Zapomniano o człowieku

Z o. Pawłem Bieleckim-Kuryszem, kapucynem, od września 2003 roku

pracującym w Libanie, rozmawia Małgorzata Bochenek

Na czym polega praca Ojców Kapucynów w Libanie?

– W Libanie przebywam od 3 lat. Nasza misja kapucyńska nie jest typową misją religijną jak w Afryce czy Ameryce Łacińskiej. Koncentrujemy się na edukacji, prowadzimy szkoły, do których zapraszamy młodzież z biedniejszych środowisk. Zorganizowaliśmy dla osób potrzebujących bezpłatne przychodnie lekarskie, które wypełniają lukę medyczną w tym kraju, gdyż służba zdrowia jest tam bardzo droga…

Nasza działalność jest skierowana przede wszystkim do każdego, kto potrzebuje pomocy, bez względu na opcje religijne, polityczne czy społeczne. Nie chcemy nawracać muzułmanów, gdyż to nie jest naszym celem samym w sobie. Chcemy prowadzić dialog, który podpowie nam rozwiązania, jak dalej żyć. Moja obecność tam wiąże się również z troską o prawa człowieka, o które trzeba się dzisiaj dopominać coraz bardziej. Okazuje się – co pokazała także ostatnia wojna – że o człowieku jakby zapomniano.

A jaka jest sytuacja chrześcijan w Libanie?

– Wspólnotą chrześcijańską rozpoznawalną w Libanie są maronici. Oni stanowią większość wśród chrześcijan, ale są także przedstawiciele Kościoła chaldejskiego czy melkici.

Liban jest dzisiaj krajem muzułmańskim. Nie można jednak powiedzieć, że są jakieś większe konflikty na tle religijnym, może jedynie w niektórych mniejszych dzielnicach.

Ostatnio w naszych relacjach z muzułmanami najbardziej zaszkodziły nam karykatury Mahometa, dość kontrowersyjne publikacje niszowej duńskiej gazety. Reakcja świata muzułmańskiego pokazała, jak bardzo Arabowie bronią swojego sacrum. Ta sytuacja wywołała spore napięcia między chrześcijanami a muzułmanami w Libanie, jedna ze świątyń chrześcijańskich została zaatakowana podczas demonstracji, w czasie której nawet wojsko uciekło.

Jednak generalnie gdyby nie wątki polityczne, skandaliczne publikacje, to możemy powiedzieć, że nasza współpraca układa się dość dobrze, choć może nie tak, jak byśmy wszyscy tego pragnęli.

Proszę podzielić się refleksją na temat przestrzegania praw człowieka w regionie, w którym Ojciec prowadzi działalność.

– Kiedy mówię studentom na wykładach o prawach człowieka na Bliskim Wschodzie, na twarzach pojawia się uśmiech. Historia nam pokazuje, że prawa człowieka na Bliskim Wschodzie są tematem drażliwym. Sama kwestia pojęcia „prawa człowieka” nie jest klarowna.

Jeżeli chodzi o przestrzeganie praw człowieka na Bliskim Wschodzie, obecnie jest na pewno lepiej, niż było kiedyś. Oczywiście mogłoby być jeszcze lepiej, niż jest teraz. Nie wszystkie rządy państw arabskich chcą ratyfikować konwencje ustalone i przyjęte pod kątem praw człowieka. Podpisują, ale nie ratyfikują, tzn., że dokument tak naprawdę dla nich nie istnieje. Do ciężkich prac zatrudniani są nieletni. Obserwujemy ogromne problemy z przemocą w rodzinie. Zauważamy spore kłopoty ze służbą medyczną. Najubożsi, którzy nie mają ubezpieczeń, nie mogą korzystać z państwowej opieki zdrowotnej. Stąd pomysł przychodni dla najuboższych, o której już wcześniej wspomniałem. Prowadzimy dwie takie przychodnie: jedną w Damaszku, a drugą w Bejrucie. Dziennie przyjmują one do 260 osób. Tak ogromne zapotrzebowanie na pomoc medyczną bardzo nas zaskoczyło.

Kiedy rozmawiamy z Libańczykami, którzy pragną normalnie żyć, to zastanawiamy się, jak długo jeszcze przyjdzie nam tam walczyć o człowieka.

Jest Ojciec autorem programu socjalnego „Edukacja dla nadziei, nadzieja dla edukacji”…

– Program edukacyjny, który udało mi się stworzyć, przeznaczony jest dla zdolnych dzieci pochodzących z biednych rodzin niemających środków na edukację. W sumie w trzech szkołach, które prowadzimy dla osób uboższych, staramy się wyławiać zdolniejszą młodzież i fundować im stypendia w Europie. Ponieważ nasze szkoły mają status szkół w systemie edukacyjnym francuskim i libańskim, możemy sobie pozwolić na to, żeby bardzo zdolne dziecko wysłać do krajów francuskojęzycznych na dalsze kształcenie. Rocznie taka możliwość zostaje stworzona około 26 osobom. Jest to dla nas ogromna radość.

Ten program powstawał w bólach. Pisałem go podczas pierwszego roku pobytu w Libanie. Miałem świadomość, że tak naprawdę nikt mnie nie zna i nikt nie musi mi od razu pomagać. Przyznaję, że sami Libańczycy z entuzjazmem podeszli do tego programu.

Podczas ostatniej wojny Izrael zamierzał osłabić Hezbollah oraz jego wpływ na politykę Libanu. Czy tak się stało?

– Oczywiście, że nie. Wydaje mi się, że Izrael jest świadom swojej porażki. Notowania Hezbollahu w Libanie wzrosły jeszcze bardziej. Myślę, że obie strony czują się przegrane, jeśli chodzi o straty w ludziach, którzy przecież nie mieli nic wspólnego z wojną.

Ta wojna wszystkich nas zaskoczyła, zdarzały się pewne konflikty czy napięcia na południu Libanu, ale tak zmasowany atak wzbudził refleksję, jak daleko człowiek może zajść w nienawiści, w twardym dążeniu do zdobycia własnych celów.

Wielkim rozczarowaniem była zbyt spóźniona reakcja wspólnoty międzynarodowej. Odnosiłem wrażenie, jakby w czasie tej wojny wszystkie konwencje genewskie zostały niepokojąco zawieszone.

Miałem świadomość tego, że ten konflikt nie jest tak naprawdę problemem tylko między Libanem a Izraelem, ale że stoją za nim również inne mocarstwa. Zdałem sobie sprawę, że w polityce nie chodzi o człowieka.

Wszystkie dobre pomysły składane w czasie wyborów, w tym także na Bliskim Wschodzie, są listą pobożnych życzeń nigdy niespełnionych. Politycy obu stron mówią, że starają się dojść do dialogu, ale dla mnie to są opowieści głodnej treści, ponieważ – aby był możliwy dialog – potrzebna jest chęć dążenia do niego. Ta wojna pokazała, że żadna ze stron nie ma dobrej woli. Wojna miała dotyczyć tylko celów militarnych Hezbollahu, więc jak to się stało, że zginęli cywile? Jak to się stało, że szpitale, szkoły zostały zniszczone? Przecież tam nie było celów strategicznych Hezbollahu – partii Boga. Ma ona swoich przedstawicieli w rządzie, parlamencie libańskim, nie wszyscy są terrorystami!

Wydaje się, że władze Izraela liczyły na doprowadzenie do rozłamu wśród Libańczyków na tle wyznaniowym, wywołując sytuację, jaka miała miejsce przed 20 laty, kiedy w Libanie wybuchła wojna domowa…

– Na szczęście to się im nie udało. Stało się zupełnie na odwrót, a Hezbollah jest jeszcze mocniejszy. Czy dojdzie do jego rozbrojenia, o to winni się martwić politycy, politolodzy. Nam chodzi przede wszystkim o to, aby człowiek mógł się budzić pod własnym dachem przy swoich bliskich, żeby Libańczyk i każdy obywatel Bliskiego Wschodu mógł żyć spokojnie. Aby w jego życie nie ingerowały inne państwa, które chcą bronić tylko własnych interesów.

Spóźniona reakcja wspólnoty międzynarodowej była dziwna i dość niespotykana. Jednak po zastanowieniu takie zachowanie można tłumaczyć faktem, że Liban nie posiada złóż ropy czy innych bogactw naturalnych, nie jest zatem atrakcyjny z punktu widzenia mocarstw. A szkoda, bo Libańczycy są wspaniałym narodem, mają niezwykły potencjał duchowy i intelektualny. Można wiele się od nich nauczyć.

Co może zrobić społeczność międzynarodowa, by pomóc Libanowi?

– Musi sobie uświadomić zasadniczą sprawę – nie można patrzeć na Bliski Wschód tylko w kontekście terrorystów i fanatyków religijnych, bo jest to kwantyfikator bardzo niebezpieczny. Wspólnota międzynarodowa może pokazać światu, że stara się bronić człowieka, a wybór konkretnych politycznych strategii uzależnia od dobra jednostki. Ale jak mówić o negocjacjach, skoro mamy jeszcze na terenie agresora?

Jeśli chodzi o pomoc humanitarną, ona bardzo powoli dociera do Libanu. Sytuację utrudniają zniszczone drogi lądowe. Doceniam ogromną życzliwość Polaków, którzy bardzo starali się pomóc Libańczykom. Infrastruktura w Libanie na skutek przeprowadzonych działań wojennych cofnęła się o co najmniej 30 lat, a szkoda, bo jest to naprawdę piękny kraj.

Czy możliwy jest trwały pokój na Bliskim Wschodzie?

– Jest to trudne pytanie, nad którym głowią się wielcy tego świata. Ja osobiście wierzę w dialog, który zawsze rodzi więzi. Odnoszę wrażenie, że gdybyśmy poszli w kierunku dialogu, dobrej woli obu stron, moglibyśmy w którymś momencie stwierdzić, że jest już przestrzeń do szukania wspólnych porozumień. Jeżeli będziemy siłą naciskać na jedną bądź drugą stronę, wiadomo, że reakcja będzie dokładnie przeciwna.

Jest możliwy pokój i dialog na Bliskim Wschodzie, tylko ingerencja mocarstw zewnętrznych nie może być siłowa ani przymusowa. Społeczność międzynarodowa musi być partnerem w tych rozmowach. Bliski Wschód chce pokoju. Jednak często tamtejsi ludzie przedstawiani są jako ci, którzy pokój niszczą, którzy go odrzucają. Jest to ogromna wina mediów. W telewizji, w gazetach Bliski Wschód przedstawiany jest w perspektywie bomb, zamachów, wojny. A przecież tam nie zawsze była wojna. Są tam ludzie szukający, jak każdy z nas, spokoju i nadziei…

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl