fot. tv trwam

Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz



Pobierz Pobierz

Z frontu wojny z Kościołem

Szanowni Państwo!

Święto Trzech Króli kończy okres świąt Bożego Narodzenia w Kościele katolickim, toteż zaraz po nim następuje bolesny powrót do rzeczywistości. W tym roku nawet wcześniej, bo  kiedy przez ulice miast przechodziły orszaki Trzech Króli, pani Barbara Nowacka przedstawiła manifest, otwierający nowy front w politycznej wojnie, jaka już czwarty rok przetacza się przez nasz nieszczęśliwy kraj. Tak całkiem nowy to on nie jest, bo jeszcze przed Bożym Narodzeniem jego otwarcie zostało zwiastowane przygotowaniem artyleryjskim na odcinku pedofilii i obyczajowych skandali, w jakich rzekomo ma przodować katolickie duchowieństwo – ale manifest pani Barbary Nowackiej oznacza przejście do natarcia również na tym odcinku frontu politycznej wojny. Byłby to już trzeci front, bo pierwszy został otwarty na odcinku obrony demokracji, drugi – na odcinku obrony praworządności, no a trzeci – na odcinku walki z państwem wyznaniowym.

Ta walka z państwem wyznaniowym rozpoczęła się już w 1990 roku, kiedy okazało się, że pieniądze z Zachodu dopływają nie tylko kanałem kościelnym, ale i innymi, jeszcze wydajniejszym kanałami. Toteż zaraz wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, a którzy w latach 80-tych schronili się pod skrzydła Kościoła, by tam odychać powietrzem wolności, na sygnał „Gazety Wyborczej” chóralnie zawyli ze zgrozy przed widmem „państwa wyznaniowego”, montowanego tu przez podstępnych „ajatollahów”. Ta wojna niekiedy przygasała, ale tylko po to, by znowu rozpalić się jasnym płomieniem – w zależności od tego, czy Umiłowani Przywódcy potrzebowali wsparcia ze strony opinii katolickiej, czy też nie. No a teraz pani Barbara Nowacka, którą reżyser tubylczej politycznej sceny najwyraźniej forsuje na ikonę postępactwa, zaprezentowała cały plan „rozdziału Kościoła od państwa”, poczynając od odcinka finansowego. Pieniądze, zwłaszcza cudze, zawsze budziły niezdrowe zainteresowanie środowisk lewicowych, które bardzo pragną cudzego dobra nawet w sytuacji, gdy już niewiele go ludziom pozostało. Widać tedy, że walka z Kościołem staje się sztandarowym  hasłem postępactwa, pod którym podpisują się również folksdojcze, jako że z punktu widzenia Naszej Złotej Pani, pozbawienie narodu polskiego wszelkiego przywództwa jest sprawą najwyższej wagi. Zresztą nie tylko jej – bo w roku, w którym sekretarz Stanu USA będzie składał Kongresowi Stanów Zjednoczonych sprawozdanie, jak Polska realizuje żydowskie roszczenia majątkowe, lepiej będzie odciąć Polaków od wszelkiego przywództwa, by tym łatwiej przekształcić go w tak zwany „nawóz histrorii”.  Otwartym tekstem wspomina o tym pan Jan Hartman, że nie chodzi o to, by jakoś na nowo ułożyć stosunki państwa z Kościołem, tylko o to, by Kościół nie miał w Polsce żadnej władzy. Czegóż innego mogliby sobie życzyć nasi okupanci, kiedy już Stany Zjednoczone zaczną wymuszać na Polsce spełnianie żydowskich roszczeń? Pan Hartman już wiele razy pokazał, że szczerość wyprzedza u niego i to znacznie, wszelkie inne zalety, ale to dobrze, bo dzięki temu możemy lepiej zrozumieć, co nam tutaj starsi i mądrzejsi szykują.

O ile Nasza Złota Pani, oraz kandydaci na naszych okupantów widzą w rozpętaniu wojny z Kościołem ważne narzędzie swojej polityki, o tyle pani Barbara Nowacka, czy inni Umiłowani Przywódcy z obozu zdrady i zaprzaństwa rozpętują tę wojnę z poczucia bezradności. Trudno bowiem oczekiwać, że pani Nowacka, czy też taki tęgi mąż stanu, jak pan Grzegorz Schetyna, potrafi wymyślić proch, to znaczy – przedstawić jakiś dorzeczny pomysł na państwo. Już na pierwszy rzut oka widać, że to niemożliwość pierwotna i obiektywna, a w tej sytuacji najłatwiejszym i zarazem  najskuteczniejszym sposobem emocjonalnego rozhuśtywania tubylczej opinii, a zwłaszcza trzeciego już pokolenia partyjnych i ubeckich dynastii, jest szczucie na Kościół katolicki. Wprawdzie wielu ludzi nie uważa takiego na przykład pana Bartłomieja Sienkiewicza za potomka ubeckiej dynastii, ale stare kiejkuty musiały mieć jakiś ważny powód, wysuwając go na stanowisko ministra spraw wewnętrznych, więc nic dziwnego, że i on wtóruje pani Nowackiej, by „ostatecznie” rozwiązać sprawę dochodów polskiego Kościoła. Nietrudno się domyslić,na czym takie ostateczne rozwiązanie miałoby polegać. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku, podczas walki z Kościołem we Francji, ówczesny premier Combes, nawiasem mówiąc, były ksiądz, zadekretował rejestrację przedmiotów kultu, co opinia katolicka nie bez powodu odczytała jako wstęp do konfiskaty. Najwyraźniej stare kiejkuty, którym interesy idą znacznie gorzej, niż mordowanie „wrogów ludu”, liczą na to, że na tej wojnie z Kościołem znowu się obłowią, może nawet lepiej, niż na aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.

Stanisław Michalkiewicz  

drukuj