Odmówiła współpracy

Kościół niezłomny

S. Zofia Maria (Izabela) Łuszczkiewicz 1898-1957

Julia Brystygierowa w referacie „Ofensywa kleru a nasze zadania” na odprawie 13-15 października 1947 r. poleciła funkcjonariuszom UB zwrócić szczególną uwagę na zakony, które „ze względu na warunki życiowe (kolektyw, pomieszczenia życiowe)” mają „większe możliwości uprawiania pracy konspiracyjnej”. Aparat represji Polski Ludowej, podejmując walkę z Kościołem, nie stawiał sobie żadnych granic: rozprawa z duchowieństwem miała dotknąć również siostry zakonne – prowadzące dzieła miłosierdzia dla najuboższych, posługujące w szpitalach, domach opieki, niestrudzone w pracy z dziećmi i z młodzieżą. Ich służba dla najbardziej potrzebujących nie miała dla wyznawców rewolucji komunistycznej żadnego znaczenia, była przesądem burżuazyjnym, który w imię postępu i lepszej przyszłości należy zmieść z powierzchni ziemi. Terror komunistyczny objął liczne zgromadzenia habitowe i bezhabitowe: w latach 1946-1956 aresztowano ok. 70 sióstr. Wśród nich była s. Zofia Maria Łuszczkiewicz, nosząca zakonne imię Izabela, postać wyjątkowej miary.

Urodziła się 23 kwietnia 1898 r. w Krakowie w rodzinie wybitnie zasłużonej dla królewskiego miasta i dla Polaków w zaborze austriackim, związanej zwłaszcza z Uniwersytetem Jagiellońskim. Dziadek Zofii, Antoni Łuszczkiewicz, budował Collegium Novum, jego brat Władysław był w uznaniu zasług naukowych doktorem honoris causa UJ, wuj Marek – posłem do austriackiego parlamentu. Ojciec, Michał Łuszczkiewicz, wziętym adwokatem w Wieliczce i Krakowie.

Najstarsza z pięciorga rodzeństwa Zofia odebrała staranne wykształcenie: w gimnazjum Sióstr Urszulanek w Krakowie uzyskała maturę 15 maja 1917 r., potem studiowała na Wydziale Filozoficznym UJ. Pasjonowały ją nauki przyrodnicze – chemia i biologia, oprócz tego uczęszczała na zajęcia z pedagogiki i filozofii. Biegle znała języki obce – angielski, francuski, niemiecki i łacinę. Naukę dzieliła z pracą społeczną w Związku Dziewcząt Polskich i w ambulatorium, niosąc pomoc poszkodowanym przez I wojnę światową. Ukończyła też dwa kursy sanitarne, a w czasie wojny z bolszewikami zgłosiła się ochotniczo do służby pielęgniarskiej.

Po uzyskaniu 4 października 1922 r. absolutorium na UJ przed Zofią stanęła otworem droga kariery „w świecie”. Miała wszystko: wielką urodę, gruntowne wykształcenie, koneksje, talenty zjednujące sympatię ludzi (była uzdolniona muzycznie, pasjonowała ją fotografia). Mogła zostać wybitną nauczycielką albo obrać pracę naukową. Ku zaskoczeniu otoczenia ta pełna życia kobieta przyjęła dar powołania do służby Bogu w drugim człowieku i 2 stycznia 1923 r. zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego ? Paulo, do domu prowincjonalnego przy ul. Warszawskiej 8 w Krakowie. Siostry w charakterystycznych szerokich kornetach, nazywane potocznie szarytkami, posługują na ziemiach polskich od 1652 roku. Do Warszawy sprowadziła je królowa Maria Ludwika. Oprócz trzech ślubów zakonnych składają czwarty – służenia ubogim i chorym. Zgodnie ze swoim charyzmatem pracują w szpitalach, odwiedzają chorych w domach, opiekują się dziećmi i starcami, niosą pomoc więźniom i żołnierzom w czasie wojny.

Zofia Łuszczkiewicz została przyjęta do Sióstr Miłosierdzia 20 stycznia 1923 roku. Postulat odbyła w domu św. Kazimierza we Lwowie, seminarium – w domu macierzystym w Paryżu (listopad 1923 r. – wrzesień 1924 r.). Śluby zakonne złożyła 8 września 1928 r., przyjmując imię Izabela. Praktykę pielęgniarską odbyła najpierw w Bordeaux, potem w Paryżu ukończyła Wyższą Szkołę Pielęgniarską (1925-1926). Do Polski wróciła 19 lipca 1926 roku. Miesiąc później rozpoczęła pracę jako pielęgniarka na oddziale neurologicznym szpitala powszechnego we Lwowie, następnie została dyrektorem szkoły pielęgniarskiej przy szpitalu i jej wykładowcą. Była pielęgniarką z powołania. Troszczyła się o wysoki poziom szkoły, utrzymując cały czas kontakt ze szkołą paryską, poznawała i przenosiła do Lwowa najnowsze osiągnięcia medycyny. W tym celu wyjeżdżała niejednokrotnie za granicę, np. w 1937 r. uczestniczyła w trzech międzynarodowych zjazdach pielęgniarskich: w Paryżu, Londynie i Wiedniu oraz w Wilnie.


Miłosierna dla wszystkich


Tuż przed wojną siostra Izabela pojechała do Nowego Jorku na światową wystawę medyczną. Wykorzystała ten czas na szkolenie teoretyczne i praktykę szpitalną. Z entuzjazmem zapoznawała się z nowymi środkami terapii zajęciowej dla pacjentów, m.in. przywiozła do szpitala lwowskiego projektor filmowy. Zdobyła uprawnienia kinooperatora i zaczęła wyświetlać w szpitalu filmy dla pacjentów i gości z miasta.

Po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną siostra Izabela była poszukiwana przez NKWD. Musiała się ukrywać, w końcu w przebraniu służącej, pod fałszywym nazwiskiem wróciła pod koniec 1939 r. do Krakowa. Władze zakonne skierowały ją do Zebrzydowic. Tu podjęła wszechstronną działalność, zarówno w zakresie pomocy dla ludności, jak i walki niepodległościowej. Służyła z poświęceniem potrzebującym, których stale przybywało w czasie okupacji. Praca w ochronce dla dzieci (1940-1945) w Zebrzydowicach nie była jedynym zajęciem siostry, oprócz tego opiekowała się biednymi, chorymi, dostarczała paczki z żywnością. Brała udział w ratowaniu Żydów, osobiście ocaliła od zagłady 5 osób, nie zważając, że naraża się na śmierć.

Jako gorąca patriotka siostra Izabela nawiązała współpracę z konspiracją niepodległościową – Armią Krajową i Batalionami Chłopskimi. Przyjmowała zrzuty lotnicze z Londynu z lekarstwami, narzędziami chirurgicznymi i środkami opatrunkowymi, które później trafiały do oddziałów AK. Prowadziła też szkolenia sanitarne dla partyzantów, opiekowała się rannymi żołnierzami, służąc im pomocą pielęgniarską. Przydała się znajomość języków obcych: siostra tłumaczyła angielskie audycje radiowe, przygotowując w ten sposób materiał do gazetek konspiracyjnych, które później rozpowszechniała wśród ludności. Znajomość języka niemieckiego ułatwiała jej negocjacje z Niemcami w obronie Polaków przed wywózką na roboty. „Nie było dnia, by nie zachodził ktoś z Zebrzydowic, Kalwarii, a nocą z lasu, po pomoc do Izabeli, po lekarstwa dla dorosłych, wzywano ją, gdy umierali okoliczni ludzie, gdy się rodzili, gdy byli w kłopotach. Nie odmawiała nigdy nikomu pomocy” – wspominała jedna z sióstr.

Na początku 1944 r. s. Zofia została osobistą łączniczką gen. Brunona Olbrychta „Olzy”, dowódcy Grupy Operacyjnej „Śląsk Cieszyński”. Chorego „Olzę” ukrywała w zebrzydowickim klasztorze, tam we wrześniu 1944 r., po rewizji przeprowadzonej w wyniku denuncjacji przez kogoś z miejscowych, został aresztowany przez Niemców. Siostry Izabeli nie było w tym czasie w klasztorze, uniknęła więc aresztowania. Tym niemniej musiała opuścić klasztor w Zebrzydowicach. Ostatnie miesiące okupacji niemieckiej siostra spędziła jako pielęgniarka w Szpitalu Powszechnym w Rzeszowie przy ul. Szopena 2.

Po rozwiązaniu 19 stycznia 1945 r. przez gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, ostatniego komendanta AK, podziemnej armii, walkę o niepodległość kontynuowała Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj, a następnie Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” – największa organizacja podziemna pod nową, sowiecką okupacją. Wiadomo, że w Rzeszowie s. Izabela poznała ówczesnego komendanta obwodu rzeszowskiego Delegatury – Mieczysława Kawalca. Współpraca siostry z konspiracją niepodległościową polegała na opiece nad rannymi żołnierzami Delegatury i WiN w szpitalu, umożliwiała im też ucieczkę, by nie wpadli w ręce UB. Opiekowała się m.in. Adamem Lazarowiczem „Aleksandrem”, komendantem rzeszowskiego inspektoratu Delegatury, od września 1945 r. prezesem okręgu rzeszowskiego WiN.

Prowadząc działalność charytatywną wśród ubogich, s. Izabela nawiązała kontakt z Amerykaninem polskiego pochodzenia, przedstawicielem UNRRY (Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy) na woj. krakowskie i rzeszowskie, Józefem Onką. Siostra służyła mu jako tłumaczka. Onka przyjeżdżał do rzeszowskiego szpitala, zbierał informacje o potrzebnych lekach i sprzęcie, kontrolował podział darów. Znajomość ta miała charakter jawny, niestety, UB potraktowało ją jako konspiracyjną, obciążając później siostrę zarzutami. Jeszcze bardziej obciążająca w oczach bezpieki okazała się znajomość z Adamem Doboszyńskim, politykiem obozu narodowego, pisarzem i intelektualistą, synem krakowskiego adwokata. Siostra znała go od wczesnych lat dziecinnych. Po głośnej „wyprawie na Myślenice” – zbrojnej demonstracji antysanacyjnej Doboszyńskiego – na prośbę jego siostry, Jadwigi Malkiewiczowej, odwiedziła go we lwowskim więzieniu.

Pod koniec 1946 r. Doboszyński nielegalnie, pod fałszywym nazwiskiem przedostał się z Wielkiej Brytanii, gdzie spędził czas wojny, do Polski, by na miejscu przekonać się o sytuacji społeczno-politycznej pod okupacją sowiecką. W styczniu 1947 r. s. Izabela odwiedziła go we Wrocławiu. Później przez miesiąc (od 8 marca do 8 kwietnia) Doboszyński był gościem w domu wypoczynkowym w Zebrzydowicach, gdzie opiekowała się nim s. Izabela. Pomogła mu też przepisać na maszynie broszurę „Prawda o generale Sikorskim”, skontaktowała z ks. Janem Piwowarczykiem, asystentem kościelnym „Tygodnika Powszechnego” – Doboszyński odbywał spotkania polityczne z wieloma przedstawicielami ruchu katolickiego. Niedługo po wyjeździe z Zebrzydowic, 3 lipca 1947 r., został aresztowany przez UB i poddany okrutnemu śledztwu. Torturowany Doboszyński zeznał, że pomocy udzieliła mu m.in. s. Izabela. To przypieczętowało los szarytki.

Jeszcze w lipcu 1947 r. s. Izabela wyjechała z grupą sióstr do Paryża, a następnie do Rzymu na kanonizację św. Katarzyny Laboure. Nieświadoma niebezpieczeństwa wróciła do Polski. Rok później, 27 sierpnia 1948 r., została aresztowana w Wadowicach przez funkcjonariuszy krakowskiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Ubecy uciekli się do podstępu – wysłali wcześniej fałszywe wezwanie do siostry, że ma odebrać przydział rzeczy dla przedszkola w Zebrzydowicach, gdzie pracowała.

Przez długi czas rodzina i zgromadzenie nie znały miejsca pobytu aresztowanej s. IzabelI. Pierwsze cztery dni przebywała w areszcie śledczym WUBP przy pl. Inwalidów w Krakowie, potem w więzieniu na Montelupich. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu siostry wydał podprokurator Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie Zenon Grela. Sprawą s. Izabeli szybko zainteresowała się „góra” Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, za zgodą wiceministra Romana Romkowskiego i dyrektora Departamentu Śledczego MBP Józefa Różańskiego (prowadził osobiście śledztwo Doboszyńskiego) szarytka przeniesiona została 23 września 1948 r. do aresztu na ul. Koszykową w Warszawie, a potem do więzienia na Rakowiecką.

Postanowienie o wszczęciu śledztwa wydał Roman Laszkiewicz, który przesłuchiwał siostrę razem z Janem Lisowskim. Śledztwo nadzorowali Różański i Ludwik Serkowski – kaci znani z maltretowania Polaków. Nie oszczędzili również siostry Izabeli, stosując cały arsenał ciężkich tortur, by zmusić ją do przyznania się do niepopełnionych win.

„W Warszawie, gdy zażądałam, by mi dano podpisać i przeczytać uprzednio protokół, pierwszy [raz] zostałam pobita bardzo dotkliwie. Śledztwo miałam wprost potworne, byłam bita tak, iż ciało moje było jednym sińcem, poczem przez blisko 2 tygodnie miałam dzień i noc stójki, aż do utraty przytomności. Śledztwem mym kierował Różański Jacek i Serkowski Ludwik, którzy często przychodzili na moje śledztwo i dawali przy mnie wskazówki oficerowi śledczemu w kierunku nieludzkiego traktowania mnie. Na dziewiątą noc stójek przyszedł do mnie śledczy z gotowym protokołem do podpisania. Treścią protokołu było, że Doboszyński Adam zwierzył mi się, że przybył do Polski wysłany przez papieża [Piusa XII] do kard. [Stefana] Sapiehy celem zmontowania siatki szpiegowskiej na korzyść Niemiec. Gdy kategorycznie odmówiłam i powołałam się na prawo zakazujące kłamliwych zeznań, powiedział mi, że zgniję w więzieniu, bo, jak się wyraził: 'prawo jest dla nas, a nie my dla prawa’. Po tej też linii było prowadzone całe moje śledztwo” – relacjonowała siostra swoje przeżycia więzienne.

Biciem i wyrafinowanymi torturami śledczy usiłowali wymusić na siostrze przyznanie się do absurdalnych zarzutów o szpiegostwie na rzecz Niemiec i Watykanu. Za wszelką cenę chcieli doprowadzić do tego, by szarytka złożyła samooskarżenie o udział w ciężkiej zbrodni. Siostra Izabela odmówiła podpisania kłamliwego protokołu. Mimo to akt oskarżenia, zatwierdzony m.in. przez zastępcę dyrektora Departamentu Śledczego Adama Humera i wiceprokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej Zenona Rychlika, zarzucał siostrze Izabeli przynależność do AK po 1945 r. (chociaż już nie istniała!) i do WiN, współpracę z ośrodkiem szpiegowskim na rzecz Niemiec i zamiar obalenia siłą ustroju.

Przesłuchania trwały niemal przez całą dobę, po kilka godzin. Gdy siostrze podsunięto gotowy protokół z przyznaniem się do winy, żądając, by podpisała, „nie tylko nie podpisałam, ale zaznaczyłam, że takiego kłamstwa nigdy nie zeznałam i nie zeznam”. Zażądała konfrontacji, zapłaciła za to wybiciem trzech zębów.

Śledczy stosowali sprawdzoną metodę psychicznego niszczenia więźnia – kar i nagród. „Nazajutrz znów zawezwał mnie ten oficer i już bardzo grzecznie namawiał do złożenia podpisu w zamian za natychmiastowe wypuszczenie mnie na wolność i zapewniał, że tak Zgromadzenie, jak i rodzina będą we wszystko opływać. Kategorycznie odmówiłam, gdyż czyste sumienie droższe mi było i jest nad życie. Wtedy to zaczęło się potworne śledztwo kierowane osobiście przez Różańskiego (…). Oprócz bicia, przysiadów, w liczbie do dwóch tysięcy naraz, miałam jeszcze tzw. stójki. Polegały one na tym, że w czasie zimnych i mroźnych dni stałam boso, tylko w koszuli, na betonie, tyłem do okna, z którego wyjmowano szyby. Na domiar wszystkiego w nocy zlewano mnie konewkami zimnej wody. Po 14 dniach i nocach takiego stania (nawet do podawanego jedzenia nie pozwalano mi usiąść), straciłam przytomność i ocknęłam się w szpitalu więziennym. W szpitalu, urągającym nazwie szpitala, przyszłam, Bogu dzięki, do siebie, by zacząć znowu śledztwo” – pisała s. Izabela w swojej więziennej relacji.


Trzykrotna kara śmierci


Proces siostry był tajny i toczył się w celi więziennej (tzw. rozprawa „kiblowa”). Podczas pierwszego „posiedzenia” 4 sierpnia 1949 r. siostra odważnie oświadczyła, że nie odczytano jej aktu oskarżenia. Podczas kolejnej rozprawy odrzuciła wszystkie zarzuty. „Wyrok” zapadł 23 września: 15 lat więzienia z utratą praw na 5 lat. To nie był koniec – Naczelna Prokuratura Wojskowa złożyła rewizję wyroku, pozytywnie rozpatrzoną przez Najwyższy Sąd Wojskowy, który zarządził ponowną rozprawę. Kodeks karny Wojska Polskiego przewidywał jedną karę powyżej 15 lat – wyrok śmierci.

Na trwającej zaledwie trzy dni rozprawie 13 marca 1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy skazał siostrę Izabelę na trzykrotną karę śmierci, utratę praw obywatelskich na zawsze, przepadek mienia. Sędziowie wnioskowali o odmowę ułaskawienia w dalszym postępowaniu.

Już po ogłoszeniu wyroku śledczy próbowali wymusić na siostrze przyznanie się do „winy” i ocalenie życia w zamian za podjęcie współpracy z bezpieką. „Na drugi dzień zawezwał mnie śledczy i zapytał, czy może teraz podpiszę protokół o szpiegostwie na rzecz Watykanu i Ojca Świętego. Gdy odmówiłam, zapewnił mnie, że 'zgniję w więzieniu'”.

Trzy miesiące siostra Izabela czekała na wykonanie wyroku. Codziennie wieczorami wywoływano ją z celi, aby myślała, że idzie na egzekucję. Ale to była jeszcze jedna tortura, próba złamania więźnia. „Z początku ciężko to przechodziłam, ale wreszcie przyzwyczaiłam się do tego i starałam się być przygotowaną na śmierć”. 22 marca obrońca siostry złożył skargę rewizyjną do Najwyższego Sądu Wojskowego, wnosząc o uniewinnienie lub złagodzenie kary. 10 maja sąd zmienił wyrok na dożywocie.

Karę więzienia siostra Izabela odbywała w ciężkich więzieniach w Fordonie (1950-1952, 1955-1956) i w Inowrocławiu (1952-1955), gdzie spędziła 13 miesięcy w izolatce. Pod koniec 1950 r. mogła po raz pierwszy od aresztowania zobaczyć się na krótkim widzeniu z matką. Kolejne prośby Kazimiery Łuszczkiewicz o darowanie kary córce pozostały bez echa. Sądy nie nadawały im „dalszego biegu”. W więzieniu siostra nie miała dostępu do praktyk religijnych, nie mogła uczestniczyć w Eucharystii ani przyjmować Komunii Świętej. Dopiero w Fordonie dostała pozwolenie na posiadanie różańca i książeczki do nabożeństwa. Codziennie odmawiała ze współwięźniarkami modlitwę różańcową i modliła się za wszystkich straconych w „wolnej” Polsce.

Dopiero 5 maja 1956 r. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie zmniejszył siostrze karę dożywocia do 12 lat. Ze względu na zły stan zdrowia mogła zostać zwolniona na pół roku z więzienia. Wróciła do Krakowa do domu szarytek przy ul. Warszawskiej. 7 listopada Najwyższy Sąd Wojskowy zmniejszył karę do 4 lat więzienia, uznając ją za odbytą. Prokuratura generalna nie znalazła jednak podstaw do złożenia rewizji nadzwyczajnej, utrzymując de facto w mocy wymyślone zarzuty.

Czas „wolności” był dla siostry okresem ciężkich cierpień fizycznych. Na skutek tortur i nieludzkich warunków w więzieniu dostała gruźlicy nogi oraz nowotworu złośliwego szczęki w okolicy wybitych w śledztwie zębów. Nie pomogły starania oddanych lekarzy i przeprowadzone zabiegi chirurgiczne, siostry nie udało sie uratować. Zmarła 8 sierpnia 1957 r. i została pochowana na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, w grobowcu Sióstr Miłosierdzia.

Sprawiedliwość nadeszła po latach. 12 lutego 1993 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie unieważnił wyroki skazujące z lat 1949-1950 i orzekł, że działalność s. Izabeli była walką „o niepodległy byt państwa polskiego”.


Małgorzata Rutkowska
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl