Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Trzecia rocznica „majdanu”

Szanowni Państwo!

Minęła właśnie trzecia rocznica tak zwanego „majdanu” w Kijowie, zwanego inaczej „rewolucją godności”. Rozpoczęła się ona zaraz po tym, jak amerykański prezydent Obama, zirytowany do żywego niepowodzeniami w Syrii, gdzie nie udało się zorganizować międzynarodowej koalicji, która pod przewodnictwem USA obaliłaby tamtejszego tyrana i doprowadziła do zwycięstwa w tym kraju demokracji, wysadził w powietrze ustanowiony 20 listopada 2010 roku polityczny porządek lizboński. Jego filarem było strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, którego najtwardszym jadrem było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a kamieniem węgielnym tego partnerstwa był podział Europy na strefy wpływów niemieckich i rosyjskich, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. Zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów i oddanie go w arendę oligarchom, którzy na te okoliczność przyjęli orientację prozachodnią, prezydent Obama wysadził ten porządek w powietrze. Rosja skorzystała z okazji i natychmiast zajęła Krym, gdzie miała bazę morską w Sewastopolu i zainicjowała separatystyczną rewoltę w obwodach donieckim i ługańskim, doprowadzając do faktycznego rozbioru Ukrainy.

Głównym sponsorem „majdanu” nazwano obecnego prezydenta Ukrainy Piotra Poroszenkę, ale chyba nie kupił sobie on tego przewrotu z własnej kieszeni, bo – jak przyznała pani Victoria Nuland, zastępca sekretarza stanu USA, Ameryka wydała na wcześniejszy i późniejszy „majdan” 5 miliardów dolarów, a poza tym dołożył się do tego jeszcze słynny finansowy grandziarz Jerzy Soros, który, mówiąc nawiasem, teraz próbuje organizować podobne „majdany” w Ameryce. Tak czy owak, dzienne utrzymanie „majdanu” kosztowało co najmniej 700 tys. hrywien, czyli około 250 tys. złotych, nie licząc oczywiście sekretnych wydatków na przykład na snajperów. Z potwierdzonej przez estoński MSZ, podsłuchanej rozmowy telefonicznej estońskiego ministra spraw zagranicznych Urmasa Paeta z Wysokim Przedstawicielem unijnej minister spraw zagranicznych, podobnej do konia pani Katarzyny Aschton wynika, że snajperów, którzy strzelali w obydwie strony, wynajęli właśnie „sponsorzy majdanu”. Teraz jednak obwiniany jest o to Wiktor Janukowycz, który, jako obalony prezydent, uciekł do Rosji zaraz po tym, jak jeden z najbogatszych na Ukrainie oligarchów, Rinat Achmetow oświadczył, że przeciwko uczestnikom „majdanu” nie wolno stosować siły”. Prezydent Janukowycz zrozumiał, że oligarchowie przeszli na jasną stronę Mocy i porzucił swoją luksusową rezydencję ze złotymi sedesami. W rezultacie na Ukrainie zwyciężyła „demokracja”, to znaczy – dyrektoriat oligarchów, w większości żydowskiego pochodzenia, którzy własnych totumfackich powysuwali do Rady Najwyższej i do rządu w Kijowie.

Nasz nieszczęśliwy kraj, zarówno reprezentowany przez obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych szermierzy patriotyzmu, od samego początku gorąco „majdan” poparły i wielu Umiłowanych Przywódców nie tylko tam pojechało się sfotografować, ale nawet wydawali rozmaite kabotyńskie okrzyki na cześć „herojów”. Tymczasem na Ukrainie szaleje korupcja, bo „oligarchowie” traktują ten kraj jako rodzaj żerowiska, z którego trzeba wycisnąć wszystko co się da, a potem niech nawet nastąpi potop. Nasz nieszczęśliwy kraj pomaga im zachowywać pozory, wysyłając w tym celu pana prof. Leszka Balcerowicza, który podobno uczy tamtejszych oligarchów, jakie się robi reformy. Pewnie i on sam tak myśli, ale z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że każdy z tych oligarchów kupiłby za gotówkę co najmniej kilku profesorów Balcerowiczów, więc nie bardzo sobie wyobrażam, czego jeszcze mógłby ich on nauczyć. Opanowali oni bowiem do perfekcji sztukę obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy, jako państwa specjalnej troski, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, podobnie jak upośledzonemu umysłowo dziecku. W rezultacie postępowania Polski wobec Ukrainy niepodobna nawet nazwać polityką, bo polega ono na żyrowaniu w ciemno wszystkiego, co zrobi rząd w Kijowie, nawet za cenę upokorzenia naszego nieszczęśliwego kraju, wskutek czego Kijów przyjmuje wobec Polski coraz bardziej mocarstwowy ton. Ale nie ma niczego, czego rząd nie zrobiłby na złość zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi, zwłaszcza, gdy zachęca go do tego lobby żydowskie w Polsce, które z ukraińskimi oligarchami demonstruje w ten sposób solidarność rasową. Gdyby jeszcze prezes Jarosław Kaczyński zechciał poświęcić się dla Polski, poślubić Julię Tymoszenko i założyć dynastię, to polityka polska wobec Ukrainy nabrałaby przynajmniej jakiegoś sensu, podczas gdy teraz wysłanie tam 68 mln euro na remonty dróg pozwoli tylko panu Sławomirowi Nowakowi na zakup złotego zegarka wysadzanego brylantami, być może nawet z wodotryskiem.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj