Informacyjna pańszczyzna lekarzy

Za niewypełnienie tej biurokratycznej pańszczyzny – powtórzmy:
kontrolowania, czy wypisywany lek jest refundowany przez Narodowy Fundusz
Zdrowia – lekarzowi grożą sankcje ze strony państwa. Powiem otwarcie, że sam
pomysł karania lekarzy za niewypełnienie absurdalnych obowiązków
biurokratycznych jest objawem współczesnego barbarzyństwa, które ceni tylko
sprawozdawczość administracyjną.

Prekursorem tego antycywilizacyjnego myślenia był Lenin, dla którego państwo
to maszyna do kontrolowania wszystkich czynności obywateli przy pomocy
administracji wyposażonej w narzędzia karania. Zdumiewające, że coraz częściej
rząd Donalda Tuska sięga w praktyce rządzenia do tego typu metod. Wystarczy
bowiem chwila namysłu i minimum wyobraźni, by zrozumieć, że tego typu
zarządzenia i prawa narażą zdrowie wielu obywateli III Rzeczypospolitej. Zdrowy
rozsądek i minimum wyobraźni podpowiadają, że jednoczesne wypełnienie etyki
zawodowej polegającej na zbadaniu pacjenta, postawieniu diagnozy oraz
przepisaniu lekarstw lub badań z narzuconymi odgórnie lekarzowi obowiązkami
administracyjnymi, których niewykonanie jest w dodatku karalne, może w wielu
wypadkach, np. dużej liczby pacjentów, być trudne. W sytuacji pośpiechu i
strachu diagnoza może być błędna. Czy tego ewidentnego faktu urzędnicy premiera
Tuska nie rozumieją? Czy nie rozumieją, że w ten sposób narażają na coraz
większą dezorganizację jeden z ostatnich kapitałów, jakie posiada Polska –
publiczną służbę zdrowia?
Uważam bowiem – a posiadam skalę porównawczą, ponieważ spędziłem 20 lat we
Francji, że publiczna służba zdrowia w naszym kraju stoi na bardzo wysokim
poziomie. Biorąc pod uwagę dochód narodowy na jednego mieszkańca, twierdzę, że
jest to jedna z najlepszych służb zdrowia w Europie. Wiem, że ta ocena może
wielu Czytelników szokować. Zdaję sobie sprawę z trudności, jakich doświadczają
pacjenci w kolejkach po leki. Wiem, że wielu ludzi przeżywa prawdziwe dramaty
związane z absurdalnymi biurokratycznymi przepisami ograniczającymi dostęp do
drogich i rzadkich leków (np. wstrzymujących postęp raka). Ale mimo to uważam,
że nasza służba zdrowia jest prawdziwym narodowym skarbem, że nasi lekarze i
pielęgniarki zasługują na wdzięczność, a nie karanie.
Przepis o karaniu lekarzy za niesprawdzenie, czy wypisywany lek jest
refundowany, może być dodatkowym motywem emigracji wielu – szczególnie młodych –
lekarzy do krajów zachodniej Europy. Byłaby to prawdziwa katastrofa dla Polski.
Nawet jednak jeżeli nasza biurokracja wycofa się z pomysłu karania, to pozostaje
pytanie, dlaczego rząd Donalda Tuska obciąża tą informacyjną daniną lekarzy.
Zapoznajmy się najpierw z opinią zainteresowanych. Ogólnopolski Związek Zawodowy
Lekarzy w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że weryfikacja prawa chorego do
refundacji oraz określenia stopnia refundacji należy do aptekarza albo do
ubezpieczyciela. Czy aptekarze mają informatyczne możliwości sprawdzenia u
ubezpieczyciela, czy dany lek jest refundowany? Od 2006 roku na recepcie
wypisuje się numer PESEL, który identyfikuje każdego obywatela III
Rzeczypospolitej i który zawarty jest w systemie informatycznym ZUS. A zatem
taka możliwość istniała. Niestety, od mniej więcej pół roku – z niewiadomych
przyczyn – nie ma możliwości sprawdzania tego on-line w centralnym wykazie
ubezpieczonych! Innymi słowy – z powodu degradacji informatycznej państwa
lekarze muszą wypełniać nie swoje obowiązki informacyjne. Proces, w którym
systemy informatyczne nie mogą się ze sobą porozumiewać lub obywatel nie może
uzyskać od państwa należnej mu informacji, nazywamy procesem dezintegracji
infrastruktury informacyjnej państwa. Proces dezintegracji informacyjnej państwa
wzrósł znacznie podczas rządów Donalda Tuska, co odnotowały instytucje
międzynarodowe.
W kwietniu 2010 r. ONZ opublikowała raport "United Nations E-Government Survey
2010. Leveraging e-government at a time of financial and economic crisis".
Stanowi on analizę postępów we wdrażaniu rozwiązań e-government. Polska od
poprzedniego rankingu z 2008 r. spadła o 12 pozycji i jest na 45. miejscu,
przedostatnim wśród krajów UE. W raportach ONZ najważniejszym parametrem –
decydującym o miejscu państwa w rankingu – jest stopień integracji systemów
informatycznych państwa. Co to oznacza, że systemy informatyczne są
zdezintegrowane? Jak można zmierzyć integrację informatyczną państwa?
Raport ONZ podkreśla, że polski obywatel czy przedsiębiorca, np. aptekarz, nie
może przy pomocy internetu załatwić wielu czynności administracyjnych od
początku do końca. Przykładami można sypać jak z rękawa. Aby zarejestrować
dziecko u lekarza, trzeba do przychodni iść z ostatnim drukiem RMUA
poświadczającym opłacanie składek ubezpieczeniowych przez rodzica, które
przecież pracodawca przekazał elektronicznie do systemu ZUS. Bezpośrednią
przyczyną wzrastającej ciągle informacyjnej pańszczyzny lekarzy jest postępujący
bezustannie proces dezintegracji państwa. Rząd Jarosława Kaczyńskiego, zdając
sobie sprawę, że obowiązkiem państwa jest ciągła walka z procesem dezintegracji
informacyjnej państwa, postanowił wprowadzić od 2008 r. dowód biometryczny.
Miałby on pełnić jednocześnie funkcję karty Narodowego Funduszu Zdrowia, co
umożliwiłoby np. automatyczną weryfikację, czy dany lek jest refundowany czy
nie. Dzięki wysiłkom minister Grażyny Gęsickiej i wicepremiera Przemysława
Gosiewskiego projekt został zatwierdzony przez odpowiednie struktury UE i Polska
otrzymała na jego wykonanie 440 mln złotych. 30 grudnia 2009 r. premier
zapowiedział, że za rok pierwsi Polacy dostaną nowe dowody biometryczne z
chipem, a za trzy lata staną się one również kartą pacjenta. Niestety, nic z
tego nie wyszło (podobnie jak z resztą projektów informatycznych tego rządu).
Przez cztery lata – 48 miesięcy – rząd PO i PSL nie umiał wprowadzić – w połowie
już zrealizowanego – projektu informatycznego, który w porównaniu z
analogicznymi projektami informatycznymi wyróżniał się skrajną prostotą. Trzeba
było włożyć bardzo, bardzo dużo "wysiłku", by go nie zrealizować. Przez 4 lata
zmarnowano 440 mln złotych i doprowadzono do gigantycznej korupcji, którą teraz
bada Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Przypomnijmy, że w kwietniu br. Rada Ministrów zatwierdziła projekty nowelizacji
ustaw o dowodach osobistych i o ewidencji ludności. Zgodnie z projektem
nowelizacji ustawy termin wydawania nowych dowodów osobistych zostaje
przesunięty na 1 stycznia 2013 roku! W komunikacie kancelarii premiera
stwierdzono co następuje: "Powodem wprowadzenia do obrotu prawnego nowego wzoru
dokumentu tożsamości w późniejszym niż pierwotnie zakładano terminie są względy
organizacyjne i techniczne dotyczące procedur przygotowawczych i technicznych
wydawania nowych dokumentów – m.in. certyfikacja poziomu bezpieczeństwa,
oprogramowanie itp.".
W komunikacie nie wspomniano, że prawdziwym powodem odłożenia ad acta
wprowadzenia dowodu elektronicznego było odwołanie postępowania przetargowego na
jego wprowadzenie. W komunikacie nie wspomniano całkowicie kompromitującego
faktu, że MSWiA już zdążyło jednak dostarczyć do gmin sprzęt potrzebny do
wydawania nowych dowodów. Po dwóch latach od dostawy trzeba będzie go wymienić.
W świetle prawa unijnego ma to znamiona gospodarczego przestępstwa. Do tego
samego projektu zakupujemy komputery dwukrotnie. Teraz już możemy zrozumieć,
dlaczego danina informacyjna lekarzy pod rządami premiera Tuska wzrasta
bezustannie: dlatego, że rząd doprowadził do niebezpiecznej – z punktu widzenia
codziennego życia obywatela – dezintegracji informacyjnej państwa. Dezintegrację
tę pogłębia fakt, że w tym roku uchwalono nowelizację ustawy o dostępie
obywateli do informacji publicznych. Ustawa, zgodnym zdaniem wszystkich jej
krytyków, spowoduje, że duża część wiedzy o działaniach władzy stanie się
niedostępna.
Przypomnijmy, że zgodnie z nowelą, podmioty wykonujące zadania publiczne, czyli
np. urzędy, będą mogły przez jakiś czas nie udzielać informacji, które dotyczą
zawierania umów międzynarodowych albo osłabiałyby zdolność negocjacyjną Skarbu
Państwa w procesie gospodarowania mieniem. Otóż uchwalenie tej ustawy w takim
kształcie cofnie nas cywilizacyjnie kilkadziesiąt lat. Dlaczego? Dlatego że
kultura internetu polega na permanentnym dialogu między obywatelami, a także
między obywatelami i władzą. Jest to kamień węgielny cywilizacji sieci: ciągła
interaktywność, ciągła wymiana opinii. Na tym właśnie polega demokracja
bezpośrednia, której funkcjonowanie umożliwia internet. Ograniczając dostęp do
informacji publicznej, rząd ogranicza dialog społeczny, jego interaktywność i
możliwość kontroli władzy przez społeczeństwo. Jest to akt w gruncie rzeczy
barbarzyński. Gdybym miał używać języka lewicowego, to musiałbym stwierdzić, że
mamy najbardziej wsteczny w sensie cywilizacyjnym rząd III Rzeczypospolitej.

 

Piotr Piętak
 

 


Autor jest z zawodu informatykiem, w latach 2005-2007 pełnił funkcję
wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl