Minimalizm społeczny

Ksiądz Adam Boniecki w jednej ze stacji komercyjnych stanął w obronie
satanisty promowanego przez telewizję publiczną. Został napomniany przez ks. bp.
Wiesława Meringa, ordynariusza włocławskiego i przewodniczącego Rady Konferencji
Episkopatu Polski ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego. Biskup
włocławski w swoim liście określił argumentację księdza redaktora jako
"ekwilibrystykę słowną", a w konkluzji stwierdził: "Nie widzi Ksiądz związku
między "Nergalem" jako satanistą i jako jurorem? Proszę zatem zafundować sobie
badania okulistyczne i nie szerzyć zamętu w umysłach wiernych, opowiadając
schizofreniczne tezy. "Ani jedna Jota" nie może być zmieniona w Ewangelii, a
nasze wypowiedzi powinny być: "Tak, tak – nie, nie!".

Jesteśmy świadkami – już nie w realiach "dyktatury proletariatu", ale "dyktatury
relatywizmu" – kolejnej odsłony postawy, którą przyjęła część środowisk
katolickich bezpośrednio po II wojnie światowej. Wówczas w kręgach "postępowych"
było modne "chrzczenie" komunizmu, dziś jest modne "chrzczenie" liberalizmu. W
1946 r. związany z "Tygodnikiem Powszechnym" Stanisław Stomma opublikował
artykuł o minimalizmie społecznym, w którym postulował zdystansowanie się od
społecznego nauczania Kościoła i rezygnację z wyrazistej obecności ludzi
wierzących w przestrzeni publicznej. Ta propozycja sprawiała wrażenie oferty.
Praktyczna realizacja tej koncepcji oznaczała, że obrona obecności Kościoła w
przestrzeni społecznej stawała się drugoplanowa na rzecz pewnej ograniczonej
formy obecności, w oficjalnym życiu publicznym, małego środowiska autora
artykułu.
"Minimalizm społeczny" ułatwiał też recepcję zjawiska "prywatyzacji" religii.
Wyrażało się ono przez postawę "wiara jest sprawą prywatną" ze wszystkimi tego
konsekwencjami: wybiórczą interpretacją katolicyzmu przez ograniczenie go do
kategorii indywidualnego stosunku człowieka do Boga oraz pozbawiania religii
katolickiej wpisanego w jej istotę wymiaru ewangelizacyjnego. Redukcja religii
przede wszystkim do aspektu osobistego doświadczenia wiary, bez uświadomionej
powinności przesycania Dobrą Nowiną przestrzeni społecznej, jest lansowaną przez
media lewicowe i liberalne tendencją również w dzisiejszej Polsce.
Przedstawiciele środowiska skupionego wokół "TP" zasiadali w Radzie Państwa i
peerelowskim Sejmie. Przez lata ludzie z kierownictwa "Tygodnika Powszechnego"
spotykali się z funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa PRL i byli
zarejestrowani jako tajni współpracownicy, co zostało opisane w pouczającej
książce byłego redaktora "TP" Romana Graczyka zatytułowanej "Cena Przetrwania?
SB wobec "Tygodnika Powszechnego"". Władze komunistyczne, tolerując "Tygodnik
Powszechny", a prowadząc restrykcyjną politykę wobec innych tytułów katolickich
(np. "Niedzieli"), de facto umacniały monopol "Tygodnika", co sprawiło, że
prawie dwa pokolenia duchownych i inteligencji katolickiej były formowane w
znacznym stopniu poprzez optykę prezentowaną na łamach "Tygodnika Powszechnego".
Dobrze, że ks. bp Wiesław Mering przypomniał ewangeliczne "tak, tak – nie, nie"
i odważnie postawił tamę sianiu zamętu w głowach katolików. Nie kto inny jak
Prymas Tysiąclecia ks. Stefan kard. Wyszyński, wyświęcony przecież w diecezji
włocławskiej, powtarzał, że "strach apostoła rozzuchwala zło".
 

 

Jan Maria Jackowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl