Prawdziwy dom

– Pewna gimnazjalistka powiedziała kiedyś, że nasza
świetlica była dla niej jedynym domem – zaczyna swą opowieść wyraźnie wzruszona
s. Dominika. Spotkałyśmy się w upalny lipcowy wieczór w obecnie
nieczynnej świetlicy środowiskowej prowadzonej przez Siostry Loretanki
na warszawskiej Pradze. Moja rozmówczyni niemal od początku związana
jest z "Domem Ojca Ignacego". Zapewne dlatego teraz, gdy świetlica
pozostaje zamknięta z powodu remontu całego budynku, można dostrzec
w jej spojrzeniu wielką tęsknotę, której towarzyszy smutek, gdyż
przewidziany na 3 lata remont, który miał się rozpocząć w styczniu,
jeszcze się nie zaczął.

Świetlica Środowiskowa "Dom Ojca Ignacego", mieszcząca się przy
ul. Sierakowskiego 6 w Warszawie, została powołana do życia w
marcu 1995 roku. Powstanie tej placówki było odpowiedzią Sióstr
Loretanek – których powołaniem jest m.in. nauczanie i wychowanie
dzieci i młodzieży – na rosnące potrzeby najmłodszych mieszkańców
prawobrzeżnej Warszawy. Wychowankowie sióstr pochodzą z rodzin
dysfunkcyjnych, w których problemy alkoholowe czy nieporadność
życiowa dorosłych sprawiły, że nie wypełniają oni w pełni ról społecznych
zgodnych z zadaniami wieku dojrzałego.

Potrzebują
normalności

Najmłodsi wychowankowie mają 5 lat, najstarsi 18. Dziećmi opiekuje
się 20 osób. 15 pracuje w charakterze wolontariuszy. Nad wszystkimi
czuwają psycholog i pedagog. Ponadto do najmłodszych przychodzi
logopeda. Mogą oni także pod okiem fachowca uczyć się języka angielskiego.
Świetlica dysponuje salami: komputerową, telewizyjną i sportową.
W ciągu roku prowadzi zajęcia plastyczne, teatralne i muzyczne.
– W 2004 roku dzieci wzięły udział w festiwalu "Roztańczone Mazowsze".
Otrzymały nawet dyplom – mówi z dumą siostra Dominika. I dodaje,
że przez świetlicę przewinęło się wiele naprawdę wielkich talentów.
Zresztą, gdy oglądam zdjęcia, których siostry mają niezliczoną wprost
ilość, gdy patrzę na leżące obok mnie wykonane ręcznie przez dzieci
obrazki czy świeczniki, nie mam wątpliwości, że to, co mówi, jest prawdą.
Wszystkie organizowane zajęcia mają służyć temu, by dzieci doświadczyły
tej normalności, której los im nie dał poznać. By nabyły prawidłowych
nawyków i umiejętności społecznych. By mogły zdobywać pozytywne
doświadczenia emocjonalne.
Codziennie od godz. 15.30 do godz. 16.30 jest tzw. godzina nauki. W tym
czasie każde dziecko jest zobowiązane odrobić pracę domową, a jeżeli
jej nie ma, winno wykonać zadanie polecone przez wychowawców lub
wolontariuszy. Jak tłumaczy s. Dominika, dzieci pochodzące z rodzin
zagrożonych patologią czy też patologicznych mają zazwyczaj problemy
z nauką. Dlatego tak ważna jest systematyczna pomoc, która pozwala
na uzupełnianie braków wiedzy lub zapobiega ich powstawaniu.
Dzieci mogą w świetlicy również liczyć na syty posiłek, podręczniki
czy artykuły szkolne, lekarstwa oraz ubrania i buty. – Jest naprawdę
ciężko – mówi ze smutkiem s. Dominika – aby wystarczało pieniędzy
na najważniejsze potrzeby wszystkich dzieci.

Żyją obok nas
Najczęściej wychowankowie trafiają do świetlicy skierowani przez
pedagogów szkolnych. Jednak także same siostry, które katechizują
w okolicznych szkołach, widząc konieczność pomocy, zachęcają dzieci
i młodzież, by przychodziły do świetlicy. – Staramy się też wchodzić
w środowisko, odwiedzamy rodziny, spotykamy się czasem z dziećmi
na podwórkach. Zdarza się również, że dzieci przyprowadzają swoich
kolegów – tłumaczy siostra. Młodzież – jak mówi – często sama przychodzi
z prośbą o pomoc, o radę. – Jednego dnia przyszedł do mnie ponad 20-letni
chłopak, który od 7 czy 8 lat pije alkohol. I błagalnym głosem powiedział:
"Siostro, niech mi siostra pomoże z tego wyjść! Niech mi coś siostra
załatwi! Ja się poddam leczeniu!" – opowiada. Najłatwiej oczywiście
jest pomagać tym, którzy sami chcą tę pomoc otrzymać. Dużo trudniej,
gdy gołym okiem widać, że dziecko jest już bardzo zaniedbane, a rodzice
nie podejmują żadnej współpracy.
Gdy pytam, czy w ciągu tej 10-letniej pracy wydarzyło się coś, co zapadło
głęboko w pamięć, siostra po krótkim milczeniu przytacza historię
pewnej gimnazjalistki, która w świetlicy spędzała całe dnie. Dziewczynka
zapytana kiedyś o to, czym jest dla niej ta świetlica, odpowiedziała,
że… domem. – Bardzo przeżyłam to, że mogliśmy dla kogoś stworzyć dom
– mówi z uśmiechem na ustach s. Dominika. Za chwilę jednak jej twarz
niepokojąco zaczyna tracić swój blask. Wyraźny teraz smutek zaczynam
rozumieć dopiero w chwili, gdy siostra opowiada o dzieciach, które
niemal w sercu wielkiej metropolii, jaką jest Warszawa, cierpią głód.
To wprost niepojęte!
– Czasami mam wrażenie, że ludzie z tych wszystkich urzędów, do których
zwracamy się o pomoc, naprawdę nie zdają sobie sprawy, co się dzieje
w rodzinach borykających się z wielkim problemem ubóstwa. Ubóstwa
w szerokim tego słowa znaczeniu – zarówno ubóstwa materialnego,
jak i pewnej bezradności życiowej dorosłych – mówi. – Jeden obraz
bardzo utkwił mi w pamięci: mroźny styczeń i chłopiec idący do szkoły
w podartych butach, z których wystawały mu paluszki – kontynuuje
swą opowieść siostra. Na pierwszy rzut oka jest bardzo spokojna. Gdy
jednak przyglądam się jej uważniej, widzę, że to wspomnienie sprawia
jej ból. Myślę: niezbadane są losy człowieka… Dlaczego dziecko nie
może sięgnąć po kanapkę, kiedy jest głodne? Dlaczego zimą musi chodzić
w dziurawych tenisówkach? A najgorsze – jak mu to wszystko wytłumaczyć,
gdy wkoło są syci i modnie ubrani rówieśnicy?

Dobre owoce
Mimo to siostry starają się, by podopieczni nie dostrzegali trudności,
z jakimi one muszą się borykać każdego dnia. Co roku uroczyście
są obchodzone urodziny każdego dziecka. Jest tort, są goście, drobne
upominki… Zupełnie jak w domu… W powietrzu czuć miłość, szczęście,
poczucie bezpieczeństwa.
A co się dzieje z tymi, którzy po uzyskaniu pełnoletności opuszczają
świetlicę? – Wracają – mówi z uśmiechem s. Dominika. I dodaje, że
nierzadkie są przypadki, w których starsi chcą być dla młodszych opiekunami.
– Przychodzą i proszą: "Siostro, niech mi tu siostra pozwoli przychodzić
jako wolontariusz" – opowiada. Po chwili ciszy dodaje jednak: –
Na pewno trudno jest im się wyrwać z tego środowiska rodzinnego,
w którym byli. Często powielają te wzorce – wyjaśnia. Niektórzy
nawet po latach do nas przychodzą – kontynuuje swą opowieść s. Dominika.
– Kiedyś przyszedł chłopak, który właśnie został zwolniony z więzienia.
Dostał wyrok za kradzież. Przyszedł i mówi: "Siostro, nie udało mi się,
wpadłem. W więzieniu myślałem o swojej przeszłości, o naszej świetlicy!".
Czuję zawód. Przez chwilę wierzyłam, że młodym warszawiakom można
skutecznie pomóc. Za chwilę siostra dodaje: – Myślę jednak, że oni
wiedzą już, jak żyć. Było dane im zasmakować i dobra, i zła. Mam nadzieję,
że patron i opiekun tej świetlicy – a przede wszystkim każdego praskiego
dziecka – błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski poprowadzi je dobrymi
drogami.
Czy to mnie uspokaja? Na pewno utwierdza w przekonaniu, że ta inicjatywa
będzie trwać, skoro czyni tak wiele dobra. Tak jak s. Dominika i wszystkie
Siostry Loretanki i ja wierzę, że mimo braku środków, a tym samym
braku widoków na rozpoczęcie remontu, ta piękna inicjatywa powołana
do życia ponad 10 lat temu nie umrze dzięki pomocy wielu dobrych ludzi.

Aneta Jezierska

Numer konta, na które można wpłacać ofiary na remont świetlicy
środowiskowej "Dom Ojca Ignacego":
Powszechny Bank Kredytowy w Warszawie
I Oddział
ul. ks. I. Kłopotowskiego 15,
00-987 Warszawa
30 1060 0076 0000 4010 1002 0615

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl