Podły lincz na Generale

Z Elżbietą Szmigiel, wdową po mjr. Karolu Szmiglu, dowódcy klucza technicznego 8. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu, który zginął w katastrofie CASY w 2008 r., rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Kiedy poznała Pani Ewę i Andrzeja Błasików?
– Generała poznałam osobiście po katastrofie CASY, w której zginął mój mąż, Ewę trochę później. Karol nie był pilotem, pracował w obsłudze naziemnej. Był po Wojskowej Akademii Technicznej, po specjalizacji radiolokacja samolotów i śmigłowców. Dwa dni po katastrofie ówczesny dowódca bazy w Mirosławcu płk Ireneusz Łyczek poinformował mnie, że generał Andrzej Błasik chce się ze mną spotkać osobiście u mnie w mieszkaniu. Było to dla mnie duże, ale miłe zaskoczenie, bo tego się w ogóle nie spodziewałam. Pamiętam, że po południu w piątek płk Łyczek wraz z generałem Błasikiem przyszli do mojego mieszkania w Mirosławcu. Wie pan, gdy spotyka się osobę tak wysokiego pokroju, a tym bardziej dowódcę Sił Powietrznych, człowiekowi wydaje się, że nie będzie to osoba otwarta, ale taka, która wysłucha jedynie suchych faktów i nic poza tym.

W przypadku generała Błasika tak nie było?
– Nie. To spotkanie było bardzo miłe. Generał okazał się człowiekiem bardzo wrażliwym i ciepłym, pragnącym zrozumieć drugiego człowieka i przede wszystkim pomóc mu, w czym tylko się da. Po rozmowie ze mną widziałam łzy w jego oczach, nawet teraz jest mi ciężko o tym mówić (płacze), sam bardzo przeżył tę katastrofę, bo stracił w niej wielu przyjaciół. Wkrótce zaczęłam dostawać zaproszenia na kolejne spotkania wdów z generałem – do Dęblina, Zakopanego i Dowództwa Sił Powietrznych. Pierwszym było spotkanie wielkanocne w 2008 roku. Nie spodziewałam się takiego zainteresowania moją sytuacją ze strony generała i jego żony Ewy, która stale wspierała go w jego działaniach. W 2008 roku nie miałam jeszcze prawa jazdy i trudno było mi dostać się z Mirosławca do Dowództwa Sił Powietrznych, bo to nie jest duża miejscowość i nie ma dobrych połączeń. Dowódca jednostki w Mirosławcu wiedział już jednak, że dostałam zaproszenie od generała Błasika na spotkanie wielkanocne i zorganizował mi transport do Warszawy.

Wojsko otoczyło Panią opieką po stracie męża?
– Tak. Zaraz po katastrofie CASY opieką otoczyli mnie koledzy męża z Mirosławca, w którym przez półtora roku jeszcze mieszkałam. Zresztą do tej pory mają ze mną stale kontakt. Nie miałam poczucia – jak inne wdowy, które straciły mężów we wcześniejszych katastrofach lotniczych – że wojsko mnie opuściło. Ja jednak miałam to szczęście, że gdy CASA spadła, dowódcą Sił Powietrznych był generał Błasik. Na kilkudniowym spotkaniu dla wdów w Zakopanem, które zorganizował z żoną, mogłam z nim swobodnie porozmawiać i przedstawić wszystkie swoje problemy. Dzięki niemu miałam poczucie, że nie jestem i nie zostanę sama ze swoim cierpieniem.

Podejście wojska do wdów zmieniło się dzięki generałowi Błasikowi?
– Tak. On zaczął nas wszystkie zbierać. Jako jedyny zaczął myśleć, że tymi kobietami i ich rodzinami trzeba też w jakiś sposób się zająć. Państwo Błasikowie zwrócili uwagę na to, że nie można pozostawiać rodzin żołnierzy, którzy zginęli na służbie, pełniąc obowiązki dla Ojczyzny, samych sobie z ich problemami i tym całym bagażem cierpienia. Pamiętam inne wdowy, które tak jak ja były bardzo pozytywnie zaskoczone tym, że ktoś nagle o nich pamięta. Tego wcześniej nie było. Mimo obietnic, że dana jednostka będzie się nimi interesować, czas pokazał co innego. Wszystko się zmieniło, dopiero gdy dowódcą Sił Powietrznych został generał Andrzej Błasik. On robił dość częste spotkania z nami i naprawdę interesował się losem każdej z nas, pytał, czy czegoś nam w danej chwili nie potrzeba. Gdy zginął mąż, córka Justyna miała 5 lat. Ona również została otoczona opieką ze strony generała Błasika, zawsze dostawała od niego prezenty. Generał bardzo kochał dzieci. Pamiętam spotkanie wigilijne w Dowództwie Sił Powietrznych w 2009 r., gdy moja córka wręczała generałowi Błasikowi jakąś laurkę, mówiąc do niego: „Mój kochany generał”. Córka była do niego bardzo przywiązana, mówiła, że „to jest jej generał”. Do dziś ma w pokoju pluszowe misie od generała Błasika, z którymi nie rozstaje się i z którymi śpi. Pamiętam, jak płakała, gdy jeden został przez przypadek w jego aucie, na drugi dzień musiał zostać nam przysłany priorytetem.

Nie mieszka już Pani w Mirosławcu?
– Nie, wyprowadziłam się z Mirosławca do Słupska. Uczyniłam tak głównie ze względu na dziecko. Choć minęły już cztery lata od katastrofy CASY, wspomnienie o niej nadal żyje w sercu, czas nie za bardzo goi tę ranę. Nie da się zapomnieć ludzi dobrych, bliskich, którzy tak wiele wnieśli w nasze życie. Córka szła od września do zerówki, więc chciałam dać jej troszeczkę inny start życiowy. Z mężem byłoby inaczej. Gdy człowiek zostaje sam, jego tor myślenia musi się trochę zmienić i jak ma małe dzieci, to przede wszystkim myśli o nich. Chciałam w pewnym sensie uprościć nam życie, tzn. wróciłam w rodzinne strony, gdzie mieszka moja rodzina.

Pani zdaniem przyczyny katastrofy CASY zostały do końca wyjaśnione? Generał Błasik był w tym względzie raczej sceptyczny.
– Nie wiem, ciężko mi się w tej sprawie nawet wypowiedzieć, bo prawdę o tym, co się stało, nasi bliscy zabrali ze sobą do grobu. Czy jesteśmy w stanie zawalczyć o to, by wszystko było do końca wyjaśnione? Nie wiem, czy mamy taką siłę przebicia. Ta katastrofa, tak samo jak smoleńska, stała się bardzo medialna. Niektóre media podchwytywały jednak wiele wyssanych z palca, niepopartych faktami rzeczy, które później nie były dementowane. W ten sposób przy obu katastrofach powstało mnóstwo niedomówień, półprawd, w większości kłamstw, które po prostu nie mają poparcia w rzeczywistości.

W jaki sposób dowiedziała się Pani o katastrofie tupolewa?
– Rano włączyłam telewizor i spokojnie czekałam na relacje z wizyty prezydenta i całej delegacji, która poleciała do Katynia. Byłam ciekawa, jak przebiegną same uroczystości, wiedziałam też, że będzie brał w nich udział generał Błasik. Nagle pojawiła się informacja, że samolot się rozbił. Na początku było niedowierzanie, bo minęły przecież wtedy dopiero dwa lata od katastrofy CASY, a tutaj doszło do kolejnej i jeszcze większej. Do końca miałam nadzieję, że ktoś przeżył. Dla mnie był, i do tej pory jest, nie do ogarnięcia fakt, że wszyscy zginęli. Trudno to wytłumaczyć, że ginie tak wiele ważnych osób. Wówczas czekałam jeszcze na informację, że może generał Błasik żyje, że w ogóle ktoś przeżył tę katastrofę. Wiadomość o śmierci 96 osób była dla mnie wielkim ciosem.

Jak tłumaczy Pani fakt poważnych zaniedbań organów państwa w procedurze wyjaśniania przyczyn tej tragedii?
– Nie potrafię tego zrozumieć. Jest to dla mnie nie do pojęcia. Widzi pan, to jest tak samo, jak po katastrofie CASY. W katastrofie smoleńskiej zginął prezydent, bardzo wysocy urzędnicy państwowi, wszyscy dowódcy wojskowi, pojawił się więc szum medialny i totalny chaos informacyjny. Z każdej strony ktoś coś wyrwał z kontekstu, a to szło w Polskę i świat. Najgorsze było dla mnie usłyszeć, co mówiono o generale Błasiku, te wszystkie informacje totalnie wyssane z palca, bzdury, które w ogóle nie mają racji bytu. To ewenement, jak można było z człowieka, który był tak wielkim patriotą i tak bardzo oddany swojej pracy, zrobić szaleńca i pijaka. Jest to w ogóle dla mnie nie do przyjęcia. To skandal, że bezpodstawnie zrzucono na jednego człowieka całą odpowiedzialność za tak poważną katastrofę. Zapewne szukano kozła ofiarnego, bo najlepiej zrzucić winę na kogoś, kto bronić już sam się nie może.

Eksperci IES, sporządzając stenogram zapisu z rejestratora głosowego, nie dokonali rozpoznania głosu generała Błasika w kokpicie.
– No właśnie, to już daje wiele do myślenia. Dlatego pojęcia nie mam, w jakim celu zrobiono taką nagonkę medialną na generała Błasika, osobę, która – powtarzam – tak poważnie traktowała swoje obowiązki. Przecież na takie stanowisko nie trafia nikt ot tak sobie, to są osoby o wysokiej inteligencji. Proszę pana, nie da się opowiedzieć tego, co czuł człowiek, który znał generała Błasika, gdy słyszał z każdej strony nieprawdziwe informacje na jego temat. A przecież najwięcej mówiły o nim osoby, które go nie znały i nie wiedziały, jakim był naprawdę dowódcą i człowiekiem. Najpierw trzeba choć trochę znać człowieka, by w ogóle móc się wypowiadać na jego temat, bo krytykować każdy potrafi, to nam najlepiej wychodzi. Przy takich katastrofach naprawdę należy ważyć słowa, tu trzeba pomyśleć, zanim cokolwiek się powie. Generała Błasika nie da się zapomnieć, z tego, co widziałam wśród kolegów męża, każdy na swój sposób przeżył jego śmierć. Ogólnie był bardzo lubianym dowódcą. To był człowiek bardzo opanowany, odpowiedzialny i taktowny. Jemu też wcale nie było łatwo rozmawiać z nami, nieraz widziałam u niego łzy, to nie były przecież łatwe rozmowy. Kobieta inaczej przedstawia swoją sytuację, a inaczej rozmawia się z mężczyzną. Z tego, co się później dowiedziałam, generał o każdej z nas wdów chciał dowiedzieć się jak najwięcej, nie tylko jakie ma problemy, ale w ogóle jakim jest człowiekiem. To też świadczy o nim, że nie był osobą chłodną i wyrafinowaną, lecz bardzo ciepłym, serdecznym człowiekiem. Generał Błasik w żadnym razie nie był człowiekiem nerwowym, wybuchowym, takim jak niektóre media próbowały go pokazywać.

Jak postrzega Pani samotną walkę Ewy Błasik o honor męża?
– Ona zawsze była przy nim blisko, było widać, jak bardzo go wspierała po katastrofie CASY. Myślę, że bez jej wsparcia byłoby mu jeszcze ciężej to wszystko przeżyć. Mój mąż był młodym człowiekiem, miał dopiero 34 lata, ale w katastrofie CASY zginęli także starsi od niego, którzy z generałem Błasikiem kończyli szkołę, pracowali i znali się wiele lat. Ewa to wspaniała kobieta, obydwoje są wspaniałymi ludźmi. Widzi pan, ciągle łapię się na tym, że mówię „są”, nie używam słowa „był”, bo ludzie żyją dopóty, dopóki się o nich pamięta. Zawsze bardzo ciepło i serdecznie będę wspominać generała. Jest mi przykro, że mimo iż sam minister Bogdan Klich zapowiedział nad grobem generała, że nie pozwoli na szarganie jego pamięci, nic z tego nie wynikło. Dla mnie jest to gołosłowny człowiek. Dlatego ze swojej strony staram się wspomóc panią Ewę, jak najbardziej się da. Wierzę, że inne wdowy, których mężowie zginęli w CASIE, a które też zawdzięczają bardzo wiele panu generałowi Błasikowi, również wesprą Ewę w tej walce. Mam nadzieję, że inne osoby też do tego się dołączą, m.in. przyjaciele z pracy generała, bo nie można jej zostawić w tej chwili samej. Za to, co dla mnie razem z mężem zrobiła po katastrofie CASY, naprawdę należy im się wielka wdzięczność. Zresztą Ewa wspólnie z dr Anną Piskorz, psycholog z Dowództwa Sił Powietrznych, nadal to robi, bo ciągle jest z nami, mimo że spotkała ją taka sama tragedia, jak mnie czy moje koleżanki z CASY.

Szkoda, że takie świadectwa jak Pani nie pojawiały się w mediach, które bez żadnej refleksji niszczyły dobre imię generała Błasika.
– Robią to ci, którzy go nie znali albo zazdrościli mu kariery, którą zdobył swoją ciężką pracą. Tacy ludzie zawsze się pojawią. Przykre jest jednak to, że wykorzystują to w sposób, który godzi w godność generała. Ich kłamstw ciężko się słucha, szczególnie komuś, kto był żoną żołnierza i znał dowódcę osobiście. Siły Powietrzne straciły w osobie generała Andrzeja Błasika wspaniałego dowódcę, człowieka o ogromnych wartościach, zasadach, wielkiego patriotę. To jest nie do nadrobienia, bo ludzi na stanowiskach można zmieniać, ale człowieka nie da się zastąpić. Brakuje go tam dziś bardzo. Dziwi mnie fakt, że żadne media, oprócz „Naszego Dziennika”, nie chcą w tak zdecydowany sposób podjąć wątku obrony generała, wyprostowania kłamliwych słów, które tak długo funkcjonowały w przestrzeni medialnej. Czy tak bardzo lubimy brukowce, że karmimy się ich kłamstwami, zamiast słuchać tego, co jest faktem? Patrząc na historię, niejednego żołnierza – po iluś tam latach – już zrehabilitowano. Mam nadzieję, że w przypadku generała Błasika stanie się to szybciej, że nie będziemy musieli czekać na przykład kilkanaście lat, by prawda wyszła na jaw i został mu zwrócony honor.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl