W obronie naruszonego monopolu

Skuteczne przełamanie przez Radio Maryja i Telewizję Trwam informacyjnego
i opiniotwórczego monopolu, tzw. Salonu, a więc wzajemnie obcmokującego się
towarzystwa beneficjentów układu Okrągłego Stołu, wzbudziło w tym środowisku
niepokój i nienawiść. Ponieważ jednak ani okazywanie lęku z powodu przełamania
monopolu, ani też ostentacyjne okazywanie nienawiści nie byłoby z różnych
względów wskazane, Salon stara się ukryć te uczucia pod rozmaitymi przebraniami.
Raz jest to kostium politycznej poprawności, innym razem – wolności słowa,
a kiedy indziej – również kostium ewangeliczny. Jednak bez względu na to,
w jaki kostium drapowane są prawdziwe uczucia Salonu i salonowców – zawsze
chodzi o to samo: o zniszczenie rywali i przywrócenie monopolu.

Dlaczego monopol?
Jak już kiedyś pisałem, jest to ważne zwłaszcza z punktu widzenia politycznego.
W republikańskim ustroju politycznym najczęstszym dziś sposobem kompletowania
aparatu państwowego jest powszechne głosowanie. Jego wynik zależy od tego,
w jaki sposób ludzie myślą, co uznają za dobre i pożądane, a co za złe
i szkodliwe. Myślenie ludzi z kolei w znacznym stopniu uwarunkowane jest
tym, co im się codziennie sączy albo nawet wbija do głowy. Dlatego też
elity polityczne współczesnych państw przywiązują ogromną wagę do dwóch
spraw: edukacji i mediów, zwłaszcza radia i telewizji. Monopol edukacyjny
i przymus szkolny, obejmujący dzieci już od 5. roku życia i młodzież aż
do pełnoletniości, a nawet dłużej, ułatwia "zaprogramowanie" ludzi
w sposób pożądany przez elity polityczne. Na podstawie choćby własnych
kontaktów ze studentami przekonałem się, jak głęboko wbito im do głowy
np. przekonanie, jakoby demokracja była szczytem politycznej, a nawet moralnej
doskonałości. Z kolei media, zwłaszcza telewizja, mają zdolność szybkiego
wywoływania masowych nastrojów, które stają się namiastką autentycznych
przeżyć. Dlatego też polityczne panowanie nad mediami, pozwalające wywoływać
nastroje pożądane dla jednego kierunku ideologicznego i niepożądane dla
kierunku konkurencyjnego, stanowi przedmiot nieustannej i bezkompromisowej
walki. Monopol w eterze jest z punktu widzenia politycznego tak samo ważny,
jak z punktu widzenia militarnego – panowanie w powietrzu. Kiedy więc Radio
Maryja przełamało monopol zastrzeżony przy Okrągłym Stole dla wybranych
środowisk, wojna była nieunikniona.

W rocznicę Okrągłego Stołu
6 lutego minęła 17. rocznica rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu i jest to
dobra okazja, by przyjrzeć się jeszcze raz, kto właściwie przy nim zasiadał
i na jakiej zasadzie. Kiedy cofniemy się w czasie do roku 1980, jest oczywiste,
że wtedy właśnie PZPR utraciła polityczną inicjatywę, którą przechwyciły "resorty
siłowe" – wojsko i milicja, a ściślej – tajne służby, zarówno wojskowe,
jak i cywilne. To one przeprowadziły stan wojenny, internowanie E. Gierka
zaś było widomym znakiem, że partia już się nie liczy. Kolejny etap nastąpił
w roku 1984, kiedy to po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki wojsko przystąpiło
do pacyfikowania bezpieki cywilnej. Symbolem tej pacyfikacji była dymisja
arcyubeka, gen. Mirosława Milewskiego, który swoją karierę zaczynał jeszcze
przy NKWD. W rezultacie tego pod koniec lat 80. hegemonem sceny politycznej
została już bezpieka wojskowa, z której wywodził się zarówno "gospodarz" Okrągłego
Stołu, gen. Czesław Kiszczak, jak i sam szef "gospodarza" – gen.
Wojciech Jaruzelski. Okrągły Stół został przygotowany przez wywiad wojskowy
zarówno pod względem inscenizacji, jak i obsady. Warto przypomnieć, że
uczestników obrad, również ze "strony społecznej", zapraszał
gen. Kiszczak. Warto też pamiętać, że Wojskowe Służby Informacyjne w stanie
nietkniętym przetrwały transformację ustrojową i wszystkie jej zawirowania
aż do dnia dzisiejszego. Wreszcie warto zwrócić uwagę, że sejmowe komisje
badające aferę Rywina, aferę Orlenu i aferę PZU, dostarczyły wielu przesłanek
do podejrzeń, że polska scena polityczna ma charakter fasadowy, a za demokratyczną
fasadą całym państwem, jego gospodarką i życiem publicznym kręcą tajne
służby, których korzenie sięgają czasów stalinowskich.

Drugi etap transformacji
I oto przed ubiegłorocznymi wyborami pojawiło się najpierw ogólnikowe hasło "naprawy
państwa", które wkrótce przybrało postać zapowiedzi zlikwidowania WSI
– tego "twardego jądra" naszej "młodej demokracji". Wtedy
właśnie większość mediów, niezależnie od dzielących je różnic, zaczęła wbijać
ludziom do głowy, że wybory wygra Platforma Obywatelska, która następnie
utworzy koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Czy taki polityczny program
wyłonił się spontanicznie, niczym Afrodyta z morskiej piany, czy też był
następstwem zadań dyskretnie przydzielonych agentom ulokowanym w mediach
– to wymaga wyjaśnienia. Za zorganizowanym działaniem przemawia zarówno to,
że trudno wyobrazić sobie, by kręcąca całą Polską bezpieka nie miała swojej
agentury akurat w mediach, od których przecież tyle zależy, ale również –
preparowane w odpowiednim kierunku sondaże, a wreszcie – wściekłe ataki ze
wszystkich niemal stron na Radio Maryja, kiedy okazało się, że zachęca ono
słuchaczy do wzięcia udziału w wyborach i poparcia programów patriotycznych.
W rezultacie wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, ale zbyt nisko, by samodzielnie
utworzyć rząd większościowy. Rozmowy koalicyjne z PO nie przynosiły rezultatu
z powodu postawy przywódców tej partii. Sprawiali oni wrażenie, jakby utracili
poczucie rzeczywistości, zwłaszcza gdy chodzi o "twarde jądro" demokracji,
czyli kontrolę nad resortami siłowymi. Możliwości są dwie: albo Donald Tusk
i Jan Rokita rzeczywiście utracili poczucie rzeczywistości i kierowali się
wyłącznie złudzeniami i histerią, albo też histeryczne pozy były tylko maską,
pod którą kryła się chłodna kalkulacja. Za tą drugą możliwością przemawia
okoliczność, że ta zaporowa taktyka PO była bardzo chwalona przez większość
mediów, które jednocześnie nie ustawały w krytyce PiS i rządu premiera Marcinkiewicza.
Jednym z ważnych wątków tej krytyki było występowanie członków rządu w Telewizji
Trwam i Radiu Maryja. Tak czy owak, Platforma obrała strategię "twardej
opozycji", a w tej sytuacji arytmetyka parlamentarna nakazywała PiS-owi
szukać jakiegoś modus vivendi z Samoobroną i LPR.

W kostiumie ewangelicznym
Z punktu widzenia Salonu, a zwłaszcza jego dyskretnych sponsorów i inspiratorów,
najlepiej byłoby spacyfikować Radio Maryja rękoma Kościoła, zwłaszcza w
atmosferze oskarżeń o działalność rozłamową. Pojawiły się tedy oskarżenia,
że Radio Maryja posługuje się "językiem nienawiści" (a TV Trwam
pewnie "obrazem nienawiści"?), który nie przystoi rozgłośni katolickiej,
że "dzieli Kościół" itp. W programie TVP prowadzonym przez red.
Durczoka, w którym obok senatora Gowina z PO, posła Cymańskiego z PiS i
red. Zająca z "Tygodnika Powszechnego" również i ja uczestniczyłem,
red. Zając opowiedział nawet rzewną historyjkę, jak to jakiś zatwardziały
ateista zwierzył mu się, że gdyby nie Radio Maryja, to natychmiast by się
nawrócił, ale tak, to absolutnie nie może. A ponieważ w królestwie niebieskim
większa będzie radość z jednego nawróconego niż z dziesięciu sprawiedliwych,
to wszystko jasne. Tak to sobie widocznie w TVP wykombinowali. Na pryncypialny
zarzut "dzielenia Kościoła" odpowiedziałem, że polityczne różnice
zdań występują w samym Episkopacie, a jestem pewien, że występowałyby również,
gdyby Radia Maryja nie było. Pan senator Gowin był bardziej konkretny i
w końcu powiedział, że wszystko byłoby w porządku, gdyby w Radiu Maryja
zmienił się dyrektor. Ponieważ czas już się kończył, więc nie zdążył powiedzieć,
kto by się najlepiej na to stanowisko nadawał, ale możemy się domyślać,
że ktoś z Jasnogrodu, w miarę możliwości z jakimiś dobrymi korzeniami.
Z kolei na łamach "Rzeczpospolitej" red. Szymon Hołownia, który
po dwukrotnie nieudanych próbach uplasowania się w zakonie dominikanów
odkrył wreszcie w sobie powołanie "katolickiego publicysty",
optymistycznie wieszczył, że z Radia Maryja uchodzi powietrze, a jeśli
nawet nie – to tylko patrzeć, jak zostanie wypuszczone.
Za swoje zaangażowanie obydwaj redaktorzy zostali uhonorowani. Kapituła Nagrody "Ślad" w
której uczestniczy m.in. JE ks. abp Józef Życiński, JE ks. bp Tadeusz Pieronek,
ks. Adam Boniecki i Jarosław Gowin (senator PO) z "Tygodnika Powszechnego",
a jej przewodniczącym jest senator Krzysztof Piesiewicz z PO, obdarzyła red.
Marka Zająca swoją nagrodą, do której nominowany został również red. Hołownia
– za wynalezienie oryginalnej "formuły pisania o sprawach religijnych".
Sponsorem nagrody jest Narodowy Bank Polski, a koszty uroczystości wręczenia
jej panu Zającowi pokryła spółka Agora i "Gazeta Wyborcza". W uroczystości
demonstracyjnie nie wziął udziału JE ks. abp Sławoj Leszek Głódź, również
członek Kapituły.
Ta medialna orkiestra sprawiała wrażenie, że "ostateczne rozwiązanie" problemu
Radia Maryja nastąpi 31 stycznia br., podczas konferencji Episkopatu Polski
na Jasnej Górze. Tymczasem komunikat w części, którą można by odnieść do
mediów i polityki, zawierał sformułowania odzwierciedlające raczej inny nastrój. "Biskupi
zjednoczeni w trosce o dobro ojczyzny, przeżywając z niepokojem konflikty
na polskiej scenie politycznej, wyrażają uznanie dla tych osób, które kierują
się głosem sumienia i pragną służyć dobru wspólnemu". Nie przypominało
to odgłosów "wypuszczania powietrza", więc wygląda na to, że formuła
pisania "o sprawach religijnych", którą wynaleźć miał red. Hołownia,
może i jest oryginalna, ale niezbyt trafna.

Walka o wolność słowa
W tej atmosferze 2 lutego br. doszło do podpisania paktu stabilizacyjnego
między Prawem i Sprawiedliwością a Samoobroną i LPR. Parafowanie paktu
transmitowały tylko Radio Maryja i TV Trwam, co sprawiło, że dziennikarze
pozostałych mediów postanowili zbojkotować konferencję prasową w proteście
przeciwko temu "naruszeniu wolności słowa". Były jakieś interwencje
w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji w sprawie "dyskryminowania
mediów przez PiS", ale członek Rady Witold Kołodziejski skomentował
je nie bez złośliwości: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Nawiązywało
to do rzeczywiście rażącej stronniczości, jaką większość mediów wykazywała
i wykazuje w stosunku do rządu. Jej trwałość i zapamiętałość utwierdza
najgorsze podejrzenia o agenturalną inspirację, podważając jednocześnie
wiarygodność patetycznych frazesów o obronie wolności słowa. Dla osób obdarzonych
pamięcią dłuższą niż – dajmy na to – tydzień obserwowanie tych koturnowych
deklamacji przynosi dodatkowo efekt komiczny, bo przecież w pierwszym szeregu
szermierzy wolności słowa widzimy te same osoby, które jeszcze niedawno
domagały się cofnięcia Radiu Maryja koncesji. Wszystkich jednak przelicytował
JE ks. abp Tadeusz Gocłowski, występując 2 lutego br. z apelem do polityków,
by powstrzymali się od wizyt w Radiu Maryja i TV Trwam. Wydaje się, że
trudno pogodzić ten apel z apelami do katolików, by angażowali się politycznie.
Chyba że chodzi o to, by katolicy angażowali się tylko tam, gdzie pozwoli
im, albo jeszcze lepiej – gdzie nakaże Salon oraz jego dyskretni inspiratorzy
i sponsorzy.

Złapał Kozak Tatarzyna…
Nie minął tydzień od podpisania paktu stabilizacyjnego, a już trzeba było
uzupełniać go aneksem potwierdzającym konieczność jednomyślności sygnatariuszy
jako warunku poparcia jakiejkolwiek inicjatywy ustawodawczej. To przywrócenie
zasady liberum veto oznacza jednak, że w państwie nic nie może być postanowione
bez zgody np. pana Andrzeja Leppera. Dotyczy to również pomysłu likwidacji
Wojskowych Służb Informacyjnych, co wydaje się warunkiem i probierzem pomyślnego
przeprowadzenia gruntownej przebudowy państwa. Czy właśnie to miał na myśli
poseł Jan Rokita, mówiąc do ministra Andrzeja Urbańskiego z Kancelarii
Prezydenta, że "problem polega na tym, że wy nie jesteście w stanie
tego zrobić, dlatego że jesteście w rękach WSI i udajecie już w tej chwili,
że chcecie zrobić to, czego zrobić nie chcecie"? Czy na uzyskanie
takiego właśnie efektu obliczona była przyjęta przez PO strategia "twardej
opozycji"? Wykluczyć tego nie można, zwłaszcza gdy się pamięta, że
jednym z założycieli PO był dr Andrzej Olechowski, agent wywiadu, hmm,
hmm, "gospodarczego". Skoro tedy można było złamać czwarty punkt
paktu, to czemu nie będzie można złamać aneksu do tego właśnie punktu?
Wszystko wskazuje na to, iż nadchodzące tygodnie będą szalenie ciekawe
również dlatego, że przyniosą nową falę oskarżeń przeciwko Radiu Maryja,
które samym swoim istnieniem urąga ładowi medialnemu zaprojektowanemu przy
Okrągłym Stole.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl