fot. https://www.facebook.com/Duszpasterstwo-Kobiet-Diec-Tarnowskiej-Obdarowana-Spotkania-dla-Kobiet-473558596744889/

„Obdarowana”: Piękno kobiet tkwi w miłości, jaką potrafią one obdarzać innych ludzi

Czym jest piękno kobiet? Czym jest kobiecość i jaki proces trzeba przejść, aby ją odkryć? Z Magdaleną Kleczyńską, żoną, mamą, liderką duszpasterstwa kobiet „Obdarowana”, rozmawia portal Radia Maryja.

Dziś na ulicach słyszymy „piekło kobiet”, ale chciałabym jednak podjąć temat, czym jest według Ciebie „piękno kobiet”?

Zawsze przypomina mi się cytat, który mnie bardzo porusza. Dotyczy on  prawdziwego wydarzenie, jakie miało miejsce w Medjugorie. Kilkanaście lat temu dzieci, które widziały Matkę Bożą, zapytały Ją: „ Dlaczego jesteś taka piękna?, „Co sprawia, że jak patrzymy, to nie możemy oderwać wzroku? Ona odpowiedziała: „Jestem piękna, bo kocham”. To mnie ogromnie poruszyło. Piękno kobiet tkwi w miłości, jaką kobiety potrafią obdarzać innych ludzi.

A czym jest ta miłość?

Miłość jest w dzisiejszym świecie bardzo dziwnie i różnie rozumiana. Mam na myśli miłość, która na pierwszym miejscu stawia dobro drugiego człowieka. To jest prawdziwa troska o jego dobro.

Powrócę do tematu kobiecości. Jak Ty odkryłaś swoją kobiecość? Jest to coś, co przychodzi naturalnie, czy jednak jest to proces, do którego się dojrzewa?

Myślę, że zdecydowanie jest to proces. Mi w tym bardzo pomogły rekolekcje ignacjańskie, w odkryciu siebie, wyciszeniu czy pokochaniu siebie. Chyba każdy z nas ma w życiu etap, kiedy musi stanąć w prawdzie, przed tym, kim jest, jakie ma ograniczenia, w jakiej rodzinie się urodził, co w moim życiu może mi nie odpowiada (jest trudem) i po prostu trzeba to zaakceptować. To jest pierwszy krok do tego, żeby pokochać siebie, a potem jest już łatwiej i zaczyna się regularna praca. Mnie w tym pomogła książka Johna Powella , amerykańskiego jezuity, „Twoje szczęście jest w Tobie”. Natomiast na rekolekcjach ignacjańskich rzeczywiście, kiedy był moment sam na sam z Panem Jezusem, moment wyciszenia, przemyślenia tego, kim chcę być w życiu, kim jestem, czy cieszę się ze swojej kobiecości, czy jest ona dla mnie bardziej jakimś trudem, czy darem (bo wiadomo, że jest też dużo trudu związanego z naszą fizjologią, hormonami, z tym, że kobiety są mocno emocjonalne). Często działamy szybciej niż myślimy. Nie chcę mówić stereotypowo, bo nie do końca zgadzam się z podziałem na cechy płci, że kobiety są „zawsze” takie, a mężczyźni to są „zawsze” tacy. To się gdzieś przenika i łączy, ale jednak pewne wyznaczniki, rysy osobowości kobiecej na pewno są, np. to, że kobieta jest bardziej relacyjna, że żyje w świecie relacji, ma intuicję, która jest rozwinięta w stosunku do drugiego człowieka, widzi więcej. Jeżeli ktoś ma inny ton głosu, spuści wzrok, gdy daje sygnały związane z jego samopoczuciem to kobieta to mocno wyłapuje,  bardzo często szybciej to dostrzega niż mężczyzna. Z drugiej strony, mamy rzeczy piękne, ale jednak trudne: hormony, sprawy związane z cyklem miesiączkowym, wrażliwością, która jest nieraz tak mocno rozwinięta, że jedno słowo wypowiedziane nie w tym tonie może bardzo nas dotknąć, zranić. Myślę, że poszukujemy również siebie w tej naszej kobiecości, żeby odkryć moc, piękno, takie coś, co sprawia, że kobieta po prostu cieszy się z tego, że jest sobą. Każda z nas ma w sobie coś innego, czym się w jakiś sposób warto zachwycić i odkryć swoje powołanie. Odkryć to coś, co sprawia mi największą radość, pasję.  Zrozumieć, to w czym moja kobiecość może najmocniej dać się światu i ukochanym osobom, które są wokół mnie.

Kto jest dla Ciebie autorytetem i wzorem kobiecości?

Przede wszystkim Maryja. Bardzo mocno przylgnęłam do Maryi, kiedy przeszłam przez 33 dni rekolekcji: „33 dni do chwały poranka”, z książką opracowaną według Ludwika Maria Grignion de Montfort. Kiedyś Matka Boża była dla mnie bardzo daleka i jako młoda dziewczyna nigdy nie miałam relacji z Maryją. Zawsze mi się wydawało, że ona jest idealna, że to jest figura w kościele, do której nie dorastam, że jestem pełna wątpliwości. Mam choleryczny charakter, więc zawsze było mnie pełno, lubiłam robić różne nowe rzeczy, a wydawało mi się, że Maryja jest cicha, spokojna, delikatna, więc nie mam szans, żebym była z Nią bliżej. Natomiast pierwszym momentem, kiedy zaprzyjaźniłam się z Matką Bożą, była chwila, kiedy straciliśmy nasze drugie dziecko, kiedy poroniłam w 9. tygodniu ciąży. Pamiętam, że w trakcie pogrzebu towarzyszyła mi myśl, że dziecko, które zanoszę do grobu, ono będzie miało lepszą mamę. Ta Mama, która jest w niebie, ona będzie potrafiła je kochać, jak nigdy ja nie dałabym rady, bo ona jest nieskończenie dobra, nie ma tych samych problemów, które mamy na ziemi. Ona jest najbliżej miłości, jak tylko może być, czyli samego źródła – Jezusa. To mnie bardzo pocieszyło i sprawiło, że nie popadłam wtedy w rozpacz  i ból po stracie dziecka. Wiedziałam, że się kiedyś spotkamy. Moje dziecko jest tam szczęśliwe i oddałam je po prostu Matce Bożej. Powiedziałam również, że nie ma mowy, żebym się teraz z Maryją nie zaprzyjaźniła, bo jak można nie przyjaźnić się z mamą mojego własnego dziecka. Potem zdecydowaliśmy całą rodziną zrobić rekolekcje zawierzenia Maryi. To był moment, kiedy czytaliśmy i rozmyślaliśmy, jak wyglądało życie Matki Bożej. Miała swoje problemy, pewnych rzeczy nie rozumiała, też się bała, też była człowiekiem. Nie była oderwana od rzeczywistości. Ogromnie mnie poruszyło, kiedy odkrywałam Jej serce, Jej patrzenie na rzeczywistość, przede wszystkim Jej miłość do Boga. Zachwyca mnie również Jej relacja z Bogiem i mocno chcę Ją naśladować. Proszę Ją, żeby mnie w tej relacji prowadziła.

Jakie kobiety mają na Ciebie wpływ? Czy kobiety, które Cię otaczają, są ważne?

Myślę, że kobiety w mojej codzienności (zauważyłam to szczególnie po urodzeniu dzieci), są niesamowitym darem. Na pewno jest to mama, która jest dla mnie niesamowitą kobietą i przykładem ofiarności. Moja mama jest osobą, która nigdy nikomu nie odmówiła pomocy nawet wtedy, gdyby było źle z jej zdrowiem. Wywołuje to nawet żarty w rodzinie, że mama to na wózku inwalidzkim z czwartego piętra zjedzie, ale pomoże. Kolejną osobą jest moja siostra, która wiele w życiu przeszła, a mimo wszystko nie poddała się,  walczy o swoich bliskich, swoją rodzinę, swoje małżeństwo. Jest też przykładem zasłuchania się codziennie w modlitwę i trwania przy Panu Jezusie. Pan Bóg obdarzył mnie obficie, bo mam takie ukochane bliskie trzy przyjaciółki, które są całkowicie inne, a jednak każda coś innego wnosi w moje życie i kiedy potrzebuję porozmawiać, kiedy potrzebuję się wyżalić, wygadać, to one są nieocenione, zwłaszcza że mamy podobny system wartości, podobne patrzenie na rzeczywistość. Dla mnie cenne w przyjaźni jest to, że w momencie kiedy zadzwonię, aby się wyżalić, one razem ze mną próbują szukać rozwiązania. One mnie wysłuchują. Nie zawsze stają po mojej stronie. Są pełne empatii do całego świata. To jest ogromny dar, który widzę na przestrzeni lat, że mam wokół siebie bliskie kobiety i że solidarność, szczerość w relacji jest bardzo ważna. Ostatnio miałam duży projekt do zrealizowania i jedna z nich zostawiła trójkę dzieci z mężem, żeby pojechać ze mną i mnie wspierać, a pozostałe dwie przyjaciółki zapewniały o modlitwie. Było to cenne. One naprawdę pamiętają, modlą się. Jestem dla nich ważna. Dla mnie ogromnie istotne jest to, żeby w przyjaźni nie było rywalizacji, bo my, kobiety mamy czasami tak, że się porównujemy (głównie, jeśli chodzi o piękno), dlatego cennym jest brak porównywania się  i wolność w relacji.

Jesteś mamą, żoną, liderką duszpasterstwa kobiet „Obdarowana”. Działasz w internecie, jesteś autorką książki. Która z tych ról jest dla Ciebie najważniejsza?

Zdecydowanie bycie żoną na pierwszym miejscu. Staram się dbać o to, żeby być dobrą żoną, chociaż nie zawsze mi to wychodzi. Natomiast mój mąż mi bardzo pomaga i  wspiera mnie w tym, ponieważ on się stara być dobrym mężem. Kiedy mam za dużo zadań, mój mąż mnie stopuje i mówi: „Słuchaj, za dużo już tego i nie dasz rady. Czas przystopować”. Słucham mojego męża, bo on, stojąc obok mnie, widzi więcej, bo pewnie bym się w tych zadaniach pogubiła i zatraciła. Bycie mamą to również ogromne wyzwanie.  Z jednej strony, ogrom miłości jakim dzieci mnie darzą, bo kiedy wyjechałam na dwa dni, mąż mówił, że dzieciaki chodziły po domu i popłakiwały, tęskniły. Jednak jak jestem, chociaż coś robię, ale jestem w domu, to one mają poczucie, że mama jest blisko. Mają poczucie, że jak coś im się stanie, to mama przyjdzie, pocałuje, przytuli, wysłucha. Czują, że są kochane. Z drugiej strony są sytuacje bardzo dużych wyzwań, kiedy każdy coś chce, kiedy się kłócą. W tym roku zaplanowaliśmy, że będziemy chodzić na Roraty. I chodziliśmy, ale wiązało się to z ogromnym trudem i wyrzeczeniem. Wstawaliśmy o piątej rano, choć Roraty były o 6.30. Zazwyczaj bywało tak, że żadne nie chciało się ubrać, nie chciało wstawać, potem nie chciało jeść tego, co akurat było na śniadanie. Po prostu życie w rodzinie. Myślę, że każdy, kto ma dzieci to rozumie. Jest to ogromne wyzwanie, ale też jest to najwyżej klasy lekcja miłości, cierpliwości i oddania się drugiemu człowiekowi. Dziesięć lat temu, gdy dzieci jeszcze nie miałam, moja miłość, cierpliwość i serdeczność do drugiego człowieka (nawet w bliskich kontaktach), nie była tak rozwinięta, ale się stała przy dzieciach: empatia, serdeczność, moje zrozumienie innych. Gdy słyszę, że ktoś ma problem, to autentycznie to przeżywam. Dawniej, nie mając takiej wrażliwości jak teraz przy dzieciach, tak bardzo nie przejmowałam się problemami innych. W hierarchii na kolejnych miejscach są moi rodzice, teściowie, rodzeństwo, długo, długo nic i reszta świata.

W swojej książce „Obdarowani sobą” stawiasz na relacje. Zachęcasz to tworzenia trwałych związków i pokazujesz, jak to robić. Dlaczego to jest tak ważny temat?

To bardzo dobrze widać dzisiaj, jak w trakcie pandemii wielu ludzi nie potrafi ze sobą rozmawiać. Bardzo dużo rodzin się kłóci. Gdy jest eskalacja problemów, które gdzieś w domach były „zamiatane pod dywan”, ale w momencie, gdy ludzie muszą ze sobą być 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu i to jeszcze przez kilkanaście tygodni, to wszystko wychodzi jakby „na wierzch”, pokazuje się bardzo wyraźnie, na jakim fundamencie budowaliśmy. Mając jedenastoletnie doświadczenie w pracy w poradni, widzę, że ludzie przychodzą z problemami, które dotyczą absolutnych podstaw. Ludzie nie rozumieją, że zakochanie w pewnym momencie się kończy i to, że w danej chwili mamy kryzys w małżeństwie. To nie znaczy, że się nie kochamy, tylko musimy nad związkiem popracować. Kompletnie nie mają pojęcia, jak to robić. Moja książka miała bardzo dużo opinii, nawet czasami zaskakująco-pozytywnych, gdzie ludzie piszą, że rzeczywiście pomogła im w budowaniu relacji. Myślę, że dla osób, które wiele lat pracują nad związkiem małżeńskim, jeżdżą na rekolekcje, są we wspólnocie, ta książka jest absolutnym przypomnieniem podstaw i daniem inspiracji do czegoś, co może gdzieś zakopaliśmy, zapomnieliśmy. Nie ukrywam, że ogromnym zaskoczeniem są dla mnie ludzie, których znam. Moi przyjaciele np. po przeczytaniu książki, chociaż mają doskonałe relacje w rodzinie, dziękowali mi i mówili, że dużo rzeczy zapomnieli, dużo rzeczy w komunikacji nie stosowali na co dzień np. reguła dobrego startu, dobrego stopu i odkąd zaczęli to stosować, to dużo lepiej funkcjonują w rodzinie.

Relacja z Panem Jezusem jest podstawą budowania trwałych więzi, ale co zrobić, jak ktoś nie wierzy i jest np. ateistą?

Warto mimo wszystko odwoływać się do wartości, które są uniwersalne: wierność, bezinteresowność, ofiarność, dojrzałość, bycie z kimś na dobre i na złe. Na pewno żyjąc w relacji z Jezusem jest nam dużo łatwiej to zrobić, ponieważ nawet jeśli sama nie mam w tym momencie ochoty budować, to robię to ze względu na kogoś, kto jest większy, kto jest wyżej, kto jest moim przyjacielem i wierzę, że tak trzeba. I przychodzi taki moment, że widzę efekty, owoce.

Czym dla Ciebie jest ta książka?

Chciałam zrobić poradnik, jakby w pigułce dla ludzi, którzy chcą wiedzieć, jak budować trwałe więzi, trwałe relacje na całe życie, żeby nie trzeba było czytać dziesięciu różnych książek. Zebrałam najważniejsze rzeczy w jednym miejscu, by każdy znalazł coś dla siebie. Coś, co mu pomoże budować trwałe i szczęściodajne więzi.

Dziękuję za rozmowę

Anita Suraj-Bagińska/radiomaryja.pl

***

„Życzę przede wszystkim tego, żeby Bóg przyszedł osobiście do każdego z Czytelników, żeby osobiście w każdym z Waszych serc się narodził i żebyście tak jak Maryja przyjęli go z otwartym sercem.  Tak jak Józef trwali przy Nim do samego końca, wiernie, a to bycie z Jezusem przynosiło w Waszym życiu prawdziwe szczęście. Żebyście już dzisiaj na ziemi byli ludźmi, którzy promieniują Jego miłością na innych”.

Magdalena Kleczyńska

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl