Nie milkną echa ataku na rosyjską bazę wojskową na Krymie

Brytyjski wywiad szacuje, że w wyniku serii eksplozji na rosyjską bazę wojskową na anektowanym Krymie zostało zniszczonych lub uszkodzonych co najmniej 8 rosyjskich samolotów. Ukraińskie wydanie „Forbes’a” podaje z kolei, że sprzęt wojskowy, który został zniszczony na skutek wybuchów, był wart od 650 do 850 mln dolarów.

Kijów nie bierze odpowiedzialności za atak, jednak źródła amerykańskie podają, że stoją za nim ukraińskie siły specjalne. Rosjanie utrzymują natomiast, że przyczyną wybuchów były zaniedbania i pożar w składzie amunicji lotniczej.

W ocenie gen. bryg. pil. Dariusza Wrońskiego, byłego dowódcy 1. Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych, operacja, jaka miała miejsce na Krymie, może zapoczątkować ukraińską kontrofensywę.

– Rosjanie boją się świeżo złapanych przyczółków po zachodniej części Dniepru i jeżeli Ukraińcy zniszczyliby most (jedyny, który praktycznie pozwala im na ewakuację), to będzie to wielki problem. Jeżeli dojdzie do takich zniszczeń, a wybuchy na lotnisku na Krymie pokazały, że Ukraińcy są dzisiaj zdolni do dalekosiężnych operacji, to wówczas Rosjanie mogą wpaść w panikę i wtedy się będą działy bardzo różne i dziwne rzeczy. O to chodzi Ukraińcom i będzie to przyczynek do tego, aby wreszcie rozpocząć zaczepną operację czy wręcz kontratak – powiedział gen. bryg. pil. Dariusza Wrońskiego.

Zdaniem „Forbesa” na Krymie mogło dojść do ataku z systemu HIMARS rakietą o zasięgu 300 km, których Ukraina oficjalnie nie otrzymała, ataku ukraińską rakietą przeciwokrętową Neptun albo amerykańską Harpoon, bądź też ataku z samolotu bezzałogowego. Niewykluczona jest także dywersja.

RIRM