O „demokracji” antychłopskiej

Jest jakiś grzech pierworodny społeczny, dziedziczony od tysięcy lat, polegający na tym, że chłop rolnik, żywiciel innych, nie może osiągać statusu społecznego równego tym innym, lecz jest przez stany wyższe z reguły gnębiony, zniewalany i pozbawiany ziemi własnej. Coś takiego dzieje się ostatnio i u nas, gdy chłopi polscy, głównie na naszych Ziemiach Zachodnich i Północnych, chcą rozwijać gospodarstwa rodzinne polskie, a ziemia państwowa jest sprzedawana w ogromnych ilościach różnym bogaczom niepolskim. Należy się więc chwała naszym rolnikom walczącym teraz o ziemię polską i o samą Polskę.

Pozorna nowość rolnej polityki liberalnej

Na mocy, jak wiemy, uchwały mocarstw zwycięskich po II wojnie światowej 2 sierpnia 1945 r. w Poczdamie Polska otrzymała tzw. Ziemie Odzyskane na zachodzie i północy. Ponieważ ziemie te opuściła ludność niemiecka, bądź uszła przed Armią Czerwoną, bądź została wysiedlona, dlatego zaczęli je zasiedlać wysiedleńcy z Kresów, częściowo z Polski Centralnej, a także Ukraińcy wysiedleni w akcji „Wisła” z Polski Południowo-Wschodniej. Jednak właścicielem ziemi zostało państwo. A za państwem PRL poszła komunistyczna koncepcja rolnictwa, według której chłopi nie powinni posiąść ziem ornych na własność, mogą otrzymać jedynie dzierżawę wieczystą, należy tworzyć przede wszystkim państwowe gospodarstwa rolne (PGR), a dzierżawcy indywidualni powinni zakładać „kolektywne gospodarstwa” (kołchozy), choć do tego w Polsce nie doszło na znaczącą skalę (powstało jedynie ok. 2,2 tys. tzw. spółdzielni). W każdym razie chłop miał być bez własności ziemskiej i robotnikiem najemnym, rządzonym przez partię. Tym samym miało nie być i wsi w ścisłym znaczeniu.

A jaka nastąpiła polityka rolnicza liberalna, która zaczęła się u nas kształtować już od roku 1989? Otóż rolnictwo winno być wielkoareałowe i przemysłowe. Chłopi mają porzucić swoje gospodarstwa rodzinne, małe czy średnie, a stać się pracownikami najemnymi w owych gospodarstwach wielkoobszarowych, oczywiście w znacznie pomniejszonej liczbie. Zaczęto nawoływać do likwidacji gospodarstw rodzinnych, a nawet tworzyć takie warunki, które by do tego zmuszały.

Liberalny Leszek Balcerowicz rozwijał plany, by w całej Polsce zlikwidować ok. 2 mln mniejszych gospodarstw rodzinnych. Chłopi mieliby być mniej liczni, nie tworzyliby większych społeczności wiejskich, a więc nie byłoby wsi jako podmiotów gospodarczych, klasowych, kulturowych i politycznych. Wraz z tym miałaby nastąpić „denacjonalizacja”, czyli „depolonizacja” wsi, oraz ateizacja, co osłabiłoby bardzo Kościół katolicki. Po roku 2004 mówiono już głośno, że ziemia orna nie jest ani polska, ani niemiecka czy czyjaś inna, lecz unijna, europejska, dlatego jest bez znaczenia, kto ją posiada, pracuje bowiem na jednej wspólnej ziemi UE. (Chcę też zaznaczyć, że Zachód wycofał się z tworzenia gospodarek wielkich już w roku 1996, ale u nas liberałowie mają jeszcze poglądy dawne).

Nasza integracja z UE prowadzi głównie przez Niemcy. Rolnictwo i gospodarka ogólna trochę na tym zyskuje, ale są też elementy negatywne, jak nachylenie naszej gospodarki do potrzeb Unii, tworzenie u nas pewnego rodzaju kolonii dla obcych interesów gospodarczych i ideologicznych, szerokie otwarcie się na żywność niemiecką, limity na mleko, mięso, warzywa, owoce, cukier, inwazja kapitału niemieckiego, głównie na Ziemie Odzyskane, no i Polska musi przyjmować ok. 70 proc. ustaw z UE.

Również niższe dopłaty dla rolnictwa mają je osłabić konkurencyjnie, zmniejszać areał ziemi ornej, powiększać raczej zalesianie i tworzyć raczej tylko jednostki agroturystyczne. Dochodzi w rezultacie do takiego paradoksu, że Polska, kraj rolniczy, prawie bez swojego przemysłu, musi brać jałmużnę żywnościową od Niemców na dożywianie dzieci i ubogich (prof. Zbigniew Dmochowski, prof. Artur Śliwiński).

Zagospodarowanie ziemi

Ziemie Odzyskane wynoszą ok. 114 tys. km kw., mieszka na nich ok. 10 mln obywateli, ale zmniejsza się obszar użytków rolnych, w latach 1989-2009 zmniejszył się o 2,6 mln hektarów. Nasza gospodarka rolna i leśna nie ma odpowiedniego poparcia rządowego. Państwo, opanowywane przez ideologię liberalną, ma wielkie trudności budżetowe, popada w coraz większe zadłużenia i widzi niemal jedyny ratunek w „prywatyzowaniu” wszystkiego, co tylko się da.

Idea prywatyzacji wywodzi się z idei indywidualizmu, że praca na własnym jest najbardziej rzetelna i owocna, tyle że u nas „prywatyzacja” jest kamuflażem, oznacza ona właściwie „sprzedaż” i „wyprzedaż”, i to nie dla zysku gospodarczego, lecz dla łatania dziur w budżecie nieudolnej gospodarki. Toteż nasze rządy starają się sprzedawać grunty, lasy, jeziora i wszystko. Na przykład w województwie zachodniopomorskim w obcych rękach jest już ok. 450 tysięcy ha (Ludwik Staszyński, Wieś na wstecznym biegu, Warszawa 2010).

Na Ziemiach Odzyskanych 65 proc. użytków rolnych zajmowały PGR-y. Dziś jeszcze w rękach państwa jest 2,4 mln gruntów ornych. Po roku 1989 zapewniono ochronę większości PGR-ów, zaprowadzając ideologiczną ustawę zakazującą tworzenia na ich gruntach gospodarek indywidualnych i parcelacji. Chodziło o przygotowanie drogi dla wielkich farm, a likwidowania w całej Polsce mniejszych gospodarstw rodzinnych. Ale wiele owych PGR-ów popadło w ruinę. Część gruntów sprzedano po niskich cenach. Polityka gospodarcza była niedookreślona i chaotyczna. Wielką część gruntów wzięli w dzierżawę cudzoziemcy.

Formalnie zakaz sprzedaży ziemi obcym obowiązuje do 2016 roku. Polska mogłaby ten termin przedłużyć albo utrzymać na zawsze, na wzór licznych innych państw na Zachodzie. Ale w naszym państwie liberalnym panuje jakaś denerwująca niefrasobliwość, jeśli chodzi o sprawy strategiczne. Brakuje wielkich własnych idei. I właśnie już dziś coraz częściej ziemię dla cudzoziemców kupują nasi spekulanci, tzw. słupy. Są to Polacy, którzy kupują ziemię formalnie dla siebie, a faktycznie dla obcokrajowców i za ich pieniądze. Robią to przede wszystkim dla Niemców, a jeśli dla innych narodowości, to tamci potem przekazują Niemcom, którym chodzi o opanowanie naszych Ziem Zachodnich i Północnych nie za pomocą oręża, lecz pieniądza. Dziś pieniądz ma już moc broni jądrowej.

Skąd nasi rolnicy indywidualni lub nawet nasze spółki rolnicze mają takie wielkie pieniądze, kiedy ceny ziemi bardzo szybują, np. na Kujawach 1 ha w 1990 r. kosztował ok. 440 zł, a w roku 2010 już ok. 90 tysięcy? Również w wielu spółkach rolnych, rzekomo polskich, kapitał jest zagraniczny, a Polacy są tylko figurantami (Małgorzata Goss). Władze państwowe nie chcą tych rzeczy kontrolować, bo im chodzi przede wszystkim o szybkie zdobycie pieniędzy dla łatania dziur w budżecie za swojej kadencji. Oprócz tego wielu polskich dzierżawców interesuje się zakupem większych gospodarstw dzierżawionych po to, by je drogo sprzedać obcokrajowcom, gdy tylko minie zakaz (zob. Ludwik Staszyński, W szponach ludobójców i grabieżców 1939-1945, Warszawa 2013, s. 208 nn).

Tymczasem wszystkie takie gry, choć w mętnym celowo prawodawstwie, winny być – jak słusznie pisze Ludwik Staszyński – ukrócone: „W przypadku sprzedaży nabytych od państwa gruntów w niepowołane ręce, jeśli naruszałoby to polski interes społeczny i narodowy – państwo powinno zachować i bezwzględnie egzekwować swoje prawo pierwokupu i prawo ponownej ich sprzedaży innemu nabywcy. Jeśli w wyniku ’swobody przepływu ludzi i kapitału’ mielibyśmy utracić duże obszary gruntów rolnych na Ziemiach Zachodnich i Północnych na rzecz ’rolników przybyłych z innych krajów europejskich’ – byłaby to cena zbyt wysoka za naszą dalszą obecność w Europejskiej Unii” (L. Staszyński, Wieś na wstecznym biegu, s. 67).

Prawo pierwokupu

Nie mamy ciągle prawa rolnego jasnego, mądrego i uporządkowanego. Były śmiałe próby po roku 1989 zmiany prawa użytkowania ziemi na terenach odzyskanych na prawo własności lub reprywatyzacji. Ale takie próby utrącił m.in. Aleksander Kwaśniewski, który nie ma klarownego zmysłu polskiego. Ale i niektóre gminy występowały przeciw, gdyż z dzierżawy czerpią znaczne dochody. Dobro ogółu się prawie nie liczy. PSL słusznie postulowało od 2008 r., by umożliwić nabycie ziemi rolnikowi posiadającemu gospodarstwo rodzinne z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych na zasadzie pierwokupu. Ale postawiono warunek, by taki zakup mógł być tylko dla dzierżawców obcych. Chodzi ciągle o pieniądze. Tymczasem jednak polscy rolnicy, zwłaszcza pegeerowcy, nie mają pieniędzy i nie mogą dostać pożyczki z banku, zresztą niepolskiego. PSL jest osamotnione, choć w koalicji, nie ma już dostatecznej siły politycznej, a zresztą coraz więcej przywódców Stronnictwa traci z oczu jego cele i ideały.

Kiedy wreszcie analizuje się głębiej sytuację, dlaczego tak dużo ziemi naszej dostaje się w obce ręce wbrew polskiej racji stanu, a prawo jest jakieś pogmatwane i żaden rząd nie może go uporządkować, to rodzi się podejrzenie, że między rządem Polski i Niemiec został zawarty jakiś tajny układ, według którego Niemcy poparły nas w wejściu do NATO, do UE i w polityce ogólnej, ale w zamian za to, że my nie zamkniemy drzwi przed ich swobodną infiltracją, szczególnie na dawne ich tereny. Stąd różne nasze siły na początku wiele obiecują, a gdy dojdzie „co do czego”, nagle milkną i tylko powtarzają jakieś banały prawne.

Chyba dlatego i nasi bohaterscy demonstranci często wymieniają osobę Angeli Merkel. Może też w związku z tym Sejm uchwalił, a 20 stycznia 2014 r. prezydent podpisał ustawę o „bratniej pomocy” sił zbrojnych z Zachodu, a więc głównie z Niemiec, do pacyfikacji naszych demonstracji i buntów przeciwko „świętej”, liberalnej władzy. Tymczasem Polacy są bardzo cierpliwi, ale nie jest im obcy do końca duch Majdanu.

Wielkość i godność chłopa i wsi

Irytujący jest ten bezmyślny i negatywny stosunek do rolnictwa, do chłopa i wsi, występujący nie tylko w dalekiej przeszłości, lecz jakoś szczególnie w kapitalizmie i w ateistycznym liberalizmie. Ludzie niedojrzali, zwłaszcza zachłyśnięci techniką, miewają często w pogardzie świat pozatechniczny. Zapominają przy tym, że wieś i rolnictwo są od tysięcy lat zawsze nowoczesnością, bo dają życie każdemu i dziś człowiekowi.

Tymczasem wieś była pierwszym i błogosławionym owocem „przewrotu neolitycznego”, jakim było zaistnienie rolnictwa. Przedtem ludzie uprawiali zbieractwo, łowiectwo, rybołówstwo, pasterstwo, co kształtowało zupełnie inną kulturę życia i osobowość. I oto gdzieś ok. 16 czy 14 tysięcy lat przed Chrystusem na Bliskim Wschodzie, przede wszystkim w Sumerze nad rzekami Eufrat i Tygrys, żyzne gleby przyczyniły się bardzo do tego, że człowiek mógł przestać być tylko biorcą pożywienia, a stać się jego wytwórcą przez uprawę zbóż i następnie różnych innych roślin.

I oto taka prosta, zdawałoby się, inwencja spowodowała ogromny przewrót w dziejach. Niektóre gromady ludzi zaczęły porzucać wędrowny i koczowniczy tryb życia, a uprawiać zboże i następnie coraz więcej roślin i drzew, a więc ogrodnictwo, sadownictwo, a także osiadłą hodowlę zwierząt, co musiało pociągnąć za sobą osiadły i bardziej wspólnotowy tryb życia. Ludzie ci wyszli z jaskiń, grot, szałasów i zaczęli budować domy, z czasem coraz większe i trwalsze – z gliny, cegieł suszonych, z kamieni. A domy wokół siebie tworzyły stałe: sioło, osiedle, osadę i wieś.

Z czasem większa wieś, otoczona kilkoma mniejszymi, stawała się miastem, tworzącym rodzaj małego świata, wznoszonego już przez samego człowieka i kształtującym już nowego człowieka i nową społeczność. A miasto większe stawało się z kolei państwem, a kiedy miasta-państwa łączyły się, to tworzyły państwa wielkie terytorialnie i ludnościowo, a na koniec, łączące wiele ludów i narodów, przeobrażało się w imperium. Pierwszymi takimi miastami-państwami były: Eridu, Ur, Uruk, Lagasz, Kisz, Larsa, Troja, Mari, Ebla, Babilon, Aszur, Teby, Ateny, Sparta, Rzym i tyle innych przewijających się przez historię jak bajeczne światy. Taki Rzym, obejmujący w swoim czasie cały świat śródziemnomorski i niemal całą Europę, był w zasadzie ogromnym imperium i wspaniałą kulturą o charakterze rolniczym.

Wieś rozwijała życie społeczne i zmysł społeczny. Miała już podział na stany, ustrój, władze naczelne, centrum, prawa, obyczaje, kodeks moralny, genius loci, dyscyplinę, siły obronne, poczucie jedności, swoją genealogię, patriotyzm, język, tradycje, ryt religijny, swoje legendy i mity i swoją w ogóle mentalność i charakter. Ale bynajmniej nie zamykała się w sobie, lecz tworzyła wspólnotę z innymi, lud, naród. Miała też swój patriotyzm, który płynął z więzi wspólnej ziemi i ze wspólnoty ojczyźnianej. U nas wieś rozwinięta społecznie i kulturowo była zawsze mikro-Polską, lecz przez to związaną ściśle z makro-Polską.

Wieś realizowała już w swoich początkach nakaz Stwórcy: „Abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). Rolnicy czynili dokładnie ziemię sobie poddaną, łącząc przy tym przyrodę z podstawami techniki. Ich dziełem jest w historii wysoki poziom odkryć, wynalazków i wiedzy, jak narzędzia rolnicze, kultura rolna, tkaniny, koło (Sumerowie), wytop metali, budownictwo, cegła surowa i wypalana, pojazdy, użycie zwierząt transportowych i pociągowych, wino, miary, irygacja gleby, kopanie kanałów, rozwój rzemiosł, budowa pierwszych mostów, pismo na użytek gospodarczy i handlowy, wyższe rozeznanie lecznictwa roślinnego, wiedza klimatyczna, kalendarze, astronomia, przekaz tradycji i liczne inne rzeczy.

Ludna wieś była przez tysiące lat aż do ostatnich czasów grzybnią licznych samorodnych talentów: intelektualnych, społecznych, ekonomicznych, administracyjnych, rzemieślniczych (jedna wieś uprawiała dawniej ogromną ilość rzemiosł), technicznych, politycznych, dyplomatycznych, artystycznych (wokalnych, muzycznych, tanecznych, rzeźbiarskich, malarskich, poetyckich, teatralnych, komediowych), oratorskich, literackich, zabawowych, baśniowych, lekarskich, wojskowych, naukowych, sportowych i w ogóle kulturotwórczych. Tylko że talenty te zbyt rzadko przedostają się na forum miejskie i państwowe, głównie z powodu niskiej pozycji chłopa w państwie, rządzonym dziś przez miasto, arystokrację i tzw. inteligencję.

Poza tym wieś była – i jeszcze bywa – pierwszą szkołą dydaktyki i wychowania. Przede wszystkim uczyła pracowitości, realizmu życiowego, rzetelności, roztropności, mądrości życiowej, męstwa, dyscypliny, odpowiedzialności, obyczajności, żywej religijności oraz wczuwania się w puls przyrody, żeby ją zarówno cenić i kochać, jak i umieć stawiać bohatersko czoła klęskom, suszom, powodziom, śnieżycom, mrozom, upałom, orkanom, pożarom, różnym epidemiom i innym nieszczęściom. Ale ludzie wsi żyją jakby na dłoni Ojca niebieskiego, „czują” Boga i snują wielkie marzenia o lepszym, a szlachetnym królestwie. I jeśli wieśniak ma choć trochę własnej ziemi, staje się niejako szlachcicem, człowiekiem niezależnym, samodzielnym społecznie i politycznie oraz ma duże poczucie godności ludzkiej i honoru. Jest po prostu jestestwem osobowym, nie rzeczą czy pionkiem w rękach różnych sił (zob. Henryk Przychodzeń, Odkłamać demokrację, Lublin 2014).

Wielu literatów, polityków i mieszczan widzi we wsi tylko prymitywizm, wulgarność, brutalność i chciwość. Ale jest to jakiś rodzaj prymitywizmu właśnie samych autorów tych poglądów. We wsi jest wiele świateł życia, piękna, dobra, prawdy, ewangeliczności i duchowości i procentowo jest znacznie mniej przestępczości niż w mieście, zwłaszcza wielkim.

Od XIX wieku w świecie euroatlantyckim rozwija się epoka postrolnicza, a jeśli jest rolnictwo, to tylko przemysłowe i czysto techniczne. Ale jest to wielkie wypaczenie antropologiczne. Tymczasem dzisiejszy świat musi mieć charakter i techniczny, i humanistyczny zarazem. Świat sztuczny, techniczny nie może się oderwać od świata przyrody i natury. Konieczna jest też ścisła więź między miastem a wsią. Sama kosmopolis techniczna, czyli budowanie wszechświata tylko technicznego, pociąga za sobą degradację każdego człowieka i jego śmierć. Toteż politycy i rządzący, którzy poniżają wagę rolnika i wsi, bardzo błądzą i wyrządzają wielkie zło państwu i całemu narodowi. W każdym razie nie są żadnymi demokratami.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl