podejrzeń, bez nieufności, patrząc tylko na to, czego naprawdę poszukujemy: pokoju przed obliczem jedynego Boga. A ponieważ pokój wymaga zaangażowania osobistego, to zaufanie jest także czymś budowanym osobiście i jest źródłem szczęścia: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój” (Mt 5, 9).

Wielki obraz znajdujący się w absydzie tego kościoła zawiera zdanie z Ewangelii św. Mateusza: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Wy, młodzi chrześcijanie możecie utożsamiać się z niektórymi elementami tego fragmentu Ewangelii.

Wcześniej Mateusz mówi nam, że Jezus gromadzi frustracje. Najpierw narzeka, ponieważ zdaje się, że tym, z którymi dzieli życie, nic nie pasuje (por. Mt 11, 16-19). Wam młodym często się przytrafia, że otaczający was dorośli nie wiedzą, czego chcą lub czego po was się spodziewają. Czasami, gdy widzą, że jesteście bardzo szczęśliwi, są podejrzliwi, a jeśli widzą, że jesteście zrozpaczeni, relatywizują to, co wam się przydarza. W konsultacji poprzedzającej Synod, który wkrótce będziemy obchodzili i podczas którego podejmiemy refleksję na temat ludzi młodych, wielu z was prosiło, aby ktoś wam towarzyszył i rozumiał was nie osądzając oraz potrafił was wysłuchać, a także odpowiadać na pytania (por. Synod poświęcony młodzieży, Instrumentum laboris, 132). Nasze Kościoły chrześcijańskie – i śmiem powiedzieć, że wszelka działalność religijna zorganizowana instytucjonalnie – czasami sprzyjają postawom, w których łatwiej było nam mówić, doradzać, proponować na podstawie naszego doświadczenia, zamiast słuchać, pozwolić, byśmy się zastanowili i pouczyli, tym czym żyjecie. Wiemy, iż chcecie i oczekujecie „że nie będzie wam towarzyszył nieustępliwy sędzia lub lękliwy i nadopiekuńczy rodzic, generujący uzależnienie, ale ktoś, kto nie boi się własnej słabości i wie, jak sprawić, żeby jaśniał skarb, który nosi w sobie, jak gliniane naczynie (por. 2 Kor 4, 7)” (tamże, 142). Chcę wam dziś tutaj powiedzieć, że jeśli płaczecie, chcemy z wami płakać, towarzyszyć naszym aplauzem i śmiechem waszej radości, pomóc wam żyć naśladując Pana.

Jezus narzeka także na miasta, które odwiedził, dokonując w nich więcej cudów i okazując im większych gestów czułości i bliskości. Ubolewa, że brakuje im instynktu i, że nie uświadamiają sobie, iż przemiana, jaką przyszedł im zaproponować, była pilna, nie cierpiąca zwłoki. Posunął się nawet do stwierdzenia, że są bardziej uparte i zaślepione niż Sodoma i Gomora (por. Mt 11,20-24). A kiedy my dorośli zamykamy się wobec rzeczywistości, która jest już faktem, mówicie szczerze: „Czyż tego nie widzicie?”. A niektórzy odważniejsi mają odwagę powiedzieć: „Czyż nie zauważacie, że nikt już was nie słucha, że nikt wam nie wierzy?”. Naprawdę musimy się nawrócić, aby odkryć, że aby być przy was musimy obalić wiele istniejących sytuacji, które w ostatecznym rachunku was odsuwają. Wiemy – jak nam powiedzieliście – że wielu młodych ludzi o nic nas nie pyta, ponieważ „nie uważa Kościoła za partnera rozmowy znaczącego dla ich życia. Niektórzy, wręcz wyraźnie proszą, by zostawić ich samych, ponieważ odczuwają obecność Kościoła jako irytującą, a nawet denerwującą”. Są oburzeni skandalami seksualnymi i ekonomicznymi; brakiem zdecydowanej tolerancji zerowej wobec nich; brakiem umiejętności odpowiedniego zrozumienia życia i wrażliwości młodzieży z powodu braku przygotowania; czy też przypisywaniem jej roli biernej (por. Synod poświęcony młodzieży, Instrumentum laboris, 66). Oto niektóre z waszych próśb. Chcemy na nie odpowiedzieć, chcemy, jak sami mówicie „wspólnoty transparentnej, gościnnej, uczciwej, atrakcyjnej, komunikatywnej, przystępnej, radosnej i interaktywnej” (tamże, 67).

Przed usłyszanym przez nas fragmentem Ewangelii, który dominuje w tej świątyni, Jezus rozpoczyna wychwalając Ojca. Czyni to, ponieważ zdaje sobie sprawę, że tymi, którzy zrozumieli, którzy pojmują istotę Jego przesłania i Jego osoby to maluczcy. Widząc was, że jesteście zgromadzeni, by śpiewać, łączę się z głosem Jezusa i trwam w podziwie, że wy pomimo braku naszego świadectwa stale odkrywacie Jezusa w naszych wspólnotach. Wiemy bowiem, że tam, gdzie jest Jezus, tam też jest zawsze odnowa, zawsze jest szansa na nawrócenie, pozostawienia za sobą wszystkiego, co oddziela nas od Niego i od naszych braci. Tam gdzie jest Jezus, życie zawsze ma posmak Ducha Świętego. Wy, dzisiaj, jesteście tutaj aktualizacją tego cudu Jezusa.

Zatem tak, powtórzmy raz jeszcze: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Ale powiedzmy to będąc przekonanymi, że niezależnie od naszych ograniczeń, naszych podziałów, Jezus jest nadal powodem, dla którego tu jesteśmy. Wiemy, że nie ma większej ulgi niż pozwolić, by Jezus niósł nasze udręki. Wiemy również, że jest wielu, którzy wciąż Go nie znają i żyją w smutku i zagubieniu. Jedna z waszych znanych piosenkarek mniej więcej dziesięć lat temu w jednej ze swoich piosenek mówiła: „Miłość umarła, miłość minęła, miłość już tu nie mieszka” (Kerli Koiv, Love Is Dead). Wielu tego doświadczyło: widzą, że kończy się miłość ich rodziców, że rozpada się miłość nowożeńców, którzy dopiero co się pobrali. Doświadczają głębokiego żalu, gdy nikogo nie obchodzi, że muszą wyemigrować, aby szukać pracy, lub gdy patrzy się na nich podejrzliwie, ponieważ są obcokrajowcami. Mogłoby się zdawać, że miłość umarła, ale wiemy, że tak nie jest, i mamy coś do powiedzenia, coś do ogłoszenia, z niewieloma słowami, a wieloma gestami. Jesteście bowiem pokoleniem obrazu i działania przekraczającym spekulacje, teorie.

I tak podoba się Jezusowi; ponieważ przeszedł On czyniąc dobro, a kiedy umierał, wolał mocny gest krzyża od słów. Jesteśmy zjednoczeni wiarą w Jezusa i On czeka, abyśmy zanieśli Go wszystkim ludziom młodym, którzy utracili sens swego życia. Powitajmy razem tę nowość, którą Bóg wprowadza do naszego życia; tę nowość, która nas pobudza, abyśmy zawsze wychodzili na nowo, aby udać się tam, gdzie jest najbardziej zranione człowieczeństwo. Gdzie ludzie, niezależnie od pozorów powierzchowności i konformizmu, wciąż szukają odpowiedzi na pytanie o sens swojego życia. Ale nigdy nie pójdziemy samotnie: Bóg idzie wraz z nami. On nie boi się obrzeży, raczej sam stał się peryferiami (por. Flp 2, 6-8; J 1,14). Jeśli będziemy mieli odwagę wyjść ze swoich ograniczeń i udać się na peryferie, znajdziemy Go tam, bo Jezus idzie przed nami w życiu brata, który cierpi i jest odrzucany. On już tam jest (por. Adhort. ap. Gaudete et exsultate, 135).

Miłość nie jest martwa, wzywa nas i posyła. Prośmy o moc apostolską, byśmy nieśli Ewangelię innym i wyrzekli się czynienia z naszego życia chrześcijańskiego muzeum wspomnień. Pozwólmy, by Duch Święty skłonił nas do kontemplowania dziejów w perspektywie Jezusa zmartwychwstałego. W ten sposób Kościół będzie mógł iść naprzód przyjmując w sobie niespodzianki Pana (por. tamże, 139), odzyskując swoją młodość, radość i piękno oblubienicy, która idzie na spotkanie z Panem.

Tłumaczenie: Radio Watykańskie

drukuj