Birma: Co najmniej 16 osób zginęło „w dniu wstydu sił zbrojnych”
Co najmniej 16 prodemokratycznych demonstrantów zastrzeliły birmańskie siły bezpieczeństwa w największym mieście Rangunie i wielu innych miastach w kraju w sobotę, w dniu sił zbrojnych. „Dzisiaj jest dzień wstydu sił zbrojnych” – ocenił dr Sasa, rzecznik grupy CRPH, założonej przez obalonych przez juntę deputowanych.
Dzień wcześniej działacze ruchu występującego przeciwko wojskowemu zamachowi stanu z 1 lutego wezwali obywateli do masowego sprzeciwu.
„Generałowie świętują dzień sił zbrojnych po tym, jak właśnie zabili ponad 300 niewinnych cywilów” – przekazał na forum internetowym dr Sasa, podając szacunkową liczbę ofiar od czasu wybuchu protestów przed kilkoma tygodniami.
Co najmniej cztery osoby zginęły, a 10 zostało rannych, gdy siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do tłumu protestującego przed posterunkiem policji na przedmieściach Rangunu we wczesnych godzinach rannych w sobotę – podał portal Myanmar Now.
Trzy osoby, w tym młody mężczyzna, grający w lokalnej drużynie piłkarskiej do 21 lat, zostały zastrzelone podczas protestu w dzielnicy Insein w Rangunie – powiedział Reuterowi świadek. Cztery osoby zostały zabite w mieście Laszo na wschodzie, a cztery w oddzielnych incydentach w regionie Bago, w pobliżu Rangunu – podały media. Jedna osoba została zabita w mieście Hopin na północy.
Po przewodnictwie w paradzie wojskowej w stołecznym Naypyidaw z okazji dnia sił zbrojnych generał Min Aung Hlaing powtórzył obietnicę przeprowadzenia w kraju wyborów, nie podając jednak żadnych ram czasowych.
„Armia stara połączyć się z całym narodem, aby zabezpieczyć demokrację” – deklarował generał w transmitowanym na żywo w telewizji państwowej przemówieniu, przed tysiącami żołnierzy.
Jak dodał, władze starają się również chronić ludzi i przywrócić pokój w całym kraju.
„Akty przemocy, które wpływają na stabilność i bezpieczeństwo w celu wysuwania żądań są niewłaściwe” – ocenił.
Generał mówił o „niedopuszczalnym terroryzmie, który może być szkodliwy dla spokoju państwowego i bezpieczeństwa społecznego”.
Reuters podaje, powołując się na dane prodemokratycznych aktywistów w Birmie, że oprócz sobotnich ofiar śmiertelnych, od zamachu stanu w zamieszkach zginęło 328 osób.
W piątek wieczorem w złowieszczym – jak pisze Reuters – ostrzeżeniu telewizja państwowa przekazała: „Powinniście nauczyć się z wcześniejszych tragedii, że może wam grozić niebezpieczeństwo postrzelenia w głowę i w plecy”. W ostrzeżeniu nie było mowy o tym, że siły bezpieczeństwa otrzymały rozkaz „strzelać by zabić”. Ale dane aktywistów ze Związku Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP) pokazują, że co najmniej 25 proc. ofiar zamieszek w Birmie od 1 lutego zginęło od strzałów w głowę, co może wskazywać, że były one zabijane z rozmysłem. Junta wcześniej próbowała sugerować, że część strzałów, w wyniku których ginęli ludzie, pochodzi z tłumu.
Dzień sił zbrojnych w Birmie upamiętnia początek oporu wobec japońskiej okupacji w 1945 roku, zorganizowanego przez ojca obalonej w lutym br. przywódczyni kraju, wieloletniej dysydentki i noblistki Aung San Suu Kyi.
Aung San Suu Kyi i jej partia, Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD), która rządziła Birmą od 2016 roku, odniosły wysokie zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w listopadzie 2020 roku. Armia twierdzi, że wybory były sfałszowane, choć komisja wyborcza nie wykryła nieprawidłowości. Junta zapowiedziała organizację kolejnych wyborów i przekazanie władzy ich zwycięzcom. Wielu Birmańczyków nie wierzy jednak w te zapewnienia i obawia się, że zamach stanu będzie początkiem długotrwałej, opresyjnej dyktatury.
PAP