fot. pixabay.com

Nasz Dziennik: fiasko zielonej utopii

Pryska mit o stabilności i pewności współpracy gospodarczej z Rosją. Już nawet Berlin bardzo poważnie traktuje możliwość zakręcenia przez Rosję kurka z gazem. Prawdopodobnie na jesieni Moskwa zdecyduje się na ograniczanie dostaw błękitnego paliwa. Niemcy już przygotowują plan zmniejszenia zużycia gazu w gospodarce. W to miejsce ma wejść energia pozyskiwana ze spalania węgla i oleju. Wcześniej zakrojony plan odejścia od węgla do 2030 r. staje się więc nieaktualny – czytamy na łamach „Naszego Dziennika”. 

W obawie przed pogłębieniem kryzysu energetycznego Niemcy wracają do węgla.

– Węgiel musi wrócić do łask bez względu na to, co się stanie na Ukrainie. Nie potrzebujemy już więcej dowodów na to, jak ważna jest suwerenność energetyczna. A czarne złoto jest tym surowcem, którego w Europie – a zwłaszcza w Polsce – mamy jeszcze bardzo dużo – mówi „Naszemu Dziennikowi” dr Marian Szołucha, ekonomista z Instytutu Prawa Gospodarczego.

Z węgla kamiennego Niemcy chcą pozyskać dodatkowe 6,9 GW mocy, brunatnego – 1,9 GW, a ze spalania oleju – 1,6 GW.

W ostatnich dniach Komisja Europejska nakreśliła założenia planu REPowerEU, według którego do 2027 r. Unia ma się całkowicie uniezależnić energetycznie od Rosji. Jest on oparty na trzech filarach: gaz od innego dostawcy niż rosyjski, szybsze wprowadzanie OZE, a także oszczędzanie energii. W ocenie ekspertów Polskiego Instytutu Ekonomicznego plan ten jest nierealny. Z kolei kraje G7 po spotkaniu w Berlinie poinformowały, że świat musi odejść od węgla.

– Za naszymi plecami trwa starcie dwóch grup lobbingowych: przemysłu – który potrzebuje taniej i pewnej energii węglowej, oraz tzw. ekologów – optujących za dekarbonizacją. W tym sporze nie chodzi o klimat i planetę, ale o miliardy euro, które można zarobić, oraz o zapewnienie sobie monopolu na dostawę technologii – wskazuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Kazimierz Grajcarek, ekspert do spraw energetyki.

Po wznowieniu wojny na Ukrainie stało się jasne, że dotychczasowy system gospodarczy w Unii Europejskiej, oparty na szerokiej współpracy z Rosją, nie ma racji bytu. Rosjanie przez kilka miesięcy poprzedzających agresję na Ukrainę zwiększali presję na Europę, ograniczając dostawy gazu. Tym samym – jedną decyzją polityczną Kremla – ceny gazu i energii w Europie wystrzeliły do niespotykanego wcześniej poziomu. W tej sytuacji KE przedstawiła wizję uniezależnienia się UE od rosyjskich wpływów w energetyce. Proces odejścia Europy od dostaw z Rosji będzie długi i kosztowny. Jeżeli europejskie społeczeństwa miałyby ponieść ofiarę z tego tytułu, to warto, żeby te działania były logiczne.

Komisja Europejska planuje jednak obronę dotychczas obranej ścieżki z pewnymi elementami modyfikacji. Podtrzymuje swoje wcześniejsze założenia redukcji emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 r. w stosunku do poziomów z 1990 r. Co więcej, Europa ma stać się do 2050 r. kontynentem neutralnym klimatycznie. Dotychczas Europa kupowała od Rosji 155 mld m sześc. gazu rocznie. Według optymistycznych założeń Brukseli – jeszcze w tym roku – rosyjskie dostawy mogą zmniejszyć się o dwie trzecie. Do uniezależnienia Europy od Rosji ma dojść dzięki poszukiwaniu nowych dostawców gazu. Obok tego Unia Europejska miałaby jeszcze bardziej radykalnie forsować odnawialne źródła energii, a także przeprowadzić inwestycje pozwalające na oszczędzanie energii. Według wyliczeń inwestycje w OZE mają objąć 86 mld euro. Aż 27 mld ma zostać przeznaczone na infrastrukturę wodorową, 29 mld euro na sieci energetyczne, a 56 mld euro na oszczędność energii i pompy ciepła.

Zatrzymać dekarbonizację

Polski Instytut Ekonomiczny ocenia, że ten plan jest mało realny bez uwzględnienia produkcji energii z dwóch stałych źródeł – węgla i atomu. Co prawda, KE dopuszcza odłożenie w czasie wygaszania elektrowni węglowych i atomowych, jednak te źródła produkcji energii, a zwłaszcza węgiel, traktowane są jako zło konieczne.

– Mam nadzieję, że obłędny trend dekarbonizacji zostanie zatrzymany, zwłaszcza że odbywa się on pod zasłoną rzekomej troski o środowisko naturalne i klimat. Przecież nowoczesne technologie spalania węgla na skalę przemysłową już dawno przestały szkodzić środowisku w takim stopniu, jaki przedstawia lobby pseudoekologiczne – podkreśla dr Marian Szołucha.

Kazimierz Grajcarek przyznaje, że tylko trzy źródła produkcji energii gwarantują pewność dostaw.

– Są to węgiel, atom i gaz. Skoro jednak Europa nie ma swojego paliwa atomowego oraz wystarczającej ilości pokładu gazu, węgiel jest tym surowcem, który powinien stanowić podstawę budowy suwerenności energetycznej. Bezpieczeństwo oparte na OZE jest fikcją. Problemy w energetyce dalej zostaną nierozwiązane, jeżeli nie oprzemy się na pewnych źródłach, a do nich należy m.in. węgiel – akcentuje Kazimierz Grajcarek.

Z tej możliwości korzystają Niemcy. I chociaż współtworzący rządzącą koalicję Zieloni odpowiadają za sprawy związane z energetyką – ministrem gospodarki i ochrony klimatu jest ich polityk Robert Habeck – to kierowany przez niego resort już przygotowuje się na szersze sięgnięcie po węgiel. Będzie to tym istotniejsze, że Berlin nie ma zamiaru rezygnować z wyłączenia elektrowni atomowych do końca 2022 r.

„Musimy zakończyć wycofywanie węgla w Niemczech do 2030 r. W obecnym kryzysie jest to ważniejsze niż kiedykolwiek. Po drodze musimy jednak wzmocnić nasze środki ostrożności i utrzymać elektrownie węglowe w rezerwie na dłużej” – brzmi stanowisko niemieckiego resortu gospodarki i ochrony klimatu.

Gospodarka Niemiec miałaby sięgnąć po 26 nowych bloków – 15 opartych o spalanie węgla kamiennego, 5 wykorzystujących węgiel brunatny i 6 produkujących energię ze spalania oleju. Dzięki temu ma zyskać dodatkowe 10,4 GW. W przeszłości Berlin płacił elektrowniom węglowym za ich wcześniejsze wyłączanie. Czas pokazał, że to był błąd.

– To wszystko stawia pod dużym znakiem zapytania sens dotychczasowej niemieckiej Energiewende. Chociaż już w przeszłości Niemcy wielokrotnie udowadniali, że gdy chodzi o ich interes, to najważniejsza jest bezwzględna kalkulacja, a wszelkie idee – nawet najpiękniejsze – muszą ustąpić – wskazuje Kazimierz Grajcarek.

Dodatkowy podatek

Inflacja, rosnące ceny energii są dzisiaj jednym z poważniejszych problemów Europy. Wielka Brytania już ogłosiła warty 15 mld funtów pakiet wsparcia dla gospodarstw domowych zmagających się z rosnącymi kosztami życia. Ma on być finansowany m.in. z opodatkowania ogromnych zysków spółek naftowych i gazowych. Jak podkreśla dr Marian Szołucha, wysokie ceny energii – także w Polsce – nie znajdują swojego ekonomicznego uzasadnienia.

– Wzrost cen energii, który obecnie obserwujemy, jest szalony. Nie da się go wytłumaczyć racjonalnymi argumentami. Obawiam się, że jedynym powodem zaistnienia tej sytuacji są spekulacja i manipulacja. Stosowne organy kontrolne muszą sprawdzić, jaki jest tego powód. W mojej ocenie nie ma to nic wspólnego z ekonomią – akcentuje ekspert.

– To powinien być też powód do refleksji. Dlaczego nie robimy porządku na własnym podwórku? Już teraz trzeba się zająć zielonymi certyfikatami, które podnoszą ceny energii dla firm i gospodarstw domowych. A pieniądze z nich pochodzące wypływają za granicę do wąskiej grupy uprzywilejowanych inwestorów – wskazuje ekonomista.

Jak dodaje, dotychczas rząd poprzestał jedynie na obniżeniu podatków, a wadliwa konstrukcja systemu energetycznego jest podtrzymywana.

– Wypowiedzi przedstawicieli rządu o systemie EU ETS to zabieg PR. Nikt w Europie tego nie poprze. Tego się nie mówi, ale rząd dostaje ogromną ilość darmowych uprawnień do emisji, które może sprzedać na giełdzie, i zarabia na tym miliardy euro – mówi „Naszemu Dziennikowi” prof. Władysław Mielczarski.

Jak wyjaśnia, to sprawia, że politycy, którzy rządzą krajem, uważają, że system EU ETS jest korzystny.

– Pozwala ściągnąć ze społeczeństwa ogromne pieniądze, nie nazywając tego podatkiem, bo odbiorcy płacą za droższą energię, a pieniądze idą do rządu. Przygotujmy się na wysokie ceny energii – podnosi rozmówca.

Giełda EEX poinformowała, że Polska sprzedała na środowej aukcji łącznie 2 mln 658 tys. uprawnień do emisji CO2 po 80,43 euro/EUA. Z kolei na wcześniejszej aukcji, która odbyła się 11 maja 2022 roku, sprzedane przez nasz kraj uprawnienia kosztowały 89 euro/EUA. Z danych resortu klimatu i środowiska wynika, że w latach 2013-2021 na sprzedaży uprawnień do emisji CO2 na aukcjach nasz kraj zarobił blisko 60 mld zł. Aż 51 mld zł z tej sumy miało trafić do budżetu państwa. Co trzeba zauważyć, 25,3 mld zł z tej kwoty pozyskano w 2021 roku, gdy już wielu Polaków mierzyło się z astronomicznymi rachunkami za prąd.

Rafał Stefaniuk/Nasz Dziennik

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl