Wirtualne cmentarze



Po kliknięciu na adres strony najpierw pojawia się subtelna muzyka, przeplatana szczebiotem ptaków, potem stajemy przed bramą… Jest zamknięta – trzeba delikatnie ją popchnąć, by znaleźć się w innym świecie. Intro i wygląd interfejsu wprowadzają w podniosły nastrój, choć są łudząco podobne do tych gier komputerowych, w których akcja dzieje się w starych, gotyckich zamczyskach. Jeszcze tylko rzut oka na lewo i prawo: stara kobieta sprzedająca znicze, kwiaty, wieńce, tablica z godzinami otwarcia cmentarza, mniejsze wejście wiodące do cmentarzyka dla zwierząt. I już jesteśmy na wirtualnym cmentarzu… w internecie.



Zatrzymujemy się przed tablicą informacyjną: jest na niej kilka najnowszych nekrologów: Kamil – zmarł 27 lipca, miał 22 lata, Wanda – tej dane było przeżyć prawie 100 lat, odeszła 3 dni temu. Jest też błysk zamkniętej historii sprzed lat: dziadunio Ignacy – umarł w 1934 roku. Ktoś pamiętał. Kierujemy spojrzenie obok nekrologów: idea i zasady funkcjonowania cmentarza, link do alfabetycznie ułożonej księgi zmarłych, ceny za utrzymanie wirtualnych grobowców, możliwość rezerwacji miejsca, wejście na cmentarz (do wyboru: komunalny, anglikański, buddyjski, hinduski). Można zejść do katakumb. Tu też są mogiły. Przy każdej – jak na terenie całego cmentarza – kilka zdań o zmarłym, wspomnienia, kondolencje, znicze, gdzieniegdzie zdjęcia. Zawracam. Przestrzeni jest nieskończenie dużo, w każdej chwili można ją wygenerować (za drobną opłatą), zaprojektować oryginalny grobowiec, zmienić ścieżkę muzyczną towarzyszącą spacerowi. Można wędrować jak po prawdziwym cmentarzu… Śpiew ptaków, cały czas towarzysząca cicha muzyka przenoszą w inny świat – wedle uznania można zaprojektować wygląd nekropolii: może nam towarzyszyć lato, zima, dzień albo noc, słońce, deszcz, nawet burza – wystarczy jedno kliknięcie myszką. Mimo to dużo tu bezradności (manifestującej się we wpisach nagrobnych, bardzo prawdziwych i szczerych) i smutku. Jak to w życiu. I dużo pytań.


Wirtualne łzy


W Polsce mnożą się internetowe cmentarze. Wszystko tu na niby, ale nazwiska tych, których księga życia została zamknięta, są jak najbardziej prawdziwe. Cmentarze nie tylko zresztą dla ludzi – są miejsca, gdzie można za niewielką opłatą pozostawić znak pamięci po ukochanym psie, kocie, papudze. Założenie nagrobka kosztuje od 4 zł do 300 zł, wpisanie kondolencji czy złożenie kwiatów od 1 zł w górę. Serwisy odwiedza dziennie po kilkaset osób, przed 1 listopada licznik pokazuje nawet kilka tysięcy wejść. Zjawisko to jest dość nowe w naszej obyczajowości (pierwszy wirtualny cmentarz został założony w 2001 r.), ale sam mechanizm już dobrze zadomowił się w popkulturze. Wpisane jest ono w pewien bardziej ogólny trend przenoszenia elementów codziennego, „prawdziwego” życia z przestrzeni realnej do wirtualnej – do świata istniejącego jedynie w postaci wiązek elektronów, gigabajtów danych. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że „wirtual” to jedynie nic nieznaczący fragment życia. W internecie można zdradzić, uprawiać cybersex, tworzyć struktury niszczące ludzi. Superszybkie gry komputerowe uczą, jak sprawnie podejść wroga i zabić. Czaty pomagają budować wirtualne przyjaźnie, a internetowe sklepy pozwalają funkcjonować praktycznie bez wychodzenia z domu. Problem polega na tym, że coraz częściej ludzie wolą pozostać na tej płaszczyźnie istnienia, niż przenieść się do „realu” i tu wchodzić w relacje interpersonalne. Dlaczego? Komputer zawsze można wyłączyć, zwykle nie trzeba rozmówcy zdradzać swojego prawdziwego imienia, można zbudować fikcyjną tożsamość, gdzie wymazane zostaną wszystkie lęki i kompleksy. W prawdziwym świecie trzeba stanąć twarzą w twarz z drugim człowiekiem, zmierzyć się z niewyimaginowanym problemem, pokazać swoje „niepodrasowane” oblicze, wziąć odpowiedzialność za słowa, czyny. A to wymaga odwagi. Lepiej więc ominąć trudności – otulić się szczelnie wiązkami elektronów, nad którymi za pomocą kilkudziesięciu klawiszy można bez większego trudu zapanować. I tak powstaje złudny świat, który jak „matrix” zaczyna pochłaniać bez reszty. Komputer, sieć zaczynają być panami życia i śmierci.


Lęk przed życiem


W ten nurt zjawisk wpisują się wirtualne cmentarze. – To szokujące. Łatwiej wspominać zmarłego w internecie, niż rozmawiać o nim nad prawdziwym grobem – przyznaje prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Łatwiej, bo śmierć jest wtedy zepchnięta na margines życia. Oczywiście jest i druga strona zjawiska: tu tworzą się także prawdziwe więzi, tutaj też kultywowana jest pamięć, która staje się udziałem całej zbiorowości. Wpisany jest jednak w to wszystko szczególny dystans. Wiele z osób, które spotykają się przy wirtualnym grobie, nigdy nie zgodzi się na to, by spotkać się ze sobą w „realu”. Boją się siebie – choć nigdy się do tego nie przyznają – bo wtedy światło dzienne mogłoby paść na tę część ich duszy, gdzie mieszka lęk: przed przemijaniem, wiecznością albo nicością, przed momentem, kiedy trzeba będzie stanąć przed Panem Bogiem i odpowiedzieć na kilka trudnych pytań. Wystarczy parę zdawkowych słów, krótka sentencja, wiersz w miejscu do tego przeznaczonym, małe migoczące na ekranie monitora światełko. W ewentualnej rozmowie mogłoby zostać naruszone swoiste status quo, złamana by została zasada poprawności, wedle której o tak smutnych sprawach się nie rozmawia, bo to ponoć wprowadza niepotrzebne zamieszanie, zabiera spokój i niszczy komfort życia… Wirtualny cmentarz oferujący odwiedzającej go osobie sentymentalny nastrój, możliwości aranżacji otoczenia, doboru melodii etc. nie jest jednak w stanie pokonać beznadziejności – daje jedynie złudzenia panowania nad rzeczywistością, nawet tak nieodwracalną, jak ludzka śmierć. Mało ważny wydaje się być fakt, że przecież została ona wykreowana jedynie w umyśle zdolnego programisty i kilku przedsiębiorczych ludzi, zarabiających na tym niezłe pieniądze. Mówiąc obrazowo: więzienie dalej pozostaje więzieniem, może tylko nieco bardziej kolorowym i przestronniejszym, ale jednak szczelnie odgradzającym murem niemożności od innego, lepszego, prawdziwego świata. Nie są w stanie złamać tego smutnego stanu rzeczy nawet informacje typu: „Osoba żyjąca, zakładając grób, może dla siebie zaplanować własny nekrolog oraz mailing pod wskazane adresy. Pozwoli to na kontakt osób zmarłych ze światem żywych i przekazywanie im różnych informacji, często takich, których nie przekazali za życia” (fragment regulaminu jednego z wirtualnych cmentarzy). Przyznam, że jest mi dobrze znana prawda wiary o świętych obcowaniu, zakładająca możliwość komunikacji, wymiany darów pomiędzy światem żywych a tymi, którzy oczekują na pełnię zbawienia, ale o sposobie kontaktu pomiędzy osobą żyjącą i umarłą za pomocą maili słyszę pierwszy raz. Może nieuważnie słuchałem katechezy…


Matrix i ludzka dusza


Wirtualne cmentarze to ucieczka w świat odrealniony, celowe okrycie całunem milczenia tego, co naprawdę ważne. Prawdziwą nadzieję może dać tylko wiara, wyrastająca z faktu całego dzieła zbawienia i odkupienia dokonanego przez Chrystusa, który pokonał grzech i śmierć, wyznaczając po wsze czasy drogę każdemu, kto tę prawdę przyjmie. Najlepszą pomocą, jakiej możemy udzielić osobie zmarłej, jest nasza modlitwa. Pamięć dobra pozostawionego w ludzkich sercach jest trwalsza niż kilobajty wspomnień zapisanych w wiązkach elektronów. A szkoła życia, jaką dają nam ci, których księga życia zamknęła się, jest najlepszą ze szkół – choćby nawet miała bazować na błędach przez nich popełnionych. Miłosierdzie Boże przecież nie ma granic – trzeba tylko w to uwierzyć i otworzyć się na Kogoś, kto jest częścią nie wirtualnego, a realnego świata.

Co będzie dalej? Może któregoś dnia informatycy zaproponują urodzenie w internecie dziecka. Genetycy na podstawie analizy genów skonstruują jego prawdopodobny wygląd, zaprojektują barwę głosu. Będzie można się nim w wirtualnej przestrzeni opiekować, patrzeć, jak dorasta, wybrać szkołę, studia. Pozwoli to samemu żyć bez komplikacji, zminimalizować koszty (internetowe dziecko „mieści się” przecież w laptopie – aby je ożywić trzeba tylko będzie podpiąć się do modemu i zapłacić comiesięczny abonament za transfer danych i serwis), panować nad niesfornym malcem za pomocą klawiszy komputera. A jak się znudzi – wyłączyć komputer. Albo wcisnąć jednocześnie przyciski Ctrl+Alt+Delete i wybrać nowy model dziecka. Doskonalszy.

Internet to ważne narzędzie komunikacji – trudno wyobrazić sobie świat bez niego. Nie jest zły. Jest tworem ludzkiego geniuszu i ma pomagać wzrastać człowiekowi, doskonalić jego możliwości, budować wspólnotę, czynić życie łatwiejszym, bardziej komfortowym. Pozostaje tylko pytanie: czy wiązki elektronów i kilobajty pamięci mogą zastąpić ludzką duszę – zająć przestrzeń, która nie da się zmagazynować na twardym dysku komputera? Czy są w stanie dać człowiekowi nadzieję, wyzwolić go z jego lęków, dać odpowiedzi na pytania, które są ukryte poza zasięgiem ludzkiej logiki i zero – jedynkowego zapisu? Śmiała ludzka wyobraźnia kilku ludzi niedawno podsunęła kinomanom całego świata wizję Matrixa – systemu komputerowego, który bez reszty zdominował ludzi. To odległa i chyba nierealna wizja. Nie zmienia to jednak faktu, że coraz częściej to, co do tej pory było dotykalne, wyczuwalne – tak jak np. ludzka miłość, łzy, spotkanie, dotyk, przyjaźń – stają się elementami gry, sztucznej aranżacji, wymyślonego świata, który nijak się ma do rzeczywistego świata, będąc bardziej podobnym do idealistycznej, baśniowej wizji. Tylko że w lustrze prawdy jego odbiciem jest ponura nicość…

Wirtualny cmentarz to szczególny pomysł. Trudno go ocenić w kategoriach dobra bądź zła, krytykować czy gloryfikować. Niech sobie będzie – pod jednym wszakże warunkiem: niech nie zamyka sensu życia, śmierci i przemijania w ciasnych kilobajtach pamięci. Niech nie generuje złudnej nadziei, której nie będzie w stanie wypełnić i niech nie czyni człowieka jeszcze bardziej samotnym, niż jest. Tylko tyle – i aż tyle.


Marcin Jasiński
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl