Zwycięstwo el partido śnico

Jak było stuprocentowo przewidywalne, niedzielne wybory w Hiszpanii
wyniosły do władzy liberalnych technokratów z Partii Ludowej. Według
nieoficjalnych jeszcze wyników uzyskała ona 44,62 proc. głosów, co daje jej 186
mandatów w 350-osobowej Izbie Deputowanych, a więc większość absolutną.
Premierem będzie lider PP 56-letni Mariano Rajoy Brey. Socjalistom (PSOE)
przypadnie 110 mandatów, chadecko-liberalnym nacjonalistom katalońskim (CiU)) –
16, Zjednoczonej Lewicy (IU) wraz z katalońskimi Zielonymi (ICV) – 11, koalicji
baskijskiej lewicy nacjonalistycznej (AMAIUR) – 7, Unii Postępu i Demokracji (UPyD)
– 5, Nacjonalistycznej Partii Baskijskiej (PVN) – 5, Republikańskiej Lewicy
Katalonii (ERC) wraz z niepodległościowcami (RI) – 3, nacjonalistom galicyjskim
(BNG) – 2 oraz po jednym mandacie koalicji nacjonalistów i ekologistów z
Walencji (CC), regionalistom asturyjskim (FA) i nacjonalistom baskijskim z
Nawarry (GBAI).

Rotatywizm i kacykizm
Aby zrozumieć naturę obecnego systemu politycznego Hiszpanii, należy cofnąć się
myślą szmat czasu, dokładnie zaś do 29 grudnia 1874 r., kiedy to gen. Arsenio
Martínez-Campos "rozwiązał" bez jednego wystrzału groteskową I Republikę (pięciu
prezydentów w ciągu niecałych dwóch lat!), inaugurując w ten sposób tzw.
Restaurację – niestety, nie monarchii prawowitej i katolickiej, tylko liberalnej
i pod panowaniem uzurpatorskiej linii Burbonów. Kamieniem węgielnym tak
restaurowanej monarchii stał się pakt polityczny, który zawarli przywódcy dwu
partii: liberalno-konserwatywnej (Antonio Cánovas del Castillo) i
liberalno-postępowej (Práxedes Mateo-Sagasta). Umówili się oni, że niekończące
się od 40 lat lat i znaczone ciągłymi przewrotami, a wreszcie katastrofą
monarchii konstytucyjnej w latach 1868-1874 walki między konserwatywnymi
moderados a postępowymi exaltados należy zakończyć kompromisem polegającym na
wprowadzeniu – na wzór brytyjski – systemu dwupartyjnego, z przemiennym
sprawowaniem władzy, co nazwano rotatywizmem (rotativismo). Hiszpańscy
liberałowie zmodyfikowali jednak co nieco ów system, umawiając się, że o tym,
kiedy będą przeprowadzone wybory i kto będzie sprawował po nich władzę,
zdecydują nie wyborcy, lecz przywódcy owych partii po dokonaniu analizy, komu w
danym momencie opłaci się bardziej rządzić, a komu pozostawać w opozycji.
Zadanie dopasowania wyników wyborów do ustaleń polityków pozostawiono
prowincjonalnym i lokalnym władzom cywilnym i wojskowym, mającym w ręku zarówno
"kij" (groźby i naciski), jak i "marchewkę" (synekury). Jako że owych lokalnych
"władców" nazywano ironicznie "kacykami", system ten stał się znany pod nazwą "kacykizmu"
(caciquismo).
Rotatywizm funkcjonował bez szwanku przez ponad dwie dekady. Załamał się na
początku XX wieku z powodu naporu sił antysystemowych (republikanie,
separatyści, socjaliści, anarchiści), a monarchii nie zdołała uratować też
"odgórna" dyktatura gen. Miguela Prima de Rivery w latach 1923-1930. Dalszy ciąg
jest na ogół dobrze znany (co nie znaczy, że dobrze rozumiany): ponowna anarchia
II Republiki, przechodząca w pełzającą czerwoną rewolucję, powstrzymaną
narodowo-wojskowym powstaniem 1936 r., wojna domowa, wreszcie prawie
czterdzieści lat zinstytucjonalizowanej dyktatury personalnej gen. Franco w
państwie autorytarno-katolickim, niestety po części fasadowo, bo z jednej strony
wykoślawianym (zwłaszcza na początku) przez faszyzujący, etatystyczny i
eklektyczny ideowo falangizm, z drugiej zaś po cichu rozkładanym od wewnątrz
przez elementy liberalizujące (chadecy, monarchiści liberalni, technokraci).

Partiokracja "bandy czworga"
Efektem tzw. tranzycji (transición) demokratycznej w latach 1975-1978 było
ukształtowanie się parlamentarnej demokracji ateistycznej i partiokratycznej,
"ukoronowanej" pseudomonarchią w postaci "malowanego króla" z tej samej linii
uzurpatorskiej, sankcjonującego bez sprzeciwu nawet dzieciobójstwo. System ten
wypełnia szczelnie oligarchia partyjna, złożona zasadniczo – tak jak w wielu
innych krajach: Francji, Niemczech, Polsce wreszcie – z "bandy czworga". Tworzą
ją: "konserwatyści" z Partii Ludowej (Partido Popular – PP), socjaliści z PSOE (Partido
Socialista Obrero Espa-ol), Zjednoczona Lewica (Izquierda Unida – IU), w której
prym wiodą komuniści, oraz separatystyczni nacjonaliści – zwłaszcza katalońscy.
Partie te wiodą, rzecz jasna, "zażarte spory", ale faktycznie nic ich nie różni
w kwestiach naprawdę fundamentalnych: wszystkie są demoliberalne, laickie,
egalitarne, tworzą zatem tylko różne frakcje i odcienie "jednej partii" (el
partido śnico) demo-oligarchicznej "klasy politycznej". W sensie metapolitycznym
są więc zorganizowaną anty-Hiszpanią, stanowiącą zaprzeczenie tego, co jest
powołaniem prawdziwej Hiszpanii od czasów konwersji (687) ariańskiego króla
Rekkareda, potwierdzonym później rekonkwistą, a wreszcie konkwistą Nowego Świata
dla Chrystusa – czyli bycie Katolicką Monarchią Misyjną.

"Lewica ducha" i "prawica brzucha"
Podczas hiszpańskiego "okrągłego stołu" (pakt z Moncloa w 1977 r.) do wygrywania
na przemian wyborów wyznaczono postfrankistowską "prawicę" i socjalistyczną
lewicę. Wrócono zatem do sprawdzonego za Restauracji systemu rotatywizmu, z tą
różnicą, że w demokracji medialnej "kacyków" zastąpili marketingowi "kreatorzy
wizerunku", nadto w toku kolejnych lat na "prawicy" Unię Centrum Demokratycznego
zastąpił Sojusz Ludowy (czyli obecna Partia Ludowa).
Specyfiką partiokracji hiszpańskiej jest to, że tamtejsza lewica – zwłaszcza od
czasu przypadkowego skądinąd dojścia do władzy ideologicznego fanatyka José
Luisa Rodrígueza Zapatero – jest "lewicą ducha", rzecz jasna nieczystego, to
znaczy skupia się wyłącznie na antychrześcijańskiej "rewolucji nihilizmu"
moralno-obyczajowego oraz na również barbarzyńskim szale zemsty i niszczenia
wszelkich śladów frankizmu, zostawiając sprawy "żołądkowe" do tego stopnia
odłogiem, że przez konkurentów z lewa oskarżana jest o służalczość wobec
plutokracji. Jeśli porównać to z naszymi realiami, to zapateryzm jest czymś u
nas zupełnie niewyobrażalnym, to znaczy połączeniem "palikotyzmu" z "antypeerelizmem"
PiS (tę analogię co do pragnienia likwidacji "pozostałości dyktatury" podniósł
zresztą onegdaj w wywiadzie dla włoskiego dziennika "La Repubblica" sam Jarosław
Kaczyński).
Partia Ludowa z kolei jest "prawicą brzucha", to znaczy całkowicie wypłukanych z
jakiejkolwiek ideowości "księgowych", zżymających się na rozrzutność
socjalistów, podobnych w tym do statystycznego "konserwatysty" amerykańskiego,
którego oczy nabierają blasku dopiero wtedy, gdy mowa o centach i dolarach.
Partia Ludowa to coś w rodzaju naszej Platformy Obywatelskiej, ale jeszcze
bardziej na lewo: Jarosław Gowin, którego "wrażliwość konserwatywną" tak gorąco
rekomendował niedawno premier Tusk, z PP zostałby usunięty nie za co innego, jak
właśnie za ową "wrażliwość". Po części tłumaczy się to tym, że socjologicznie
rzecz ujmując, PP to dzieci (dziś właściwie już wnukowie) establishmentu
frankistowskiego, czyli jakby SLD u nas, tyle że bardziej gorliwie zacierające
ślady i dlatego właśnie jak ognia unikające zajmowania stanowiska w wojnie
cywilizacyjnej i wojnie o pamięć, którą wznowili socjaliści. Jednym z wielu
przykładów (obok byłego premiera José M. Aznara) może tu być wybitny
przedstawiciel intelektualnego zaplecza PP prof. José María Beneyto Pérez-Cerdá
(ur. 1956), pochodzący z tej samej rodziny, co główny teoretyk
"narodowo-syndykalistycznego państwa totalitarnego" Juan Beneyto Pérez
(1907-1994).
Cała czterdziestoletnia historia hiszpańskiej "demokratury" polega więc na tym,
że kiedy rządzą socjaliści, to przeprowadzają coraz to gwałtowniejszą rewolucję
nihilizmu, natomiast kiedy rządzą "konserwatyści", to zastany przez nich etap
rewolucji ulega stabilizacji i "zakorzenieniu", stając się tym, co
najtrudniejsze do odwrócenia – zwyczajem. Zadaniem "prawicy" jest też
znalezienie pieniędzy w pustej kasie na kolejne eksperymenty socjalistów, kiedy
powrócą do władzy. Dziś to Rajoy ma być hiszpańskim Balcerowiczem, któremu
przypadło to zadanie. Trzeba jednak przyznać, że jest ono wyjątkowo trudne ze
względu na totalną zapaść, w jakiej znalazł się kraj, która jeszcze się pogłębi,
gdy jak domek z kart rozsypie się system euro. I w tym zresztą jest cień nadziei
na prawdziwą zmianę.

Prof. Jacek Bartyzel
politolog Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl