Komu bije dzwon?

Ks. bp Antoni Dydycz, ordynariusz drohiczyński

Komu bije dzwon? To pytanie o literackim rodowodzie okazuje się aktualne obecnie, i to wyjątkowo, mając na uwadze to, co przeżywamy. Jedności Kościoła zdają się bronić niedoszli specjaliści od jego rozbijania wespół z „medialnymi katolikami”. Na autorytet Papieża Benedykta XVI powołują się ci, którzy wciąż kopią dołki pod pamięcią o Janie Pawle II. Rzym zaś z kolei podoba się tym, którzy do tej pory uparcie popierali tendencje odśrodkowe, odwołując się do wybiórczo wykorzystywanej nauki Soboru Watykańskiego II. Zamieszało się, i to wyraźnie, wśród polityków, filozofów i chyba niemal we wszystkich środowiskach ludzkich.

Przed laty Tomasz Merton pisał do Czesława Miłosza: „…walczymy w sobie z wieloma dwuznacznościami. Zawsze istnieje pokusa usprawiedliwiania siebie przez potępienie „świata”. Ma Pan absolutną rację co do „zaczarowanego tańca paralityków”. Ma Pan również rację, że oni sami siebie usypiają tym dwuznacznym gadaniem pięknoduchów, gadaniem psychologicznym: całe to gadanie o odpowiedzialności i personalizmie, i ludziach od organizacji, i o czym tam jeszcze, staje się częścią tego zaczarowanego tańca. Co się za tym kryje? Obsesja pomysłów, wiedzy, techniki, tak jakbyśmy musieli móc władać wszystkim. Wpakowaliśmy się w kompletne pomieszanie pojęć i „odpowiedzi”. Iluzoryczne odpowiedzi na iluzoryczne pytania i niestawianie nigdy czoła problemowi prawdziwemu: a mianowicie, że wszyscy staliśmy się żywymi trupami” (T. Merton, Cz. Miłosz, Listy, Znak, Kraków 1991, s. 97, z listu Mertona, 28.03.1961).

Tomasz Merton, wybitny myśliciel, pobożny trapista, zginął tragicznie. Warto jednak wracać pamięcią i myślą do tych, którzy mieli coś do powiedzenia w swoich czasach, gdyż przedziwnym zbiegiem okoliczności historia lubi zataczać koło. A współczesna kultura stanowi jakby dopowiedzenie tego, o czym myślano przed laty.

W tym kontekście pytanie: komu bije dzwon? – rozbrzmiewać zaczyna coraz silniej, odwołując się do nowych tonów. Pomieszania pojęć nam nie brakuje, iluzoryczność zachowań wyjątkowo daje się postrzegać i z obsesjami nie uporaliśmy się do dzisiaj. Cywilizacja śmierci, przed którą nas przestrzegał Jan Paweł II, puka do drzwi współczesności. Ale zacznijmy od czegoś podstawowego.

Co z tą wizją Kościoła?

Wypada uważnie zatrzymać się nad tym pytaniem. Najpierw nie można zapominać, że to pytanie nie dotyczy ani struktur Kościoła, ani nauki Kościoła. Przypuszczam, że nie ma podstaw, aby je stawiać wielkiej rzeszy ludzi Kościoła. Należy jednak wziąć je pod uwagę w kontekście ostatnich wystąpień wielu spośród „katolików medialnych”, obeznanych z teologią katolicką, świetnie poruszających się wśród wybranych tekstów soborowych i mających niezłe kontakty z pewnymi środowiskami o niezłej przeszłości, ale nieco zagubionych w nowej rzeczywistości.

Otóż w czasie szczególnie agresywnych ataków względem ks. abp. Stanisława Wielgusa mogliśmy ze zdumieniem spotkać się z wypowiedziami wyjątkowo, ale to naprawdę wyjątkowo zastanawiającymi. Dziwnie nam było czytać, względnie przyjmować, wyznania składane publiczne, a wyrażające wdzięczność Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI, iż przyjął rezygnację księdza arcybiskupa. Pewien niepokój budzi fakt, że dziękuje się za przyjęcie rezygnacji, a nie dziękuje się za to, że została złożona. Ale pomijając ten szczegół, słyszeliśmy także wyznania, jak to dobrze, że mamy „Rzym”. To mi zabrzmiało bardzo instrumentalnie.

Pojawiła się także pewna obawa. Przecież niemal ci sami ludzie albo te same środowiska jeszcze nie tak dawno głosiły potrzebę decentralizacji, znaczącego ograniczenia związków z centrum i wiele innych sugestii, które mają się nijak do tego, co lansuje się teraz. Jeżeli to oznacza nawrócenie, to Panu Bogu niech będą dzięki. I życzyć należy wytrwania w tym.

Jest jednak poważna podstawa do niepokoju. Te same prawie osoby i znowu te same niemal środowiska zaczęły mówić i pisać, że Kościół w Polsce jest chory, ponieważ do tej pory osłaniał go parasol w osobie Jana Pawła II. A to już jest sprawa niesłychanie brzydka. Świadczy bowiem o tym, że komuś zależy na osłabianiu autorytetu Jana Pawła II. Chyba nie jest dziełem przypadku, że tzw. dzika lustracja, czyli zwyczajny atak, zaczęła się szybko, tuż po Jego passze. Nawet nie uszanowano 30 dni od śmierci. Ona nadal trwa i przybiera na sile. Staje się coraz bardziej wyrafinowana. Nie wystarczy więc pytać, komu bije dzwon. Trzeba zastanawiać się i nad tym, co on głosi.

A może powraca stare?

Ciekawe jest to zestawianie faktów, naciąganie sytuacji, lekceważenie naukowej i dziennikarskiej rzetelności w przedstawianiu ubeckich materiałów. Tym ostatnim wierzy się bezgranicznie. Nie uważa się za stosowne, aby to oni powiedzieli, skąd mają te materiały. Jak doszło do ich sporządzenia? Natomiast żadnej wiary nie daje się ofiarom!

Skąd my to znamy? Trzeba sięgnąć do metod i sposobów walki z Kościołem w minionych latach, a okazuje się, że zmienia się czasami pewne dane, ale szkielet argumentacji pozostaje taki sam. Co za oszczędność w pomysłach!

Cofnijmy się do początków lat sześćdziesiątych. O nich to mówił Prymas Tysiąclecia, że były gorsze od lat pięćdziesiątych, ponieważ zaczęto szykanować Kościół w sposób profesjonalny, w oparciu, rzecz jasna, o przestępczy profesjonalizm. Posłuchajmy więc pewnej wypowiedzi. „W roku 1963, gdy zaczęto znowu powoływać kleryków do wojska, usunięto siostry zakonne ze szpitali, seminariom duchownym dokwaterowano lokatorów i zakazano funkcjonariuszom MO oraz członkom PZPR ślubów i chrztów kościelnych, (…) pewien działacz katolicki, posłuszny mocodawcom ówczesnym – mówił na zjeździe: „W naszym przekonaniu ważną rolę odegrać może w tworzeniu klimatu dla właściwego układania się stosunków między Kościołem a państwem lewicowy nurt w katolicyzmie polskim. (…) Wydaje się potrzebne budowanie autorytetu tym wśród duchownych i świeckich, którzy działają na rzecz postępu społecznego, otwartości i tolerancji””.

Państwo w tym wypadku należy zastąpić rzeczywistością „poprawności politycznej”, a reszta jest taka sama. Czy liczy się troska o zasady, o wiarygodność, o własną duchową tożsamość? Raczej niekoniecznie. I dlatego ostatnie dni ukazały nam, że w tej walce chodzi o samą istotę chrześcijańskiej antropologii. Powróćmy więc do tego, co wypowiedział Benedykt XVI w tegorocznym Orędziu na Dzień Pokoju: „Widać (…) wyraźnie, jak głęboko niewystarczająca jest relatywistyczna koncepcja osoby, kiedy ma ona uzasadniać jej prawa i ich bronić”.

Widać to wyjątkowo wyraźnie!

Więc co z tym chrześcijaństwem?

Simone Weil w „La connaissance surnaturelle” zastanawiała się: „Skąd przyjdzie odrodzenie do nas, którzyśmy skazili i spustoszyli cały glob ziemski!? (…) Tylko z przeszłości, jeżeli ją kochamy”.

Czas Bożego Narodzenia pozwala nam zdobyć się na odpowiedź pozytywną. Kochamy, i to mocno, przyjście na świat Syna Bożego. Jest ono przecież wyjściem naprzeciw naszym tęsknotom, aby odzyskać to, co zostało zaprzepaszczone w ogrodzie Eden.

Wtedy to „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. A potem Pan Bóg wziął człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (Rdz 2, 7.15).

Musiało być pięknie. Rosło tam również drzewo poznania dobra i zła. Niestety, zabrakło naszym przodkom wysiłku i chęci poznawania dobra i zła. Ulegli łatwej pokusie. I oto przychodzi Jezus, aby przywrócić to, co zostało zaprzepaszczone. Przychodzi w ludzkiej postaci.

Oba wydarzenia spaja miłość Boga do człowieka. W Nowym Testamencie przybiera ona kształt jeszcze bardziej przejmujący, gdyż dzięki ofierze Jezusa Chrystusa każdy grzesznik może nawrócić się i pojednać. Może narodzić się na nowo, jak o tym zapewniał Nikodema sam Chrystus.

Tymczasem w ostatnich dniach spotkaliśmy się z głosami rzekomo katolików, którzy odmawiali prawa do nawrócenia się, i to ze wszystkimi skutkami, o których mówi Pismo Święte. Z jakąś dziwną zaciekłością domagali się ukrzyżowania, bez rzetelnej próby udowodnienia winy. Zabraniali powrotu do Edenu, zawłaszczając i usiłując ograniczyć Bożą miłość. Dali w ten sposób do zrozumienia, że daleko jest od nich to, co jest tak piękne w Bogu, a mianowicie – zaufanie do człowieka. Pan Bóg nie zraził się grzechem pierworodnym. Pan Bóg nie zniechęca się naszymi słabościami. Daje nam szansę, jedyną i niepowtarzalną, zrozumiałą, obecną tylko w chrześcijaństwie. Jest to istotnie wielki dar: możliwość nawrócenia się to możliwość odzyskania białej szaty. To możliwość wejścia do nowego Jeruzalem.

„I ujrzałem nowe niebo i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły. (…) Miasto Święte – Nowe Jeruzalem ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty (…). I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi i będą oni jego ludem”, a On będzie BOGIEM Z NIMI” (Ap 21, 1-3).

Do tego Nowego Jeruzalem będą wchodzili „ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili” (Ap 7, 14).

A jednak Bóg jest Miłością!

Ze spokojem możemy patrzeć na wszelkie wysiłki, nawet pełne agresji, zmierzające do oderwania człowieka od Boga. Bóg jest Miłością! Ufa człowiekowi. Nie ma więc po co pytać, komu bije dzwon. Sprawa jest oczywista. On ostrzega każdą i każdego z nas. On bije na alarm, bo chce ostrzec człowieka przed atakiem, przed utratą nadziei. On stoi na straży ludzkiego życia i ludzkiej wolności. Broni przed zniewoleniem, człowiek bowiem pozbawiony możliwości powrotu do Ojca, pozbawiony prawa do nawrócenia – staje się niewolnikiem „tego świata”, zapomina o własnej tożsamości. Dzięki Bogu, iż bije dzwon, który po wszystkie czasy z mocą wyznaje wiarę, że Bóg jest Miłością.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl