[TYLKO U NAS] Prof. W. Osadczy: Polskie szkolnictwo na Ukrainie poważnie zagrożone
W zeszłym tygodniu Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła ustawę o szkolnictwie na Ukrainie, która zmierza do całkowitej ukrainizacji szkolnictwa. Jest to działanie wymierzone głównie przeciwko obecności szkół rosyjskich, ale ucierpi na tym szkolnictwo wszystkich mniejszości narodowych na Ukrainie – powiedział dyrektor Centrum Badań Wschodnioeuropejskich Ucrainicum KUL prof. Włodzimierz Osadczy. Jak dodał, polskie szkolnictwo zostało w tym kraju poważnie zagrożone.
– Mniejszość rosyjska na Ukrainie nie jest samą w sobie mniejszością, ale częścią kraju, niekoniecznie pochodzenia rosyjskiego. Wynika to z tradycji, która złożyła się w ciągu wieków. Miałaby być to zatem ustawa derusyfikacyjna, ale godzi ona również w prawa innych mniejszości narodowych. Sprowadza całe szkolnictwo na Ukrainie do używania języka ukraińskiego. Tym samym uniemożliwia w pewnych obszarach prowadzenia nauki w językach mniejszości narodowych – powiedział dyrektor Centrum Badań Wschodnioeuropejskich Ucrainicum na KUL.
Jak dodał, ta ustawa godzi również w – już i tak bardzo słabe – polskie szkolnictwo na Ukrainie.
– Możemy na palcach jednej ręki policzyć polskie szkoły, które utrzymywane są z ukraińskiego budżetu. Są to tradycyjne dwie lwowskie szkoły polskie oraz po jednej: w Dołbyszu i Mościskach. Ta ostatnia kilka miesięcy temu stała się obiektem ataku do dziś nieznanych sprawców. Po wejściu w życie ustawy szkolnictwo będzie bardzo mocno okrojone i zostanie pozbawione cech szkolnictwa mniejszości narodowych. Polskie szkoły na Ukrainie zostały więc bardzo zagrożone – zaznaczył rozmówca TV Trwam.
Prof. Włodzimierz Osadczy wskazał, jak kraje poszczególnych mniejszości narodowych na Ukrainie zareagowały na ustawę o szkolnictwie.
– Dyplomacja węgierska zareagowała bardzo stanowczo. Wiemy, że była specjalna nota w tym zakresie. Podobnie zareagowało MSZ Rumunii. Z całą pewnością można powiedzieć, że Węgry są przykładem państwa, które troszczą się o swoich obywateli żyjących na terenie innych krajów. (…) A tych na terenie Ukrainy jest ponad 100 tys. – mówił historyk.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych trzyma się pewnych standardów, do których przywiązania się deklaruje. To niestety sprowadza się do pewnej przyśpiewki: „Polacy, nic się nie stało” – zaznaczył prof. Osadczy, odnosząc się do reakcji polskiej dyplomacji.
– Wiemy, że kiedy były ataki na polskie pomniki na Ukrainie, to również wybrzmiewała ta przyśpiewka przez przedstawicieli polskiej dyplomacji, w tym przez ambasadora Jana Piekło. To samo miało miejsce, kiedy została zaatakowana szkoła w Mościskach czy konsulat w Łucku. Cały czas wskazywano na trzecią siłę. Kiedy dążności banderowskie zaczęły godzić w polską pamięć historyczną, to również żadnej stanowczej reakcji nie było. (…) Tymczasem polscy dyplomaci cały czas są wzywani na dywanik do ukraińskiego MSZ. Dzieje się tak z każdego możliwego powodu, a nawet wtedy, kiedy takiego powodu nie ma, np. w sprawie polskich paszportów – suwerenna sprawa polska, sprawa, która należy do polskiej polityki historycznej. Ukraińskie MSZ uznało jednak za stosowne, żeby wezwać ambasadora i wyrazić swój protest – zaznaczył dyrektor Centrum Badań Wschodnioeuropejskich Ucrainicum.
RIRM/TV Trwam News