„Mówiłem: niszczyć kwity”


Pobierz Pobierz

"Jak ich czterech, by zamknęli to by spokój zapanował" – to fragment
rozmowy dwóch żołnierzy WSI z jesieni 2007 roku. O kim rozmawiają? O Antonim
Macierewiczu, likwidatorze WSI, szefie komisji weryfikacyjnej Janie Olszewskim,
prezydencie Lechu Kaczyńskim oraz ówczesnym premierze Jarosławie Kaczyńskim.
Wszystko w kontekście prac komisji weryfikującej Wojskowe Służby Informacyjne.
Wątek odsunięcia od władzy PiS, popularny przed jesiennymi wyborami 2007 r.,
przewija się w rozmowie Aleksandra L. i Leszka Tobiasza. Niemal równolegle z
koniecznością dyskredytacji procesu likwidacji wojskowych służb specjalnych i
przejęcia kontroli nad procesem weryfikacji do nowych służb wywiadu i
kontrwywiadu wojskowego.

STENOGRAM

Leszek Tobiasz: jego [chodzi o Antoniego Macierewicza – przyp. red.] to się
powinno pod Trybunał Stanu postawić.
Aleksander L.: nie, jego powinien pojechać pluton… tych sierżantów i zamknąć.
(…) znaczy, jego, [Jana] Olszewskiego, obu tych Kaczorów.
Leszek Tobiasz: Obu?
Aleksander L.: obu, to jest czterech.
Leszek Tobiasz: prezydenta?
Aleksander L.: To jest czterech. (…) jak ich czterech, by zamknęli to by
spokój zapanował (…).

Dwa trupy i aresztowany

Jesienią 2007 r. wyszła na jaw tzw. afera marszałkowa. "Nasz Dziennik"
opisywał jej kulisy wielokrotnie. Według oficjalnej wersji wydarzeń do
ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego zgłosił się płk Leszek
Tobiasz z informacjami o procederze załatwiania pozytywnej weryfikacji do nowych
wojskowych służb specjalnych za łapówkę. Donosił też, że zna człowieka, który
posiada tajny aneks do raportu z działalności WSI. Więcej, że dokument jest po
prostu do kupienia. A nawet został już sprzedany spółce Agora. Za wszystkim
mieli stać członkowie komisji weryfikacyjnej: Leszek Pietrzak, Piotr Bączek,
Piotr Woyciechowski, Sławomir Cenckiewicz (szef komisji ds. likwidacji WSI) oraz
dziennikarz Wojciech Sumliński. Sprawa trafiła do sądu, ale na ławie oskarżonych
zasiadł z tej grupy tylko dziennikarz. Zarzuty formułowane pod jego adresem są
jednak wątpliwe. Dzisiaj najważniejsze jest jednak to, że oficjalna wersja,
która była kolportowana w mediach, upadła. Niestety nie z takim rozgłosem, z
jakim została nagłośniona. Sumliński uważa, iż został użyty jako "pocisk", za
pomocą którego chciano uderzyć w komisję weryfikacyjną. Piotr Bączek, jej
członek, wcześniej rzecznik prasowy Antoniego Macierewicza, a potem analityk
Służby Kontrwywiadu Wojskowego, jak również sam Macierewicz, będą zeznawać jako
świadkowie. Domagali się statusu oskarżycieli posiłkowych, ale sąd oddalił ich
wniosek.
Komisja wyszła z prowokacji obronną ręką. Ale po drugiej stronie trup ściele się
gęsto. Nie żyje główny świadek oskarżenia płk Leszek Tobiasz. Okoliczności jego
śmierci bada prokuratura. W grudniu zmarł jeszcze inny świadek, były rezydent
PRL-owskiego wywiadu w Wiedniu Marian Cypel. To za jego pośrednictwem Tobiasz
próbował dotrzeć do Antoniego Macierewicza, zanim został negatywnie
zweryfikowany do służby w nowych formacjach wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.
Za sprawą ABW w areszcie siedzi biznesmen Krzysztof W. Człowiek, który według
informacji "Gazety Polskiej Codziennie" jesienią 2007 r. był w biurze poselskim
Bronisława Komorowskiego i miał posiadać bogate archiwum dokumentujące spotkania
z politykami. Obecny prezydent miał mu oferować 100 tys. złotych za dotarcie do
aneksu i funkcję podsekretarza stanu. Może to archiwum jest jego polisą
ubezpieczeniową na życie?
W międzyczasie stopniowo odsłaniały się kulisy tej piętrowej i wielowątkowej
operacji. Na przykład wtedy, gdy okazywało się, że Tobiasz i Bronisław
Komorowski spotykali się w tej sprawie wielokrotnie, a nie tylko raz czy dwa
razy. Szybko wyszło na jaw, że ich zeznania zawierają sprzeczności. Oficjalnie
przed prokuratorem zmieniał je później sam Komorowski. Nie potrafił nigdy
przekonująco wyjaśnić, dlaczego, gdy powziął informacje o ich przestępstwie, nie
zgłosił sprawy do prokuratury. Przeciwnie, wyrażał zainteresowanie dotarciem do
tekstu aneksu, do czego nie miał prawa. Po ponad 4 latach od tych wydarzeń ani
Pietrzak, ani Bączek nie zostali oskarżeni. Na ławie oskarżonych zasiadają
natomiast Wojciech Sumliński oraz były oficer WSW i WSI Aleksander L. Przez
wiele lat informator dziennikarza, ale nie tylko jego.

Wystarczyło jedno nagranie

Na jakiej podstawie sprawie tej nadano bieg w prokuraturze? Śledztwo wszczęto
po zawiadomieniu nowo powołanego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Koronnym i
jedynym właściwie dowodem na fałszywe oskarżenie Pietrzaka, Bączka, Sumlińskiego,
a nawet Sławomira Cenckiewicza była relacja, jaką Leszek Tobiasz złożył podczas
spotkania z udziałem Bronisława Komorowskiego, Krzysztofa Bondaryka i Pawła
Grasia. Miał tylko jeden dowód. Pułkownik nagrał rozmowę z Aleksandrem L., a
materiał z nagraniem przekazał ABW. Jednak opowieść Aleksandra L. jest pełna
półprawd i niedomówień, selektywnie wykorzystanych przeciw ludziom Antoniego
Macierewicza.

Co więc 20 listopada 2007 r. Aleksander L. mówił na temat rzekomego handlu
aneksem, tego, co zawiera jego tekst i kto miał stać za jego sprzedażą.

Agora "rozchodowała" milion?

Według Aleksandra L., tajny aneks do raportu z działalności WSI miał zostać
sprzedany ok. 10 listopada 2007 r. za 1 mln zł spółce Agora. W tym czasie
osobami, które miały się z nim zapoznać, oprócz prezydenta Lecha Kaczyńskiego i
premiera, byli marszałkowie Sejmu i Senatu Ludwik Dorn oraz Zbigniew
Romaszewski. Co więc, według informacji Aleksandra L., spółka wydająca "Gazetę
Wyborczą" miała zrobić z aneksem? Według niego, za grube pieniądze jej
dziennikarz (dziennikarze) mieli oferować fragmenty aneksu biznesmenom, członkom
zarządów spółek, których nazwiska miały znaleźć się w tekście dokumentu. Zdaniem
Aleksandra L., takich spółek było kilkadziesiąt. Mówił o tym ten sam Aleksander
L., który w tej samej rozmowie stwierdził, że Piotr Bączek sprzedał aneks. To
bardzo interesujące, szczególnie w świetle działań, jakie w 2008 r. podjęto
wobec Sumlińskiego, Bączka, Pietrzaka i ich rodzin. Bo skoro na podstawie
informacji Aleksandra L. dokonano przeszukań w mieszkaniach niewinnych ludzi, to
znaczy, że podobne działania powinny mieć miejsce również w siedzibie "Gazety
Wyborczej". Włącznie z przesłuchaniami i przeszukaniami u jej dziennikarzy,
pracowników spółki oraz tych biznesmenów, którym miano oferować dostęp do
fragmentów aneksu. Ale takiej ścieżki działań nie było. Cała Polska widziała
natomiast, jak rewizji dokonywano w mieszkaniach ludzi Macierewicza i że aneks
jest na sprzedaż. Zdaniem Bączka, to dowód na prowokację polityczną. – Jej
głównym celem miała być komisja, dlatego organy śledcze nie sprawdzały dokładnie
pomówień – ocenia. Wystarczyło, że ABW uzyskała materiał obciążający komisję,
potem wszczęto przeciwko niej czynności, które miały potwierdzić rzekome
nieprawidłowości. I nic poza tym.
Co na temat Agory mówili Tobiasz i Aleksander L. podczas rozmowy z listopada
2007 roku?

STENOGRAM

Aleksander L.: aneks jest sprzedany.
Leszek Tobiasz: Już?
Aleksander L.: Agora ma go. Kupiła go za milion PLN. I wiemy od kogo. Ja wiem od
kogo. (…) Agora go kupiła dziesięć dni temu.
Leszek Tobiasz: No przecież mówiłeś, że tylko ty masz to.
Aleksander L.: Tak. Ale wyniósł drugi… (…) i wiem kto. (…) I niech wynosi.
(…)
Leszek Tobiasz: …czyli poza Leszkiem Pietrzakiem, który od czasu do czasu
tobie coś tam tego, jest jeszcze drugi, który wyniósł.
Aleksander L.: Wszystko wiemy, kto wyniósł i gdzie. Mój to jest tak zadołowany,
że mnie krajać na kawałki, to nie będą wiedzieć.
Leszek Tobiasz: No i schowaj i trzymaj…
Aleksander L.: …jak to schowaj i trzymaj?
Leszek Tobiasz: nie, no schowałeś i trzymasz. W każdym bądź razie, panie, za
milion złotych do Agory?
Aleksander L.: Tak. A jeszcze, żeby było fajniej, to ten milion rozchodowali
normalnie, bo nie mogli inaczej (…) ale oni już zdobyli ponad milion (…) za
to, bo oni to zrobili.
Leszek Tobiasz: Agora?
Aleksander L.: Tak, Agora, dziennikarze z Agory robią tak (…) dzwonią do pana
na przykład (…) A ja tam mam dobrego kreta w Agorze. I on mówi ta (…)
słuchaj: ten milion złotych rozchodowali oficjalnie. Bo to się oficjalnie
rozchodowuje (…) wpłacam za dokumenty.
Leszek Tobiasz: a no tak, bo oni mogą… dokumenty dotyczące analiz…
Aleksander L.: …mogą. I oni mają tak, że mają górę uciętą i dół ucięty. (…)
Oni wiedzą, co robią. I proszę pana, dzwoni tam dziennikarz do jakiegoś szefa
firmy… zaprzyjaźnionego i mówi: chodź (…) popatrz sobie co o tobie napisali,
weź to sobie, jak tobie dają, to kosztuje tyle (…) i jak cię szarpną, to żebyś
wiedział, jak się bronić, nie? (…) tam jest takie dwa rozdziały ostatnie o
tych spółkach (…) o Telekomunikacji Polskiej, o Ruchu i nie tylko. (…) a
tych spółek tam jest – jak wiem – ze czterdzieści, z pięćdziesiąt wymienionych.

"Jakby były siły jakieś polityczne normalne, to by kupili"

Żołnierze WSI otwarcie mówią, że treścią aneksu powinni zainteresować
polityków opozycyjnych wobec rządów PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by
zastopować działania podjęte przez likwidatorów WSI. A także po to, by uderzyć i
skompromitować prezydenta faktem, że tekst aneksu wyciekł.

STENOGRAM

Aleksander L.: W tej chwili, jakby były siły polityczne, normalne (…) to to
co ty mówiłeś cena jest realna (…) Bo ten raport nie będzie opublikowany.
U!… trochę czasu. (…) Jakby były siły jakieś polityczne normalne (…) to
by…, kupili, to wzięli
Leszek Tobiasz: …to od ciebie?…
Aleksander L.: Co ty?… ode mnie… ja nie mam…
Leszek Tobiasz: …ty masz zakopane, no. No i dobra, no. Dobra.
Aleksander L.: Poszli z tym do prezydenta, czy do kogoś i powiedzieli…
Leszek Tobiasz: …i powiedzieli: proszę bardzo, panie prezydencie…
Aleksander L.: …i tak trzeba będzie powiedzieć, bo to jest nieprawnie (…)
oczywiście. No jak prawnie? (…) Jakim prawem komisja weryfikacyjna
zatwierdzała dokumenty WSI. (…) Oni się przeprowadzili. Cała siedziba komisji
weryfikacyjnej była na ulicy Podchorążych. (…) I tam były wszystkie dokumenty.
(…) A tu zap… resztę, co tu było. Siedziba komisji była na Podchorążych.
(…) tu urzędował szef kontrwywiadu.
Leszek Tobiasz: …tak, i wziął se kawałek, żeby mieć pod nosem… (…) żeby
nie jeździć, rozumiem.
Ujawnienie treści fragmentu aneksu przez polityków opozycyjnych wobec prezydenta
Kaczyńskiego miałoby skompromitować likwidatorów WSI, a w konsekwencji jego
samego. I zablokować powstanie kolejnych części dokumentu. Tego w każdym razie
obawiali się rozmawiający. Porozumiewawczo sugerowali również, w jaki sposób
jego fragmenty miałyby wyciec. Minęło jednak 5 lat i nie ma śladu, by aneks
wyciekł. Nawet we fragmentach. Dlatego niezwykle intrygującym fragmentem rozmowy
Tobiasza i Aleksandra L. jest "wiedza", jaką ten ostatni – dzisiaj oskarżony w
sprawie rzekomego handlu aneksem – posiada na temat jego zawartości. Mówi o
czymś, czego nigdy nie widział na oczy.

STENOGRAM

Leszek Tobiasz: ile tego wszystkiego stron jest? Coś mówiłeś wtedy, że sto
trzydzieści.
Aleksander L.: …nie, nie. Aneksu jest…
Leszek Tobiasz: a mówię o aneksie…
Aleksander L.: aneksu jest około… było trzysta dziewięć, dołożyli dwadzieścia.
Leszek Tobiasz: Czyli trzysta dwadzieścia dziewięć.
Aleksander L.: To jest trzysta trzydzieści. (…) I załączników jest ponad
pięćset. (…) załączniki to są różne, k… ksera plus różne zestawienia. To
jest ch…, to jest wszystko, to co jest w tym (…) czyli w sumie jest tam
osiemset dziewięćdziesiąt stron.
Leszek Tobiasz: Chciało ci się to wszystko czytać, (…) załączników to pewnie
nie?
Aleksander L.: ale, ale proszę pana, te załączniki to jest ch…, bo tam jest
jakaś instrukcja.

"Mówiłem: niszczyć kwity"

Nie wszystko jednak, o czym rozmawiają funkcjonariusze, jest produkowaniem
materiału na użytek prokuratury. Wojskowi szczerze rozmawiają na temat
zawartości archiwów WSI i o tym, co – według nich – powinno się z nimi stać,
zanim wpadły w ręce likwidatorów WSI. Aleksander L. mówi wprost: zniszczyć. I
nie chodzi przecież o dokumenty wytworzone przez komunistyczną Wojskową Służbę
Wewnętrzną, ale archiwa będące świadectwem działań podejmowanych przez ludzi
byłych WSI po 1990 roku. Z rozmowy Aleksandra L. i Tobiasza wynika, że służby
wojskowe zbierały metodami operacyjnymi informacje o sprawach i ludziach, może
politykach czy biznesmenach, zupełnie bez związku z oficjalnymi zadaniami
spoczywającymi na formacji. Wiedza o tej działalności z jakichś powodów miała
trafić do tajnego aneksu. Tobiasz i Aleksander L. głowią się również nad tym, co
się dzieje z archiwami WSI, które komisja wywiozła z budynków SKW do Biura
Bezpieczeństwa Narodowego tuż przed przejęciem urzędów przez Platformę
Obywatelską i PSL w 2007 roku.

STENOGRAM

Aleksander L.: Ale wyszło, na moje, mówiłem: niszczyć kwity. (…) Wyp… to
wszystko w powietrze, to powinni dać osiem medali, za to, że to wyp… to
wszystko.
Leszek Tobiasz: no ale tak, jak powiedziałeś, najgorsze niebezpieczeństwo jest,
jak ktoś kogoś opluł Bogu ducha winny, szła sprawa i z tego nic nie było, no.
Aleksander L.: …i te kwity leżą i teraz tego, piszą w tych załącznikach,
rozumiesz? Jest to, k… chore!
Leszek Tobiasz: Czyli w ostatniej części to dotyczy jakiegoś przemysłu…
Aleksander L.: …nie tylko, nie tylko, stary, bo tam… jest… oni jeszcze
chcą następną część… na temat jeszcze dwóch rzeczy (…).

—–

Aleksander L.: Panie, a poza tym, kto wie co oni wywieźli? Nikt nie wie. Nikt
nie wie…
Leszek Tobiasz: A jak agenturę wywieźli?
Aleksander L.: Na sto procent wywieźli. Na sto procent wywieźli agenturę. Na sto
procent.
Leszek Tobiasz: …nawet tą żywą, dzisiejszą?
Aleksander L.: Dzisiejsza to jest ch…, bo to jest…
Leszek Tobiasz: Tylko kto to jest dzisiejsza. Ich, to oni nic nie zrobili.
Aleksander L.: A chce ci powiedzieć, że oni wywieźli takie teczki… które ja
wiedziałem, to jest … kryminał. To są ludzie, którzy pisali… robili
teczkę… i teczkę składali do archiwum, gdzie … teczka powinna być z
niszczona po zakończeniu działań, gdy się dane… nie potwierdziły.

"Jak ich czterech, by zamknęli to by spokój zapanował"

Jak mocno zaleźli wojskowym za skórę likwidator WSI oraz twórca Służby
Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz, szef komisji weryfikacyjnej Jan
Olszewski, prezydent Lech Kaczyński oraz ówczesny premier Jarosław Kaczyński,
niech świadczą kolejne fragmenty. Jak się okazuje, idea "odsunięcia od władzy
PiS", tak popularna przed jesiennymi wyborami 2007 r. i lansowana nie tylko
przez Platformę i Donalda Tuska, ale cały establishment medialny, który wspierał
ich w tym przedsięwzięciu, wprost przewija się w rozmowie Aleksandra L. i
Tobiasza. Niemal równolegle z koniecznością dyskredytacji likwidacji wojskowych
służb specjalnych i przejęcia kontroli nad procesem weryfikacji do nowych służb
wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.

STENOGRAM

Leszek Tobiasz: jego [chodzi o Antoniego Macierewicza – przyp. red.] to się
powinno pod Trybunał Stanu postawić.
Aleksander L.: nie, jego powinien pojechać pluton… tych sierżantów i zamknąć.
(…) znaczy, jego, [Jana] Olszewskiego, obu k…, tych Kaczorów.
Leszek Tobiasz: Obu?
Aleksander L.: obu… to jest czterech.
Leszek Tobiasz: prezydenta?
Aleksander L.: To jest czterech. (…) jak ich czterech, by… zamknęli to by
spokój zapanował (…).

—-

Leszek Tobiasz: (…) słuchaj, ale teraz pan premier ma prawo wprowadzić
nowych, swoich dwunastu ludzi [do komisji weryfikacyjnej – przyp. red.], do
których ma zaufanie.
Aleksander L.: ale dwunastu zostaje prezydenta.
Leszek Tobiasz: No dwunastu, dobrze, ale to już będzie pod kontrolą, nie będzie
głupoty. (…)
Czy wynurzenia oskarżonego dziś Aleksandra L. na temat okoliczności sprzedaży
aneksu to konfabulacja na potrzeby nagrania? Wojciech Sumliński w rozmowie z
"Naszym Dziennikiem" stwierdził, że Aleksander L. przyznał się mu "w formie
zawoalowanej, ale czytelnej, do tego, że od początku tej historii współpracował
z płk. Tobiaszem". Dzisiaj były oficer chce się poddać karze. – Nie znam
Aleksandra L., jednak na pewno jako doświadczony i wyszkolony żołnierz
kontrwywiadu posiadał umiejętności dezinformowania swoich rozmówców i
manipulowania nimi – ocenia Piotr Bączek. Dlatego oceny i zeznania Aleksandra
L., zwłaszcza dotyczące przeciwników politycznych, powinny być skrupulatnie
sprawdzane i weryfikowane. – Jego rewelacje dotyczące komisji okazały się
kłamstwami i pomówieniami. Potwierdziły to w śledztwie instytucje rządu Donalda
Tuska – kwituje Bączek.

We fragmentach stenogramu zachowano oryginalną pisownię.

Maciej Walaszczyk

drukuj