Czy to jeszcze Hiszpania?

Nowy statut Katalonii to – obok zamachu na rodzinę
i wartości chrześcijańskie, obok polityki wobec ETA i wątpliwej rzetelności
śledztwa w sprawie zamachów
z 11 marca – kolejny kontrowersyjny pomysł socjalistycznego rządu w Madrycie.
Większość głosujących w czerwcowym referendum poparła projekt ustanawiający
pojęcie "narodu katalońskiego", ale większość uprawnionych do głosowania
w ogóle nie pojawiła się przy urnach
.

Różnorodność – etnograficzna, językowa, a nawet klimatyczna – jest jedną z
głównych cech charakterystycznych Hiszpanii. Duża powierzchnia Półwyspu Iberyjskiego,
poprzecinanego dodatkowo wieloma pasmami górskimi, a także uwarunkowania historyczne
sprawiły, że każdy z regionów kraju posiada pewną odrębność. W poprzednich
wiekach przyjmowano za oczywiste, że wszystkie te ludy należą do narodowości
hiszpańskiej, łącznie z Baskami. Z tego właśnie szczepu pochodził między innymi
św. Ignacy de Loyola. Jeśli za czasów I Rzeczypospolitej funkcjonowało powszechnie
zjawisko "gente ruthenus, natione polonus", (ze szczepu ruskiego, z Narodu
Polskiego), to do dzisiaj tożsamość części mieszkańców niektórych regionów
można by określić mianem np. "gente catalonus, natione hispanus".

Zagrożona jedność
Mniej więcej od końca XIX w. pojawiają się w Hiszpanii idee separatystyczne
– przede wszystkim w Kraju Basków – bazujące na odrębności językowej, a więc
podobnie jak w przypadku powstałego w tym samym okresie separatyzmu litewskiego
w Polsce. Ściśle rzecz biorąc, język baskijski różni się od hiszpańskiego
znacznie bardziej niż litewski od polskiego – jest bowiem zupełnie niespokrewiony
z żadnym innym językiem europejskim – czy to z pnia aryjskiego (polski, hiszpański),
czy też euroazjatyckiego (fiński, węgierski).
Separatyści baskijscy – w Hiszpanii zwani nacjonalistami – odnieśli sukces.
Kiedyś Baskowie i mieszkańcy Nawarry byli znani ze swego patriotyzmu i przywiązania
do hiszpańskości. Dziś państwo hiszpańskie uznaje istnienie narodu baskijskiego,
a Kraj Basków ma znaczną autonomię. Język baskijski jest używany tak powszechnie,
że w wielu miejscach nie umieszcza się wręcz napisów po hiszpańsku, co stanowi
przede wszystkim utrudnienie dla przyjezdnych.
Mimo to nacjonaliści baskijscy wysuwają dalsze żądania. Część z nich nie ukrywa,
że ich celem jest wykrojenie z Hiszpanii osobnego państwa, niektórzy mają dość
ambitne żądania terytorialne, marząc o poprowadzeniu przyszłej granicy w okolicach
Burgos, miasta leżącego w Kastylii – "wzorcowo hiszpańskim" kraju Półwyspu.
Idee separatystyczne zyskały również posłuch w innych regionach kraju. Zazwyczaj
wykorzystuje się przy tym pewną odrębność językową, która z przyczyn wymienionych
na początku jest w Hiszpanii oczywista. Jednym z takich wyraźnie różniących
się od hiszpańskiego (kastylijskiego) języków jest właśnie kataloński. Stąd
od pewnego czasu również mieszkańców tego regionu informuje się, że stanowią
odrębny naród. Co za tym idzie, ich kraj jest "okupowany" przez Hiszpanów.
Wokół tego twierdzenia zbudowana jest cała ideologia zwana po hiszpańsku victimismo,
od victima – ofiara. Zgodnie z nią, Hiszpanie to agresywni najeźdźcy, a Katalończycy
– bezbronne ofiary. W ten sposób przedstawiono między innymi ostrzeżenie jednego
z generałów, który oświadczył, że armia będzie bronić jedności kraju. A przecież
obrona integralności terytorialnej państwa oraz jego konstytucji jest jednym
z podstawowych zadań armii. Sprawy zaszły tak daleko, że kwestią jedności Hiszpanii
jako dobra mającego określoną wartość moralną zajęli się nawet hiszpańscy biskupi
na zeszłotygodniowej, nadzwyczajnej sesji Konferencji Episkopatu. Postanowili
oni, że opracują instrukcję "poświęconą tematom absorbującym opinię publiczną“,
w tym jedności Hiszpanii, gdyż sprawa ta może mieć implikacje moralne.
O tym, jak przewrotna jest propaganda victimismo, świadczy przypadek Carmelo
Gonzáleza. Od kilku dni prowadzi on w Barcelonie głodówkę protestacyjną, żądając
dla swojej córki możliwości nauki w języku hiszpańskim. Nauka hiszpańskich
dzieci w Hiszpanii po hiszpańsku wydaje się czymś oczywistym, w dodatku w Katalonii
jest ona zagwarantowana odpowiednią ustawą. Jednak González usłyszał od dyrekcji
placówki, że jeśli ma podobne wymagania, niech pośle córkę do prywatnej szkoły.
Protestujący ojciec już wcześniej otrzymywał szereg e-maili zawierających wyzwiska
i groźby. Pierwszego dnia głodówki przeciwnicy pojawili się na placu przed
siedzibą władz regionalnych, gdzie González prowadzi swój protest. Na szczęście
skończyło się na agresji słownej. Natomiast nad ranem w sobotę pojawił się
sędzia w towarzystwie dwóch policjantów – próbowali oni bez powodzenia przekonać
głodującego do opuszczenia placu.

Lewicowy projekt
W takiej atmosferze odbyło się głosowanie w sprawie statutu Katalonii. Został
on uzgodniony przez rządzącą w Hiszpanii lewicę i nacjonalistyczne partie
katalońskie. Jego pierwotny projekt, który przedstawili nacjonaliści, przewidywał
ustanowienie odrębnego państwa. Jednak również ostatecznie przyjęta wersja
statutu jest dość daleko idąca. Preambuła wprowadza do systemu prawnego pojęcie
narodu katalońskiego. W tekście znacznie zwiększono postulowaną autonomię
regionu praktycznie we wszystkich dziedzinach.
Po zaakceptowaniu dokumentu przez Parlament Katalonii i Kortezy Generalne został
on ratyfikowany w referendum. Przypomnijmy, że frekwencja przy urnach wynosiła
zaledwie 49 proc. Statut poparło 73 proc. głosujących.
Niewielka frekwencja i poparcie zaledwie jednej trzeciej dorosłych Katalończyków
jest uznawane za polityczną porażkę twórców statutu, w tym premiera Zapatery,
który osobiście zaangażował się w tę sprawę. Niewątpliwie dowodzi również,
że mieszkańcy regionu nie uznają dokumentu za niezbędny im do życia. Wprowadzenie
tak daleko idących zmian ustrojowych bez wyraźnego poparcia społecznego może
w przyszłości doprowadzić do znacznych napięć. Nie stanowi dobrej prognozy
na przyszłość także sposób prowadzenia kampanii referendalnej, w zasadzie jednostronnej
na rzecz "tak", oraz zaostrzanie retoryki "my" – "oni" między stronami sporu.
Z prawnego punktu widzenia referendum jest ważne, mimo niskiego udziału głosujących.
Przeciwnicy aktu wskazują jednak, że jego zapisy wykraczają poza normy ustawy
zasadniczej (mówi się wręcz: konstytucja Hiszpanii 1978-2006) i zapowiadają
zaskarżenie statutu do trybunału konstytucyjnego. Nie wiadomo, czy odniesie
to jakikolwiek skutek. Istnieją obawy, że sędziowie wydadzą wyrok odpowiedni
do realiów politycznych, czyli mówiąc wprost – taki, jakiego oczekuje obecna
większość parlamentarna.

Tworzą nowe narody
Zapatero i socjaliści otwarcie przyznają, że ich celem jest tzw. Hiszpania
pluralistyczna. Co to oznacza? Różnorodność jest w Hiszpanii oczywistością,
jej kreować nie trzeba. Raczej więc chodzi o popieranie kolejnych tendencji
separatystycznych. Katalonia, przyjmując nowy statut, wyszła niejako przed
szereg, obecnie jej śladem na pewno będą chcieli podążyć nacjonaliści baskijscy,
którzy już w ubiegłym roku próbowali dokonać kroków dalej idących – przekształcenia
Hiszpanii w dobrowolną federację, której podmiotem byłby Kraj Basków.
Także pod pretekstem różnic językowych próbuje się tworzyć kolejną narodowość
– galicyjską. Galicja leży na zachodzie Hiszpanii (na północ od Portugalii)
i w świecie kojarzy się przede wszystkim z sanktuarium św. Jakuba Apostoła
w Composteli, celem licznych pielgrzymek i miejscem spotkania Jana Pawła II
z młodzieżą w 1989 r.
Galicyjski dialekt (gallego), który przypomina nieco portugalski, już uzyskał
status odrębnego języka, jednak obecnie tendencje nacjonalistyczne nie są w
tym regionie tak silne, jak w Kraju Basków czy Katalonii. Kreuje się też narodowość
andaluzyjską. Nic więc dziwnego, że Hiszpanie obawiają się nie tylko oderwania
jednej dzielnicy, ale faktycznego rozpadu państwa, z którego w końcu pozostanie
sama Kastylia.
Tu znów trudno nie dostrzec analogii z historią Polski. Na terenach, które
niegdyś były tak samo Polską jak Mazowsze czy Wielkopolska, dziś rdzenna ludność,
która pozostała wierna narodowości swoich przodków, jest u siebie mniejszością
narodową – ciekawe, że w Katalonii o Hiszpanach, podobnie jak na Litwie o Polakach,
zaczyna się mówić jako o elemencie napływowym.
Z chwilą, gdy większość mieszkańców danego terenu szczerze pragnie oderwania
swoich ziem od dotychczasowej ojczyzny, jedność może być utrzymana jedynie
przemocą, co ostatecznie jest niekorzystne dla obu stron. Jednak, jak pokazują
wyniki głosowania w Katalonii, trudno mówić o powszechnej determinacji Katalończyków
w uzyskaniu odrębności narodowej, choć nacjonalistyczna propaganda niewątpliwie
przyczynia się do narastania wrogości.
I znów polskie nawiązanie. Kresy zostały w sensie świadomości narodowej miejscowej
ludności oderwane od Polski w czasach niewoli, z oczywistej inicjatywy zaborców.
Nacjonalizmy na Półwyspie Iberyjskim przybierają na sile mimo istnienia suwerennego
państwa hiszpańskiego, a nawet z aktywną pomocą rządu w Madrycie. Dla polityków
w regionach mnożenie państwopodobnych bytów to oczywiście więcej stanowisk,
więcej władzy, może też większa możliwość robienia przekrętów, które przecież
zdarzają się nie tylko u nas. Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (sic!)
José Luisa Rodrigueza Zapatery też ma struktury terytorialne – to może w jakiś
sposób tłumaczyć porozumienie socjalistów z nacjonalistami.

Rewolucyjna wizja
Krytycy obecnej władzy wskazują, że idea tak zwanej Hiszpanii pluralistycznej
wpisuje się w szerszy kontekst polityki obecnej władzy. Wymienia się kapitulancką
postawę wobec Maroka, zarówno w kwestii coraz wyraźniejszych rewindykacji
terytorialnych Rabatu, jak i désintéressement Madrytu, jeśli chodzi o okupację
Sahary Zachodniej. Kraj ten, niegdyś kolonia hiszpańska, został zajęty przez
wojska marokańskie 30 lat temu i mimo wielu wysiłków Saharyjczycy nie są
w stanie wywalczyć sobie niepodległości. Brak hiszpańskiego wsparcia jest
tu bardzo niekorzystny.
Jednocześnie socjaliści, jak wiemy, zdecydowanie prowadzą politykę ograniczania
praw katolików i niszczenia tradycyjnej rodziny. Wszystko razem wygląda więc
na realizowanie jakiejś konkretnej lewicowej wizji. Wizji bardzo rewolucyjnej,
która buduje nowe podziały, ale też rozdrapuje zabliźnione rany. Lewica, walcząc
z Bogiem i Hiszpanią, po ponad 30 latach od śmierci Franco, powraca do całkowicie
historycznych sporów. Atak na tę część pamięci historycznej, jaką są czasy
dyktatury, może zniweczyć sukces hiszpańskiej transformacji, która na niwie
politycznej oznaczała przede wszystkim rezygnację z definiowania swoich sympatii
jako funkcji stosunku wobec przeszłości.
Lewicowa wizja z całą pewnością jest odmienna od wizji Benedykta XVI. Wydarzenia
za Pirenejami niewątpliwie absorbują uwagę Ojca Świętego, który wypowiadał
się o sprawach hiszpańskich już na początku swojego pontyfikatu. Trudno oczekiwać,
by tematy te zostały pominięte w czasie zbliżającej się pielgrzymki do Walencji
na Światowe Spotkanie Rodzin. Przy okazji tej podróży Papież przyjmie zresztą
na audiencji premiera Zapaterę.
Katolicy hiszpańscy podkreślają, że ich kraj został jako drugi w kolejności
wybrany przez Benedykta XVI jako cel zagranicznej podróży apostolskiej – zaraz
po Polsce.

Krzysztof Jasiński

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl