Najpierw szok, potem kontrofensywa

Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i filozofem społecznym,

wykładowcą uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie, rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska



Minister skarbu Aleksander Grad przekonywał w Sejmie, że afera stoczniowa to tak naprawdę żadna afera. Wcześniej wielu prominentnych polityków PO również tak komentowało tę sprawę…

– Rozumiem tę taktykę mówienia, że żadnych afer nie było. Przez cały proces prywatyzacji stoczni prowadzony przez ministra Grada społeczeństwo w ogóle nie było informowane – uważam, że to samo w sobie jest aferą. To zrozumiałe, iż minister Grad mówi, że afery nie było, ale my, jako społeczeństwo, nie możemy poprzestać tylko na takich deklaracjach. Należy na wszystkie pytania, które do tej pory padły, znaleźć odpowiedzi: kto był inwestorem, dlaczego się zdecydowaliśmy akurat na Katarczyków, itd. Ja np. słyszałem o jeszcze innym inwestorze, którego zniechęcono od razu. Jest to sprawa do wyjaśnienia, a teza, że był to proces fikcyjny od samego początku, służący odniesieniu pewnego sukcesu wyborczego, jest niestety dosyć prawdopodobna.

Strategia PO wydaje się taka: zrobić z afer atut…

– Jest to możliwe, ponieważ już raz taki efekt wystąpił. Stało się to w czasie kampanii wyborczej w 2007 r., kiedy pokazano posłankę PO w trakcie przyjmowania łapówki (a co więcej – jej ówczesne zapowiedzi o planach prywatyzacji się szpitali później potwierdziły). To nie wywarło wielkiego wrażenia na polskiej opinii publicznej. Efektem będzie to, że w Polsce nie będzie już żadnej afery z tego powodu, że będzie całkowite przyzwolenie na tego typu działania. Dalsza koncentracja wielkiej władzy przez PO będzie oznaczała najgłębszy kryzys polskiej wolności i demokracji, jaki przeżyliśmy w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Czegoś takiego jeszcze nie mieliśmy – zwykle takie reżimy autorytarne są instalowane za przyzwoleniem społecznym. Moim zdaniem, to jest poważna perspektywa. Bo jeśli społeczeństwo nie reaguje już na tego typu sytuacje, to świadczy o tym, że w jakiejś mierze skapitulowało wobec władzy, że zrezygnowało z ideałów przejrzystości, demokratyczności, praworządności.

Dlaczego premier w takim pośpiechu odwołał ze stanowiska szefa CBA Mariusza Kamińskiego?

– Z jednej strony chodzi o to, żeby przejąć kontrolę, żeby tego rodzaju sprawy już więcej nie wychodziły na jaw, a z drugiej strony chodzi o to, żeby uspokoić opinię publiczną, że nic wielkiego się nie stało, a po trzecie – skierować atak, wpisać to wszystko w konflikt partyjny i powiedzieć, iż to jest np. spisek PiS-owski lub inny. To są trzy elementy: wojna, mobilizacja obrazu wroga i uszczelnianie instytucji, aby nie znalazł się w niej jakiś dysydent. Czy to się uda? Nie wiem. Pytanie, czy w instytucjach państwowych znajdzie się jeszcze ktoś odważny, aby przekazywać prawdę. W każdym razie już do wszystkich takich osób, jak pan Sobiesiak, wysłano sygnał, że ukarani będą raczej ci, którzy ścigają nieprawidłowości.

Kto powinien być szefem komisji śledczej do zbadania afery hazardowej? Większość Polaków uważa, że poseł opozycji. Platforma mówi, iż wcale nie byłby on bardziej obiektywny od przewodniczącego z PO.

– To świadczy o chwiejności postaw. Z jednej strony, ufamy rządowi PO, co pokazują sondaże, a z drugiej strony, jest dużo ludzi, którzy nie do końca wierzą w zapewnienia, że te sprawy zostaną rzetelnie wyjaśnione. I ci ludzie uważają, że jeżeli ma powstać komisja, to po to, żeby w sposób wiarygodny wyjaśniła wszystkie wątpliwości. Myślę, iż zwolennicy PO mają nadzieję, że ta komisja oczyści polityków PO z zarzutów. Są dziś dwie tendencje, które pokazują, że Polacy są w rozterce. W przypadku części społeczeństwa najpierw był szok, potem kontrofensywa, a dziś powstaje pytanie, czy będą konsekwencje i wyjaśnienie spraw. Druga część sięgnie po wyjaśnienia, które zostały nam podane, i uwierzy w nie. Tylko że wtedy będzie to oznaczało ową kapitulację, o której mówiłem wcześniej.

W jaki sposób afery wpłyną na kampanię prezydencką za rok?

– Myślę, że Donald Tusk od 2005 r. robi wszystko, aby zdobyć fotel prezydenta. Co więcej, temu celowi podporządkował w zasadzie całe działania PO i tego rządu. Gdyby zrezygnował, oznaczałoby to, że nie zrealizował swojego głównego celu politycznego. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby on nie kandydował, bo nawet gdyby było tak, że inny kandydat PO miałby większe szanse (na razie tak nie jest, ale nie wiadomo, co będzie na wiosnę), to dla Donalda Tuska byłaby to niewątpliwie porażka osobista oraz przyznanie się do tej porażki. Tak więc nie sądzę, żeby Donald Tusk zrezygnował ze swych planów. Myślę, iż wypowiedzi polityków PO dla mediów, jakoby było inaczej, to są raczej tylko pozorne działania, aby pokazać, że to nie jest cel zasadniczy, że Tusk kieruje się dobrem kraju, a nie ambicjami osobistymi.

Typowany do niedawna na premiera, w wypadku zwycięstwa Tuska w wyborach prezydenckich, Grzegorz Schetyna szefem rządu na pewno nie zostanie…

– Zdecydowanie nie. Schetyna został skazany na banicję.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl