Królowa nauk popada w niełaskę

Kiedy szefem resortu edukacji została mianowana Katarzyna Hall, prywatnie
żona – kreowanego przez media na konserwatywnego historyka – Aleksandra Halla,
wielu naiwnych uległo mitowi, jakoby pani minister, niczym uderzeniem
czarodziejskiej różdżki, miała w pełni dowartościować polską szkołę. Stało się
zupełnie odwrotnie. Niestety, pani minister zaczęła ulegać postępowym,
liberalnym pomysłom na reformę edukacji.

Znacznie pogorszył się status takiego przedmiotu jak historia, zarówno pod
względem treści, jak i liczby godzin nauczania. Poloniści załamują ręce nad
przetrzebieniem listy lektur w myśl poglądu, że nie wolno uczniów nazbyt
obciążać czytaniem wieszczów narodowych. Ale to wszystko nic w stosunku do tego,
co zrobiono z nauczaniem przedmiotów ścisłych. Wiele do myślenia daje też
zadziwiający upór, z jakim pani minister doprowadziła do tego, że już
sześciolatki będą uczyć się w szkole podstawowej, a matura będzie zdawana przez
uczniów w wieku 18 lat. Skutki tego eksperymentu objawią się za kilka lat, kiedy
to absolwentami polskich liceów będą osoby mające cechy półinteligentów.

Z matematyką było najgorzej
Tegoroczne egzaminy maturalne stały się już historią. Rodzi się jednak pytanie,
czy chlubną. Analizując wyniki matury z poszczególnych przedmiotów, wydaje się,
że najsłabiej wypadła matematyka. Średnie wyniki z tego przedmiotu były niższe
od ubiegłorocznych na poziomie podstawowym o mniej więcej 10 punktów
procentowych, zaś na poziomie rozszerzonym o blisko 5 punktów procentowych (za
podstawę wzięto dane z OKE w Krakowie, ponieważ sprawozdanie ogólnopolskie nie
zostało jeszcze opublikowane). Maturę z tego przedmiotu zdało w sesji letniej
mniej niż 80 proc. uczniów klas trzecich, mimo że jej zaliczenie wymagało
uzyskania jedynie 30 proc. punktów. Ogólna zdawalność, uwzględniająca pozostałe
obowiązkowe przedmioty, wynosiła ok. 75,5 procent. Wyniki te, choć potraktowane
przez prasę jako fakt sensacyjny, nie dziwią trzeźwych analityków systemu
oświatowego w naszym kraju.
Mimo szumnych haseł ujętych w oficjalnych projektach edukacyjnych w stylu:
"Wybieram matematykę" lub "Matematyka – przelicz to na swój zysk", stan
nauczania królowej nauk wcale się nie poprawia, a nawet, jak sugerują tegoroczne
wyniki matury, się pogarsza. Przyczyny tkwią w wieloletnich zaniedbaniach w tym
zakresie.

Brak spójnego systemu szkoleń
Działania podjęte przez obecny rząd w kierunku przygotowania systemu
edukacyjnego do powszechnej matury z matematyki i szerzej do reformy nauczania
tego przedmiotu są niespójne i nie mają charakteru systemowego. Każda wdrażana
reforma oświatowa wymaga przede wszystkim właściwego przygotowania nauczycieli.
Ważne jest zwłaszcza ich wsparcie tzw. przywarsztatowe, którego mają udzielać
specjalnie do tego powołani nauczyciele – doradcy metodyczni. W ostatnich latach
ich liczba radykalnie się obniżyła, a w niektórych województwach metodycy niemal
nie występują. Przykład może stanowić województwo podkarpackie, w którym doradcę
ds. matematyki zatrudnia jeden spośród 25 powiatów. Co prawda Ministerstwo
Edukacji Narodowej wystąpiło z inicjatywą projektów (finansowanych z pieniędzy
unijnych) przygotowujących nauczycieli matematyki do funkcjonowania w warunkach
proponowanych reform, które realizuje Ośrodek Rozwoju Edukacji oraz Centralna
Komisja Egzaminacyjna, ale programy te docierają do niewielkiej części
nauczycieli. Szkolenia te nie są zaplanowane jako kaskadowe, a przygotowani na
nich doradcy metodyczni mają możliwość powtórzenia ich jedynie wśród
nauczycieli, którzy im terytorialnie podlegają. Skuteczność tego typu projektów
można by uzyskać, nadając im powszechny, celowy, spójny i całościowy programowo
charakter. Nie wiadomo jednak, dlaczego ministerstwo tego nie uczyniło, a nawet
nie zamierzało uczynić. Lukę tę po mistrzowsku uzupełniają wojewódzkie i
powiatowe ośrodki doskonalenia nauczycieli oraz Stowarzyszenie Nauczycieli
Matematyki, proponując często bardzo dobrą ofertę szkoleniową. Nie mają one
jednak żadnego prawnego instrumentu umożliwiającego wyegzekwowanie na
dyrektorach szkół uczestnictwa w zaproponowanych formach dokształcania
podległych im nauczycieli. Brak poza tym systemu integrującego i weryfikującego
te działania. W tej sytuacji częste zmiany podstawy programowej powodują jedynie
chaos w świadomości nauczycieli, a co za tym idzie – brak spójności nauczania,
które przekłada się na niskie wyniki osiągane przez uczniów na egzaminach. W
latach 2007-2008 doszło do dwóch takich zmian, co doprowadziło w pewnym momencie
do równoczesnego funkcjonowania odmiennych i niekompatybilnych wersji podstawy
programowej (oczywiście na różnych poziomach edukacji).

Główna przyczyna: mała liczba godzin
Kolejne zmiany podstawy programowej idą w kierunku ograniczania treści
programowych, co w zamierzeniach MEN ma doprowadzić do pogłębienia nauczania
matematyki tak, aby skoncentrować się na kształtowaniu plastycznego i logicznego
myślenia, umiejętności rozumowania oraz rozwiązywania problemów strategicznych.
Nie przewiduje się jednak jednoczesnego zwiększenia liczby godzin przeznaczonych
na matematykę, co w konsekwencji nie prowadzi do powiększenia ilości doświadczeń
matematycznych ucznia. W moim przekonaniu konsekwencją może być jedynie dalsza
degradacja przedmiotu, tym bardziej że zbyt mała liczba godzin nauczania wydaje
się obecnie jednym z głównych powodów niskich umiejętności matematycznych
polskich uczniów. Innym ważnym powodem niezadowalającej efektywności nauczania
tego przedmiotu jest przeładowanie klas. Dotyczy to zwłaszcza szkół
ponadgimnazjalnych w dużych ośrodkach miejskich. Trudno jest podjąć
odpowiedzialność za dobre przygotowanie klasy do matury, gdy liczy ona 44 osoby
(a tak bywa np. w Rzeszowie). Niż demograficzny miał w deklarowanych planach MEN
doprowadzić do rozwiązania tego problemu. Za finansowanie szkół odpowiedzialne
są samorządy, wolą one jednak utrzymać dotychczasową liczebność klas, zwalniając
nauczycieli i obniżając w ten sposób koszty utrzymania szkoły. W przypadku
małych szkół polityka ta prowadzi bardzo często do likwidacji tych placówek.
Rząd ze swej strony nie podjął żadnych istotnych działań, które mogłyby
zahamować te tendencje, jak chociażby określenie rozporządzeniem maksymalnej
liczby uczniów w klasie na danym etapie nauczania, czy istotne zmiany w
przydziale subwencji oświatowej. Specyfika przedmiotu powoduje, że powstałe
braki kumulują się na kolejnych etapach edukacyjnych, doprowadzając do skutku,
który ujawniła tegoroczna matura.

Studenci zaczynają od… korepetycji
Coraz niższe umiejętności uczniów kończących gimnazjum w stosunku do uczniów
kończących "starą" szkołę podstawową lub wcześniejszych roczników zauważają
nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych. Natomiast MEN oficjalnie zaprzecza,
podając jako kontrargument wyniki międzynarodowych badań PISA. To światowe
badanie obejmuje wszystkie kraje cywilizowane. Co to badanie pokazało w
przypadku Polski? Byliśmy słabi, teraz jesteśmy lepsi, ale czy mniej słabi?
(por. A. Nalaskowski, w: Nowości, 15 lipca 2011 r., felieton Pogranicze czasów,
Słaba matura, s. M 15). Słusznie zatem skonkludował jeden z profesorów
filozofii: "A co mi po ich miejscu w jakimś tam badaniu, jak oni nie potrafią
dodawać ułamków i obliczać procentów?". Powstaje jednak wątpliwość, czy wyniki
PISA nie są uwarunkowane specyficzną "manierą" zadań stosowanych w tych
badaniach. Innymi słowy, czy nie należy raczej twierdzić, że obecne gimnazjum
przygotowuje lepiej uczniów do radzenia sobie ze specyficznymi zadaniami
występującymi w testach tych badań, i to tylko niektórymi, niż do podjęcia nauki
w szkole ponadgimnazjalnej? Trzy lata czwartego etapu edukacji to okres zbyt
krótki na wyrównanie zaległości i rzetelne zrealizowanie podstawy programowej z
matematyki dla tego etapu. Skutkiem takiego miernego przygotowania uczniów na
etapie szkolnym są już teraz powszechnie stosowane zajęcia wyrównawcze z
matematyki dla studentów I roku na wydziałach nauk ścisłych i politechnikach. To
pokazuje niebezpieczne tendencje, w jakim kierunku zmierza polska oświata pod
rządami Katarzyny Hall. Paradoksalnie to właśnie pani minister doprowadziła do
większych strat i szkód w Polsce niż minister Cezary Grabarczyk na kolei czy
przy budowie autostrad lub premier, tolerując nieudolne poczynania Bogdana
Klicha czy Zdrojewskiego (por. A. Nalaskowski, w: Nowości, 1 lipca 2011 r.,
felieton Pogranicze czasów, Statek głupców, s. M 15). Zatem można śmiało
postawić tezę, że nieudana reforma oświaty okaże się jedną z najbardziej
brzemiennych w skutkach reform rządu Donalda Tuska. Budowa dróg jest ważna,
wzrost PKB również, ale najważniejszą wartością każdego społeczeństwa jest
dobrze wykształcony i ukształtowany, światły człowiek. To jest najcenniejsza i
niezastąpiona wartość każdego narodu, który realnie patrzy w przyszłość.

 

Przemysław Przybylski
 


Autor jest metodykiem z Toruńskiego Ośrodka Doradztwa Metodycznego i
Doskonalenia Nauczycieli w Toruniu. Zajmuje się kształceniem nauczycieli i
studentów. Jest absolwentem teologii na ATK w Warszawie, pedagogiki na UMK w
Toruniu oraz studiów doktoranckich na UKSW w Warszawie. Pełni funkcję radnego
Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl