Wolność dla miłości na fundamencie prawdy

Hasło tegorocznego Tygodnia Papieskiego – „Papież Wolności” – zawiera w sobie ukryte zadanie dookreślenia tej „wolności”. Jan Paweł II przecież wielokrotnie podkreślał, iż wolność jest „dla czegoś”, a zatem owo „coś” określa naszą wolność. Tutaj papieska koncepcja wolności nieraz rozchodzi się z jakoby umiłowaną przez wszystkich „wolnością”. Dzisiaj to słowo rozbrzmiewa z każdego kąta, a najczęściej mają je na ustach obrońcy rzekomo represjonowanych homoseksualistów; obrońcy kobiet ciemiężonych brakiem dostępu do „bezpiecznej” aborcji; i oczywiście obrońcy czy kryptoobrońcy znanego reżysera, niemogącego rozwinąć twórczych skrzydeł, skrępowanych przez filistrów „drobiazgami” sprzed lat. Nie takiej „wolności” obrońcą, piewcą i teoretykiem był Jan Paweł II. O tym ponoć wszyscy wiemy, ale nasza przedłużająca się niefrasobliwość polityczna – wyrażana chociażby kolejnymi aferami, bo wybieramy także najzwyczajniejszych złodziei na naszych reprezentantów – zobowiązuje jak najpilniej do rozwinięcia myśli zawartej w haśle Dnia Papieskiego.

Czemu ma służyć nasza, zwłaszcza polityczna wolność? Z tym pytaniem już wstydliwie się obchodzimy, raczej go nie słychać, zwłaszcza tam, gdzie ono przede wszystkim winno rozbrzmiewać. Czyżby z racji tego naszego milczenia otrzymaliśmy wyniesienie w tych dniach na ołtarze arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, obrońcę naszej polskiej wolności politycznej, bo mówił o sobie „Polakiem jestem, Polakiem umrzeć pragnę”? Czy nie trzeba dzisiaj politykom przypomnieć o zadaniu obrony wolności Narodu i państwa?
W tworzeniu unii z innymi państwami dotychczas odnosiliśmy sukcesy, bo ani sobie, ani innym nie odbieraliśmy wolności bycia sobą, rozwoju siebie. Temu przecież służy nasza wolność: miłości (czyli respektowaniu dobra innych i troszczeniu się o nie) i własnemu rozwojowi. Dzisiaj zatem – po podpisaniu traktatu z Lizbony przez prezydenta – pewnie jest nam wstyd, jeśli tylko cenimy sobie możliwość realizacji miłości i rozwój człowieczeństwa. Nie w każdym układzie politycznym mogą być chronione te wartości. Czy w ramach polizbońskiej UE będziemy mogli te wartości realizować na skalę społeczną? Wielokrotnie tu wskazywałem, że nie będzie to możliwe z racji priorytetów unijnego prawa na rzecz między innymi „praw reprodukcyjnych”, „praw kobiet” i „praw odnośnie do orientacji seksualnej”. Te prawne nowinki – nieznane poprzednim etapom historii ludzkości – mamy w UE tylko wolność przyjąć lub… przyjąć. Pomimo wielu ryz papieru, które na ten temat niektórzy u nas wypisali, nie otrzymaliśmy nigdy odpowiedzi na nasze pytania i wątpliwości, oprócz uznania ich za „eurofobiczne” czy podszyte nacjonalistycznymi lękami. Tymczasem politycy rzymscy, obrońcy republiki nawet przygłupów starali się przekonywać – proszę czytać mowy Cycerona, aby się o tym przekonać – a nie wbijać komuś coś do głowy, w czym lubują się nowożytni trybuni, posługujący się w tym celu także swoimi olśniewająco białymi koszulami, nieustającymi życzliwymi uśmiechami i miodowymi deklaracjami gotowości czynienia tylko dobra i dobra.
Kiedy jednak Katon (Starszy), jakoby obrońca cnót rzymskich, zaczął z uporem żądać w Senacie barbarzyńskiego zniszczenia Kartaginy, a także radził smagać batem niewolników, a na starość wyrzucić ich z domów niczym zniszczony sprzęt, to widać było, że czasy wolności politycznej Rzymu się kończą. Kiedy zatem słyszymy u nas hałas obrońców „dyskryminowanych homoseksualistów”, kobiet bez „bezpiecznej” aborcji oraz „wybitnych reżyserów” nękanych przez „lolitki” czy „nieletnie nimfomanki” – zamiast uzasadnionych odpowiedzi na poważne pytania odnośnie do traktatu lizbońskiego – nie sposób pozbyć się wątpliwości, że jednak wolność „dla miłości” nie jest oczekiwaniem politycznych decydentów w naszym (?) kraju.
Czymkolwiek byłaby owa „wolność dla”, to dopiero wtedy będzie wolnością na miarę istot rozumnych, gdy oparta zostanie na prawdzie, czyli odsłaniających i broniących ją argumentach. Z jakiego to zatem powodu nie zauważono nigdzie w polskich mediach krytycznej wypowiedzi ks. kard. Bertonego, sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, na temat traktatu z Lizbony, wygłoszonej podczas pielgrzymki Benedykta XVI do Czech, w przeddzień referendum w Irlandii? Czyżby komuś zależało na ukryciu przed nami prawdy? Czy bez niej możliwa jest wolność? Z pewnością nie ta, której obrońcą był i jest Jan Paweł II.


Marek Czachorowski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl