Rosyjska ruletka

Z dr. Tadeuszem Augustynowiczem, koordynatorem lotnisk wojskowych i
wieloletnim pracownikiem PLL LOT, menedżerem Cargo Terminal London Heathrow
Airport, rozmawia Marta Ziarnik

Pół roku po katastrofie pod Smoleńskiem "Gazeta Wyborcza" uraczyła
czytelników tzw. raportem specjalnym. Stare tezy w nowej oprawie: winę ponoszą
piloci i prezydent Lech Kaczyński wraz z generałem Andrzejem Błasikiem…

– Pan Wacław Radziwinowicz, który jest autorem zamieszczonego w "Gazecie
Wyborczej" artykułu poświęconego katastrofie pod Smoleńskiem, chwilę po rozbiciu
się polskiego samolotu udzielił wywiadu rosyjskiej "Nowej Gazecie", w którym
udowadniał rosyjskim kolegom m.in., że prezydent Kaczyński znany był ze
zmuszania pilotów do lądowania. Na podparcie swoich oskarżeń podał przykład
Gruzji, kiedy to rzekomo prezydent Lech Kaczyński wyrzucił pilota za
niepodporządkowanie się jego rozkazowi, który to pilot mógł wrócić do służby
dopiero po przejęciu władzy przez premiera Donalda Tuska. Pan Radziwinowicz
otwarcie sugerował, że jego zdaniem, to mogło mieć miejsce także w Smoleńsku.
Najwyraźniej jednak długotrwały pobyt poza krajem temu panu nie służy, ponieważ
kapitan Grzegorz Pietruczuk (bo o nim właśnie mowa) nigdy nie został ze służby
zwolniony. Ponadto incydent, który – tak oszczędnie gospodarując prawdą –
usiłował opisywać pan Radziwinowicz, nastąpił, gdy Tusk dawno dzierżył już swoją
władzę i – co najważniejsze – pogoda w Tbilisi była wówczas przepiękna, a
widzialność przekraczała 9,9 kilometra.
Wspomniany wywiad pana Radziwinowicza z perspektywy czasu zdaje się jednak –
skromnym, bo skromnym – ale kamieniem milowym pod budowę całego aparatu
indoktrynacji, którego działalność podsumowała "Gazeta Wyborcza" w tzw. raporcie
specjalnym w swoim weekendowym wydaniu. Aparat ten objął setki publikacji
przedstawiających setki różnych i wzajemnie sprzecznych wersji smoleńskiej
katastrofy, z jednym tylko wspólnym elementem – "błąd pilota".

Chyba najciekawsze w tym wszystkim jest to, na czym głównie opierają się te
oskarżenia…

– Otóż to. Obecna "jedynie słuszna" prasa czerpie w swych artykułach inspiracje
m.in. z wypowiedzi konstruktora Tu-154, który udowadniał, że jego samolot nigdy
jeszcze nie uległ awarii. Podpiera się także wypowiedziami pewnego rosyjskiego
pilota, domniemanego kosmonauty, który według oficjalnych źródeł nigdy nie był
nawet na orbicie. Dzieje się to dokładnie tak jak w latach 50., kiedy to
"jedynie słuszna" prasa czerpała inspiracje z ust sowieckich dygnitarzy. Raport
specjalny "GW" niczym na pierwszy rzut oka nie różni się bowiem od raportu
komisji prof. Nikołaja Burdenki z roku 1944, który w roku 1951 bądź 1952
wydrukowała "Trybuna Ludu".

W raporcie orzeczono, że polskich oficerów w Katyniu zamordowali "niemieccy
faszyści".

– Dokładnie tak. I potwierdzać to miały zeznania rzekomych "naocznych świadków",
czyli robotników przymusowych. Mało tego. Napisano w nim, że wśród owych
"naocznych świadków" znajdowali się także sami Polacy, którzy mieli zakopywać
ciała rozstrzelanych jeńców.
I tak jak w tym raporcie sprzed niemal siedemdziesięciu lat, tak samo teraz
słyszymy o "naocznych świadkach" – choć tym razem nie robotnikach przymusowych –
którzy mieli widzieć w gęstej mgle, jak polscy lotnicy, a także gen. Andrzej
Błasik i prezydent RP popełnili zbiorowe harakiri, nurkując ku ziemi.

Historia lubi się powtarzać.
– Tylko zamiast owego profesora wypowiedzi "GW" udzielają obecnie dyżurni polscy
eksperci lotniczy, którzy na łamach "jedynie słusznej" prasy i telewizji dawno
wydali już wyrok. Szczególnie płk Stefan Gruszczyk, który pośród czysto
publicystycznych określeń, takich jak: "samobójstwo!", "gra w totka!", "to
musiało się tak skończyć!", "piloci złamali zasady pisane krwią" itp.,
podsumował swoje szczegółowe wnioski nietrafnym stwierdzeniem: "najważniejsze są
inne [niż GPS i radiolatarnie] urządzenia i wzrokowy kontakt z ziemią". Gdyby
piloci polskiego Tu-154M 101 od startu z Warszawy kierowali się prawidłem płk.
Gruszczyka, to nie wiadomo, czy zdołaliby dolecieć do Dęblina, co zaś mówić o
odległym rosyjskim Smoleńsku.
Tym razem jednak za analizę przyczyn katastrofy smoleńskiej wziął się nie żaden
z zasłużonych w pomocy dla redakcji lotników – a takich nie brakuje – lecz
osobiście sam red. Wacław Radziwinowicz, z życzliwą pomocą red. Bogdana
Wróblewskiego.

Wspomniani przez Pana dziennikarze twierdzą m.in., jakoby mjr Arkadiusz
Protasiuk nie uczestniczył nigdy w szkoleniu na symulatorze w sytuacjach
awaryjnych. Rosjanie uzasadniali potrzebę szkolenia na symulatorach rosyjskim
lotniczym prawidłem: "Pilot, który rozbije się na trenażerze, będzie
ostrożniejszy w powietrzu".

– Słyszałem to powiedzenie w ZSRS setki razy. Co się jednak tyczy Arkadiusza
Protasiuka, to w 2010 roku miał on okazję przećwiczyć również i taką sytuację na
symulatorze. Niemniej jednak do tragedii pod Smoleńskiem doprowadziła ewidentna
usterka maszyny. Jak pisze A.I. Piatin w swej książce "Dynamika i pilotowanie
samolotu Tu-154", szczególnie ważne jest, aby na trenażerach piloci ćwiczyli
sprawne podejmowanie decyzji o odejściu z wysaty priniatia reszenia (wysokości
decyzji). To także zagadnienie, które na symulatorze polscy piloci przećwiczyli
zaledwie kilka miesięcy przed tragedią. To w połączeniu z 13-letnim
doświadczeniem lotniczym w pilotowaniu Tu-154, 7-letnim szkoleniem, kilkunastoma
wcześniejszymi treningami na symulatorach w Moskwie i serią regularnych
treningów w powietrzu udowadnia, że co do umiejętności i wiedzy pilotów Tu-154M
nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
Raport "GW" to nic innego, jak kolejny etap przygotowywania opinii publicznej do
kończącego śledztwo raportu MAK. Treść tego rosyjskiego raportu z całą pewnością
nie będzie odbiegać od analiz i konkluzji redakcji wspomnianej gazety, która od
samego początku przoduje w kampanii indoktrynacji. Nic nie wskazuje na to, by
raport ten różnił się w jakikolwiek sposób od wyników pracy komisji Burdenki.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl