Rosja wybiera prezydenta

W niedzielę Rosjanie pójdą do urn. To nie będą wybory demokratyczne, chyba
że w takim rozumieniu słowa "demokracja", jakiego chce nauczyć swoje
społeczeństwo władza. Bo, że to społeczeństwo jest władzy, a nie władza
społeczeństwa, nikt już nie ma w Rosji wątpliwości.

Zakończona wczoraj oficjalnie kampania wyborcza przebiegała zgodnie z
oczekiwaniami, pod znakiem jednego człowieka, Władimira Putina. Ale była też
pierwszą, która spotkała się z tak wyraźnym oporem i protestami. To zmusiło
sztab głównego kandydata do poszukiwania oryginalnej strategii wyborczej
agitacji. Prawie niewidoczną w publicznej kampanii twarz Putina zastąpił w
pewnym sensie jego następca-poprzednik prezydent Dmitrij Miedwiediew. To on
ogłaszał reformy obliczone na odzyskanie głosów niezadowolonych z nadużyć
wyborczych, i to on miał uzupełnić surowy wizerunek "silnego lidera" o element
ciepła, troski i łagodności.

Kampania Putina była z pozoru skromna, wyważona, stonowana, bez elementów
przypominających komercję lub zbyt kojarzących się z walką polityczną. Ale
okazuje się, że była też najdroższa. Komitet Putina wydał na organizację wieców,
plakaty, ulotki i nagrywanie spotów reklamowych aż 369 mln rubli (prawie 40 mln
zł). To o 50 mln rubli więcej niż włożył miliarder Michaił Prochorow, który
musiał jako jedyny z kandydatów sfinansować także zbieranie 2 milionów podpisów.
Fundusze pozostałych trzech kandydatów były jeszcze mniejsze, najmniej wydał
Siergiej Mironow – 119 mln rubli.

Odnotowano kilka przypadków trudności z wynajmowaniem miejsc reklamowych
przez konkurentów Putina. Skarżył się na to szczególnie Władimir Żyrinowski.
Wyraźna preferencja dla obecnego premiera widoczna była też w głównych mediach.
Według obliczeń zajmującego się obroną i promocją praw wyborczych stowarzyszenia
"Głos", Putina pokazywano w państwowej telewizji kilkakrotnie częściej i dłużej
niż wszystkich pozostałych. Relacjonowano nie tylko całą jego aktywność jako
premiera, ale i jego kampanię. Państwowe kanały potrafiły przerywać program, by
pokazać jakieś zupełnie zwyczajne spotkanie premiera ze swoimi zwolennikami.
Szczególnie niepokojący dla obserwatorów jest fakt publikacji w głównych
gazetach serii artykułów Putina prezentujących jego program wyborczy. Według
rosyjskiego prawa jest to przestępstwo, ponieważ kandydat powinien sfinansować
prezentację swoich poglądów z własnego funduszu wyborczego. Tymczasem premier
nie tylko nic nie zapłacił, ale jeszcze otrzymał od gazet honorarium.

Atrapy debat

W ostatnim tygodniu można było zobaczyć serię debat wyborczych. Sam Putin w
nich nie uczestniczy. Na spotkanie z konkurentami wysyłał pełnomocnika, reżysera
Nikitę Michałkowa. To spowodowało, że także inni kandydaci zaczęli na rozmowę z
przedstawicielem Putina wysyłać swoich doradców. Wkrótce zaczęto mówić o
"debatach bez kandydatów". Tym niemniej na pięć możliwych debat z udziałem
dziesięciu polemistów odbyły się wszystkie. Ich forma była często bardzo
brutalna, a polemiści najwyraźniej nie oczekują, że ktoś ich rozliczy z
obietnic. Na przykład Żyrinowski zapewniał, że przedłuży życie obywateli, i to
do 150 albo i 200 lat. Jednak widzom zapadła najbardziej w pamięć debata tego
polityka z Prochorowem, podczas której starł się z sowiecką gwiazdą muzyki pop
Ałłą Pugaczową. Lider LDPR nazwał popularną i nietykalną w Rosji Pugaczową
"artystką-prostytutką", która ma popierać biznesmena Prochorowa dla pieniędzy. W
odpowiedzi usłyszał, że jest "chamem, który hańbi Rosję", a do tego pedofilem.
Cała debata pełna była podobnych wyzwisk, osobistych wycieczek i bezpodstawnych
oskarżeń, jak choćby związanych z tym, że Prochorow jest samotnym kawalerem i
zazwyczaj towarzyszy mu starsza o 9 lat siostra, również samotna.

Kto zgarnie głosy "bołotnych"

Jedną z niewiadomych tych wyborów są głosy "bołotnych", czyli uczestników i
sympatyków protestów przeciw nieuczciwym wyborom. Ich liderzy, tacy jak Borys
Niemcow czy Władimir Ryżkow, nie wspierają oficjalnie nikogo, a jedynie
zachęcają, by nie głosować na Putina oraz by odnotowywać i zgłaszać wszelkie
naruszenia wyborcze. Prawdopodobnie głosy niezadowolonych podzielą się pomiędzy
Mironowa i Prochorowa. Zapewne młodym ludziom wychodzącym na ulice nie do końca
podoba się lewicowy program lidera Sprawiedliwej Rosji, ale uchodzi on za
najuczciwszego kandydata. W przeciwieństwie do przebojowego i nowoczesnego
Prochorowa, którego jednak podejrzewa się o konszachty z Kremlem i bycie
"podstawioną figurą". Z tej grupy wyborców: młodych, wykształconych i aktywnych
nie rezygnuje też Putin. Na jego kampanię w internecie przeznaczono środki
zakwalifikowane do pierwszej piątki wszystkich projektów reklamowo-promocyjnych
w sieci.

Działalność "bołotnych" przyniosła przynajmniej jeden efekt praktyczny. Do
pracy przy wyborach zgłosiła się rekordowa liczba obserwatorów (mężów zaufania).
Przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow sugerował nawet, że
może to wprowadzić "dezorganizację". Ale znienawidzony przez "bołotnych"
urzędnik nie może nic na to poradzić.

Podzieliła się rosyjska lewica. Putina poparła mała, ale oficjalnie
zarejestrowana partia Patrioci Rosji. Większość, w tym Lewy Front popularnego
organizatora protestów Siergieja Udalcowa, wspiera jednak Giennadija Ziuganowa.
Lider komunistów może jak zwykle liczyć na niemałą armię weteranów wojska,
milicji i służb bezpieczeństwa oraz milionów Rosjan tęskniących do Związku
Sowieckiego, a wręcz do czasów stalinowskich. Lecz w tej grupie pojawia się nowy
trend, który dobrze wyraża treść transparentu przyniesionego przez uczestnika
proputinowskiego wiecu: "Za Ojczyznę! Za Stalina! Za Putina!".

Nowością tych wyborów będą kamery w lokalach wyborczych – po dwie w każdym:
jedna ma pokazywać ogólny widok pomieszczenia, a druga urnę. Chociaż podczas
tworzenia kosztownego systemu rejestracji wideo wyborów dochodziło ponoć do
nadużyć o charakterze korupcyjnym, to obiecany przez Putina mechanizm działa, a
na stronie webvybory2012.ru można będzie na żywo oglądać przebieg głosowania i
liczenia głosów w dowolnym z ponad 90 tys. obwodów. Po wyborach oczywiście
wszystkie zapisy będą dostępne. Obliczono, że aby je obejrzeć, potrzeba 500 lat.

Zdaniem premiera i Centralnej Komisji Wyborczej, dzięki kamerom, nie będzie
już żadnych fałszerstw ani naruszeń. Niezależni eksperci i obserwatorzy nie są
tego tacy pewni. W ostatnim tygodniu ujawniono kilkanaście przypadków prób
skupywania zaświadczeń uprawniających do głosowania poza własnym obwodem.
Machinacje tymi drukami są uważane za główne źródło fałszerstw wyborczych.
Zgodnie z przepisami zaświadczenie jest imienne, a komisja powinna porównać dane
zapisane na zaświadczeniu z dokumentami zgłaszającego się wyborcy, po czym
zabrać mu dokument. Wystarczy jednak pominąć jeden z tych elementów i już
możliwe są głosowania na tzw. karuzelę, czyli obchodzenie z jednym
zaświadczeniem wielu komisji oraz głosowanie za kogoś. Podczas wyborów do Dumy,
trzy miesiące temu, pokazano nagranie, w którym ktoś instruował grupę
zwerbowanych pomocników, jak głosować w kilkudziesięciu lokalach, podchodząc do
"wtajemniczonych" członków komisji, którzy nie będą sprawdzali dokumentów. Te
przykłady są teraz wykorzystywane w materiałach szkoleniowych dla obserwatorów.
Ale jedna z serii filmów, w których typowe nadużycia wyborcze zostały
zainscenizowane specjalnie z myślą o wyborach prezydenckich (jest na nich data 4
marca 2012 r.) zwróciły uwagę Centralnej Komisji Wyborczej i Komitetu Śledczego.
Autorom grozi sprawa karna. Film został uznany za próbę "zdyskredytowania
władzy".

Komitet zajął się też przypadkami wyśmiewania i obrażania przewodniczącego
Czurowa. Jeden z takich ekscesów (ale nim akurat śledczy się nie zajmą) nastąpił
w moskiewskim teatrze Bolszoj. Wystawiano właśnie operę na motywach "Martwych
dusz" Gogola. Jakaż inna powieść tak pasuje do przedwyborczych nastrojów jak
opis kupowania dokumentów zmarłych chłopów pańszczyźnianych? Do tego główny
bohater nazywa się Cziczikow, podobnie do Czurowa. Otóż widzowie dostrzeli w
carskiej loży ni mniej, ni więcej tylko samego przewodniczącego Centralnej
Komisji Wyborczej. Zaraz pod jego adresem padły różne żartobliwe, ale
zdecydowanie krytyczne docinki, nawiązujące do treści przedstawienia i do
nazwania Czurowa przez prezydenta Miedwiediewa "wyborczym czarodziejem".
Wreszcie okazało się, że na loży nie siedział krytykowany powszechnie urzędnik,
tylko bardzo do niego podobny i nic z tego wszystkiego nierozumiejący… polski
kompozytor Krzysztof Penderecki.

Czurow pokazał się wczoraj Rosjanom z zupełnie innej strony. Odwiedził
cerkiew, w której został kiedyś ochrzczony. Było to w głębokich czasach
komunistycznych, a dziecko do cerkwi przyniosła ponoć w tajemnicy jego
prababcia. Przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej modlił się o dobry
przebieg wyborów i chętnie rozmawiał z dziennikarzami o różnych kwestiach
religijnych i o tym, że znał patriarchę Aleksego II, który zmarł w 2008 roku.

Do głosowania uprawnionych jest 110 milionów obywateli Federacji Rosyjskiej.
Głosowanie odbywa się w godzinach 8.00-20.00, ale czasu lokalnego, a więc
inaczej w każdej z dziewięciu stref czasowych ogromnego państwa. W Rosji nie
działa exit-polls, ale wyniki badań podawane wkrótce po zamknięciu lokali w
strefie czasu moskiewskiego (ok. 17.00 czasu warszawskiego) są już dość
wiarygodne. Rosyjska ordynacja tak jak w Polsce przewiduje dwie tury, jeżeli
żaden z kandydatów nie zdobędzie ponad 50 proc. głosów.

Piotr Falkowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl