Iwan, niedźwiedzie i sodomici

Starsi Czytelnicy może pamiętają jeszcze francuską piosenkarkę Marię
Laforýt, która zresztą naprawdę nazywała się całkiem inaczej, ale nie o to w tej
chwili chodzi, tylko o jej piosenkę o Warszawie, bodajże z lat 60. Na wstępie
zwierza się, że o Warszawie niczego nie wiedziała, "poza Chopinem i hrabią
Palewskim". Trudno się jej dziwić, skoro w dalszej części wyjaśnia, że o
Warszawie informowało ją, a nawet oprowadzało po tym mieście, troje polskich
przyjaciół: "Iwan, Natasza, a później i Borys".

 To i tak całkiem nieźle, bo innych Francuzów trochę wcześniej
oprowadzały po warszawskich ulicach białe niedźwiedzie – jak to zwyczajnie na
Syberii, gdzie okropny Stalin potrząsał strasznym knutem – co, nawiasem mówiąc,
u niektórych do dzisiaj wywołuje rozmaite dreszczyki. Ale cóż taki niedźwiedź
może ciekawego opowiedzieć cudzoziemcowi o Warszawie? Niewiele – podobnie jak
rdzenni warszawiacy: Iwan, Natasza, no i oczywiście – Borys.
Nic dziwnego, że na tle tak skąpych wiadomości, jakie ówcześni paryżanie, a
zwłaszcza paryżanki, posiadali o naszym "Paryżu Północy", musiało się wśród nich
zrodzić przemożne pragnienie – coś na kształt kantowskiego kategorycznego
imperatywu – podciągnięcia tubylczych warszawiaków na trochę wyższy poziom –
żeby przestali zadawać się z białymi niedźwiedziami, tylko się trochę
zeuropeizowali. Problem wszelako w tym, że w tak zwanym międzyczasie Europa
zaczęła schodzić na psy, czego symbolem stała się w tamtejszych kręgach pozycja
– również polityczna – Daniela Cohn-Bendita. Daniel Cohn-Bendit to taki
europejski Adam Michnik, tyle że znacznie głupszy. Mógł się o tym przekonać
każdy, jeśli tylko zadał sobie za pokutę obejrzenie i wysłuchanie dialogu, jaki
obydwaj luminarze przeprowadzili ze sobą gwoli olśnienia mniej wartościowego
narodu tubylczego. A trzeba nam wiedzieć, że jednym z ważnych kryteriów
modernizacji, jaka w Europie robi dziś konkietę, jest "przeciwdziałanie
społecznemu wykluczeniu". Tak się nazywa podsuwanie skołowanym, mniej
wartościowym narodom europejskim różnych odmieńców, nie tylko w charakterze
uciśnionego proletariatu zastępczego, ale również – a może nawet przede
wszystkim – jako awangardy nieubłaganego postępu, co to "przeszłości ślad
zmiata", żeby "ogarnąć ludzki ród". Wśród tych odmieńców lansowani przez
europejsów są również sodomici.
Tedy w ramach modernizacji i europeizacji, zamiast białych niedźwiedzi, jak to
ongiś bywało, ulicami Warszawy przemaszerują jutro w paradzie sodomici płci
obojga. Towarzyszą temu szeroko zakrojone przygotowania. Już tydzień wcześniej
został otwarty w Warszawie "Dom Dumy". Nazwa ta wydaje mi się trochę dziwaczna,
w związku z czym podejrzewam, że w drugi jej człon mógł wkraść się błąd
literowy. Ktoś nie dopilnował i tak już zostało. Chodzi bowiem zapewne o główny
przedmiot zainteresowania sodomitów, którym przecież nie jest żadna "duma". Ale
mówi się trudno; co się stało, to się nie odstanie, a poza tym nie ma już sensu
dokonywać zmian w sytuacji, gdy zarówno sami zainteresowani, jak i publiczność
myśli, że to wszystko naprawdę, że tak właśnie ma być. Jakże zresztą inaczej,
kiedy zamiast "Iwana, Nataszy i Borysa", którzy przed 40 laty oświecali w
sprawach warszawskich piosenkarkę Marię Laforýt, tubylczemu Sejmowi zaszczyt
uczyni swoją obecnością sama pani Ulryka Lunaczek, wspierająca gejów i lesbijki
w Parlamencie Europejskim. Nareszcie się dowiemy, czym naprawdę zajmuje się
Parlament Europejski, o co w ramach Unii Europejskiej walczymy i za co zginiemy.
Jestem pewien, że pani Lunaczek zostanie przyjęta na specjalnej audiencji, takim
bliskim spotkaniu III stopnia, przez prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego
oraz pełniącego obowiązki prezydenta marszałka Sejmu Grzegorza Schetynę, a
myślę, że i szef naszej dyplomacji, minister Radosław Sikorski też skwapliwie
wykorzysta okazję do pokazania się przed polityczną i ideologiczną awangardą
Europy od właściwej strony. Po kompromitującym śledztwie w sprawie smoleńskiej
katastrofy nikt już poważnie naszego państwa traktować nie może, więc kiedy
zaszczyca nas sama pani Ulryka Lunaczek, muszą podzielić się nią sprawiedliwie
wszyscy dygnitarze. Drugi raz taka okazja nieprędko się trafi, więc trzeba
zabłysnąć światłem odbitym niechby nawet od niej, no i przede wszystkim –
pokazać światu, jakeśmy się podciągnęli. Już nie białe niedźwiedzie – jak na
Syberii, tylko sodomici – jak w Europie.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl