Kopacz się chwieje

Afera z ustawą o refundacji leków, w tym przede wszystkim kłopoty
pacjentów z ich wykupem i protest lekarzy, zachwiały pozycją marszałek Sejmu Ewy
Kopacz w Platformie Obywatelskiej. To ona jako minister zdrowia forsowała tę
ustawę i inne projekty z pakietu dotyczącego "reformy ochrony zdrowia". Teraz,
gdy okazało się, jakie to były buble, Ewa Kopacz milczy. – Umyła ręce – mówi
jeden z posłów PO. Gdyby nie ostatnie posiedzenie Sejmu, Kopacz dalej unikałaby
dziennikarzy, którym w końcu udało się zapytać byłą minister o ustawę. Ale i tak
mało się dowiedzieli.

Jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Zdrowia mówi nam, że sytuacja w tej
chwili jest wręcz groteskowa. Bo w resorcie nie ma dwóch najważniejszych osób,
które w poprzednim rządzie firmowały ustawę refundacyjną: odeszła z urzędu
przecież nie tylko Ewa Kopacz, ale także jeden z jej zastępców – Adam Fronczak,
który odpowiadał właśnie za politykę lekową. Miał to robić nadal, ale musiał
odejść z urzędu, gdy zarzucono mu konflikt interesów (będąc wiceministrem, cały
czas zasiadał w zarządzie Fundacji na rzecz Pomocy Chorym na Białaczki w Łodzi,
którą wspierają firmy farmaceutyczne). I teraz inni muszą wypić piwo, które tych
dwoje nawarzyło. Z kolei politycy Platformy Obywatelskiej, z którymi rozmawiał
"Nasz Dziennik", są przekonani, że tak jak pakiet "reformatorski" wyniósł Ewę
Kopacz do funkcji marszałka Sejmu, tak teraz problemy z wdrażaniem ustawy i
razy, jakie spadają na rząd i premiera, mogą zdecydować o znaczącym osłabieniu
pozycji pani marszałek w strukturach partyjnych.
– Gdy na wiosnę ubiegłego roku ustawy zdrowotne były przyjmowane w parlamencie,
odrzucaliśmy praktycznie wszystkie poprawki opozycji, bo tak chciała pani
minister Kopacz. Przekonała ona premiera i nas, że to bardzo dobre projekty.
Teraz widać, jakie kłopoty zostawiła nam w spadku – mówi jeden z posłów.
Przewodniczący Komisji Zdrowia Bolesław Piecha był nawet oskarżany przez panią
minister o celowe opóźnianie prac nad ustawą, dzięki której "zyskać mieli polscy
pacjenci". – Pamiętam, że nasi szefowie kazali nam w wypowiedziach dla mediów
odwoływać się do tezy minister Kopacz, która mówiła w Sejmie, że zwolennicy
ustawy reprezentują "polskich pacjentów, a przeciwnicy stoją po stronie
koncernów farmaceutycznych". Taki mieliśmy "przekaz dnia" i w dobrej wierze
zresztą się go trzymaliśmy. Dzisiaj te same słowa brzmią jak ponury żart –
dodaje senator PO.
Inny z parlamentarzystów Platformy twierdzi, że Ewa Kopacz wymusiła na klubie
bezwzględną akceptację jej pomysłów. Posłowie i senatorowie mieli odrzucać bez
dyskusji wszystkie poprawki, jakich nie akceptowało Ministerstwo Zdrowia. Tak
też się zresztą działo. – Wszystko było podlane sosem "propagandy sukcesu". Ewa
Kopacz przekonała premiera, że jej pakiet, jeśli zostanie odpowiednio sprzedany,
przysporzy Platformie głosów wyborczych. Dlatego też tak mocno eksponowano motyw
"dobra pacjenta", którego broni rząd, zaś opozycja kosztem pacjenta chce
wspierać interesy firm farmaceutycznych – wyjaśnia kulisy ówczesnych działań
rządu wysoki urzędnik Ministerstwa Zdrowia, który brał udział w pracach nad
tamtym pakietem ustaw. I przekonuje, że już na etapie przygotowywania projektów
często górę brał PR nad rzeczowymi argumentami. – Minister Kopacz chciała
przejść do historii tamtego rządu jako reformatorka służby zdrowia, ale przede
wszystkim walczyła o swoją pozycję w partii. A ponieważ premier Tusk nic a nic
nie znał się na tych zagadnieniach, to zaufał pani minister – przekonuje poseł
Platformy Obywatelskiej.

Lojalny jak Arłukowicz
Oficjalnie w wypowiedziach polityków PO nie pojawia się wątek odpowiedzialności
za ten bałagan Ewy Kopacz. Co ciekawe, jeszcze w listopadzie ub. r. o
nieprzygotowaniu ministerstwa i Narodowego Funduszu Zdrowia do wdrożenia ustawy
refundacyjnej i innych pomysłów byłej minister Kopacz mówił prezes NFZ Jacek
Paszkiewicz, ale jego głos nie był wtedy zauważony. Zresztą już wtedy mówiono w
Platformie, że Paszkiewicz wkrótce straci stanowisko, więc prezes nie musiał się
specjalnie mitygować. Ale koledzy partyjni Ewy Kopacz w wypowiedziach dla mediów
nie odważyli się nigdy podważyć pomysłów obecnej marszałek Sejmu. – Wiemy, że
nie można się jej narazić – tłumaczą w kuluarowych rozmowach. Ale przyznają też,
że wiele racji mają krytycy marszałek Sejmu. – To jest wpadka Ewy Kopacz, to ona
odpowiada za ten bałagan, a minister Bartosz Arłukowicz nie miał czasu, aby ten
bałagan posprzątać – ocenia sytuację poseł Jacek Sasin z PiS, ale w
nieoficjalnych rozmowach to samo mówią politycy koalicji rządowej. Z drugiej
strony, dobrze wiedział, co będzie wprowadzał w życie – i nikt go do teki
ministerialnej nie zmuszał.
Na krytykę swojej poprzedniczki nie zdobył się obecnie minister Bartosz
Arłukowicz, choć jeszcze jako poseł lewicy krytykował reformatorskie zapędy Ewy
Kopacz. Teraz jednak wie, że testowana jest jego lojalność. Donald Tusk nie
dopuszcza krytyki pani marszałek nie tylko z racji sympatii i układów ich
łączących, ale także dlatego, że nie chce dopuścić do zburzenia obrazu spójnej i
zdyscyplinowanej Platformy. A Arłukowicz jako "polityczny transfer" jest w
dodatku słaby politycznie w rządzie i wie, że próba zrzucenia wszystkiego na Ewę
Kopacz doprowadziłaby do zakończenia jego błyskotliwej kariery politycznej.
Dlatego minister bierze wszystko "na siebie" i w ten sposób wzmacnia także swoją
pozycję w oczach Tuska, bo przecież do tej pory to największy problem, z jakim
musi się borykać ten rząd. Bartosz Arłukowicz nawet tak samo jak Ewa Kopacz
przez wszystkie przypadki odmienia "dobro pacjenta" – to ulubione sformułowanie
byłej minister, która używała go przy każdej praktycznie okazji, pokazując w ten
sposób swoją troskę o chorych.
Ponadto minister Arłukowicz zdaje sobie sprawę, że Kopacz zachowała duże wpływy
w swoim dawnym ministerstwie, pracuje tu wiele osób przez nią ściągniętych i
obecny minister jest skazany na współpracę z nimi. Jeśli więc za bardzo
uderzyłby w ich "patronkę", ta współpraca ległaby w gruzach. – A minister nie ma
przecież swobody w "dobieraniu sobie współpracowników" i nie będzie w stanie
pozbyć się tych ludzi z ministerstwa. Przynajmniej tych najważniejszych – ocenia
osoba z kierownictwa PO.
Na konto Arłukowicza pracuje jednak opozycja, bo PiS – składając wniosek o jego
odwołanie – spowodowało, że minister zdrowia skupił wokół siebie uwagę i troskę
całej Platformy Obywatelskiej i koalicyjnego PSL. – Wszyscy będziemy bronić
ministra Bartosza Arłukowicza – deklaruje Rafał Grupiński, przewodniczący Klubu
Parlamentarnego PO. Wiadomo, jaki będzie wynik głosowania, uzyskanie wotum
zaufania w Sejmie przez szefa resortu zdrowia jest przesądzone. I będzie to
prezent dla Arłukowicza. – Przecież Tusk nie będzie go mógł potem odwołać, gdyż
sam by się ośmieszył. Zresztą jak dobrze sięgniecie do pamięci, to zobaczycie,
że nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby premier odwołał nawet tak
skompromitowanych ministrów jak Bogdan Klich, ponieważ nie zwykł przyznawać się
do błędów personalnych ani tym bardziej przyznawać racji Prawu i
Sprawiedliwości. Arłukowicz zaś stanie się "ofiarą nagonki nieodpowiedzialnej
opozycji" – twierdzi nasz rozmówca.
Sam szef rządu też chyba poczuwa się przynajmniej częściowo do odpowiedzialności
nie tylko za bezwzględne popieranie szkodliwych pomysłów legislacyjnych Ewy
Kopacz. Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby Donald Tusk nie zwlekał z
powołaniem nowych ministrów. Bo gdy Kopacz szykowała się do przejęcia funkcji
marszałka, odpuściła tematy zdrowotne, a w ministerstwie panowało bezkrólewie i
oczekiwanie na nowego szefa. Takimi "drobnostkami" jak ustawa refundacyjna nikt
się wtedy nie przejmował.

Dołki pod marszałek
Jak dowiedzieliśmy się od polityków Platformy, sprawa ustawy refundacyjnej i tak
odbija się czkawką byłej minister zdrowia. Pozycja Ewy Kopacz mocno w Platformie
osłabła, wielu parlamentarzystów i działaczy niższego szczebla, którzy do
niedawna uważali panią marszałek za osobę, która może stanąć na czele jednej z
partyjnych frakcji, teraz zaczyna powątpiewać w jej polityczne talenty. –
Arłukowicz nie ma w niej wsparcia, a chyba na to liczył. No cóż, okazuje się, że
jak są kłopoty, to pani marszałek woli przeczekać burzę. Potwierdza się więc to,
co wcześniej mówili nasi koledzy, że lojalność to nie jest cecha wyróżniająca
Ewę Kopacz – mówi osoba z Rady Krajowej PO.
W zasadzie Ewa Kopacz pierwszy raz wypowiedziała się oficjalnie podczas
briefingu przed ostatnim posiedzeniem Sejmu. Podkreśliła, że "przez cztery lata
podejmowała trudne decyzje i dokonywała wyborów" i teraz ministrem zdrowia jest
Bartosz Arłukowicz i on będzie podejmował te trudne wybory. I taka jest linia
obrony pani marszałek. – Ja chcę tylko powiedzieć, że dzisiaj ministrem zdrowia
jest Bartosz Arłukowicz, odpowie państwu na każde szczegółowe pytanie –
stwierdziła.
Ale z relacji naszych rozmówców wynika, że pozycja Ewy Kopacz została
nadwątlona. Bartosz Arłukowicz oficjalnie nie krytykuje swojej poprzedniczki,
jednak w trakcie różnych wewnętrznych poufnych spotkań jest już bardziej
krytyczny. Te opinie docierają do szefa rządu i nie może nad nimi przejść do
porządku dziennego. Oczywiście Tusk nie powie złego słowa na temat Ewy Kopacz,
ale musi mieć świadomość, w jakie polityczne kłopoty wpadł z jej powodu on sam i
jego rząd.
W otoczeniu premiera są osoby niechętnie patrzące na to, że obecna marszałek
Sejmu zaczyna być traktowana jako jedna z najważniejszych po Donaldzie Tusku
osób w partii, a może nawet już jako "osoba nr 2". – Bycie marszałkiem Sejmu
mogłoby Ewie Kopacz znacznie ułatwić zadanie, ale teraz głowę zaczynają podnosić
jej przeciwnicy i mają doskonałe okoliczności do "podgryzania" pozycji byłej
minister zdrowia – wyjaśnia parlamentarzysta Platformy. Jego zdaniem, taka
strategia może być bardzo udana i marszałkowanie okaże się szczytem kariery Ewy
Kopacz. Według niego, na potknięciu byłej szefowej resortu zdrowia może
skorzystać np. Sławomir Nowak, nieukrywający specjalnie swoich ambicji, a na
razie nie ma on na koncie dużej wpadki, za to kilka propagandowych sukcesów. Z
satysfakcją kłopoty wizerunkowe Ewy Kopacz przyjmuje także Grzegorz Schetyna,
który jeszcze w trakcie prac nad ustawami zdrowotnymi podzielał wiele
wątpliwości zgłaszanych przez opozycję.

 

Krzysztof Losz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl