Szkoła nadal w okowach ideologii

Jan Maria Jackowski

Po 1989 roku wydawało się, że ponure dziedzictwo ideologizacji przestrzeni publicznej mamy już za sobą. Nic bardziej mylnego. Dziś nadal jesteśmy poddawani naciskom ideologicznym, choć do ich narzucania i egzekwowania nie jest już używany taki sam aparat przymusu jak w przeszłości. Zjawisko to w sposób szczególny unaocznia lektura książki historyka dr. Mieczysława Ryby. Opisuje on ideologizację polskiej szkoły w latach 1944-1956, w których edukacja dzieci i młodzieży miała być całkowicie podporządkowana totalitarnemu systemowi. Dziś metody są bardziej wyrafinowane i zakamuflowane. Jednak istota problemu nie uległa zmianie.

Ideologie konstruowane są w opozycji do religii, a zwłaszcza chrześcijaństwa, lecz same zawłaszczają pewne cechy religii. Punktem wyjścia ideologów jest przekształcenie istniejącego stanu rzeczy w stan idealny i postulowany (utopia) i wskazanie metod jego realizacji. Ideologia ma charakter całościowy. Oznacza to, że zakres jej działań obejmuje życie religijne, prywatne, społeczne, ekonomiczne, kulturalne, polityczne. Ideologie mają organizować rzeczywistość w taki sposób, aby zbawić ludzkość, jednostkę, rasę, klasę społeczną czy płeć. Ten idealistyczny spirytualizm przepaja współczesne koncepcje polityczne i nabiera cech mesjanizmu cywilizacyjnego.

Ideologia ma swoją strukturę i chce kształtować otaczający świat w sposób totalny. W ten sposób w zideologizowanej rzeczywistości wszystko jest poddane administracyjnej i politycznej kontroli władzy: rodzina, szkoła, religia, kultura, media, edukacja, gospodarka. Niebezpieczeństwo ideologii jest wszechogarniające zwłaszcza dziś, gdy na naszych oczach następuje niebywały rozwój techniki i technologii, które oddane na służbę ideologii mają zasięg globalny. Przekraczają granice państw i kontynentów. Aksjologia ideologii w czasach globalizacji nadaje jej rangę wartości absolutnej i pojmuje ją jako ostateczne wyzwolenie człowieka. Problemem jest jedynie, jakimi środkami to osiągnąć, a więc nieustannie jest poszukiwana uniwersalna strategia (technologia) zbudowania nowego, lepszego świata.

Lektura książki dr. M. Ryby „Szkoła w okowach ideologii” unaocznia, że problemy, z którymi zmierza się współczesna polska oświata, są bardzo podobne do tych z okresu PRL, mimo iż realia historyczne i polityczne Polski u progu XXI wieku uległy zmianie. Ideologiczne inspiracje są nadal bardzo żywe.


Historia nauczycielką życia


Książka Mieczysława Ryby podzielona jest na trzy części. W pierwszej – bardzo ważnej poznawczo – autor podejmuje problematykę obrazu nauczycieli zrzeszonych w Związku Nauczycielstwa Polskiego w okresie międzywojennym. Ta część historyczna ma istotne znaczenie, bo ułatwia czytelnikowi zrozumienie, dlaczego tak łatwo było komunistom zawładnąć polską szkołą po 1944 roku.

Dziś mamy dość wyidealizowany obraz II Rzeczypospolitej jako ostoi patriotyzmu, wiary i klasycznego, opartego na nieprzemijających wartościach, modelu wychowania młodego pokolenia. Tymczasem w okresie międzywojennym, co podkreśla Mieczysław Ryba, toczył się bardzo ostry ideowy spór między środowiskami narodowymi, patriotycznymi i konserwatywnymi wraz z Kościołem katolickim, a szeroko rozumianą inteligencją lewicową, skupioną m.in. w ZNP. Ten spór przekładał się również na konflikt polityczny, gdyż trendy antyklerykalne i agnostyczne, które przenikały ZNP, korespondowały z postawą niechętną Kościołowi w środowisku sanacyjnym, z którym ZNP przez kilka lat był blisko związany. Zaraz po zamachu majowym Zarząd Główny Związku domagał się szkoły świeckiej i wycofania obowiązku nauczania religii w szkołach publicznych. Sanacja jednak ze względów pragmatycznych chciała utrzymywać w miarę poprawne stosunki z Kościołem i nie zdecydowała się ostatecznie na eskalację konfliktu związanego z walką o religię w szkole. Ta „ustępliwość” ochłodziła entuzjazm radykalnych działaczy ZNP wobec obozu rządzącego Polską po 1926 roku.

Mieczysław Ryba szeroko omawia wpływy komunistyczne i ateistyczne w przedwojennym ZNP, które były na tyle silne, że niepokoiły czynniki rządowe. Następowało sprzężenie zwrotne: tak, jak w sprawie świeckiej szkoły działacze Związku uważali, że sanacja jest kunktatorska w stosunku do Kościoła, tak samo obóz rządzący był zaniepokojony skalą wpływów importowanych z Moskwy. Nie oznacza to, iż dystans wobec Kościoła i wizja edukacji całkowicie podporządkowanej kultowi świeckiego państwa nie była wspólna dla obu środowisk. Na początku lat 30. ubiegłego wieku Prymas August Hlond miał stwierdzić, że w kręgach rządowych przeważają ludzie o poglądach lewicowych: socjaliści, wolnomyśliciele, masoni itp. (s. 10). Cytowany przez Mieczysława Rybę ks. abp Ignacy Tokarczuk – który w tych latach pobierał nauki – wspominał: „Co prawda młodzież wyznania rzymskokatolickiego uczęszczała obowiązkowo na Mszę św. w niedziele i święta, dwa razy w roku do spowiedzi, modliła się przed i po lekcjach, krzyże i obrazy religijne wisiały w klasach, profesorowie asystowali przy praktykach religijnych, ale cóż z tego? Skoro przez 7 lat mojego pobytu w gimnazjum nie widziałem żadnego, dosłownie żadnego!, Profesora przystępującego do sakramentów świętych” (s. 25).

Podsumowując tę część, Mieczysław Ryba stwierdza, że choć ZNP był pod dużym wpływem prądów lewicowych i intelektualnej dominacji sceptycznie do religii nastawionego dziedzictwa pozytywistycznego, to jednak ideologa komunizmu nie zawładnęła nim całkowicie. I co ciekawe, inteligencja nauczycielska w drugiej połowie lat 30. ubiegłego wieku zaczęła się zbliżać do katolicyzmu. W pielgrzymce na Jasną Górę w 1937 roku wzięło udział 26 tys. nauczycieli, w większości członków ZNP, którzy odrzucili sugestie Związku, by w pielgrzymce nie uczestniczyć. Jednakże lewicowe tradycje i istnienie grupy posiadających duże wpływy działaczy komunizujących ułatwiło po II wojnie światowej indoktrynację środowiska nauczycielskiego i komunistyczną ideologizację polskiej szkoły.

W drugiej części książki jej autor omawia metody i sposób działania obozu komunistycznego wobec nauczycieli i szkoły w latach 1944-1947. W tym czasie komuniści taktycznie działali zgodnie z zasadą: jeśli jestem słaby, powołuję się na wolność, bo to wasza zasada, kiedy jestem silny, zabieram wam wolność, bo to moja zasada. Działali stopniowo i systematycznie, by przejąć pełnię władzy w Polsce, również w obszarze oświaty i wychowania. Na początku chodziło o uspokojenie nastrojów społecznych. Zmasowany atak na Kościół nastąpił dopiero po likwidacji podziemia zbrojnego i legalnej opozycji. Po wygraniu sfałszowanych wyborów w 1947 roku komuniści przystąpili do otwartego uderzenia w „reakcyjne czynniki”. Nauczyciele, według komunistów, mieli spełniać niezwykle istotną rolę propagatorów nowej ideologii i nowego systemu. Dlatego przygotowywali sobie przedpole, które miało uczynić z nauczycieli i ze szkoły instrument systemu totalitarnego.

Część trzecia, najobszerniejsza, jest znamiennie zatytułowana „Religia komunizmu”. Autor dokonuje w niej szerokiej analizy propagandy komunistycznej w sferze edukacji w latach 1948-1956, a więc w najbardziej ponurym okresie PRL. Cytowany przez Mieczysława Rybę wybitny filozof o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec następująco opisywał dramatyczne zmaganie: „Strona katolicka była i jest dziedzicem dwutysiącletniej tradycji naukowej, teologicznej, filozoficznej, artystycznej, słowem – tradycji kultury chrześcijańskiej. W kulturze tej żywo odróżniano dziedzinę wiary od nauki, filozofii od ideologii, a nawet teologii i światopoglądu. Każda z tych dziedzin jest w miarę możliwości dosyć dokładnie określona i ma charakterystyczne, wyróżniające ją cechy. Natomiast po stronie marksistów takich rozróżnień nie ma. Wszystko bowiem sprowadza się do ideologii, która ma stanowić teoretyczne usprawiedliwienie praktycznych postanowień aparatu władzy. Filozofia bowiem i ideologia nie mają na celu prawdziwościowego wyjaśniania świata, ale jedynie (zasadniczo) przemianę istniejących w świecie stosunków, tak by były one zgodne z zamierzeniami władzy” (s. 58).

Istota sporu nie sprowadzała się tylko do polityki. Ideologia marksistowska zawładnęła wszystkimi obszarami ludzkiej aktywności. Stanowiła uzasadnienie dla czegoś w rodzaju sekty polityczno-religijnej. Przedmiotem kultu był „materialistyczny światopogląd naukowy”, były dogmaty, była doktryna, byli też „kapłani” (funkcjonariusze partyjni), byli „ministranci” (aktywiści Związku Młodzieży Polskiej). Musiały być odpowiednie zideologizowane podręczniki i materiały dydaktyczne. W szkole mieli pracować nie tyle fachowcy, ale „katecheci komunizmu”, którzy sami wierzyli w słuszność „religii komunizmu”. Celem wychowania w duchu komunistycznym było wychowanie w kolektywie i przez kolektyw. Oczywiście bez Boga. Religia chrześcijańska stanowiła „opium dla ludu”, a ateizm – powtarzano za Marksem – to zniesienie Boga i stawanie się humanizmu teoretycznego. Mieczysław Ryba przytacza przemówienie Bolesława Bieruta, który do młodych nauczycieli mówił: „Od was zależy, aby jak najszybciej wykorzenić z psychiki ludzkiej osad średniowiecznych przesądów. Jest waszym szlachetnym powołaniem kształtować duszę dziecka, zaszczepić w niej zasady socjalistycznej moralności i poświęcenia dla klasy robotniczej” (s. 77).

Chodziło zatem o rząd dusz i stworzenie nowego człowieka, człowieka o światopoglądzie materialistycznym. Człowieka pozbawionego tożsamości kulturowej, narodowej, religijnej, który byłby trybikiem w gigantycznej maszynerii totalnego państwa, którego celem było dokonanie rewolucji na całym świecie.


Od marksizmu do globalnej cywilizacji


Od wielu stuleci w tradycji europejskiej pojawia się niepohamowane pragnienie zbudowania raju na ziemi. W XX wieku te dążenia w pewnym sensie przybrały bardzo konkretną formę w postaci dwóch totalitaryzmów: marksizmu – kolektywizmu i nazizmu – faszyzmu. Teoretycy komunizmu głosili, że wszystkie dotychczasowe ustroje społeczno-polityczne były formą wyzysku klas niższych (niewolników, rolników, robotników) przez klasy panujące (arystokrację, burżuazję). Celem działania była likwidacja tego stanu rzeczy przez zniesienie własności prywatnej, co w konsekwencji miało doprowadzić do zaniku klas społecznych i państw. Związek Sowiecki, który był „światową ojczyzną proletariatu”, miał zaprowadzić nowy porządek na całej ziemi. Marksistowski komunizm jest zatem ściśle związany z globalizmem, gdyż chce zawłaszczyć całościowo rzeczywistość, interpretując przy tym naturę człowieka i sens jego życia w kontekście ateistycznego naturalizmu.

Marksizm-leninizm tworzył kastę swoich wyższych funkcjonariuszy, którzy strzegli ideologicznej ortodoksji. By sprawować „rząd dusz”, zmieniano osobowość poprzez niszczenie mechanizmu broniącego człowieka przed kłamstwem lub używano argumentu siły. Upowszechniający teorie walki klas komunizm posługiwał się terrorem, represją. Faszyzm wprowadzał kult państwa. Nazizm gloryfikował rasę, konkretnie rasę aryjską. By to zrealizować, dokonywano selekcji gatunku, eliminując („ostateczne rozwiązanie”) istoty uważane za nieużyteczne lub szkodliwe.

Systemy ideologiczne odrzucają Boga jako cel życia człowieka. Ich model funkcjonowania państwa opiera się na koncepcji władzy, która jest zamknięta sama w sobie. Taka władza, nie odnosząc się do transcendencji i zamykając się w swojej wewnętrznej naturze, pozbawia się zewnętrznych ograniczeń. Jest więc niepohamowana w swym dążeniu do totalnego zapanowania nad całą rzeczywistością. Aby zaś siebie uzasadnić i uzyskać jakąś legitymizację, ma tendencję do wytwarzania religii świeckich, w których bóstwem zostaje okrzyknięte państwo, naród, lud (demos), społeczeństwo, postęp, wyzwolenie klas czy zateizowana, egoistycznie nastawiona jednostka, której istnienie polega na poszukiwaniu i zaspokajaniu przyjemności.

Tak jak rasizm czy klasowość paraliżowały umysły i wprawiały w zachwyt całe tłumy, tak i obecny skrajny indywidualizm może zdobyć rzesze zwolenników, gotowych niszczyć każdą przeszkodę stojącą na drodze rozkoszy lub zysku. Dowodem na totalitarność systemu opartego na egoizmie i użyciu jest działanie z pozycji siły w stosunku do słabych i niewinnych wyrażające się choćby w legalizacji zabijania poczętych dzieci czy eutanazji. Tak jak dawniej nie liczono się z drugim człowiekiem pod hasłami afirmacji wodza, narodu czy klasy, tak obecnie antyludzkie postępowanie usprawiedliwiane bywa postawą absolutyzacji wolności i wyprowadzanej z niej przez niektórych reguły „wszystko wolno”, a w skrajnej postaci – „zabrania się zabraniania”.

Wbrew pozorom po upadku „imperium zła” nadal żyjemy pod przemożną presją ideologii. U progu XXI wieku liberalizm – indywidualizm i neoliberalizm jest używany do uzasadnień ideologicznych. Kultura liberalna jest ściśle związana z permisywizmem i relatywizmem moralnym, kwestionuje istnienie prawdy i obiektywnego porządku dobra i zła. Odrzuca wszelkie dogmaty, a na to miejsce wprowadza indywidualne opinie i sądy, którym przypisuje się taką samą rangę bez względu na to, czy są prawdziwe, czy fałszywe, sprzeczne czy niesprzeczne między sobą.

Ten subiektywizm wywodzący się z tradycji sofistycznej bywa używany do apoteozy siły (Trazymach), przyjemności (Protagoras), użyteczności (Jeremy Bentham), oderwania dorobku intelektualnego od moralności (Franciszek Bacon), korzyści (Adam Smith), nauki i techniki (August Comte).

U progu XXI wieku globalizacja, cz erpiąca swoją ideową nadbudowę z neoliberalizmu, jest faktem i wyzwaniem dla współczesnego świata. Warto zwrócić uwagę, że wśród krytyków globalizacji znajdują się ludzie lewicy, ale również konserwatyści i liberałowie, jak William Galston czy John Gray, a także środowiska chrześcijańskie. Zwracają uwagę, że globalizacja nie jest niczym nowym: jej ideologia jest bowiem uproszczoną formą mającej oświeceniowe korzenie ideologii racjonalnego postępu, który przyniesie światu więcej szczęścia, dobrobytu i pokoju. Podobne korzenie i przesłanki były inspiracją dla komunizmu.

Marksizm głosił dominujący prymat kolektywu przed jednostką, neoliberalizm określa wartość człowieka, jego społeczną, a przede wszystkim ekonomiczną użyteczność. Konsekwencją obu jest antypersonalizm i socjocentryzm, a więc odwrócenie klasycznego arystotelejskiego postrzegania człowieka jako istoty społeczeństwa na rzecz perspektywy, że społeczeństwo jest istotą człowieczeństwa (por. Stanisław Kowalczyk, Komunizm a globalizm, w: „Człowiek w kulturze”, nr 14, Lublin 2002, s. 103).

Gdyby były w pełni zrealiz owane, oznaczałyby wypreparowanie człowieka z jego identyfikacji narodowej, społecznej, kulturowej, religijnej i stworzenie jednolitej społeczności ludzkiej, w której nie istnieją różnice.

Książka Mieczysława Ryby stanowi ostrzegawcze memento, że czasy się zmieniły, ale zagrożenia pozostały. Rząd Donalda Tuska zmierza w stronę ideologizacji szkoły i upaństwowienia wychowania. Minister edukacji Katarzyna Hall proponuje przymusowy pobór pięciolatków do przedszkoli, a sześciolatków do szkół i to pod hasłem ideologicznym dostosowania do „standardu europejskiego”. W ten sposób rząd uderza w prawa rodziców i dzieci. Arbitralnie narzuca treści i zakres nauczania, podważając władzę rodziców zgodnie z postoświeceniowym przekonaniem, że urzędnicy lepiej niż rodzice wiedzą, co jest dla dziecka dobre i jak należy dzieci wychowywać.

Wprowadzone przed blisko 10 laty obowiązkowe gimnazjum i nauka do 18. roku życia już przynoszą swoje ponure żniwo. Obecna ekipa chce „dokończyć reformy”, zmienia kanon lektur szkolnych, dostosowując je do „politycznej poprawności”. Proponuje, by po ukończeniu pierwszej klasy liceum uczniowie dokonywali wyboru interesujących ich przedmiotów, których będą uczyli się w klasie drugiej i trzeciej. Rządowi specjaliści od edukacji chcą zrezygnować z klasycznego kształcenia, a rolę szkoły sprowadzić do „produkcji ludzkiego czynnika dla rozwijającego się rynku”.


Postmodernizm


Globalizacja powoduje, że panowanie nad historią i separacja od dotychczasowego paradygmatu odbywa się już nie na skalę lokalną, ale globalną. W skali całego świata dokonuje się dziś wykorzenianie tradycyjnych wartości, zastanych i nawykowych sposobów życia oraz zdobywania środków do życia. Następuje przetasowywanie dochodów, rozkład więzi społecznych, rozpada się sieć zobowiązań, kwestionowane są prawa moralne i ludzka godność. Dotychczasowe sposoby gospodarowania, wywiązywania się z powinności etycznych wobec rodziny i reszty otoczenia nie są już możliwe. Dążenie do zapanowania nad historią i rzeczywistością rodzi jednak określone skutki. Jeśli nie ma Boga, jego miejsce zajmuje człowiek.

W nowej sytuacji przestrzeń społeczna ma być zatem jałowa aksjologicznie, a religia wygasającym reliktem przeszłości. W konsekwencji to administracja państwowa, która, niestety, bywa sprowadzona do roli struktury wykonawczej ideologii neutralności światopoglądowej państwa, miałaby określać miejsce Kościoła w życiu społecznym. Ma wytyczać pole obecności religii i dozwolone formy sprawowania kultu i praktyk religijnych.

Koncepcja „neutralności światopoglądowej” państwa jest ze szczególnym zapałem rozwijana obecnie przez środowisko postmodernistów. Najkrótszą definicję tego zjawiska, a zarazem podstawową jego właściwość, sformułował Leszek Kołakowski w stwierdzeniu, „że wszystko wolno”. Wielu filozofów i teoretyków kultury określa postmodernizm jako „cywilizację post-chrześcijanską”. Oznacza on bowiem agnostycyzm, relatywizm, sceptycyzm, skrajny subiektywizm, a nawet cynizm moralny i egzystencjalny bezsens. Postmodernizm charakteryzuje się odrzucaniem etyki klasycznej. Nie różnicuje on prawdy i kłamstwa. Jakkolwiek ze swej strony nie jest programowo antyreligijny, to jednak zwalczając religię w wymiarze instytucjonalnym, a szczególnie chrześcijaństwo, prowadzi do ośmieszania religii, a szczególnie wiary katolickiej (por. Ks. Walerian Słomka, Wprost do barbarzyństwa?, „Niedziela”, nr 27 z 7 lipca 1996 r.).

Postmodernizm ideologiczny lokuje się wyraźnie w obszarze tradycji lewicowej. Jest owocem spotkania myśli marksistowskiej z jej metodologią, mesjanizmem, inżynierią społeczną oraz liberalnej koncepcji wolności i stosunków społecznych. Polem konfrontacji jest polityzacja tożsamości, dlatego walka polityczna staje się przede wszystkim walką kulturową. Postmodernizm swoiście interpretuje czysto liberalną koncepcję państwa „neutralnego światopoglądowo”. Klasyczny liberalizm opracował koncepcję neutralności światopoglądowej państwa jako tworu, który może istnieć tylko ponad sporami religijnymi i światopoglądowymi obywateli. Praktyka wykazała jednak, że coś takiego jak państwo „neutralne światopoglądowo” nie może zostać zrealizowane, gdyż każde rozwiązanie polityczne, ekonomiczne, społeczne bazuje na jakiejś koncepcji osoby ludzkiej i odwołuje się do jakiejś aksjologii. Nie ma „neutralnego” ustawodawstwa, bo prawo dotyczące kształtu systemu podatkowego, zakresu działalności systemu ochrony zdrowia czy funkcjonowania szkoły publicznej nie jest zawieszone w próżni i odwołuje się do jakiejś wizji rzeczywistości. Jednak kolejna ideologia, chcąca na siłę uszczęśliwić ludzkość, ma ogromną dynamikę i siłę oddziaływania na współczesną rzeczywistość i jest istotnym elementem zderzenia między światem wartości a antywartości.

Ponieważ państwo „neutralne światopoglądowo”, według koncepcji klasycznej, jest fikcją, zatem postmoderniści „inaczej” rozwinęli tę koncepcję. Zamiast się wycofać z utopii, uznali, że takie państwo może jednak zaistnieć, ale pod jednym warunkiem, iż powstanie „neutralne światopoglądowo” społeczeństwo. Ideałem jest więc takie społeczeństwo, z którego zostaną wyeliminowane silne tożsamości światopoglądowe i religijne, konotacje kulturowe, narodowa tradycja. Wszystko to, co postmoderniści określają mianem „fundamentalizmów”, należy wykreślić z życia człowieka. Ostojami zaś tych „fundamentalizmów” są przede wszystkim: Kościół, szkoła i rodzina. Te instytucje znalazły się zatem pod szczególnym nadzorem postmodernistycznych ideologów.

Rodzinę uznano za instytucję polityczną. Znany teoretyk Will Kymlicka podkreśla, że „Rodzina jest (…) kluczowym obszarem kulturowej deprecjacji i ekonomicznej zależności – atrybutów tradycyjnych ról kobiecych. (…) Zlekceważenie nierówności płci można uznać za zdradę liberalnych zasad autonomii i równości szans” (por. Will Kymlicka, Współczesna filozofia polityczna, Kraków – Warszawa 1998, s. 274). Dlatego kształt i oblicze rodziny należy kształtować środkami politycznymi. Rodzina uczy, że istnieją odmienne role mężczyzny i kobiety, pozwala nabrać człowiekowi dystansu wobec zakusów administracji państwowej. Największym jednak „złem” rodziny jest to, iż wpaja ona przyszłym obywatelom wyraziste postawy i poglądy, mogące naruszyć „kruchy demokratyczny konsensus”, którego głównym fundamentem – według postmodernistów – jest sceptyczny dystans obywateli wobec wszelkich postaw, poglądów i tożsamości. Z tego powodu politycy, media, intelektualiści, a przede wszystkim struktury demokratycznego państwa powinny nieustannie czuwać, aby uniemożliwić rodzinie wpajanie dzieciom tożsamości, natomiast by uczyć je jedynie tolerancji, swobody, różnorodności oraz otwartości dla różnych postaw i stylów życia. Podobnej obróbce powinny być poddane szkoła i Kościół, aby ewentualnie ktoś, komu mimo wszystko nadano w rodzinie wyraziste poglądy, został „przeprofilowany” przez te instytucje po ich całkowitym wpisaniu w globalny system.

Uderzanie w rodzinę, szkołę i Kościół nie jest zatem przypadkowe. Jest związane z wdrażaną na naszych oczach pooświeceniową totalną strategią dechrystianizacyjną. Chodzi w niej o wyeliminowanie z życia człowieka dziedzictwa Ewangelii, które jest rzekomo „hamulcem cywilizacji”. Przeciwdziałanie obecności Chrystusa w życiu człowieka i przestrzeni społecznej nabiera charakteru misji, której celem jest usankcjonowanie najlepszego wyznania, jakim ma być bezwyznaniowość, spreparowanie najdoskonalszej religii, jaką ma być religia bezdogmatyczna, i najpełniejszej wiary, jaką ma być brak wiary. A wszystko to wymyślone przez człowieka, by pod pozorem zaspokajania egzystencjalnych niepokojów i poszukiwania sensu życia uzasadnić nowe zniewolenie.

Książka Mieczysława Ryby prowokuje do przemyśleń i jest ostrzeżeniem. Analizując przeszłość, odczytuje w jej perspektywie teraźniejszość i przyszłość. Dlatego warto ją bardzo starannie przeczytać, by wiedzieć, co oznacza ideologizacja szkoły, poznać mechanizmy i sposób jej wdrażania, i cel, któremu ma służyć. Celem każdej ideologii jest przemodelowanie świadomości społecznej. Nowy człowiek ukształtowany na ideologicznych wzorcach wtłaczanych w mediach, ale także w szkole, zło będzie uznawał za dobro, kłamstwo za prawdę i będzie mówił „tak, ale nie”.

Po upadku komunizmu ideolodzy nowego paradygmatu nie złożyli broni. Dysponując najnowocześniejszą technologią, mają wizję nowego, postmodernistycznego społeczeństwa, uzyskującego nową świadomość, u której podstaw leży odwrócenie się od transcendencji. „Wyzwalanie” człowieka od jego Stwórcy jest nie tylko przejawem dążenia do przekreślenia perspektywy zbawienia, ale jest także działaniem powodującym „rozbrojenie” człowieka. Wykorzystując rozwój socjotechniki i ideologii, łatwiej jest go poddać totalnej kontroli, która jest kamuflowana fałszywą koncepcją życia lekkiego, łatwego i przyjemnego.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl