Cierpliwość i konsekwencja

Z Łukaszem Kruczkiem, trenerem reprezentacji Polski w skokach narciarskich, rozmawia Piotr Skrobisz

Jakie to uczucie widzieć prowadzonego przez siebie zawodnika odbierającego olimpijskie złoto, a po kilku tygodniach Kryształową Kulę?

– Wspaniałe, ale ja nie jestem typem człowieka, który takie momenty specjalnie celebruje i się nimi napawa. Wszystko staram się natomiast przyjmować na chłodno, zatem mogę powiedzieć, że olimpijskie złoto i Kryształowa Kula stanowią ukoronowanie pracy. Przede wszystkim zawodnika, i to zawodnika, który dochodził do szczytu, nierzadko zmagając się z przeróżnymi zawirowaniami, choćby w postaci tego, że nie zawsze szło tak, jak miało iść. I ten zawodnik, dojrzały, mądry, z każdej takiej historii, z każdego ciężkiego momentu wynosił coraz więcej doświadczenia, które potem pomagało mu zdobywać najwyższe miej- sca. Taki właśnie jest Kamil. Jego sukcesy były też ukoronowaniem pracy całego sztabu szkoleniowego, nie tylko mojej, ale wszystkich osób, które w jakimś momencie zetknęły się z nami i dołożyły swoją cegiełkę. Większą bądź mniejszą.

Ale ten sezon, tak doskonały, przyniósł nie tylko wielkie triumfy Kamila Stocha, ale i pierwsze w karierach pucharowe zwycięstwa Krzysztofa Bieguna i Jana Ziobry. Który z tych sukcesów sprawił Panu najwięcej radości?

– Wszystkie te chwile miały miejsce w różnych momentach sezonu. Gdy wygrywali Krzysiek i Jasiek, wszystko dopiero się rozpoczynało, do głównych imprez pozostawało sporo czasu, nic nie było przesądzone. Ich zwycięstwa wielu zaskoczyły. Na pewno najcenniejszy jest złoty medal olimpijski, jednak z perspektywy czasu i ze szkoleniowego punktu widzenia uważam, że największą wartość ma Kryształowa Kula, bo pokazuje, na ile cenny był zawodnik w przekroju całego sezonu.

A tak szczerze, spodziewał się Pan, że sezon tak właśnie może wyglądać?

– To skoki, a w skokach nigdy niczego nie można z góry przewidzieć. Przy wyrównanym konkursie wystarczy gorsze ułożenie się przelicznika za wiatr i belkę startową i już wylatuje się poza strefę medalową. Dziś światowa czołówka jest szeroka, wielu zawodników prezentuje podobny poziom, o wynikach decydują szczegóły. Przed zawodami wiemy jedynie, czy dany skoczek jest w dyspozycji pozwalającej mu walczyć o najwyższe lokaty. I tę wiedzę mieliśmy, ale ona jeszcze niczego nie gwarantuje.

Tą nieobliczalnością skoków można wytłumaczyć gorszy sezon Austriaków? Przecież nie tak dawno wydawało się, że w Soczi zdominują igrzyska w stopniu absolutnym.

– W jakimś sensie można. Ale zatrzymując się akurat przy Austriakach, trzeba się nieco mocniej wgłębić w cały ich system. Wtedy można dostrzec rysy na krysztale, spore rysy, które przełożyły się na takie, a nie inne wyniki.

Wróćmy do Polaków. Jesteśmy światową potęgą?

– Trudno określić, co to jest „potęga”. Moim zdaniem, tym terminem można określić kraj, który ma w stu procentach wypracowany i doskonale działający system. My znajdujemy się dopiero na początkowej – może trochę bardziej zaawansowanej – drodze do jego budowy. Mam na myśli rozwiązania, które w perspektywie czasu pozwolą systematycznie szkolić zawodników światowej klasy.

Pana recepta na sukces?

– Cierpliwość. Wszystkich, począwszy od władz związku, skończywszy na zawodnikach. I konsekwencja.

Nieraz w ostatnich sezonach wyciągał Pan podopiecznych z poważnych opresji, załamań formy. Także Stocha. Jak to się robi?

– Nie ja, robiliśmy to wszyscy. Nasza ekipa jest świetnie scalona, tak jak my, trenerzy i cały sztab, wspieramy zawodników, tak oni wspierają nas. To praca zbiorowa.

Co zrobić, by po takim sezonie nie zacząć chodzić z głową w chmurach?

– Jak najszybciej znaleźć problemy i je rozwiązywać. Nie obawiam się o brak motywacji, rozprężenie. Problemy w ostatnim sezonie mieli wszyscy, łącznie z Kamilem, który świetnie zdaje sobie z tego sprawę. I ma wielką ochotę pracować, by je wyeliminować.

Kto, prócz Kamila, najbardziej Pana zaskoczył na plus?

– Jasiek Ziobro. Nie powiem jednak, że ma największy potencjał, bo to w skokach rzecz kompletnie niezmierzalna. Jasiek pokazał jednak, że przez pracę i upór można dojść do miejsca, o którym się marzyło. Nie jest zawodnikiem nowym, do kadry dobijał się przez dwa lata, jednak nigdy nie zwątpił i robił swoje, mimo przeciwieństw. W Engelbergu wygrał zawody Pucharu Świata, a docierając na po- dium kolejnego dnia, pokazał, że nie było w tym przypadku. Uważam, że w przyszłości podobne chwile z nim w roli głównej mogą się wydarzyć, i to nie jeden raz.

Po sezonie, tak udanym i męczącym, nie myślał Pan, by kolejny potraktować bardziej ulgowo?

– Jeśli odpuścisz, zostaniesz poza konkurencją. Do każdego sezonu trzeba podchodzić tak samo, z identycznym zaangażowaniem.

Dużo mówiło się o propozycjach, jakie miał Pan mieć z innych federacji – może Pan zdradzić, czy takowe, konkretne, faktycznie były i skąd?

– Te kwestie pozostaną moją prywatną sprawą i nigdy ich nie zdradzę.

Ale kontrakt na dalsze prowadzenie reprezentacji Polski Pan podpisał?

– Nie jestem pracownikiem kontraktowym, tylko etatowym. Z mojej perspektywy niczego to nie zmienia i nie ma żadnego znaczenia. Ale tak, pozostaję z chłopakami.

Jeszcze półtora roku temu Pana zwolnienia domagała się spora część sportowej Polski, dziś cała drżała, gdy spekulowano o możliwym odejściu. Czuje Pan satysfakcję?

– Taki już los trenera, gdy wygrywasz, noszą cię na rękach, kiedy przegrywasz, żądają twojej głowy. Dzieje się tak nie tylko u nas, ale na całym świecie.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl