Homilia wygłoszona podczas uroczystość odpustowych w Tuchowie


Pobierz Pobierz

Drodzy Bracia i Siostry – Przyjaciele, Słuchacze Radia Maryja, zgromadzeni tu,
w Tuchowie, u tronu cudownego obrazu Matki Najświętszej obficie rozdającej łaski
swym umiłowanym dzieciom. I zgromadzeni tutaj dzięki falom eteru i TV Trwam!

Rodzino Radia Maryja, zatrzymująca się tu, w drodze ku następnemu miejscu
łask – duchowej stolicy naszego Narodu i Matki Królowej, od wieków "danej ku
obronie naszego Narodu"!

Tematem-zawołaniem obecnego odpustu w miejscu nam drogim, a szczególnie wiernemu
ludowi południowych ziem naszej Ojczyzny i wszystkim nam, redemptorystom –
bo przecież tu sama Matka Najświętsza przygotowywała nas i doprowadziła do
kapłaństwa i bycia misjonarzami – hasłem tegorocznego odpustu są słowa: "Kościół
niesie Ewangelię nadziei". Popatrzmy własnymi oczyma, a nie ekranami telewizorów
na sytuację świata, w którym przyszło nam żyć i dawać świadectwo Ewangelii.
Oczywiście, z powodu ograniczenia czasowego popatrzmy tylko na niektóre symptomy
mówiące o dzisiejszej rzeczywistości, aby jeszcze bardziej pojąć sens zadanego
nam tematu na tegoroczny odpust.

Mamy już XXI wiek. O poprzednim powiedział m.in. poeta Roman Brandstaetter:
"Dwudziesty wiek, Madonno, nie jest złotym wiekiem. To jest zły wiek (…) I
nastąpi koniec pokolenia, które widziało wszystko". Tak, widziało totalitaryzm
marksistowski i hitleryzm, strasznie doświadczyły tych totalitaryzmów świat,
państwa, narody, miliony. Przegrał nazizm-hitleryzm. A na Stolicę Piotrową
przyszedł Papież, jak sam powiedział: "z dalekiego kraju", i po dziesięciu
latach jego Bożej posługi umarł bolszewizm wraz z upadkiem muru berlińskiego.
Marzeniem zwolenników obu totalitaryzmów było stworzenie nowego, socjalistycznego
człowieka. Nie powiodło się to mimo policyjnego terroru, obozów koncentracyjnych,
gułagów, wieloletniej indoktrynacji dzieci, młodzieży i dorosłych. Mimo wbijania
do głów przekonania o rasie nadludzi czy wyższości Marksa i Engelsa i wychowywania
w nienawiści do innych. Przegrał nazizm. Przegrał komunizm, z chwilą gdy potężna
budowla wzniesiona na fundamentach kłamstwa zaczęła się rozsypywać, a narody
obaliły pomniki najpierw Hitlera, a później Stalina i Lenina, zaś ich nauki
bez żalu zostały wyrzucone na śmietnik historii. Ale uwaga! Jednak tam, gdzie
rewolucja Lenina przegrała, zwycięstwo odniosła inna rewolucja, zrodzona w
latach sześćdziesiątych XX wieku w uniwersyteckich kampusach. Zapuściła ona
korzenie w społeczeństwach i objęła wszystkie kraje Zachodu. Ta rewolucja detronizuje
naszego Boga, niszczy nasze świątynie, odmienia nasze poglądy, przyciąga młodych.
Doświadczamy tego, o czym pisze Patrick Buchanan w książce "Śmierć Zachodu".

Cywilizacja, kultura, wiara i porządek moralny wyrastające z wiary w Boga
Jezusa Chrystusa odchodzą, a na ich miejsce przychodzą antycywilizacja, antykultura,
niewiara i demoralizacja. I tak już nie tylko Zachód umiera. Zachodnia cywilizacja
nie stanęła w obliczu tak potężnego zagrożenia od czasów "czarnej śmierci"
– dżumy, która w czternastym wieku zabiła jedną trzecią mieszkańców Europy.
Obecnie w krajach europejskich więcej jest pogrzebów niż narodzin, więcej trumien
niż kołysek. W powszechnym marszu Zachodu ku śmierci reprezentowane są także
wszystkie wyznania chrześcijańskie: katolicyzm, protestantyzm, prawosławie.
Wśród czterdziestu siedmiu narodów Europy tylko jeden – muzułmańska Albania
– miał w roku 2000 przyrost naturalny wystarczający do utrzymania narodu przy
życiu przez czas nieokreślony. Europa, a w tym i Polska, umiera, a prognozy
są ponure. Do 2050 roku świat będzie miał 9 miliardów ludzi, ale wzrost o 3
miliardy ludności nastąpi wyłącznie w Azji, Afryce i w Ameryce Łacińskiej.
W roku 2000 Europa miała 728 milionów mieszkańców – do 2050 roku liczba ta
spadnie gwałtownie do 600 milionów, a niektórzy przewidują, że do 556 milionów,
a więc będzie o 172 miliony ludzi mniej. Za 44 lata… Na Zachodzie, jak mówił
nasz Ojciec Święty, umiłowany Jan Paweł II, stoimy wobec ekspansji "kultury
śmierci". Czy więc zachodnią cywilizację czeka taki niechlubny koniec jak imperium
Lenina?

W czasie gdy Europa umiera, w krajach Trzeciego Świata co 15 miesięcy rodzi
się 100 milionów ludzi – to tyle, co jeden Meksyk, jeden nowy Meksyk. W krajach
Trzeciego Świata do 2050 roku powstanie 40 takich "nowych Meksyków", a Europa
straci więcej niż równowartość dzisiejszej Belgii, Holandii, Danii, Szwecji,
Norwegii i Niemiec razem wziętych. W wielu krajach Europy liczba osób starszych
przewyższy liczbę dzieci w stosunku dwa do jednego. Polskę na dodatek tak jeszcze
urządzali, iż od II wojny światowej do teraz wyemigrowało 4 miliony rodaków.
W tym niektórzy podają, że od 2004 roku nawet 2 miliony. A niektórzy przewidują,
że w najbliższych latach wyemigruje jeszcze 3 miliony. Następstwem oczywiście
będzie, nie tylko na Zachodzie, ale i w naszej Ojczyźnie, przy silnym lobby
m.in. towarzystw ubezpieczeniowych, mocna propaganda proeutanazyjna. Propaganda,
by zabijać starszych, chorych, nieproduktywnych. I tak jak pisze Thomas Eliot
w "Próżnych ludziach": "Oto kończy się świat. Nie z trzaskiem, lecz ze skomleniem".
To są konsekwencje odrzucenia Boga i konsekwencje płytkiej wiary. Powierzchownej
wiary. Tenże Eliot pisał w 1939 roku: "Lud bez religii zrozumie w końcu, że
nie ma po co żyć". Dlaczego tak się dzieje? Są tutaj obecni fizycznie – jesteście
tu obecni i obecni dzięki Radiu Maryja i TV Trwam – ludzie, którzy są, można
powiedzieć, w medialnej szkole Matki Najświętszej. Myślę, że właśnie uczniowie
z tej szkoły łatwiej zrozumieją, jak to się dzieje.

Sto lat temu Gustave Le Bon w swoim klasycznym dziele ("The Crowd"), czyli
po polsku "Tłum", m.in. tak pisał: "Prawdziwym źródłem wstrząsów, które poprzedzają
zmiany cywilizacyjne, jest głęboka modyfikacja ludzkich przekonań. (…) Wiekopomne
wydarzenia historyczne stanowią naoczny skutek niewidzialnych przemian zachodzących
w sposobie ludzkiego myślenia. (…) Nasza epoka jest jednym z takich właśnie
przełomowych momentów, kiedy w myśleniu ludzkości dokonuje się proces transformacji".
Le Bon mówił o swoich czasach, czyli końcu XIX stulecia. To, co napisał, odnosi
się bardziej do nas. Ta rewolucja kulturowa doprowadziła do głębokiej modyfikacji
przekonań, myślenia, wartościowania.

Pewien teoretyk marksistowski i filozof pochodzący z Sardynii Antonio Gramsci
wysunął wniosek, że dwa tysiące lat chrześcijaństwa zabezpieczyło duszę zachodniego
człowieka przed przenikaniem marksizmu, więc zanim Zachód zostanie przezeń
zdobyty, trzeba najpierw wyrwać z korzeniami jego wiarę. Ale jak to zrobić?
I powiedział: konieczny jest "długi marsz" przez instytucje. Zorganizowani
ateiści muszą współpracować z innymi "postępowcami" w celu przechwycenia instytucji
kształtujących dusze młodych: szkół, uczelni, filmu, muzyki, sztuki i nowych
mass mediów, które pozbawione jakiejkolwiek cenzury, wkroczą do każdego domu
– czyli chodziło mu o radio, a już po śmierci Gramsciego – telewizji. Gdy instytucje
kulturalne zostały zdobyte, zjednoczona lewica mogła już rozpocząć dechrystianizację
Zachodu. Kilka generacji później zostało to osiągnięte, wskutek czego Zachód
już nie jest Zachodem, ale całkiem inną cywilizacją. Za kontrolowaniem społeczeństwa
za pomocą kultury nadchodzi kontrola nad całym państwem. Ale gdy na Zachodzie
zaczęło umierać chrześcijaństwo, okazało się, że szybko zaczęli wymierać ludzie
Zachodu – rozpoczęło się szybkie samoludobójstwo!

Jesteśmy tutaj, ludzie, jesteście Ci, którzy rozumieją, czym są i jak potężne
możliwości wpływania na jednostki, narody mają media. Chociażby teraz widzimy
to w Ojczyźnie, co się dzieje. W jakim kierunku prowadzą media Naród. Co potrafią
zrobić. Wydawałoby się nawet – z ludźmi inteligentnymi, z dyplomatami. Przed
kilku dniami wpadł mi w ręce pewien podręcznik dla, można powiedzieć, inżynierów
od wprowadzania innego porządku, innej niż chrześcijańska kultury i cywilizacji.
Tytuł książki po polsku: "Ciche bronie dla cichych wojen". Czytam tam między
innymi:
"Doświadczenie dowiodło, że najprostszą metodą ukrywania <<cichej broni>> i zdobycia
kontroli nad społeczeństwem jest utrzymanie społeczności w niezdyscyplinowaniu
i niewiedzy co do podstawowych systemów wartości, z jednoczesnym utrzymywaniem
dezorientacji, dezorganizacji i skupienia uwagi wokół spraw, które nie mają
żadnego znaczenia. Odwracanie uwagi od zasadniczych spraw".
Cel ten można osiągnąć, czytam w tej książce, poprzez:
1. obniżanie zaangażowania myśli i sabotowanie aktywności umysłowej poprzez
wprowadzanie małowartościowego programu edukacji publicznej, chodzi o matematykę,
logikę, systemy projektowania, ekonomię; oraz przez obniżenie rozmachu i śmiałości
projektowania technicznego.
2. podwyższenie poziomu emocji, wzrost samozadowolenia oraz zaspokojenia w
sferze aktywności emocjonalnej i psychicznej poprzez:
a) wywoływanie bezlitosnych emocjonalnych ataków i konfliktów (tzw. gwałtów
na umyśle i emocjach) w postaci bombardowania seksem i przemocą oraz wojen
w mediach, w telewizji;
b) spełnianie wszystkich pożądań, rzucanie ludziom wielu bezwartościowych śmieci
(dawanie bezwartościowej papki umysłom) oraz pozbawianie ich tego, czego naprawdę
potrzebują.
3. Cel ten wreszcie osiąga się przez zredefiniowanie historii i prawa, degradując
ludzkość do roli dewiantów, i o dewiantach mówi się, że to jest moralne, aby
w ten sposób nie było myślenia o indywidualnych potrzebach osoby, lecz o sfabrykowanych
priorytetach zewnętrznych ogółu.
Takie działanie zabezpiecza przed odkryciem "cichej broni", czyli technologii
automatyzacji społecznej, sterowania całymi narodami i państwami. Podstawową
zasadą jest to, iż zysk czerpiemy z zamieszania – im więcej zamieszania zrobi
się w społeczeństwie, tym większy zysk mają ci, którzy sterują tym społeczeństwem.
Zatem najlepszym podejściem jest sztuczne wytwarzanie problemów, aby potem
móc zaoferować ich rozwiązanie. Według planu inżynierów, którzy tworzą inną
niż chrześcijańska kulturę, walczących z Bogiem, narodem, patriotyzmem, z moralnością
i z normalnością:
– W mediach należy trwale odwrócić uwagę dorosłej części społeczeństwa od prawdziwych
problemów społecznych i skupić ją na sprawach, które w rzeczywistości nie mają
znaczenia.
– W szkołach należy utrzymać młode pokolenia w nieznajomości prawdziwej matematyki,
prawdziwej ekonomii, prawdziwego prawa i prawdziwej historii. Niech się nie
uczą. Niech się nie stresują. Nauka tylko dla niektórych. Dla tych, którzy
będą sterować.
– Z rozrywką publiczną tak robić, by utrzymać ją poniżej poziomu przyzwoitości.
Im większe chamstwo, tym lepiej.
– Co do pracy: ludzie powinni być zajęci, zajęci, zajęci, bez czasu na myślenie,
po pracy powinni "powracać do domu jak do obory z innymi zwierzętami". Zdegradowanie
człowieka zupełnie.

Już tylko po tym zasygnalizowaniu problemów w dzisiejszym świecie pytam, czy
można mieć jeszcze nadzieję? Czy można mieć nadzieję? Kościół głosi Ewangelię
nadziei. Czy można mieć nadzieję, patrząc na to, co dzieje się w świecie? Czy
można mieć nadzieję, patrząc na to, co w naszej Ojczyźnie się dzieje także
od czasu, wydawałoby się, upadku komunizmu, a i obecnych przemian w Polsce,
w czasie których media, kabarety, ludzie mający się za oświeconych wyśmiewają
tych, którzy chcą uporządkować dom ojczysty, wyśmiewają słuchaczy Radia Maryja,
"moherowe berety". Pogardą zabawę sobie robią, kabarety, gry z "moherowymi
beretami". To jest wszystko metoda. Niszczenie tych, którzy chcą wprowadzić
normalność, by słowo wreszcie znaczyło słowo, a sprawiedliwość wreszcie – sprawiedliwość,
tak jak mówił poeta:
"Daj nam uprzątnąć dom ojczysty
tak z naszych zgliszcz i ruin świętych,
jak z grzechów naszych, win przeklętych:
niech będzie biedny, ale czysty,
nasz dom z cmentarza podźwignięty".
(Julian Tuwim)

Czy można mieć nadzieję, gdy – wydawałoby się rodacy – kpią z nas, pogardzają
i kolaborują z nieprzyjaznymi naszej wierze, moralności i własności. Z naszych
rodzin i naszych przekonań. Czy można mieć nadzieję? Wszak już Norwid przestrzegał
nas: "Państwa nie można zniszczyć, chyba że przy współpracy jego obywateli".
I teraz taka współpraca jest. Widać to choćby po tym, co zrobiono w Parlamencie
Europejskim, gdy uchwalono rezolucję o niepokojącym rasizmie w Polsce, o ksenofobii,
homofobii, antysemityzmie wywołane m.in. przez takie platformy religijne jak
Radio Maryja. Widać choćby po tym, co piszą o nas w zagranicznych pismach ludzie
z Polski. Czy można mieć nadzieję, gdy lekarze, służba zdrowia, którym jest
ciężko, ale na skutek zaniedbań wielu lat traktują ludzi chorych, w tym dzieci,
jak tarcze w walce o lepszy byt? Czy można mieć nadzieję, gdy zorganizowane
zło toczy Polskę – jak złośliwy rak z przerzutami? Nie tylko można mieć nadzieję,
ale nawet więcej – trzeba przekroczyć próg nadziei. Mieć nadzieję wbrew wszelkiej
ludzkiej nadziei. Bo nie jesteśmy sami. Kto z Bogiem, któż przeciwko niemu?

Były w Polsce przeróżne wieki. Mówi nam o tym Ojciec Święty Jan Paweł II choćby
w książce "Pamięć i tożsamość". Były zwycięstwa od chrztu Polski, zjazdu gnieźnieńskiego
w roku 1000, pod Legnicą w roku 1241, gdy Polska zatrzymała najazd Mongołów
na Europę, gdy rozwiązywała sprawę krzyżacką, gdy broniła innowierców, gdy
tworzyła unie z sąsiednimi narodami, z chrześcijanami obrządku wschodniego,
gdy Jan III Sobieski pod Wiedniem ocalił Europę przed zagrożeniem otomańskim,
gdy Polska po 123-letniej niewoli odzyskała niepodległość w 1918 roku, szybko
rozwijała się po czasie zaborów, gdy w 1920 roku ocaliła Europę przed Armią
Czerwoną i tą straszliwą ideologią, gdy samotnie walczyła o Boga i Ojczyznę
w czasie II wojny światowej i w następnych dziesiątkach lat. Gdy znów poderwała
się w 1980 roku i inne narody pociągnęła za sobą do wolności. Były wielkie
zwycięstwa, są wielkie zwycięstwa, ale były i są nasze wady i upadki. Ojciec
Święty Jan Paweł II tak pisze:
"Wiek XVII natomiast, zwłaszcza druga jego część, odsłania pewne znamiona kryzysu
zarówno w polityce – wewnętrznej i międzynarodowej – jak też w życiu religijnym.
Z tego punktu widzenia obrona Jasnej Góry w 1655 roku ma nie tylko charakter
pewnego cudu historycznego, ale także może być interpretowana jako ostrzeżenie
na przyszłość w sensie wezwania do baczności wobec zagrożenia, które pochodziło
z Zachodu zdominowanego zasadą cuius regio eius religio, a także ze Wschodu,
gdzie coraz bardziej umacniała się wszechwładza carów. W świetle tych wydarzeń
można by powiedzieć, że jeżeli Polacy zawinili w czymś wobec Europy i ducha
europejskiego, to zawinili przez to, że pozwolili zniszczyć wspaniałe dziedzictwo
XV i XVI stulecia".

Zawsze, nawet w najgorszej beznadziei z zewnątrz, beznadziei wewnętrznej,
przychodziliśmy do Matki Najświętszej. I dzisiaj też tutaj jesteśmy. Tak było
w czasie potopu szwedzkiego 350 lat temu i po zwycięstwie nad Szwedami. Król
Jan Kazimierz ślubował Matce Najświętszej w imieniu całego królestwa wierność
i miłość. Tak było 60 lat temu, gdy rozpoczynał się potop komunistyczny w 1946
roku. Kardynał August Hlond przekroczył próg nadziei. Miał nadzieję wbrew wszelkiej
nadziei. I oddał Polskę Matce Najświętszej, Jej Niepokalanemu Sercu na Jasnej
Górze. Przekroczył próg nadziei kardynał Stefan Wyszyński, gdy Naród wypowiedział
przygotowane przez niego słowa ślubów na Jasnej Górze, a on wypowiadał je odizolowany
od Narodu w więzieniu.
I w naszych czasach próby, podobnych do tych w Ojczyźnie z okresu upadku XVII
i XVIII wieku, , do czasów Targowicy i zalewających nas potopów, trzeba nam
z całego serca, ze wszystkich sił wołać z Prymasem Tysiąclecia:
"Wielka Boga-Człowieka Matko! Bogurodzico Dziewico, Bogiem sławiona Maryjo!
Królowo świata i Polski Królowo! (…)
Składamy u stóp Twoich siebie samych i wszystko, co mamy: rodziny nasze, świątynie
i domostwa, zagony polne i warsztaty pracy, pługi, młoty i pióra, wszystkie
wysiłki myśli naszej, drgnienia serc i porywy woli.
Stajemy przed Tobą pełni wdzięczności, żeś była nam Dziewicą Wspomożycielką
wśród chwały i wśród straszliwych klęsk tylu potopów.
Stajemy przed Tobą pełni skruchy, w poczuciu winy, że dotąd nie wykonaliśmy
ślubów i przyrzeczeń Ojców naszych. (…)
Przyrzekamy Ci strzec w każdej duszy polskiej daru łaski, jako źródła Bożego
życia. (…)
Przyrzekamy Ci (…), że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia.
(…)
Przyrzekamy stoczyć pod Twoim sztandarem najświętszy i najcięższy bój z naszymi
wadami narodowymi.
Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu,
rozwiązłości.
Przyrzekamy zdobywać cnoty: wierności i sumienności, pracowitości i oszczędności,
wyrzeczenia się siebie i wzajemnego poszanowania, miłości i sprawiedliwości
społecznej".

Ciągle głosił nadzieję, przekraczał jej próg i był cały czas jej świadkiem,
świadkiem nadziei, Jan Paweł II. Cały czas, aż do ostatniego słowa na tej ziemi
– "Amen" – był wierny w swym "Totus Tuus". Bardzo cenił sobie ludzi głoszących
Ewangelię – cenił bardzo Radio Maryja. Mówił na Błoniach krakowskich i teraz
mówi:
"(…) zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście całe to dziedzictwo duchowe, któremu
na imię <<Polska>>, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką,
jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym
– abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili
– abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.
Proszę Was
– abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście zawsze szukali
duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało
– abyście od Niego nigdy nie odstąpili
– abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On <<wyzwala człowieka>>
– abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest <<największa>>, która
się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani
sensu.
Proszę Was o to przez pamięć i przez potężne wstawiennictwo Bogurodzicy z Jasnej
Góry i wszystkich Jej sanktuariów na ziemi polskiej, przez pamięć św. Wojciecha,
który zginął dla Chrystusa nad Bałtykiem, przez pamięć św. Stanisława, który
legł pod mieczem królewskim na Skałce – proszę Was o to. Głośmy dalej wszyscy.
Z maryjnej szkoły Ewangelii nadziei. Amen".

drukuj