Fotografie z myślą o Bogu

Z Adamem Bujakiem, światowej sławy artystą fotografikiem, rozmawia Bogusław Rąpała

Pański najnowszy album poświęcony sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie nosi tytuł „Łagiewniki. Szansa dla świata”. Bóg daje człowiekowi wiele szans na zbawienie duszy. Co świadczy o wyjątkowości tej, której doświadczamy w łagiewnickim sanktuarium?
– W dzisiejszym świecie, który jest pełen brudu, nienawiści, pogardy dla dobra, miłości i rodziny, Łagiewniki są ważnym symbolem miłości i pojednania. Tam spotykają się ludzie różnych ras, narodowości i wyznań. Jest to miejsce uzdrowienia i pojednania z Panem Bogiem. Mówi się o kryzysie wiary, a tymczasem z każdego zakątka Polski do Łagiewnik przybywają tysiące ludzi, podobnie zresztą jak na Jasną Górę, do Kalwarii Pacławskiej czy Kalwarii Zebrzydowskiej i wielu innych miejsc kultu religijnego.

Jak Pan, jako fotograf, starał się przybliżyć tajemnicę Bożego Miłosierdzia?
– To nie dotyczy mnie tylko jako fotografa. Owszem, jestem zawodowcem, ale przede wszystkim jestem człowiekiem wiary. Album o Łagiewnikach tworzyłem na kolanach, to była również moja modlitwa, osobiste przeżycia, a nie tylko pstrykanie zdjęć. Zresztą podobnie podchodziłem do innych moich albumów, których w sumie powstało już ponad 130. Każdy z nich był robiony z myślą o dobru, z myślą o Panu Bogu.

Mija już dziesięć lat od konsekracji bazyliki w Łagiewnikach przez błogosławionego Jana Pawła II. Jakie są konkretne owoce istnienia tego sanktuarium?
– Przede wszystkim są to rosnące rzesze pielgrzymów, wśród których jest bardzo dużo ludzi młodych. Żyję już siedemdziesiąt lat, ale jeszcze nie widziałem tylu osób przystępujących do Komunii Świętej, i to nie przy okazji Świąt Wielkanocnych czy Bożego Narodzenia, ale w czasie zwykłych niedziel. Jeżdżąc po świecie, jestem świadkiem, jak bardzo rośnie pobożność eucharystyczna. To jest piękne i pocieszające.

O czym to świadczy?
– O tym, że nie możemy powiedzieć, iż religia upada. Fotografując różne wydarzenia, widzę ludzi, którzy w wielkim skupieniu i z miłością idą do Pana Boga. Owszem, są tacy, którzy próbują walczyć z Kościołem, ale moim zdaniem jest to walka z wiatrakami. Tak jak walką z wiatrakami jest nieprzyznanie Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. Bo wcześniej czy później tę koncesję dostanie.

Czym Łagiewniki są dla samego Krakowa?
– Czymś w tej chwili nierozerwalnym – Kraków bez Łagiewnik nie istnieje. Ogromna liczba ludzi wierzących i turystów nie wyobraża sobie wizyty w królewskim mieście bez modlitwy w sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To właśnie ich mogłem pokazać w moim albumie. Piękne, wyrażające skupienie twarze, jaśniejące przed obliczem Pana Jezusa Miłosiernego – one mówią najwięcej. To wspaniały widok.

Na zdjęciach pojawia się bł. Jan Paweł II, któremu zawdzięczamy to sanktuarium. Pan dużą część swojego życia spędził u jego boku.
– 43 lata…

Czym był dla Pana ten czas?
– To było moje wielkie powołanie. Obserwowałem i dokumentowałem pontyfikat Ojca Świętego w najróżniejszych sytuacjach, podczas podróży i audiencji oraz zupełnie prywatnie. Mógłbym bez końca opowiadać o przeżyciach, których dane mi było doświadczyć przy Karolu Wojtyle, w czasach gdy jeszcze był biskupem, arcybiskupem i kardynałem, a potem podczas pontyfikatu. Miałem możliwość fotografować Ojca Świętego także po śmierci, złożonego na katafalku. To było dla mnie traumatyczne przeżycie. Patrzyłem na jego martwe ręce i myślałem: „Boże, byłem świadkiem dokumentującym chwile, gdy Ty, Ojcze Święty, wyciągałeś te ręce do milionów ludzi na całym świecie”. To pozostało na zdjęciach, filmach, a przede wszystkim w naszych wspomnieniach i sercach. Pozostał w nich ten wielki, wspaniały Namiestnik Chrystusa.

Która z pielgrzymek papieskich utkwiła Panu najbardziej w pamięci?
– Poza podróżami do Polski, wizyta Papieża w Ziemi Świętej. Bo przecież stamtąd wyszedł Pan Jezus, tam wszystko się zaczęło. Największym moim marzeniem było wtenczas wejść z Ojcem Świętym do wnętrza Grobu Chrystusa. Myślałem sobie jednak: „Bujak, ty chyba zwariowałeś, przecież to niemożliwe. Tysiące dziennikarzy z całego świata marzy o tym samym”. I wtedy, gdy Ojciec Święty wsuwał kartkę w załom Ściany Płaczu w Jerozolimie, rzecznik prasowy Stolicy Świętej Joaquín Navarro-Valls wręczył mi znaczek orszaku papieskiego ze słowami: „Idzie pan z Janem Pawłem do grobu Chrystusa”. Nogi się pode mną ugięły, myślałem, że to żart albo sen. Ale to był fakt… Tak spełniło się największe marzenie mojego życia dotyczące Jana Pawła II. Oprócz mnie do grobu weszli Arturo Mari oraz operator watykańskiej telewizji. Setki innych reporterów musiało pozostać na zewnątrz – z ogromnymi obiektywami tkwili na dachach i wszędzie, gdzie się tylko dało. Pomyślałem sobie, że mam wielkie szczęście dane mi od Pana Boga. W grobie zrobiłem może z pięć zdjęć, ale było to moje największe mistyczne przeżycie.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że jako dziecko chciał zostać księdzem. Potem zmienił Pan jednak decyzję i rozpoczął swoją przygodę z fotografią. Dlaczego?
– Byłem bardzo ruchliwym dzieckiem i doszedłem do wniosku, że praca twórcza pozwoli mi zagospodarować tę energię oraz w jakiś sposób mnie uskrzydli. Tak też się stało. Najpierw zdobyłem dyplom fotoreportera prasowego, a potem, po zdaniu wszystkich egzaminów stałem się artystą fotografikiem. Ale dyplom nigdy nie był dla mnie najważniejszy, bo przecież nie on decyduje o tym, czy ktoś jest twórcą czy nie. To pomysły, które się rodziły, były najważniejsze, a wykształcenie dało mi warsztat. Inspiracją był dla mnie zawsze Kościół, od samego początku.

To odważny wybór, zważywszy na czasy, w których Pan dorastał.
– Napotykałem wiele problemów. Pytano mnie, po co to robię. Już jako młody człowiek angażowałem się w podejmowanie tematów związanych z Kościołem i narodową martyrologią. Mój pierwszy album był o Auschwitz.

Czuje się Pan spełniony jako artysta fotografik?
– Cały czas realizuję swoje marzenia. Objechałem z aparatem fotograficznym cały świat. Za czasów pieriestrojki przemierzyłem Rosję. Czteroletnia wędrówka przez ten kraj zaowocowała albumem „Ruś. Tysiąc lat chrześcijaństwa”. Zrobiłem też dwa albumy o Lourdes i kolejne dwa o Fatimie. W czasie mojej wizyty pozwolono mi sfotografować kulę, która ugodziła Jana Pawła II. Aby mi to umożliwić, zdjęto nawet koronę z głowy Matki Bożej, w której kula jest umieszczona. Pamiętam ten moment, gdy zdejmowano figurę fatimską, następnie odkręcono i podano mi koronę. Spociłem się z wrażenia. Potem przez blisko godzinę mogłem robić jej zdjęcia. Do tej pory się wzruszam, gdy to wspominam.

Jesteśmy świadkami coraz większego postępu w dziedzinie fotografii. A jak w ciągu ostatnich dziesięcioleci zmieniła się praca fotografa?
– Telewizji – za wyjątkiem Telewizji Trwam – prawie nie oglądam, bo nie mogę znieść tego wszystkiego, co się dzieje. To samo dotyczy fotografii. Gdy przechodzi się obok kiosku, w oczy kłują różne gadzinówki. Przebija z nich pogoń już nawet nie za nagimi kobietami, ale za ludzkim brudem, za tym, przed czym zawsze uciekaliśmy. A teraz te brudy codziennie pokazuje się w tysiącach, jeśli nie w milionach gazet. Smutne, że są ludzie, którzy to kupują.

Misja fotografa ginie?
– Nie mówię, że ginie. Są jeszcze tacy, którzy poszukują. Ale kiedy patrzę na to, co pokazują młodzi ludzie np. podczas organizowanego w Krakowie Miesiąca Fotografii, przeraża mnie to, bo jest to fotografia kompletnie o niczym. A do tego są bardzo zarozumiali, aroganccy, wydaje im się, że są wielkimi mistrzami. A tymczasem do mistrzostwa dochodzi się po wielu latach ciężkiej, wytężonej pracy. Teraz nie liczy się jakość, ale jakieś potworne dziwactwo. Trudno zdjęcia wykonane przez tzw. paparazzich nazywać fotografią. To jest zwykła, obrzydliwa harówka, po której oprócz skazy na całe życie nic nie zostanie. A po nas mam nadzieję, że tak.

Czym w takim razie powinna charakteryzować się dobra fotografia?
– Powinna iść za dobrem, pokazywać je. Jak pan wie, dobro w odróżnieniu od zła jest mało spektakularne. Fotograf powinien nieraz usiąść i pomyśleć nad kadrem, nad kompozycją, nad pejzażami czy portretami, które chce sfotografować.

Co radziłby Pan młodemu fotografowi, który rozpoczyna pracę fotoreportera?
– Powiedziałbym mu, żeby przede wszystkim nie wyłączał myślenia. I żeby nie brakowało mu pokory, kiedy bierze aparat do ręki.

Czy w tym zawodzie pokora nie stawia na gorszej pozycji? Do czego fotografowi jest potrzebna?
– Chociażby po to, żeby nie używał łokci do swojej pracy. Żeby nie zasłaniał innym. Jestem po szkole rzymskiej i tam nie do pomyślenia jest, żeby ktoś nagle stanął plecami przed grupą fotoreporterów, bo natychmiast zostałby przez nich wypchnięty. A u nas jest to niestety możliwe i często się zdarza. Brakuje takiego myślenia, że pracujemy w pewnej grupie i że każdy musi przynieść do redakcji to konkretne wydarzenie zawarte w fotografii. W środowisku fotograficznym spotykam wielu młodych ludzi, którzy są bardzo zarozumiali. I kompletnie nie wiem dlaczego.

Nad czym Pan obecnie pracuje?
– Nie chciałbym wszystkiego zdradzać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w dalszym ciągu próbuję oddać relacje między Panem Bogiem a człowiekiem. Skupiam się też nad pokazaniem nowej wizji Krakowa. Będzie to któryś z kolei album o tym mieście po „Królewskim Krakowie”, który – mimo że został wydany kilkanaście lat temu, gdy Kraków został europejską stolicą kultury – ciągle cieszy się dużą popularnością. Ale już mi powiedziano w Białym Kruku: „Myśl o nowym Krakowie”. I tak już myślę od kilku lat.

Dziękuję za rozmowę.

Patronat medialny nad albumem

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl