Kamuflaż utrudnia identyfikację

Z Janem Marią Jackowskim, publicystą, byłym przewodniczącym sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, rozmawia Anna Ambroziak



Nie odnosi Pan wrażenia, że kariera słowa „kompromis” osiągnęła apogeum?

– Po latach naiwnego przekonania, że dialogujące ze sobą strony mają dobrą wolę i rzeczywiście poszukują rozwiązań, które łączą, okazuje się, że kompromis czy mówienie o swoiście rozumianym dialogu było instrumentem służącym przede wszystkim do wypłukiwania z przestrzeni publicznej dziedzictwa chrześcijaństwa. W środowiskach ludzi dobrej woli, nie tylko katolickich, którym bliskie są podstawowe wartości, w tym prawo do życia człowieka w całym zakresie, nasiliło się po tym doświadczeniu przekonanie, że trzeba wyraźnie artykułować podstawowe prawdy w przestrzeni publicznej. Potrzebni są świadkowie, którzy odwołując się do tego katalogu wartości, przykładem swego życia i swoją działalnością będą ukazywali wierność temu, co głoszą.

Dziennikarz, który jest katolikiem, człowiekiem wierzącym, wykonując swoje powołanie – bo dziennikarstwo jest powołaniem; sam jestem dziennikarzem od prawie 30 lat – nie przestaje być wierzącym w trakcie wykonywania swojego zawodu. Obowiązują go takie same reguły zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.

Czasami jednak trudno zachować taką postawę.

– Może wówczas się okazać, że kompromis, czyli tkwienie w takiej redakcji i staranie się o dobro wspólne w takim środowisku, ma swoje granice.

Uważam, że współczesny świat wymaga świadków i twórczej obecności katolików szczególnie w newralgicznych dla społeczeństwa obszarach życia, zarówno w gospodarce, w mediach czy edukacji, jak i polityce. Nie można uciekać od świata. Dlatego nie jestem zwolennikiem wycofywania się, ale pełnej obecności, jednak przy świadomości, że jest granica, której nie można przekroczyć.

Wszyscy prelegenci byli zgodni co do tego, że nie ma kompromisów, jeśli chodzi o sferę moralną… Czy, Pańskim zdaniem, naprawdę większość mediów godzi się na takie kompromisy?

– W wielu mediach mamy wypaczoną wizję kompromisu. Jeżeli ktoś jest za pełną ochroną życia, a ktoś inny za wybiórczą, to zróbmy wyjątki i będzie „kompromis”. Ale to oznacza zgodę na zło i bezkarne zabijanie pewnej wykluczonej z ochrony prawnej grupy ludzi. Trwająca od wielu miesięcy debata o in vitro pokazuje, że nawet wielu wiernych jest zagubionych i nie rozumie istoty problemu, a niektórzy ludzie, przedstawiani publicznie jako katolicy albo sami się powołujący na bycie katolikami, prezentują poglądy sprzeczne z Magisterium Kościoła. W ten sposób rodzi się dezorientacja i zamieszanie. Bo nawet wśród ludzi wierzących pojawia się refleksja oparta na lansowanej w środowiskach laickich tezie godzącej w godność i prawo do życia każdego, że „Kościół, mówiąc 'nie’ in vitro, stoi na drodze szczęścia par, które inaczej nie mogą cieszyć się potomstwem”. Ale nie mówi się, że to „szczęście” jest okupione unicestwianiem wielu istnień ludzkich. Pod hasłem „kompromisu” dochodzi do manipulacji prawdą o istocie tego, co oznacza zapłodnienie pozaustrojowe.

Tworzenie zdrowej opinii publicznej jest nieodzownym warunkiem ochrony człowieka i wspólnoty lokalnej, społecznej i narodowej, w której żyjemy na co dzień. Problemem Polski jest nie tylko to, że są ludzie, którzy podważają społeczne zdrowie moralne, tożsamość narodową, walczą z krzyżem czy podejmują jeszcze inne działania tego rodzaju, ale również fakt, że do uprawiania swojego procederu posługują się kamuflażem, który utrudnia jego identyfikację, ocenę i zajęcie stanowiska.

Co w tej sytuacji należałoby robić?

– Warto się odwołać do przykładu amerykańskiego. W bardzo spluralizowanym społeczeństwie amerykańskim niewątpliwie społecznej odwagi wymaga odmawianie udzielania Komunii św. osobom, które publicznie kwestionują prawo do życia lub działają przeciwko życiu. A coraz więcej biskupów i kapłanów w Stanach Zjednoczonych decyduje się na odmowę. Przewodniczący Konferencji Biskupów USA ks. kard. Francis George pod prąd politycznej poprawności skrytykował nadanie przez katolicki Uniwersytet Notre Dame doktoratu honoris causa Barackowi Obamie, powszechnie znanemu zwolennikowi aborcji.

W spluralizowanych społeczeństwach coraz częściej, po negatywnym doświadczeniu różnego rodzaju „kompromisów”, które prowadziły do rozmycia, nasila się postawa „znaku sprzeciwu” oraz świadka prawdy. Ludzie dobrej woli, jako pojedynczy obywatele oraz w sposób zorganizowany, mogą bardzo wiele zrobić dla oczyszczania atmosfery i odtwarzania autentycznej opinii publicznej – moralnego odrodzenia życia publicznego. Wtedy bardziej poczujemy się u siebie, a mniej gośćmi we własnym domu. Media katolickie mają w tym zakresie ogromne zadanie. Szczególnie dziś potrzebne jest zatem jasne i jednoznaczne przedstawianie w przestrzeni publicznej podstawowych prawd oraz obrona człowieka przed koncepcjami i ideologiami, które prowadzą do unicestwienia naszej cywilizacji.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl