Niech Lasek pokaże dowody
Będziemy się domagać przesłuchania przez prokuraturę Macieja Laska, skoro uporczywie podtrzymuje twierdzenia o obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie tupolewa – zapowiada mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik wdowy po dowódcy Sił Powietrznych.
– Nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć wniosek dowodowy o przesłuchanie pana Macieja Laska, skoro on podtrzymuje stanowisko – tak rozumiem ten wywiad – że ustalenia prokuratury są różne od ustaleń komisji Millera, które mają być prawidłowe – mówi mec. Kownacki. – Dlatego trzeba zweryfikować ustalenia prokuratury w tym zakresie, trzeba przesłuchać pana dr. Laska, trzeba ustalić, na podstawie jakich faktów stwierdził obecność gen. Błasika w kokpicie – dodaje.
Lasek w sobotnim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” przyznaje, że to członkowie komisji Millera przypisali głos gen. Błasikowi. „Tak, myśmy to zrobili. Na podstawie rozpoznania i kontekstu sytuacyjnego” – mówi Lasek. Dalej zaznacza, że „mamy inne zdanie na podstawie naszych odczytów i rozpoznań”. „Zresztą biegli z IES nie rozpoznali głosu gen. Błasika, ale nie znam oświadczenia prokuratury wykluczającego jego obecność w kokpicie” – dodaje.
– Ustalenia prokuratury nie pozwalają na przyjęcie tej obecności, pan doktor natomiast twierdzi co innego – wskazuje Kownacki.
Pytana o wypowiedź Laska prokuratura zasłania się przyjętą procedurą niekomentowania wypowiedzi członków komisji i polityków. – Nie odnosimy się do wypowiedzi członków komisji czy też polityków. Od samego początku śledztwa takie stanowisko przyjmujemy – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” kpt. Marcin Maksjan, rzecznik naczelnego prokuratora wojskowego. Przypomina jednak stanowisko prokuratury w kwestii domniemanej obecności dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie. – Na dotychczasowym etapie śledztwa nie ma żadnego dowodu, który wskazywałby, że pan generał Błasik był w kokpicie – podkreśla. – Jednym z dowodów jest ekspertyza fonoskopijna Instytutu Sehna i z niej nie wynika, jakoby gen. Błasik był w kokpicie – dodaje. Zaznacza jednak, że śledztwo nadal trwa i mogą się pojawić jakieś inne ustalenia.
Mimo to Lasek tłumaczy, że każda „ekspertyza fonoskopijna jest obarczona błędem odsłuchu. Różnice mogą wynikać z odmiennej metodologii”. „Mówię o rosyjskim odczycie dla MAK, odczycie Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego dla Komisji Millera oraz IES dla prokuratury. Jest jeszcze jeden odczyt wykonany przez ABW na nasze potrzeby. Każdy różni się w szczegółach. A jeśli byśmy poprosili jeszcze o piąty zapis, to prawdopodobnie otrzymalibyśmy kolejne różnice” – puentuje. I dalej powtarza twierdzenia komisji – „bo to się układa w logiczną całość. Do kokpitu przed lądowaniem wchodzą osoby trzecie, w randze generała, którym załoga zdaje relację z aktualnej sytuacji”.
Tymczasem prokuratura wojskowa już 16 stycznia 2012 r. poinformowała, że biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna, którzy przygotowali opinię fonoskopijną, nie przypisali gen. Andrzejowi Błasikowi żadnej z zarejestrowanych przez czarną skrzynkę wypowiedzi z kokpitu Tu-154M. Według raportu komisji Millera, gen. Błasik miał wejść do kabiny załogi o godz. 8.36 czasu polskiego, czyli kilka minut przed katastrofą.
Lasek nie chce powiedzieć, kto konkretnie rozpoznał głos generała, zasłaniając się tajemnicą, którą przewiduje prawo lotnicze odnośnie do badania wypadków lotniczych. „Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie” – ucina dociekania.
– To jest działanie wręcz utrudniające postępowanie karne, powinno się wyjaśnić wszelkie istotne okoliczności tej katastrofy – ocenia Kownacki.
Sąd zwolni z tajemnicy
– Stanowisko pana Laska można określić jako „wiem, ale nie powiem”. Skoro jest taki odważny w twierdzeniach, to dlaczego zasłania się tajemnicą? Uważam, że ona nie jest bezwzględna i sąd może ją uchylić – mówi pełnomocnik wdowy po gen. Błasiku. – Składam w tym względzie wniosek dowodowy. Mam nadzieję, że sąd zwolni w tym zakresie od zachowania tajemnicy i pan Lasek przyjdzie i wytłumaczy, jeżeli prokurator się przychyli do mojego wniosku – dodaje.
– Są tak zasadnicze rozbieżności między ustaleniami komisji Millera a ustaleniami prokuratury, że trzeba ustalić, czy nie doszło gdzieś do popełnienia przestępstwa, i zasłanianie się tajemnicą nie może mieć miejsca – podkreśla Kownacki. Zaznacza, że zachowanie tajemnicy wynikające z ustawy o prawie lotniczym nie może mieć charakteru bezwzględnego, jak tajemnica adwokacka, tak jak to przewidują przepisy prawa.
W październiku ubiegłego roku „Nasz Dziennik” ujawnił, że to płk rez. Wiesław Kędzierski, skierowany do Rosji jako tłumacz z Dowództwa Sił Powietrznych, uznał, że rozpoznał głos gen. Błasika. Taka adnotacja znalazła się w raporcie MAK, a potem ppłk Robert Benedict, przewodniczący podkomisji lotniczej, wprowadził ją do raportu Millera.
Prokuratura próbowała przesłuchać członków komisji Jerzego Millera m.in. w tym zakresie, ale wszyscy zasłaniali się właśnie tajemnicą.
Lasek przyznaje jednak w wywiadzie, że „przekaz naszego raportu” współgra ze stanowiskiem prokuratury w kwestii, iż „nie ma dowodów na to, iż gen. Błasik wywierał wpływ na decyzje załogi”.
Mecenas Kownacki ujawnił w styczniu fragment uzasadnienia postanowienia prokuratury dotyczącego jego wniosku, w którym śledczy stwierdzają, że „gen. Andrzej Błasik był jedynie jednym z pasażerów samolotu. Dlatego też dowodowe ustalenia okoliczności związanych z osobowością, mentalnością i zachowaniami względem podwładnych oraz przestrzeganiem przepisów regulujących wykonywanie lotów przez gen. Andrzeja Błasika nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy – w tym kwestii ewentualnego wpływu dowódcy Sił Powietrznych na pracę załogi statku powietrznego”.
– Już na tym etapie postępowania karnego, jeżeli nie pojawią się żadne nowe, zmieniające zasadniczo optykę dowody, możemy stwierdzić w oparciu o ten dokument, że nie było żadnej roli generała Błasika w przebiegu katastrofy – komentował wówczas adwokat. – Zatem ustalenia komisji Jerzego Millera i Anodiny nie polegały na prawdzie, były tylko i wyłącznie fantazjami osób, które brały udział w tych komisjach – podsumował.
Zenon Baranowski