Zanim usłyszymy kroki

"Nie płoszmy ptaszka – niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje
(…)
Aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki"…
Tak Janusz Szpotański charakteryzował taktykę generała Jaruzelskiego wobec "Solidarności".
Warto o tym wspomnieć choćby z racji kolejnej rocznicy sierpniowych strajków,
kiedy to cała Polska próbuje rozwiązać kryminalną zagadkę: kim jest "Delegat",
a przy okazji – ilu konfidentów czy agentów wpływu SB i KGB zostało wprowadzonych
do ścisłego kierownictwa "Solidarności", ale również z tego powodu,
że wszystko wskazuje na to, iż podobną albo nawet identyczną taktykę stosują
Niemcy wobec Polski, jeśli chodzi o następstwa konferencji czterech mocarstw
w Poczdamie.

Państwa poważne i inne
Wielokrotnie pisałem i mówiłem, że Niemcy to państwo poważne. Czym się charakteryzuje
państwo poważne? Tym, że potrafi sprecyzować swoje interesy i konsekwentnie
je realizować również w zmieniających się okolicznościach zewnętrznych. Niemcy
są bardzo dobrym przykładem. W wieku XX państwo niemieckie czterokrotnie
zmieniło swój ustrój polityczny: najpierw Cesarstwo, potem – Republika Weimarska,
później Hitler i Tysiącletnia Rzesza, po wojnie – tylko "strefy okupacyjne",
później – Republika Federalna Niemiec. Tymczasem skoro w niemieckim interesie
leży zwalczanie Serbii, będącej enklawą rosyjskich wpływów w tej części Europy,
którą Niemcy uważają za "swoją", to zwalczają ją zarówno w okresie
Cesarstwa, jak i Tysiącletniej Rzeszy, a także za czasów demokratycznych.
Natomiast państwa niepoważne albo nie potrafią sprecyzować własnych interesów
choćby ze względu na naszpikowanie agenturą wpływu zwerbowaną przez państwa
poważne, albo jeśli nawet przypadkowo jakieś interesy sprecyzują, to szybko
o nich zapominają. Jeśli chodzi o Polskę, to pewną właściwość naszych elit
społecznych zauważył Juliusz Słowacki, pisząc: "O Polsko! Ciebie błyskotkami
łudzą! Pawiem narodów byłaś i papugą, A teraz jesteś służebnicą cudzą".
Do tej arcytrafnej charakterystyki można dodać tylko to, że komiwojażerami
owych "błyskotek" są z reguły właśnie agenci wpływu państw poważnych,
cieszący się reputacją autorytetów moralnych. Ostatni wyczyn ośmiu byłych
polskich ministrów spraw zagranicznych, wśród których było co najmniej trzech
dawnych tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, nie pozostawia co
do tego najmniejszych wątpliwości.

"Błyskotki" do łudzenia
Z historii powszechnej wiemy, że kiedy w efekcie wielkich odkryć geograficznych
pojawił się handel oceaniczny, stosunki handlowe Europejczyków z Murzynami
polegały na wymianie perkalików, paciorków i lusterek, a więc "błyskotek" w
sensie dosłownym, na ziemię i niewolników. Potem, kiedy ci niewolnicy zostali "zasadzeni" na
karaibskich plantacjach trzciny cukrowej, pojawił się towar w postaci rumu,
na który popyt ciągle wzrastał. Polacy, ma się rozumieć, Murzynami nie są,
ale taki np. król pruski Fryderyk Wielki nazywał nas "Irokezami",
między innymi ze względu na łatwość sprzedawania nam różnych "błyskotek".
Ta łatwość objawiła się również w początkach lat 90., kiedy to premier Tadeusz
Mazowiecki został wyściskany w Krzyżowej przez kanclerza Kohla, z którym
zresztą przystąpił nabożnie do Komunii Świętej, dzięki czemu Niemcy uzyskały
brytyjską zgodę na zjednoczenie, czyli likwidację formalnej okupacji, bez
potrzeby podpisywania z Polską traktatu pokojowego. Podpisały tylko traktat
o dobrym sąsiedztwie, zaś w listach wymienionych między min. Skubiszewskim
i min. Genscherem stwierdzono, że traktat ten nie dotyczy roszczeń osób prywatnych.
Niemcy wyciągają z tego wniosek, że sprawa tych roszczeń jest w związku z
tym otwarta, a Polska – że zamknięta.
Kolejną "błyskotką" sprzedawaną polskim "Irokezom" jest
pogląd, jakoby narody i interesy narodowe już się przeżyły i każdy, kto o tym
zapomina, to zacofany ćwok, na którego w takim Paryżu nikt nie chciałby nawet
splunąć. Ponieważ opinię publiczną w Polsce kształtują w znacznym stopniu półinteligenci,
pogląd ten ma bardzo poważne konsekwencje. Podstawowym problemem półinteligenta
jest bowiem konieczność ukrycia owej połowiczności. Jedynym bezpiecznym sposobem
jest śpiewanie w chórze, bo skoro całe stado śpiewa tak samo, to nikt nie naraża
się na ośmieszenie indywidualnie. Na tym m.in. ufundowana jest pozycja pana
red. Adama Michnika i innych autorytetów moralnych. Jeśli tedy polskiego półinteligenta
postraszyć: "co powiedzą w Paryżu", to śpiewa z nut niczym pozytywka,
a jeśli, dajmy na to, red. Michnikowi zepsuje się telefon – to nie wie, co
myśli, dopóki telefon się nie odblokuje.
Ten mechanizm został wykorzystany do wciśnięcia polskim "Irokezom" przekonania,
że w "zjednoczonej Europie" narodów w zasadzie nie ma, a wszelkie
mówienie o narodowych czy państwowych interesach jest dowodem zacofania, jeśli
nie "faszyzmu". Głosy ostrzegające przed podpisywaniem traktatu akcesyjnego
przed wyjaśnieniem wszystkich powojennych remanentów z Niemcami utonęły w powodzi
zachwytów jurgieltników i idiotów, oszołomionych perspektywą uzyskania 152
złotych rocznie, bo tyle właśnie w przeliczeniu na mieszkańca Polska uzyskała
z Unii Europejskiej w roku ubiegłym ponad wpłaconą tam składkę. Podobnie w
czasach saskich można było przekupić posła za zakrapianą kolację, a przypominam
o tym dlatego, że podczas publicznego spotkania poprzedzającego referendum
akcesyjne w czerwcu 2003 roku pewien poseł SLD dał uczestnikom "słowo
honoru", że Niemcy "nigdy" nie wystąpią z żadnymi rewindykacjami.

Ubek "zły" i ubek "dobry"
Z czasów działalności opozycyjnej pamiętam, że w przesłuchaniach uczestniczyło
zawsze dwóch ubeków; jeden był "dobry", a drugi "zły".
Ten "zły" krzyczał, bluzgał, groził, wymachiwał pięścią i pistoletem,
a "dobry" wzdychał i mówił: "no widzi pan, to bandyta, niech
się pan przyzna, pan taki inteligentny, szkoda, żeby się pan zmarnował przez
takich s…synów". Oczywiście obydwie role były ukartowane i obydwu
ubekom przyświecał ten sam cel, żeby "figuranta", jak to się mówi, "przecwelować".
W stosunkach z Niemcami mamy zatem "złą" panią Erykę Steinbach,
która właśnie otworzyła w Berlinie wystawę "Wymuszone Drogi Ucieczki
i Wypędzenia", uważaną za preludium do otwarcia Centrum przeciwko Wypędzeniom.
To Centrum budzi zaniepokojenie naszych mężyków stanu, dopatrujących się
w nim intencji zrelatywizowania winy. Widać, że mężykowie nie patrzą zbyt
dalekowzrocznie albo boją się spoglądać zbyt daleko, bo wtedy musieliby zadać
sobie pytanie, po co właściwie Niemcom to całe "relatywizowanie winy"?
Nawiasem mówiąc, ono odbywa się i bez Centrum, bo przecież od pewnego czasu
wiemy, że wśród ofiar "nazistów" na pierwszym miejscu są właśnie
Niemcy, które "naziści" podbili w pierwszej kolejności, zanim zabrali
się za inne państwa. "Nazistów", jak wiadomo, już szczęśliwie nie
ma, ale skoro Niemcy otwierają listę ofiar, to chyba każdy się zgodzi, że
żadna krzywda nie powinna pozostać bez zadośćuczynienia? Zatem kolejne rządy
niemieckie dystansują się od "złej" pani Eryki Steinbach i jeszcze "gorszego" Powiernictwa
Pruskiego, które nie bawi się w żadne metafizyki z "winą" i jej "relatywizowaniem",
tylko zwyczajnie mówi, że trzeba oddać forsę za przejętą niemiecką własność.
Rząd niemiecki takich żądań, ma się rozumieć, "nie popiera", ale
wcale nie musi, bo niezawisły trybunał w Strasburgu właśnie dlatego jest
niezawisły, bo wcale nie musi uzyskać poparcia niemieckiego rządu. Natomiast
ewentualne rozpoczęcie procesu przed tym Trybunałem będzie oznaczało poddanie
tej sprawy pod arbitraż międzynarodowy, co niewątpliwie podważyłoby wiarę
w nienaruszalność ustaleń konferencji czterech mocarstw w Poczdamie.

W poszukiwaniu winowajcy zastępczego
Skoro jednak Niemcy jednym susem wskoczyły na czoło ofiar "nazistów",
to tym samym pojawia się gwałtowna potrzeba znalezienia winowajcy zastępczego.
Inaczej skołowany świat mógłby sobie pomyśleć, że tacy np. europejscy Żydzi
podczas II wojny umarli śmiercią naturalną. Ponieważ w dodatku Niemcy wypłacili
już Izraelowi (nawiasem mówiąc, dlaczego właściwie Izraelowi, skoro zamordowani
i ograbieni byli obywatelami innych, istniejących nadal państw? Czyżby zasada
obywatelstwa w tym przypadku ustępowała przed zasadą etniczną? To by jednak
znaczyło, że wbrew zapewnieniom handlarzy błyskotek, narodowość liczy się przede
wszystkim) ponad 100 mld marek, nie licząc okrętów podwodnych mogących przenosić
broń nuklearną, rozpoczęły się intensywne przygotowania do wskazania nieubłaganym
palcem na winowajcę zastępczego, co do którego podniesione już zostały roszczenia
o zadośćuczynienie. Dotychczas mogliśmy tylko podejrzewać prawdopodobieństwo
współdziałania w tym przedsięwzięciu obydwu zainteresowanych stron, czyli Niemiec
i wyspecjalizowanej części "diaspory". Ostatnio jednak, dzięki makabrycznemu
bajkopisarzowi Janowi Tomaszowi Grossowi, nadymanemu przez "diasporę" na "światowej
sławy historyka", zyskaliśmy coś na kształt jeśli jeszcze nie pewności,
to w każdym razie – poważnej poszlaki. Bajkopisarz mianowicie oskarżył Polaków
również o obrabowanie "własności niemieckiej" na równi z własnością
żydowską", a skoro tak, to wnioski nasuwają się same: "zrabowaną" własność
prędzej czy później trzeba będzie oddać temu, który uzna się za właściciela
prawowitego. Myślę, że w odpowiednim momencie zostaniemy o tym poinformowani,
dzięki czemu lepiej możemy zrozumieć przyczyny, dla których Niemcy tak się
wzdragały przed podpisaniem traktatu pokojowego z Polską. Warto bowiem pamiętać,
że konferencja czterech mocarstw w Poczdamie ustaliła, iż "ostateczny" status
ziem zachodnich i północnych zostanie uregulowany właśnie w tym traktacie.
Wprawdzie Niemcy nie były uczestnikiem poczdamskiej konferencji, ale nie jest
wykluczone, że kiedy zajdzie taka potrzeba, to się na te ustalenia powołają.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl