Do dziś nie mogę zapomnieć

Z Markiem Wizą, wiceprzewodniczącym Komitetu Organizacyjnego Obchodów 50.
rocznicy Powstania Poznańskiego Czerwca ’56, rozmawia Wojciech Wybranowski

W chwili wybuchu Powstania Poznańskiego Czerwca ’56 był Pan dzieckiem…
– W czerwcu 1956 roku miałem trzynaście lat i mieszkałem niedaleko ulicy Kochanowskiego,
gdzie znajdował się gmach UB. Kiedy zaczęli strzelać, znalazłem się w domu,
jednak właśnie ze względu na bliskość tych wydarzeń od centrum można powiedzieć,
że byłem ich naocznym świadkiem. Pamiętam czołgi na ulicach Poznania, ale
dla mnie było największym zaskoczeniem, że w szkole podstawowej, do której
chodziłem, wbijano nam do głowy, iż "władza ludowa" stoi na straży bezpieczeństwa
robotników, a tymczasem za oknem domu widziałem tłum robotników "Cegielskiego"
i innych zakładów podchodzących pod budynek Urzędu Bezpieczeństwa, i pracowników
bezpieki strzelających do ludzi, do Polaków. Dla mnie jako małego wówczas
dziecka takie brutalne zderzenie rzeczywistości z opowieściami nauczycielek
było poważnym szokiem. Dzisiaj mija pięćdziesiąt lat, a ja wciąż widzę tę
scenę przed oczami. Nie uległa zatarciu pomimo upływu pół wieku.

Czy spodziewano się wybuchu antykomunistycznej rewolucji? Dzieci często lubią
podsłuchiwać rozmowy dorosłych – czy rodzice w rozmowach między sobą wspominali
o planowanych manifestacjach?

– Przez lata o wydarzeniach Powstania Poznańskiego Czerwca ’56 nie mówiono
w domu, nie poruszało się tego tematu w rozmowach z przyjaciółmi. Ale też
podobnie było i przed wybuchem Powstania, nikt naprawdę nie spodziewał się,
że do tego
dojdzie. Jedna z koleżanek pewnego dnia powiedziała, że jej rodzice mówili
znajomym, że w "Cegielskim" wrze, że podnieśli normy, ale było to powiedziane
na takiej zasadzie, jak dzieci przyjmują podsłuchane informacje zasłyszane
w rozmowach starszych. Nikt, a już na pewno młodzież czy dzieci poznańskie
nie mogły spodziewać się tego, że w spokojnym Poznaniu milicjanci, wojskowi,
do których przecież uczono nas zaufania, zaczną strzelać do ludzi, że pojawi
się tyle jednostek wojska, czołgi, artyleria.

Zdaniem historyka, śp. dr. Adama Ziemkowskiego – funkcjonariusze KBW strzelali
do bawiących się na ulicy dzieci…

– Trudno mi się do tego odnieść. Z całą pewnością mogę jednak powiedzieć, że
kiedy stałem na balkonie przy ulicy Poznańskiej, a więc w pobliżu ulicy Kochanowskiego,
obok mnie i w pobliskie okno oddano kilka serii strzałów z karabinów maszynowych.
A przecież byłem wtedy tylko małym chłopcem.

A jak reagowali Pana rodzice, sąsiedzi, znajomi na wybuch walk w mieście?
– W domu generalnie nie mówiło się o tym, co dzieje się na ulicach. Każdy był
przerażony tym, co może nas czekać, kiedy siły rządowe stłumią powstanie.
Wszyscy wiedzieli, że tak to się nie skończy, że będą aresztowania, prześladowania,
ale w obecności dzieci starano się nie okazywać lęku, obawy przed tym, do
czego mogą być zdolni komuniści.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl