Antyewangelizacja w natarciu

Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co nie
jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej
strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej jest w nim
także obecna potężna antyewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje
programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji.

Zmaganie się o duszę świata współczesnego jest największe tam, gdzie duch tego
świata wydaje się być najmocniejszy. W tym sensie encyklika "Redemptoris missio"
mówi o "nowożytnych areopagach". Areopagi te to świat nauki, kultury, środków
przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów"
– te słowa prawie 20 lat temu wypowiedział Jan Paweł II. Gdy przytaczałem je
podczas rozmaitych spotkań, najpierw bez podawania autora, zarzucano im spiskową
naturę i charakter. A gdy kilka tygodni temu przytoczyłem je kolejny raz,
zażądano egzemplifikacji potwierdzającej ich prawdziwość. Oto kilka najnowszych
przykładów.

Przypadek 1: Adam Darski
To, czego dopuścił się Adam Darski, nasuwa najgorsze i najbardziej mroczne
skojarzenia. Chodzi o publiczne bluźnierstwo, którego apogeum stanowiło podarcie
Pisma Świętego i rzucenie jego szczątków zebranej gawiedzi z okrzykiem: "Żryjcie
to g…". Gdybym nie wiedział, że wydarzyło się to w jakimś podrzędnym gdańskim
klubie, myślałbym, że chodzi o pogardliwy okrzyk esesmana albo kagebisty wobec
bezbronnych i upokorzonych ofiar. Tak zachowywali się oprawcy w Auschwitz i
innych obozach śmierci oraz wrogowie Boga i Jego wyznawców w komunistycznych
łagrach i katowniach. Tak odbierano godność i pozbawiano nadziei, że życie
człowieka ma sens i cel. Kilka tygodni temu oglądałem kościół w Sewastopolu, w
którym pod ołtarzem komuniści umieścili miejski szalet.

W zachowaniu Darskiego, drącego Pismo Święte i wrzeszczącego "Heil Satan", ani
gdański sąd, ani włodarze Telewizji Polskiej, ani prominentni przedstawiciele
władz państwowych nie widzą nic nagannego. Sąd bezwstydnie orzekł, że
bluźniercza hucpa stanowi "swoistą formę sztuki wpisaną w stylistykę grupy
Behemoth". Włodarze TVP uznają, że "Holocausto" vel "Nergal" najlepiej nadaje
się do oceniania innych. Sławomir Nowak, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta
RP, widzi w nim "ziomala", który cierpi, bo naraził się "prawicy". A to wszystko
odbywa się w atmosferze silnie nagłaśnianego kajania się i przepraszania za
pomalowanie zieloną farbą pomnika żydowskich ofiar w Jedwabnem! Sprawcy tego
karygodnego czynu pozostają nieznani, ale oburzenie i potępienia wobec nich
sięgają zenitu. Natomiast sprawca gdańskiego bluźnierstwa jest znany, lecz ci
sami ludzie i te same środowiska hołubią go i promują. Publicystka (spraw i
wydarzeń religijnych!) "Gazety Wyborczej" Katarzyna Wiśniewska w brutalnej i
antychrześcijańskiej trupie "Nergala" upatruje "nasz towar eksportowy w
Europie". Rzeczniczka TVP Joanna Stępień-Rogalińska chwali jego "wyrazistą
osobowość" i podkreśla osiągnięcia, wśród nich to, że zajął 159. miejsce w
jakimś światowym rankingu muzycznym. Kompromitacja i żenada! A odnośnie do
argumentu, że w programie "The Voice of Poland" Darski nie odnosi się do kwestii
wiary i religii, to czy zarządzający TVP nie widzieliby nic nagannego w
prowadzeniu przez sprawców "incydentu jedwabieńskiego" programu np. o gotowaniu?

Publicysta "Tygodnika Powszechnego" eksponuje "teatralizm przesłania" "Nergala".
Nadmienia, że "po dotychczasowych koncertach Behemotha nie zanotowano ataków na
wiernych wychodzących z kościoła". A więc mamy czekać aż na nas napadną, a może
zaczną fizycznie ranić, bo duchowo już to zrobili, czy zabijać? Trzeba
powiedzieć jasno: osoby z takimi poglądami i zachowaniem, jak Adam Darski i jego
poplecznicy, powinny być monitorowane jako rasistowskie i niebezpieczne dla
porządku społecznego. Ostrze ich wrogości jest zbyt silnie antyreligijne i
antykościelne, by udawać, że chodzi jedynie o wyrazy artystycznej ekspresji – to
"artystyczna ekspresja" stoi na usługach groźnej ideologii. W podobnej
atmosferze wykluwała się nienawiść, która znalazła wyraz w czerwonej i brunatnej
przemocy socjalizmu międzynarodowego i narodowego. Droga od siania pogardy do
zbierania krwawego żniwa przemocy i prześladowań jest zbyt krótka, aby ją
lekceważyć. Dlatego nie ma i nie może być przyzwolenia na promowanie takich osób
przez publiczną telewizję ani ich usprawiedliwianie, wybielanie i popieranie
przez państwowych urzędników.
I jeszcze jedno: Adam Darski twierdzi, że był ojcem chrzestnym bratanka, bo
"rodzinie się nie odmawia". A przecież podczas chrztu dziecka jego rodzice i
chrzestni wyrzekają się "złego ducha i wszystkich spraw jego"! Dobrze widać, że
nienawiść wobec wiary i Kościoła idzie w parze z deptaniem świętości i
zakłamaniem, a także z pogardą dla najbliższych oraz stylu ich życia i
wrażliwości.

Przypadek 2: Magdalena Środa
To już nie założycielka jakiegoś peryferyjnego zespołu, ale filozof, doktor
habilitowany i nauczyciel akademicki Uniwersytetu Warszawskiego. Widząc, że
bluźnierstwo jest bezkarne, a hucpa się opłaca, w wywiadzie dla "Super Expressu"
bez żadnych skrupułów zadeklarowała: "Też mam ochotę podrzeć Biblię". Wyobraźmy
więc sobie panią doktor w trakcie realizacji swojej ochoty. Oto bierze do ręki
Biblię Tysiąclecia, a może Biblię Gdańską, a może Pięcioksiąg w tłumaczeniu
Laudera, a może po prostu hebrajską Torę lub zbiór Proroków bądź grecki Nowy
Testament, i na oczach studentów oraz kolegów i koleżanek, wykładowców
uniwersyteckich, drze na strzępy oraz wśród kpin i szyderstw rozrzuca na
uniwersyteckim korytarzu albo w redakcji "Super Expressu" bądź w siedzibie
"Gazety Wyborczej", która od kilku lat systematycznie zamieszcza jej "złote
myśli". Nikt nie protestuje? Nikomu to nie przeszkadza? Naprawdę?
Mam u siebie fragment Tory, dokładnie tzw. Prawo Świętości ze starotestamentowej
Księgi Kapłańskiej, który ocalał z holokaustu. Żydzi spędzeni do warszawskiego
getta podzielili zwój Tory na części i owinęli nimi swoje ciała, kryjąc pod
ubraniami. Ten dziesięciokolumnowy fragment Pięcioksięgu Mojżesza szczęśliwie
przetrwał, podczas gdy większość pozostałych spaliła się wraz z wiernymi, dla
których były świętością. Doktor habilitowany Środa, obwieszczając ochotę
podarcia ksiąg świętych, motywuje to obecnością w nich nauczania, które jej się
nie podoba. Rzeczywiście, Biblia, zwłaszcza Pięcioksiąg Mojżesza, zawiera surowe
potępienia praktykowania pederastii, zoofilii i różnych innych zboczeń, które
piętnuje i nazywa "obrzydliwością". Ale to nie księgi święte zasługują na
podarcie i wyrzucenie, lecz dr hab. Środa potrzebuje opamiętania, a jej opinie –
naprawy. "Gazeta Wyborcza" może dalej zamieszczać jej "złote myśli", natomiast
Biblia stoi na straży tego, by ludzie nie dali się nimi ogłupić i zwieść. Biblia
jest dla niej niewygodna, co jedynie potwierdza potrzebę i prawdziwość zawartych
w niej nauk. Podekscytowana dr hab. Środa, odnosząc się do zachowania Darskiego,
odsłoniła się, mówiąc: "Bardziej niebezpieczne wydaje mi się głoszenie misji w
oparciu o wartości chrześcijańskie". A więc mamy pełną jasność jej poglądów!
Brak, jak dotychczas, reakcji władz Uniwersytetu Warszawskiego i środowisk
akademickich. Nauczyciel akademicki, który publicznie ogłasza gotowość podarcia
Pisma Świętego, plasuje się w gronie tych, którzy niedawno palili księgi w
Reichstagu oraz kościołach i bibliotekach Rosji Sowieckiej. Biblijne księgi
święte to spuścizna biblijnego Izraela i Kościoła apostolskiego. Doktor
habilitowany Środa zapewne będzie ubiegała się o tytuł profesora. Czy można
wyobrazić sobie recenzentów jej dorobku i wystąpień, a także członków Centralnej
Komisji ds. Tytułów i Stopni Naukowych oraz prezydenta RP, którzy przechodzą do
porządku dziennego nad złowieszczymi deklaracjami podarcia Biblii, zaś prezydent
wręcza dokument z szacownym tytułem profesora osobie, która zadeklarowała swoją
gotowość niszczenia żydowskich i chrześcijańskich ksiąg świętych?

Przypadek 3: Łukasz Naczas
Na łamach "Plus-Minus", dodatku do "Rzeczpospolitej", ukazał się kuriozalny
wywiad z Łukaszem Naczasem. Kandydat SLD do Sejmu z Gniezna i Konina wcześniej
dał się poznać jako autor wypowiedzi o "pianie na mordzie niektórych polityków
prawicy, którzy próbują nieporadnie się z ową pianą uśmiechać". Tym razem
deklaruje konieczność opodatkowania Kościoła, co "może przynieść budżetowi 5
miliardów rocznie", oraz poparcie dla związków partnerskich, legalizację
działalności prostytutek i miękkich narkotyków. Ogłasza przy tym, że zawarł w
Kościele związek małżeński i narzeka na wysokość opłaty wniesionej proboszczowi,
ale zapytany, kto mu kazał brać ślub kościelny, odpowiada, że "zrobił to dla
babci". Odpytywany dalej twierdzi: "Krzyże powinny zniknąć ze szkół, urzędów,
szpitali…". Dodaje również: "Na pewno usunąłbym ze szpitali kapelanów".
W ostatnim czasie nie brakowało wypowiedzi głupich, niedorzecznych, obraźliwych
i groźnych. Ich dalsze pomnażanie jest niebezpieczne, bo ta lawina kiedyś może
się stoczyć, niszcząc po drodze świat wartości, jaki nas ukształtował. Dlatego
nie można lekceważyć butnych zapowiedzi wdrażania w życie skrajnych posunięć
antyreligijnych i antykościelnych. Naczas, "młody działacz lewicy", nie mówi nic
nowego. W czerwcu 1929 r. Michał Kalinin, członek najwyższych władz ZSRS, wołał
na II Kongresie Związku Bezbożników Wojujących: "Walka przeciw religii jest
środkiem koniecznym i najbardziej skutecznym do utorowania drogi komunistom".
Dramatyczne skutki tej polityki znamy aż nadto dobrze. Walka z zasadami wiary
zawsze idzie w parze ze zwalczaniem zasad moralności. Dla tych, którzy ją
prowadzą, po prostu lepiej, żeby Boga nie było. Lepiej też, by nie było
Kościoła, bo wtedy to oni przejmą "rząd dusz", zastępując księży wyszkolonymi i
bezwzględnymi politrukami.
Nie bez znaczenia jest jeszcze jeden aspekt. Wygląda na to, że małżeństwo, które
przed ołtarzem zawarł Łukasz Naczas, jest po prostu nieważne, ponieważ otwarcie
deklaruje on, że dopuścił się krzywoprzysięstwa! Skoro ogłasza, że "zrobił to
dla babci", znawcy prawa kanonicznego powinni rozstrzygnąć, czy jego
postępowanie ma wiążącą sakramentalnie moc i ważność, czy raczej mamy do
czynienia ze świętokradztwem. Zatem jak czuje się kobieta, którą Naczas
wprowadził w błąd, symulując swoją dobrowolną zgodę, oraz babcia, dla której ta
publiczna deklaracja wnuczka, ogłoszona w ogólnopolskiej gazecie, jest zapewne
bolesna, wstydliwa i obraźliwa? A w kontekście zbliżających się wyborów: czy w
ważnych sprawach publicznych i państwowych można ufać człowiekowi, który
dopuścił się łgarstwa i krzywoprzysięstwa, co więcej, obnosi się z tym, bo nie
widzi w swojej postawie i zachowaniu niczego zdrożnego ani uwłaczającego
prawdzie i godności?

Kilka wniosków
Po pierwsze, najwyższy czas, by słowa Jana Pawła II zostały przypomniane,
podjęte i przemyślane. Nie jest tak, że Bóg i Kościół mają w świecie samych
tylko przyjaciół. Zwodnicze są głosy, że najpotrzebniejsi Kościołowi są ci,
którzy go bezwzględnie krytykują i szykanują. Od pewnego czasu, pod płaszczykiem
wolności i demokracji, odbywa się bezkarne poniewieranie wiary chrześcijańskiej
i opluwanie jej wyznawców. Wolność jest mylona ze swobodą, a nawet ze swawolą,
nie do pomyślenia np. wobec Żydów i judaizmu, bo w ich przypadku nie ujdzie to
płazem ani nie pozostanie bezkarne. Życie pokazuje bezdroża i porażkę tzw.
Kościoła otwartego, który, głosząc pobłażliwą wyrozumiałość względem
wszystkiego, co inne, a nawet wrogie wierze i wierzącym, z wyższością odcina się
od wiernych z własnej wspólnoty religijnej, strzegących integralności oraz
ciągłości wiary i tradycji. Trzeba też uważnie przyglądać się konsekwencjom
naiwnych poczynań różnej maści pacyfistów, a tym bardziej odsłaniać działania
spryciarzy i hochsztaplerów, którzy rozmywają i osłabiają tożsamość
chrześcijańską oraz rozkładają Kościół od środka.
Po drugie, bluźniercze hucpy Darskiego i Środy obnażają słabość i kruchość
ekumenizmu oraz dialogu. Biblia nie została napisana przez znienawidzonych
katolików ani nie jest ich własnością. Bardzo razi brak reakcji ks. bp.
Mieczysława Cisły, przewodniczącego Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem,
który często monopolizuje "starszeństwo" Żydów i podkreśla silne z nimi więzi,
jakich trzon stanowi wspólne dziedzictwo oparte na Biblii. W obecnej sytuacji aż
prosi się o jego głos, donośny i mocny, najlepiej wspólny, czyli
katolicko-żydowski, w obronie tego, co stanowi o naszej tożsamości i nas łączy.
Z kolei członkowie Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów udali się do Jedwabnego, by
tam dokonać ekspiacji za profanację, ale to samo gremium milczy w sprawie
profanacji i gotowości do profanacji co najmniej równie wyrazistej i groźnej jak
tamta. Nie sposób nie zauważyć, że wiara religijna jest instrumentalizowana jako
narzędzie polityki.
Po trzecie, Darski i Naczas twierdzą, że brali udział w kościelnych obrzędach,
ponieważ je sowicie (Naczas mówi o 500 zł za ślub) opłacili. Jeśli nie kłamią,
bo co do tego pewności nie ma, jest to kolejne, niezwykle mocne, ostrzeżenie dla
duszpasterzy. Księża nie mogą bagatelizować faktu, że na skutek współudziału w
takim procederze, świadomego bądź nieświadomego, stają się ogniwami w gorszącym
łańcuchu antyewangelizacji. Zamiast obniżać wymagania i nadskakiwać każdemu, kto
pojawi się w parafialnej kancelarii, trzeba roztropnie przestrzegać kościelnego
prawodawstwa i procedur, gdyż ich zaniechanie i lekceważenie prowadzi do
"rzucania pereł przed wieprze", przed którym przestrzegał Jezus Chrystus. Nie
może być wszystko jedno, kto i dlaczego deklaruje chęć korzystania z sakramentów
świętych i towarzyszącej im oprawy liturgicznej. Przypadek Darskiego i Naczasa
powinien nam, kapłanom, dać wiele do myślenia.
Po czwarte, instytucje państwowe i publiczne, opłacane z podatków obywateli, z
których ogromna większość w Polsce to katolicy, tak zresztą jak i państwo
polskie, nie mogą uprawiać ani popierać polityki wrogiej Narodowi oraz jego
tożsamości, prawom i obyczajom. Jeżeli dzieje się inaczej, jeżeli katolicka
wrażliwość jest gwałcona i wyśmiewana przez urzędników państwowych albo
określana jako "prawicowa", istnieje obowiązek, by zademonstrować i wyrazić
swoje obywatelskie nieposłuszeństwo. Nie po to zrzuciliśmy z siebie jedno jarzmo
– komunizmu, by milcząco obarczać się drugim – rozpasanego liberalizmu, nie
mniej uciążliwym i groźnym. W ostatnich latach w wielu dziedzinach życia
publicznego obserwuje się postępującą bezkarność szerzenia się mentalności i
działań mafijnych, chroniących między innymi "ziomali". Aczkolwiek cały skandal
nasila się, prezes Juliusz Braun, Jan Dworak, Krajowa Rada Radiofonii i
Telewizji oraz inne gremia i instytucje milczą jak zaklęci. Dopiero teraz
pojawiła się informacja o "politycznie poprawnym" stanowisku Rady Programowej
Telewizji Polskiej, lecz wszędzie upubliczniono personalia czterech osób, którym
nie podobało się promowanie Darskiego w TVP, natomiast zupełnie przemilczano
personalia członków tegoż gremium, którym nie przeszkadza jego obecność w TVP, a
może nawet go popierają.
Po piąte, pojawiły się głosy, że Darski to "diabelsko cwany biznesmen", a
nagłośnienie sprzeciwu wobec niego tylko mu sprzyja, zwiększa jego popularność i
nakręca koniunkturę. W domyśle zatem powinniśmy zaprzestać naszego sprzeciwu i
milczeć o bluźnierstwach, jakich on i jego poplecznicy się dopuszczają. To
prawdziwie diabelska logika, która może przynosić pewne rezultaty tak długo, jak
długo bluźnierstwa i wrogość są finansowo opłacalne. Stoi za nimi olbrzymi
"przemysł pogardy" jako jeszcze jedno narzędzie antyewangelizacji, który czujnie
i bezwzględnie pilnuje swoich interesów i dochodów. Skoro iście diabelskie
sztuczki mają podtekst finansowy, właśnie na tej płaszczyźnie powinny być przede
wszystkim rozpoznawane, napiętnowane i karane. Jeżeli ów proceder nie będzie się
opłacał, jego mocodawcy szybko go zaniechają. Podobno kolejne odcinki programu z
udziałem Darskiego są już nakręcone i czekają na wyemitowanie. Dlatego w TVP są
ludzie, którzy muszą go popierać, bo bronią własnej skóry. Jeśli tak, powinniśmy
poznać ich personalia, a także mechanizmy ich decyzji i działań, które za nic
sobie mają wrażliwość katolicką i polską. Ci ludzie są przez nas utrzymywani i
biorą zbyt wielkie pieniądze, by mogli się czuć zupełnie bezkarni lub
poprzestali na przetasowaniu się na swoich stanowiskach.
Po szóste, dr hab. Magdalena Środa stwierdziła: "Bez reakcji Kościoła nie byłoby
całej sprawy". Tak, sprzeciw pojedynczych osób, nawet wniesiony do sądu, jest w
tego typu przypadkach ośmieszany i skazany na niepowodzenie. Dobrze więc, że
Kościół i hierarchowie zabrali otwarcie głos w sprawie skandalicznego
bluźnierstwa. Katolicy nie mogą być wygnańcami ani pogardzanym i wyśmiewanym
marginesem we własnym kraju. Być może nadszedł również czas na utworzenie Ligi
Przeciwko Zniesławianiu, analogicznej do tej, jaką założyli Żydzi, która
skutecznie zbiera i napiętnuje przypadki nienawiści i pogardy, których nie można
pozostawić bez odpowiedzi. Nie zgadzamy się na promowanie przez telewizję
publiczną człowieka, który obraża i rani miliony ludzi, gardzi wielowiekowym
dziedzictwem religijnym i kulturowym oraz roznieca i rozpowszechnia nienawiść.
Wyrażamy oburzenie wobec tych, którzy – piastując wysokie stanowiska i urzędy –
stawiają doraźną antykatolicką koniunkturę wyżej niż wymagania zdrowego rozumu i
sprawdzonej moralności. Nie ma i nie będzie przyzwolenia katolików na
bluźnierstwa przeciwko wierze i krętackie usprawiedliwianie ludzi, którzy się
ich dopuszczają. Ktoś, kto walczy z Kościołem, bluźni i bezcześci świętości, nie
może występować w telewizji, która powinna realizować misję społeczną i jest
opłacana również, a nawet przede wszystkim, przez katolików.
Po siódme, zbliżają się wybory parlamentarne. Przypadki Darskiego, Środy i
Naczasa potwierdzają, że Kościół nie może stać na boku ani tym bardziej milczeć.
Polityka jest działalnością ludzką, ta zaś wymaga rzetelnej oceny religijnej i
etycznej. Władza pozbawiona hamulców moralnych i wszelkiej kontroli deprawuje i
szkodzi społeczeństwu. Jeżeli ktoś łże przy ołtarzu, bo "rodzinie się nie
odmawia", a drugi, żeby "podobać się babci", jaką mamy pewność, że taki człowiek
będzie stał na służbie dobra publicznego i prawdy? Jeżeli ktoś drze albo chce
podrzeć Pismo Święte, a ktoś inny depcze przysięgę składaną w imieniu Boga, nie
wolno nam udawać, że nie dzieje się nic złego i nagannego. Nawet w PRL takie
zachowania, jeśli do nich dochodziło, spotykały się z ostracyzmem i powszechnym
potępieniem. Nie będzie przesadą powiedzieć, że na progu drugiej dekady XXI
wieku ich bezkarne występowanie i nasilanie się to nowa jakość życia publicznego
w Polsce, w której jaskrawo widać naturę i cele nasilającej się
antyewangelizacji.

Ks. prof. Waldemar Chrostowski biblista, Uniwersytet
Kardynała Stefana Wyszyńskiego
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl