Zrozumieć historię

Z prof. Mieczysławem Rybą, kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. KUL, prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej im. prof. Czesława Strzeszewskiego w Lublinie, rozmawia Beata Falkowska

Pańska najnowsza książka „Odkłamać wczoraj i dziś” prowadzi nas przez polskie dzieje, demaskując manipulacje i ukazując nieprzemijające piękno naszego dziedzictwa. W manipulowaniu historią chodzi bardziej o proste uzasadnienie aktualnej polityki, o długofalowe kształtowanie wypaczonej tożsamości Narodu czy może czasem to zwykłe nieuctwo?

– Przed laty znany polski historyk Józef Szujski napisał rozprawę „O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki”. Podczas promocji mojej książki, jaka odbyła się w Lublinie 26 marca br., swój wykład zatytułowałem „O prawdziwej historii jako mistrzyni dobrej polityki”. Fałszowanie historii, z jakim mieliśmy do czynienia w czasach totalitaryzmu komunistycznego, poniekąd trwa. Nasze polskie zmagania z atakami w stylu publicystyki Jana Tomasz Grossa doskonale to ilustrują. Dla liberalnej, postmodernistycznej ideologii tożsamość narodowa jest zagrożeniem, należy ją przyćmić lub wręcz zniszczyć. To dlatego z bohaterskiego Narodu, który przeciwstawił się w dwudziestym wieku dwóm totalitaryzmom, robi się niejednokrotnie Naród zbrodniarzy.

Ponieważ badanie dziejów zachęca do patriotyzmu (do miłości Ojczyzny), najlepiej jest to zaciemnić. W imię utopii multikulturalizmu robi się wiele, by historię wyrugować z polskiego systemu edukacyjnego. I to, poza próbą przeinaczania polskich dziejów, jest najgroźniejsze.

Bez historii stajemy się bezbronni jak dzieci?
– Propagowanie ahistoryzmu musi nas sprowadzić na manowce cywilizacyjne. A stąd już tylko krok do złej polityki. Bez historii trudno jest budować wspólnotę narodową, nie sposób zrozumieć „misji dziejowej narodu”, nie można też nakreślić wspólnotowych (w tym państwowych) celów. Zresztą nie będziemy umieli wyeliminować błędów przeszłości, gdy się tej przeszłości nie zna. Jak może współczesny polityk troszczyć się np. o swoje państwo, gdy nie wie, jaką cenę przyszło zapłacić Narodowi za tę suwerenność przez dziesięciolecia walk o odzyskanie niepodległości? W jaki sposób polski polityk zrozumie nasze uwarunkowania międzynarodowe, gdy nie zapozna się ze znaczeniem współpracy niemiecko-rosyjskiej? Jak będzie mógł chronić własny Naród przed naporem różnych, obcych ideologii, gdy nie będzie wiedział, czym była utopia komunizmu, narodowego socjalizmu itp.?

Zapytam trochę prowokacyjnie: czy nie jest tak, że historię zawsze odbiera się subiektywnie i tendencyjnie, czyli po prostu jest ona jakoś zniekształcana ze względu na współczesne oczekiwania? Jak rzetelnie uprawiać historię?
– W tzw. współczesnej, zachodniej metodologii historii dominują dziś nurty, które mówią, że nie ma prawdy, że są tylko „narracje”. Historia jest więc tutaj czymś w rodzaju swobodnej ekspresji, zakotwiczonej w dziedzinie sztuki, gdzie nie ma możliwości dojścia do prawdy. Nic bardziej mylnego. Jeśli trzymamy się tradycyjnej metodologii, wiemy, jakie obowiązują zasady przy ustalaniu faktów (wykorzystanie najszerszej bazy źródłowej oraz opracowań). Wiemy też, jak budować narrację, by opisywane zjawiska nie były wyrwane z kontekstu. Wreszcie, jeśli skorzystamy z dorobku filozoficznego, mamy wszystkie narzędzia, aby zrozumieć procesy kulturowe w opisywanej epoce, aby ocenić też na poziomie obiektywnym dane poglądy i działania ludzi z przeszłości. Po prostu historia wtedy jest ciekawa i wartościowa, gdy odpowiada na wszystkie pytania dotyczące rozumienia dziejów i gdy jej celem pozostaje prawda, a nie swobodna „narracja” takiego czy innego dziejopisarza.

Kto jest dla Pana mistrzem w badaniu historii i rozumieniu dziejów?
– Całą swoją początkową drogę naukową przebyłem w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w I Katedrze Historii Nowożytnej, gdzie kierownikiem był prof. dr hab. Ryszard Bender. To właśnie pod jego okiem zdobywałem kolejne stopnie naukowe, a profesor zawsze mnie wspierał i wyciągał do mnie pomocną dłoń. Wielką inspiracją jest dla mnie dziedzictwo, jakie zostawił po sobie Feliks Koneczny. Jego spojrzenie nie jest zredukowane li tylko do wymiaru faktów, lecz jest osadzone w wielkich procesach cywilizacyjnych. Rozumieć, czym jest cywilizacja łacińska i jakie zmagania cywilizacyjne dokonywały się przez wieki, to wiedza wręcz bezcenna. Dzięki temu możemy nie tylko wiedzieć, jaki był ciąg zdarzeń (ustalenie faktów), ale możemy rozumieć historię.

Nie sposób nie odnieść się tutaj do dorobku Lubelskiej Szkoły Filozoficznej, której założycielem był ojciec profesor Mieczysław Albert Krąpiec. Historia jako nauka humanistyczna musi oprzeć się w swych metodologicznych odniesieniach na jakiejś bazie filozoficznej. Nigdy tego nie ukrywałem, że najcenniejsza jest tu filozofia realistyczna, oparta na nurcie arystotelesowsko-tomistycznym.

Gdy patrzymy na przeszłość przede wszystkim pod kątem analogii ze współczesnością, to czy nie popełniamy błędu myślenia ahistorycznego nieuwzględniającego zmieniających się okoliczności, mentalności, stosunków społeczno-ekonomicznych?
– Oczywiście tego typu pomyłki są nagminne. Wydaje się, że właśnie w taki, wyrwany z kontekstu historycznego sposób, są np. oceniane stosunki polsko-żydowskie w okresie międzywojennym. W sposób wypaczony niejednokrotnie patrzy się np. na wyprawy krzyżowe w wiekach średnich. Dalej pokazuje się w sposób nieuprawniony rzekomą nietolerancję Kościoła w Polsce wobec innowierców. Próbuje się oczerniać Żołnierzy Niezłomnych – że wspomnę sprawę Witolda Pileckiego, opisywaną w mojej książce. Wydaje się jednak, że wszystko to robi się najczęściej z pobudek ideologicznych, po to aby zmanipulować obraz przeszłości.

Jakie kłamstwa o naszych dziejach uważa Pan za najbardziej szkodliwe dla postrzegania polskości i kształtowania strategii rozwoju narodowego?
– Mam wrażenie, że najwięcej kłamstw dotyczy opisu roli Kościoła katolickiego w dziejach Polski i jego znaczenia w budowaniu kultury narodowej. Ponieważ Kościół był od samego początku niemal organicznie związany z dziejami naszego Narodu (od momentu chrztu w 966 roku), wrogowie Polski starali się za wszelką cenę przerwać tę więź. Działo się to również na poziomie opisów historycznych w czasach komunistycznych, gdzie Kościół oskarżano o ciemnotę i zdradę. Dzieje się tak i dzisiaj.

A który okres naszej historii uważa Pan za najbardziej interesujący z punktu widzenia aktualnej sytuacji Polski? Mamy wiele głosów o analogiach z okresem saskim, przedrozbiorowym, wskazuje się na podobne metody demontażu państwa.
– Czasy II Rzeczypospolitej, do których powinniśmy z natury rzeczy nawiązywać, łączyły się z wielkim umiłowaniem suwerenności, z wielkim kultem walk wyzwoleńczych. Dzisiaj większość elit nie ceni sobie tego wielkiego dobra, stając na stanowisku kosmopolitycznym. Jest to z jednej strony mocno lansowane przez środowiska lewicowe w UE, z drugiej strony – do złudzenia przypomina czasy upadku Polski w osiemnastym wieku. Pamiętać tylko musimy, że ówczesna głupota polityczna doprowadziła do rozbiorów i do nieprawdopodobnych cierpień kolejnych pokoleń. A byli i wówczas wielcy ludzie, którzy nas przestrzegali przed panoszącym się kosmopolityzmem politycznym. Podczas promocji książki zacytowałem księdza Stanisława Konarskiego, który widząc upadek elit, pisał: „Bojaźń jakaś, lichość umysłów i podłość generalna opanowała wszystko. Interesów prywatnych, ambicji, emulacji, łakomstwa taka moc jest, iż zda się, że w nas pamięć o Rzplitej i Ojczyźnie wygasła”. Czyż słowa te nie pasują idealnie do opisu współczesnej rzeczywistości? Pozwoli pani, że zwrócę uwagę choćby na jeden mały fakt. W czasie kryzysu ukraińskiego wielu liberalnych polityków stwierdziło, że w sposób przyspieszony należy przyjąć w Polsce walutę euro, gdyż wtedy Europa realnie będzie nas bronić przed Rosją (będzie bowiem jednocześnie bronić stabilności swojej waluty). A więc nie argumenty rzeczowe co do opłacalności wprowadzenie euro, suwerenności monetarnej Polski, ale argument strachu – że pod panowaniem zewnętrznego systemu będziemy bezpieczni. A więc już nie członkostwo w NATO, ale wspólna waluta ma nas chronić przed zewnętrznym atakiem. W osiemnastym wieku, kiedy w granicach Rzeczypospolitej szalały różne wojska i bandy, już po przeprowadzeniu rozbiorów wielu mówiło: to dobrze, będzie spokój, a Turcja nas już nie zaatakuje – wszak jesteśmy częścią składową silnych państw. Turcja nas nie zaatakowała, ale Naród przez następne dziesięciolecia i stulecia musiał przelewać krew za niepodległość. Za głupotę płaci się wysoką cenę.

Może Pan podać przykład współczesnego wydarzenia, w którym gdyby brano pod uwagę doświadczenie historii, udałoby się uniknąć poważnego błędu?
– Wystarczy sobie przypomnieć ostatnie wypadki międzynarodowe i przykre uświadomienie sobie, że bezpieczni będziemy dopiero wtedy, gdy będziemy mieli silną armię. Wiele lat mówiono nam, że NATO nas obroni, Europa nas obroni i wojsko jest nam niepotrzebne. Tymczasem w sytuacji kryzysowej kraj musi liczyć przede wszystkim na siebie. Osiemnastowieczny „pacyfizm” szlachty (brak podatków na silną armię) i późniejsza katastrofa niczego naszych rządzących nie nauczyły.

Dedykował Pan książkę swoim synom. Proszę się podzielić doświadczeniem historyczno-patriotycznego wychowania w swojej rodzinie.
– Moi synowie, Wojciech i Stanisław, noszą imiona dwóch wielkich biskupów, patronów Polski. Kiedy wraz z żoną wybieraliśmy dla nich imiona, przyświecała nam myśl sięgnięcia do wzorców najbardziej polskich i najbardziej chrześcijańskich. Dwunastowieczny biskup Iwo z Chartres stwierdził, że „widzimy więcej, bo jako karły stoimy na barkach olbrzymów” (tzn. korzystamy z potężnego dorobku minionych pokoleń). Dedykując synom książkę, widzę w nich jakby całe młode pokolenie Polaków, któremu winniśmy ukazać tych olbrzymów. „Odkłamać wczoraj” po to, by lepiej móc zbudować teraźniejszość i przyszłość. Nasz wysiłek, w tym w jakiejś mierze mój jako historyka, jest skoncentrowany na tym, by odsłonić rzeczywistość, ukazać olbrzymów również dla przyszłych pokoleń Polaków. Wtedy one będą również mogły stanąć na ich barkach i widzieć więcej, zarówno w swoim życiu osobistym, jak i publicznym. Nie możemy ich skazać na rolę „europejskich karłów” nastawionych li tylko na zaspokajanie prostych, przyziemnych potrzeb.

Motto mojej książki jest zaczerpnięte z myśli Prymasa Wyszyńskiego i je również zadedykowałem m.in. moim synom: „Naród, który nie wierzy w swą wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej”.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl