Historia to jest dziś

Co czytam? Ostatnio głównie książki o przeszłości, zwłaszcza polskiej,
która przecież nie umarła, której nigdy nie lubiły rządzące Polakami dyktatury
ciemniaków, te dawne i ta najnowsza.

Nie ma się zresztą co im dziwić, bo na przykład lektura takiej "Sztafety.
Książki o polskim pochodzie gospodarczym" Melchiora Wańkowicza (Prószyński i
S-ka) nasuwa różne skojarzenia, nie zawsze pochlebne dla III RP. Wyobrażam sobie
nawet takiego czytelnika, który będzie czytał ten monumentalny, znakomity
reportaż z uczuciem piekącego wstydu, zwłaszcza gdy porównywać zacznie to, co w
ciągu dwu dekad udało się osiągnąć Polakom po roku 1918, a co udało się nam po
roku 1989. Wańkowicz z perspektywy końca lat 30. pokazuje punkty wyjścia
niepodległej Polski i to, co udało się jej osiągnąć. Opisuje budowę Centralnego
Okręgu Przemysłowego, przypomina budowę Gdyni i portu we Władysławowie, zapory w
Rożnowie, setek kilometrów linii kolejowych… Wszystko to w specyficzny dla
Wańkowicza sposób – gawęda łączy się tu z autobiografią, statystyka z
egzystencją, historia z polityką. Do tego dochodzą znakomite fotomontaże
Mieczysława Bermana ilustrujące zasadniczą tezę książki Wańkowicza, że tylko
wolni Polacy mogli spełnić sen swych poprzedników o silnym i nowoczesnym
państwie. Wańkowicz jest dumny ze swojego kraju, chce tę dumę wzbudzić w
czytelniku, chce oprowadzić Polaków po ich własnej Ojczyźnie, w której, jak
pisze, są oni czasem cudzoziemcami. Przestrzegając, że Polska "nie na nas się
poczyna i nie na nas się kończy", mocno też akcentuje to, że jednym z
najcenniejszych "surowców" decydujących o rozwoju państwa jest "poczucie
psychiczne obywatela". Ale też niepokoi go zbyt czasem wolny rozwój kraju,
zauważa gdzieś, że "Gdynia to jak piękne usta człowieka, w którego organizmie
tłuką się wszystkie chore organy". Wierzy jednak w Polskę jako wielki projekt,
apeluje o wspólną pracę dla kraju ponad podziałami politycznymi, snuje plany
sięgające lat 50. XX wieku. Śmieszne? Raczej budzące podziw – kto z nas dzisiaj
potrafi tak marzyć o Polsce? "Sztafetę" wydano w roku 1939 – do wybuchu wojny
miała aż cztery wydania. Zasługa to znakomitego pióra Wańkowicza, ale też pewnie
wielkie było zainteresowanie Polaków ich krajem. Kto dzisiaj by tak napisał o
współczesnej Polsce? I czy miałby o czym pisać? Co zobaczyłby następca
Wańkowicza, wędrując dzisiaj jego śladami? Zamknięte stocznie? Zlikwidowane huty
i złomowane kutry? Wyzywanych od bydła, skundlonych rodaków?

Z niepokojem patrzę na tę dzisiejszą Polskę. Nie ja jedyny też chyba łapię
się na szukaniu dla niej analogii z wiekiem XVIII. Pewnie dlatego z taką
ciekawością czytam "Polską Rewolucję a Kościół katolicki 1788-1792" Richarda
Butterwicka (Wydawnictwo ARCANA). Niezwykłe jest już to, że to ogromne, prawie
1000-stronicowe dzieło napisał Brytyjczyk. Opierając się na unikalnych
archiwaliach z całej niemal Europy, stworzył rzecz pasjonującą, opowiadającą w
istocie o polskim wieku XVIII i o tym, jak polska rewolucja, bo tym jest w
istocie dla autora czas obrad Sejmu Wielkiego, próbowała ratować niepodległość.
Butterwick mocno akcentuje, że polska rewolucja była czymś zupełnie innym od
rewolucji francuskiej, a o jej łagodnym przebiegu decydowała inna rola Kościoła.
To duchowni dominowali w szeregach "oświeconych" pisarzy i pedagogów przed
pierwszym rozbiorem i oni "nadal stanowili większość w następnych dwóch
dziesięcioleciach". Butterwick prostuje zresztą wiele stereotypów, np. o tym, że
działalność Komisji Edukacji Narodowej była "sekularyzacją szkoły". Ale nad
całością dzieła Butterwicka wisi cień upadku Polski i świadomość zagrożeń, jakie
wiek XVIII niósł dla Kościoła. O historii w nieco lżejszej tonacji opowiada
wydana też przez oficynę LTW "Dama w jedwabnej sukni. Opowieść o księżniczce
Helenie Sanguszkównie" Magdaleny Jastrzębskiej. Bohaterka tej ciekawej, pięknie
ilustrowanej biografii była jedną z najsłynniejszych Polek w XIX stuleciu,
sławną w całej Europie z urody, strojów, ale też dowcipu, inteligencji, talentów
artystycznych (wyśmienicie grała na fortepianie, była autorką blisko 3 tysięcy
listów, a w sprawach lektur jej doradcą był sam Zygmunt Krasiński). Sanguszkównę
uwieczniali malarze (m.in. Jan Matejko) i fotografowie, a Stanisław Tarnowski
pisał o niej z zachwytem, że "młoda bogini Diana mogła być taka jako ona".
Potwierdzają to zresztą reprodukowane w książce jej wizerunki. Jastrzębska
opisuje dramatyczny chwilami, a czasem też heroiczny żywot swojej bohaterki.
Brylowała na salonach, kochała się, ale też propagowała polskie produkty i mocno
angażowała się w działalność charytatywną oraz życie Kościoła. Przy okazji
dowiemy się sporo o dziejach rodu Sanguszków, jednego z najznaczniejszych w
naszej historii. W tle tej biografii pojawi się też Adam Sapieha, syn siostry
Heleny Sanguszkówny, od 1926 r. metropolita krakowski. Akcentów krakowskich jest
tutaj zresztą sporo, bo Sanguszkowie mieli m.in. pałac na ulicy Sławkowskiej. Na
koniec "Dziesięć książek, które zepsuły świat. Ponadto pięć innych, które temu
dopomogły" Benjamina Wikera (Fronda). Rzecz błyskotliwa, acz chwilami
prowokująca do dyskusji, a nawet sporu. Ale tak chyba musi być, bo amerykański
autor napisał w gruncie rzeczy błyskotliwy pamflet, przypominający trochę
sławnych "Intelektualistów" Johnsona. Od "Księcia" Machiavellego począwszy, na
feministycznej "Mistyce kobiecości" Betty Friedan skończywszy, Wiker nicuje
książki, które jego zdaniem przyczyniły się do kiepskiej kondycji duchowej
współczesnego Zachodu. "Bez nich świat miałby się dziś znacznie lepiej",
twierdzi, obwiniając o taki, a nie inny jego stan wspomniane dzieła, bo "idee
mają konsekwencje", bo "jeżeli umysłowi podsuwa się niegodziwe myśli, wkrótce po
tym następują niegodziwe czyny". Nieco dalej Wiker doda, że "złe książki
bałamucą świat tylko wówczas, jeśli są one konsumowane z entuzjazmem przez tych,
którzy są gotowi słyszeć zawarty w nich przekaz". Najbardziej oczywiste wydaje
się to w przypadku "Mojej walki" Hitlera, "Manifestu komunistycznego" Marksa i
Engelsa, prac Lenina, ale dorzuca tu Wiker i książki Rousseau, Nietzschego,
Milla, Freuda czy Darwina. Z "Pochodzenia człowieka" tego ostatniego wydobywa
zresztą cytaty dzisiaj szokujące, każące widzieć w Darwinie jednego z patronów
eugeniki. Bardzo ciekawe są też analizy nieznanej u nas książki "Sedno
cywilizacji" Margaret Sanger, jednej z patronek ruchu proaborcyjnego w USA,
która chciała wyplenić ze społeczeństwa ludzi "ograniczonych umysłowo". Świetnie
demaskowany jest też Alfred Kinsey, autor niesławnej pamięci, zmanipulowanego,
jak się okazało, raportu o zachowaniach seksualnych Amerykanów. Demaskacje
Wikera w gruncie rzeczy wymierzone są w nowożytną pychę, która odrzuciła Boga i
która zredukowała człowieka do tego, co materialne. Stąd tak często pada w tej
książce słowo "ateizm".

Dowcipna, brawurowa to książka. Ciekawe: Wiker na swojej "czarnej liście" nie
umieścił książki polskiego autora. Może więc ktoś napisze "Dziesięć książek,
które zepsuły Polskę"?

Prof. Maciej Urbanowski
historyk literatury polskiej
krytyk literacki
Uniwersytet Jagielloński

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl