Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

 

UE jako przyczółek

Dla wielu Unia Europejska była wyidealizowanym marzeniem, projektem i nadzieją, wręcz jak rewolucja dla komunistów, finalnym ogniwem wszystkich dotychczasowych procesów dziejowych. Inni, zarówno osoby, jak i państwa, traktują Unię instrumentalnie  – jako przyczółek. Przyczółek do robienia interesów. Jednym ze służących do tego celu instrumentów jest obywatelstwo Unii Europejskiej. Ustanowione zostało ono przed dwudziestu laty Traktatem z Maastricht (1993), a nowego praktycznego wymiaru nabrało po przyjęciu Traktatu z Lizbony. Do dziś nie wszyscy zdają sobie sprawę, że obywatel każdego z dwudziestu siedmiu krajów członkowskich Unii posiada formalnie dwa obywatelstwa – np. obywatelstwo polskie i obywatelstwo Unii. W artykule 17 Traktatu z Lizbony zapisano, że:  “Ustanawia się obywatelstwo Unii. Obywatelem Unii jest każda osoba mająca przynależność Państwa Członkowskiego. Obywatelstwo Unii uzupełnia obywatelstwo krajowe, nie zastępując go jednak”. W artykule 18 czytamy m.in.: “Każdy obywatel Unii ma prawo do swobodnego przemieszczania się i przebywania na terytorium Państw Członkowskich”. Uzyskuje czynne i bierne prawo wyborcze we wszystkich krajach UE. Obywatele innych krajów świata, np. Rosji, czy Chin, chcąc uzyskać obywatelstwo Unii Europejskiej, dające możliwość działalności gospodarczej, np. handlu, muszą najpierw postarać się o obywatelstwo jednego, konkretnego kraju członkowskiego Unii, czyli uchwycić przyczółek. Po tym automatycznie stają się obywatelami całej Unii Europejskiej, bez względu na to, czy zdobyli wcześniej obywatelstwo Niemiec, Francji, Anglii, czy też Rumunii, Bułgarii, Grecji lub Cypru. Obywatelstwo Unii stało się nie tylko “wartością dodaną”, ale wręcz towarem. Jego cena wzrasta lub spada w zależności od ekonomicznej kondycji Unii. Podczas obserwowanego kryzysu finansowego i gospodarczego obywatelstwo Unii się dewaluuje, ale nadal dla wielu stanowi bardzo atrakcyjny towar. Podobnie jak Unia handluje np. emisjami CO2, tak państwa członkowskie handlują unijnymi paszportami. Cieszą się one dużym popytem, szczególnie w Rosji i Chinach. Jeden z tańszych paszportów oferuje Bułgaria. Każdy, kto zainwestuje w tym kraju 500 tysięcy euro, legalnie przebywa tam przynajmniej rok i stworzy 10 miejsc pracy, może otrzymać stosowny paszport. Prezydent Cypru zapowiedział, że każdy otrzyma paszport cypryjski i de facto Unii, kto zainwestuje na Cyprze 3 miliony euro. Wcześniej cena cypryjskiego paszportu wynosiła 15 milionów euro. Nowa oferta skierowana jest głównie do Rosjan, którzy utracili na Cyprze swoje majątki. Wiele innych krajów UE oferuje swoje paszporty. Najdroższe są w Austrii – od sześciu do dziesięciu milionów euro. Tyle starający się o paszport wyłożyć musi na inwestycje w tym kraju. Na Węgrzech paszport można otrzymać po zakupie rządowych obligacji już za 250 tysięcy euro, w Grecji i Irlandii za 300 tysięcy euro. W Portugalii tzw. złotą wizę otrzymuje się po zakupie nieruchomości za 500 tysięcy euro. W Polsce prawo nie przewiduje takich procedur czy procederów, czyli nadania obywatelstwa w zamian za inwestycje. Problem unijnego obywatelstwa nagłaśnia prasa, np. w artykule pt. “W kryzysie obywatelstwo jest tanie. Handel paszportami UE”. Oficjalnie Unia działanie takie nazywa “szokującym nadużyciem członkowstwa w Unii Europejskiej”. To nadużycie dotyczy tylko paszportów dla ludzi, bo paszporty w Unii mają nie tylko ludzie, ale także bydło, np. krowy, a także konie, osły, kozy i inne zwierzęta. Ich sprowadzenie z krajów niebędących członkiem UE zdaje się i tańsze i mniej skomplikowane niż ludzi.  Paszport dla krowy kosztuje jeden złoty i trzydzieści trzy grosze.  Paszport konia jest dwukrotnie droższy, ale to tylko dwa złote i siedemdziesiąt groszy. Wyraźnie dyskryminowane są świnie, którym paszporty nie są wydawane, a przecież ani krowy, ani świnie poprzez paszport nie uzyskują obywatelstwa Unii, nie mogą jak inwestorzy stworzyć tu własnego przyczółka interesów. Oczywiście należy być ostrożnym, zgodnie ze znanym przysłowiem “daj świni palec, to zechce całą rękę”.

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj