Prace z tezą

„Nasz Dziennik” ujawnia: Eksperci parlamentarnego zespołu smoleńskiego odpowiadają na 10 pytań pana Grzegorza Januszki, ojca stewardesy Natalii Januszko

1.Czy jest możliwe, żeby część skrzydła została urwana po zderzeniu z brzozą? Po pierwsze, z punktu widzenia położenia owego drzewa, a po drugie, z punktu widzenia jego grubości, technologii drewna, prędkości samolotu itp.?

– Jeśli skrzydło uderzy w drzewo z małą prędkością, to oczywiście tak. Wykonane dotychczas przez prof. Biniendę eksperymenty pokazują jednak, że dla warunków smoleńskich urwanie skrzydła Tu-154M po kolizji z takim drzewem nie jest prawdopodobne. Zdjęcia krawędzi przedniej slotu lewego skrzydła dowodzą, że nie było zniszczenia w miejscu potencjalnego zetknięcia z drzewem. Fakt, że to drzewo upadło prostopadle do toru ruchu samolotu, również zaprzecza hipotezie o złamaniu przez uderzenie skrzydłem. Tezie o urwaniu skrzydła przy zderzeniu z brzozą zaprzecza również obecność na pniu brzozy drzazgi, badania fragmentu brzozy zaprezentowane przez prof. Chrisa Cieszewskiego podczas I Konferencji Smoleńskiej, a także ekspertyza firmy ATM, producenta polskiej czarnej skrzynki. Określono w niej, że skrzydło najprawdopodobniej odpadło około 50 m za brzozą. Żaden ze świadków nie widział, aby samolot utracił skrzydło w czasie tego hipotetycznego uderzenia. Kwestię utraty skrzydła na brzozie można by jednoznacznie i bezdyskusyjnie zamknąć od strony naukowej badając wrak samolotu. Niestety, nie ma takiej woli politycznej, zaś niezależne badania wytrzymałościowe w Polsce są blokowane w bardzo prosty sposób: nie przyznaje się na nie finansowania, które de facto zależy od rządu.

2. Czy po rzekomym uderzeniu w drzewo na wysokości kilku metrów i urwaniu skrzydła samolot mógł się ponownie wzbić i wykonać tzw. beczkę?

– Jeśli samolot straci odpowiednio dużą część skrzydła, nierównowaga sił nośnych może spowodować obrót wokół osi podłużnej i utratę części siły nośnej, co powinno spowodować obniżenie lotu. Według danych przedstawionych przez obie komisje, tupolew w końcówce lotu zaczął się obracać i leciał przechylony na lewe skrzydło. Obie komisje oparły się jedynie na śladach, jak twierdzą, pozostawionych na drzewostanie przez Tu-154M. Nie tylko ukryły ostatni zapis TAWS (#38), podważający możliwość wykonania „beczki”, ale usunęły też z odczytów obu czarnych skrzynek (rosyjskiej i polskiej) zapisy dokonane w ciągu pół sekundy bezpośrednio za tym TAWS-em. Takiemu obrotowi, zapisanemu w raportach MAK i KBWL LP, zaprzeczają zapisy w rejestratorach parametrów lotu, naoczni świadkowie oraz rosyjski protokół z 10 kwietnia, w którym nie opisano charakterystycznych przycięć drzew, które wg komisji były niszczone, gdy samolot leciał już prawie do góry kołami. Również podana przez komisję Millera pozycja samolotu w momencie pierwszego uderzenia w ziemię jest niezgodna ze śladami pozostawionymi przez niego, widocznymi wyraźnie na zdjęciach satelitarnych (dwie równoległe bruzdy).

 

3. Czy i jak jest możliwe, że samolot spadający z kilku/kilkunastu metrów z prędkością ok 270-280 km/godz. mógł się tak doszczętnie roztrzaskać, uderzając w błotniste podłoże?

– Zarówno eksperyment z B727, który rozbił się, lecąc w sposób kontrolowany w pozycji normalnej na pustyni Sonora, jak i wirtualny eksperyment prof. Biniendy, pokazujący zachowanie tupolewa zderzającego się z ziemią w pozycji odwróconej, wskazują, że taka destrukcja samolotu od uderzenia w błotnisty grunt jest nieprawdopodobna. Podobnie jak komputerowy model prof. Biniendy zachował się choćby Tu-134 w Kirgistanie, Tu-154 w Delhi czy MD-11 w Newark. Należy pamiętać, że każda katastrofa ma swoją specyfikę. Często z katastrofą smoleńską porównuje się wypadek, gdzie samolot uległ podobnej fragmentacji. Chodzi o katastrofę Afriqiyah Airways Flight 771 w Tripoli. Tyle że znaczny stopień zniszczenia tego airbusa miał związek głównie z faktem, iż maszyna uderzyła w ziemię z dużymi prędkościami (480 km/godz. prędkości poziomej i 22 m/s w pionie), a po zderzeniu w ziemię wybuchł pożar. Natomiast naukowcy w Polsce od ponad roku zwracają uwagę, że kadłub tupolewa został rozerwany i „wywinięty” na zewnątrz, a nie zmiażdżony, a niektóre odłamki zostały odrzucone daleko na boki toru lotu, kiedy jeszcze samolot był w powietrzu. Wskazuje to, że oprócz uderzenia w ziemię do takiego stopnia destrukcji samolotu przyczynił się jeszcze wybuch.

 

4. Czy w podobnych katastrofach nie zdarza się, że część osób uchodzi z życiem? Samolot z prezydentem Mozambiku rozbił się, uderzając w bok góry z prędkością ok. 400 km/godz., pod kątem, a część osób przeżyła. Zdarzyło się to w latach 80., chodziło o Tu-134 – podobnej konstrukcji co Tu-154.

– Najczęściej wszyscy na pokładzie giną, gdy ulegający katastrofie samolot spada z dużą energią lub eksploduje czy też zapala się w nim paliwo. Jednak nawet w katastrofie airbusa w Tripoli jeden z pasażerów przeżył. Już niecałe pół godziny po katastrofie w Smoleńsku minister spraw zagranicznych wiedział, że „wszyscy zginęli”, a służby ratunkowe markowały działanie, nie udając nawet, że próbują szukać rannych i nieść pomoc ofiarom.

 

5. Czy badania wraku, jego zabezpieczenie, zabezpieczenie terenu oraz przeszukanie tego terenu, żeby znaleźć szczątki ofiar oraz dowody, uznają Państwo za odpowiednie?

– Wrak w ogóle nie był badany przez polskich ekspertów, co bez żenady potwierdził na konferencji w Kazimierzu nad Wisłą sam doktor Maciej Lasek. Jego zdaniem, prace komisji nie wymagały ani badania miejsca katastrofy, ani wraku. Do ustalenia przyczyn katastrofy KBWL LP wystarczyło badanie toru lotu tupolewa do zderzenia z brzozą. O przyjętej metodologii prac komisji Millera świadczy fakt, że nie przesłuchała ani jednego świadka, ponieważ – jak powiedział jej przewodniczący – „komisja nie jest od przesłuchiwania świadków, tylko badania czarnych skrzynek”. Należy podkreślić, że tych założeń nikt Polakom nie narzucił, przyjęli je sami. Jeśli takie było podejście naszych badaczy, trudno, aby uznać ich działania za wystarczające: one w ogóle nie miały miejsca. Za zabezpieczenie i przeszukanie terenu odpowiadała strona rosyjska, która – wbrew kłamliwym wypowiedziom minister Ewy Kopacz w Sejmie – nie dołożyła w tej materii należytej staranności. Świadczy o tym fakt, że jeszcze długo po katastrofie na wrakowisku przypadkowo znajdowano ludzkie szczątki, a części samolotu tuż po katastrofie były przesuwane, przenoszone i rozkradane.

Niewiele lepiej wyglądają prace prowadzone na zlecenie prokuratury, której biegli kilka razy jeździli badać wrak. O ogólnej jakości badań świadczy fakt, że ostatnio znaleziono w nim rzeczy osobiste jednej z ofiar, które leżały w nim prawie 3 lata. Na usprawiedliwienie prokuratorów można tylko zauważyć, że są związani przepisami o pomocy prawnej i nie mogą zrobić nic bez zgody i asysty Rosjan. Nie mają także żadnego wsparcia ze strony rządu. W tym kontekście sam fakt, że prokuratura wysłała do Smoleńska biegłych ds. materiałów wybuchowych, świadczy, że do ustaleń KBWL LP zachowuje ona bardzo duży dystans i w pewnych sprawach stara się działać tak samodzielnie, jak to tylko możliwe. Niestety, przekazuje przy tym opinii publicznej nie informacje, ale propagandę.

6. Czy posiadają Państwo wiedzę, jacy eksperci z Polski byli na terenie katastrofy i jakie badania zostały przeprowadzone bezpośrednio po katastrofie (godziny, dni)?

– Jeszcze przed przylotem polskich specjalistów, o godz. 15.30 minister Siergiej Szojgu oświadczył prasie, że analiza czarnych skrzynek trwa.

Polscy prokuratorzy wojskowi (m.in. K. Parulski i Z. Rzepa) pojawili się na miejscu katastrofy około godz. 18.00 10 kwietnia, natomiast Edmund Klich ze współpracownikami około 20.00. W pierwszym dniu Polacy nie przeprowadzili żadnych badań, natomiast kilku z nich eskortowało do Moskwy kartony, w których wg Rosjan miały znajdować się dopiero co podniesione z wrakowiska czarne skrzynki. Nikt ze strony polskiej nie sprawdził jednak zawartości kartonów, a w szczególności czy w domniemanych rejestratorach znajduje się taśma.

Ponieważ oficjalne prace nad czarnymi skrzynkami rozpoczęły się 11 kwietnia rano, oznacza to, że Rosjanie dysponowali nimi przez prawie dobę, niekontrolowani przez stronę polską. Polscy specjaliści w Moskwie nie mieli nawet aparatów fotograficznych, we wszystkim byli zdani na Rosjan. Pułkownik Rzepa wspominał, że brał udział w odsłuchiwaniu zapisu dźwiękowego… bez słuchawek.

Polscy prokuratorzy nie uczestniczyli w sekcjach zwłok, z wyjątkiem jednej.

Specjaliści z Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów kierowanych przez jego szefa – pułkownika Mirosława Grochowskiego (Bogdan Fydrych i Antoni Milkiewicz z zespołem) przylecieli do Smoleńska 11 kwietnia, przywożąc ze sobą aparaty fotograficzne i specjalistyczny sprzęt.

Polacy po miejscu katastrofy mogli poruszać się wyłącznie w towarzystwie Rosjan. Uczestniczyli w pracach dokumentacyjnych w dniach 11 i 12 kwietnia, chociaż nie do wszystkich sektorów mieli dostęp.

 

7. Czy cokolwiek – jeśli tak, to co – mogłoby wnieść powołanie międzynarodowej komisji bądź wznowienie pracy KBWLLP?

– Niestety, KBWL LP w obecnym składzie personalnym okazała się rażąco niekompetentna, a jej prace od początku były prowadzone „z tezą”. Oczywiście najlepiej byłoby, aby przyczyny katastrofy badała komisja międzynarodowa, chociaż bez dostępu do wraku i czarnych skrzynek nie ma możliwości, aby jednoznacznie i bezdyskusyjnie określić przebieg zdarzeń.

 

8. Czy badania w czasie sekcji zwłok i po nich, a także badania szczątków samolotu były na tyle szczegółowe, żeby potwierdzić bądź wykluczyć eksplozje na pokładzie samolotu?

– Według naszej wiedzy nie były, chociaż przyniosły kilka ustaleń, które wydają się świadczyć o tym, że wybuch jednak miał miejsce. Oczywiście, sama materia, którą poruszamy, jest bardzo delikatna, dodatkowo niektóre oświadczenia prokuratury w sprawie sekcji zwłok wprowadzają niepotrzebny zamęt i – jak się zdaje – służą „uspokojeniu opinii publicznej”, zamiast jej rzetelnego informowania. Wspomnę tylko tutaj, że kilkanaście ciał ofiar było poddanych działaniu bardzo wysokiej temperatury, zaś u jednej z ofiar, która nie chorowała na płuca, w czasie sekcji zwłok stwierdzono zupełnie niewytłumaczalną rozedmę płuc. Oczywiście, sekcje powtarzane w Polsce mają już mniejszą wartość merytoryczną z powodu czasu, który upłynął od katastrofy, ale popłoch, jaki wzbudziły wśród prokuratorów wnioski o obecność w czasie czynności niezależnego eksperta, każe sceptycznie podchodzić do ich oświadczeń. Do myślenia daje także nieopublikowanie – choćby cząstkowych – wyników badań zwłok detektorami materiałów wybuchowych.

Sprawa ostatecznego potwierdzenia obecności materiałów wybuchowych we wraku jest odkładana przez prokuratorów ad Calendas Graecas. Wypowiedzi niezależnych ekspertów i producentów wykrywaczy materiałów wybuchowych jednoznacznie zaprzeczają rewelacjom prokuratorów, według których nie ma różnicy między trotylem, wędliną, pastą do butów a zakrętkami do butelek.

Należy w tym miejscu przypomnieć, że żaden element wraku samolotu nie został przebadany na obecność materiałów wybuchowych na etapie przygotowywania raportu Millera. Przebadano wyłącznie kilka rzeczy osobistych ofiar, uprzednio starannie wyselekcjonowanych przez Rosjan. Zatem ich wartość dowodowa od początku była wątpliwa.

Z przykrością należy stwierdzić, że najpełniejszej (w miarę swoich możliwości) znanej analizy jednej z części wraku dokonały nie instytucje państwa polskiego, ale niezależny naukowiec, prof. Obrębski. Jego diagnoza, przedstawiona na Konferencji Smoleńskiej w 2012 roku, była jednoznaczna: fragment samolotu, rozerwany, wybrzuszony i z wewnątrz pokryty sadzą, został wyrwany z samolotu przez wybuch.

9. W jakim stopniu oceniają Państwo komitet MAK jako instytucję niezależną, międzynarodową, wiarygodną i taką, w której działaniu w sprawie katastrofy smoleńskiej nie zachodził konflikt interesów?

– MAK jest instytucją działającą w ramach Wspólnoty Niepodległych Państw. O jego wiarygodności świadczy uchwała rosyjskiej Dumy z 2003 roku: „MAK nie przyczynia się do zwiększenia bezpieczeństwa ruchu lotniczego. Jako organizacja międzynarodowa zwolniony jest z podatków, a jednocześnie czerpie ogromne zyski z certyfikacji lotnictwa. Jednoczesne przyznawanie certyfikatów i orzekanie o przyczynach katastrof doprowadziło do tego, że główną przyczyną wypadków lotniczych, którą orzeka MAK, stał się czynnik ludzki. Tym samym Komitet unika odpowiedzialności za katastrofy lotnicze, przenosząc ją na załogi samolotów. Działalność MAK na terytorium Federacji Rosyjskiej nie służy interesom kraju”.

MAK także w sprawie katastrofy smoleńskiej w oczywisty sposób był w konflikcie interesów – choćby dlatego, że certyfikował zakłady w Samarze, które remontowały polski samolot. Każda przyczyna katastrofy inna niż wina pilotów oznaczałaby dla Rosji problemy – od finansowych (w przypadku awarii sprzętu), do politycznych (w przypadku udowodnienia zamachu).

10. Czy istnieją inne instytucje/ośrodki, które uznają Państwo za kompetentne, wiarygodne w badaniu katastrof lotniczych, w szczególności mając na uwadze to, że nasz kraj jest członkiem NATO oraz UE? 

Takie ośrodki istnieją zarówno w strukturze UE, jak i NATO. Wymaga to jednak podjęcia działań przez rząd RP na arenie międzynarodowej. Od początku swojej działalności apelujemy o powołanie międzynarodowej komisji i uczestnictwo w prowadzonym śledztwie niezależnych ekspertów. Ze strony władz RP te apele są ignorowane, a czasami wręcz torpedowane.

Nasz Dziennik

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl