Wywiad z JM ks. bp. Enrico dal Covolo


Pobierz

Pobierz

Rozmowa z JM ks. bp. Enrico DAL COVOLO SDB, rektorem Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie dla TV Trwam i Radia Maryja

 

Toruń, 10 maja 2014 r.

1. Magnificencjo, czcigodny Księże Biskupie, dla nas to wielka radość móc gościć Ekscelencję ponownie w Toruniu. Z radością wspominamy ostatni pobyt i przesłanie, jakie Ksiądz Biskup pozostawił w czasie inauguracji nowego roku akademickiego w naszej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.

Pragnę najpierw zapytać, jakie związki istnieją pomiędzy miastem Toruń i diecezją toruńską a Uniwersytetem Laterańskim. A dotykając od razu aspektu akademickiego, zwracam się do Ekscelencji jako Rektora Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego z zapytaniem dotyczącym duszpasterstwa uniwersyteckiego: dlaczego Ksiądz Biskup uznał za konieczne uwypuklić ten temat w czasie całego roku akademickiego, który niebawem kończymy?

 

 

Ojciec zadaje mi bardzo interesujące pytania. Przede wszystkim aktualne związki, jakie istnieją pomiędzy miastem Toruń, diecezją toruńską i Uniwersytetem Laterańskim, są bardzo bliskie i interesujące. Od strony uczuciowej muszę powiedzieć przede wszystkim o głębokiej przyjaźni, jaka od wielu lat łączy mnie z biskupem Andrzejem Suskim, którego poznałem, kiedy był jeszcze biskupem pomocniczym w Płocku. Jest to przyjaźń, która bardzo się umocniła w ciągu tych ostatnich lat. Ponadto podpisaliśmy oficjalną umowę pomiędzy Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu a naszym Papieskim Uniwersytetem Laterańskim. Jest to umowa ramowa, która sprzyja wymianie profesorów, studentów, materiałów dydaktycznych i współpracy w inicjatywach akademickich. Ta umowa właśnie teraz zaczyna przynosić swoje pierwsze owoce. W przyszłym roku będziemy mieć na Uniwersytecie Laterańskim stypendystę, który pochodzi właśnie z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i będzie robił u nas studia licencjackie, a potem mamy nadzieję, że także doktorat. W przyszłym tygodniu przyjedzie do Torunia profesor Uniwersytetu Laterańskiego ks. profesor Mario Sodi, prezes Międzynarodowej Akademii Teologicznej. Będzie on pracował nad tekstami liturgicznymi tej diecezji we współpracy z ks. bp. Suskim. Tak więc kilka spraw jest już realizowanych.

         Jak chodzi natomiast o drugie pytanie, które Ojciec mi postawił, tzn. duszpasterstwo akademickie, uważam, że jest to sprawa naprawdę decydująca, ponieważ według mnie, duszpasterstwo akademickie właściwie rozumiane jest tym, co może ocalić autentyczną ideę uniwersytetu. Czym zatem jest duszpasterstwo akademickie? Rozumiem przez nie skuteczne towarzyszenie studentom, którzy są prowadzeni jakby za rękę, aby dojść do odkrycia prawdy, całej prawdy. A więc w takim rozumieniu nie można mówić, że duszpasterstwo akademickie jest obszarem zarezerwowanym tylko dla księży. Nie, duszpasterstwo akademickie dotyczy wszystkich związanych z uniwersytetem, począwszy od rektora, aż do personelu pomocniczego, wszyscy są włączeni. I właśnie to pełne włączenie określamy takim sformułowaniem: „duszpasterstwo akademickie na 360 stopni, od stóp do głów”. W takim rozumieniu duszpasterstwo akademickie staje się pomocą i gwarancją, dzięki której Uniwersytet może zachować swoją misję, jaką jest bycie autentycznym Universitas Scientiarum dla realizowania pełnej prawdy.

2. Współcześnie wydaje się słabnąć tradycyjna idea uniwersytetu, przy jednoczesnym dawaniu pierwszeństwa studiom politechnicznym. Co powinniśmy uczynić, aby ocalić prawdziwą ideę uniwersytetu?

Niestety, to, co ojciec mówi, jest tragiczną prawdą przede wszystkim w obszarze euroatlantyckim, który faktycznie kieruje rozwojem uniwersytetów. Uniwersytet zrodził się w obszarze Kościoła dzięki intuicji osób związanych z kulturą teologiczną. Idea była taka, aby uniwersytet był miejscem wiedzy uniwersalnej. Nie chodzi tu tyle o uniwersytet, w którym powinny być reprezentowane wszystkie gałęzie wiedzy – co jest praktycznie niemożliwe – ile o Universitas Scientiarum, ponieważ wiedzy uniwersyteckiej, badaniom, studium i nauczaniu powinna przewodzić pewna synteza, która nie może być inna jak tylko filozoficzno-teologiczna. Jest ona związana z wielkimi i stałymi pytaniami dotyczącymi człowieka: „Dlaczego się urodziłem?”, „Dlaczego istnieję?”, „Dlaczego cierpię, pracuję, angażuję się?”, „Czy po śmierci istnieje jakieś życie? Jeśli tak, czym jest to życie po śmierci?”, „Czy istnieje Bóg, który troszczy się o nas?”. Oto te wielkie pytania dotyczące właśnie człowieka. Obecnie w środowiskach uniwersyteckich przeważa niestety tendencja do koncentrowania się przede wszystkim na naukach technicznych, stąd mamy więcej politechnik niż prawdziwych i właściwych Universitates Scientiarum (uniwersytetów naukowych). Ważne pytania, które cechują humanizm, są umieszczane w nawiasach. Jest to zaprzeczenie autentycznej idei uniwersytetu, która przecież została odkryta na nowo w naszych czasach przez Newmana, a potem przez Papieża Benedykta XVI. Co więc czynić? Trzeba odważnie podejmować walkę „pod prąd” i według mnie, ta walka powinna odnosić się właśnie do tego, o czym wcześniej mówiłem. To znaczy chodzi o osobiste, doradcze towarzyszenie studentom przez ich wykładowców na drodze prawdy. Dzisiaj wykład prowadzony z katedry, to znaczy relacja wykładowcy pomiędzy katedrą a ławkami uniwersyteckimi, jest zawsze ważny i decydujący. Wykład akademicki jest skrupulatnie przygotowywany. Ale to jest niewystarczające, potrzeba czegoś więcej, potrzeba tej osobistej relacji, która może postawić w centrum owe pytania egzystencjalne, których student nie może w żaden sposób pominąć i które nadają sens i pełnię jego poszukiwaniu w jakiejkolwiek dziedzinie, także techniczno-naukowej; nie można pominąć tego wymiaru humanistycznej dojrzałości.

3. Mamy jeszcze świeże wspomnienia niedawnej kanonizacji dwóch wielkich Papieży: Jana XXIII i Jana Pawła II. Jakie szczególne dziedzictwo pozostawił nam św. Jan XXIII, były student i wykładowca Uniwersytetu Laterańskiego?

Rzeczywiście Jan XXIII był naszym studentem dokładnie w latach 1901-1904. Ukończył studia teologiczne, a potem powrócił na Uniwersytet Laterański jako profesor w 1924 roku. Niestety, mógł poprowadzić tylko kilka wykładów, ponieważ w marcu, czyli w trakcie roku akademickiego, został mianowany wizytatorem apostolskim w Bułgarii i wyświęcony na biskupa. Dlatego musiał przerwać nauczanie. Kiedy powrócił na Lateran w 1958 r., w niecały miesiąc po wyborze na papieża, wygłosił przemówienie podczas inauguracji roku akademickiego i między innymi nawiązał do swoich wykładów. Powiedział z satysfakcją, że jego wykłady były przyjmowane z wielkim entuzjazmem przez studentów, którzy godzinę wykładu zwykle kończyli oklaskami. Roncalli wykładał patrologię i homiletykę. Najwyraźniej jego wykłady były bardzo lubiane. Faktycznie on sam podczas wspomnianego przemówienia wyraził żal, że musiał przerwać te wykłady i opuścić swoich studentów.

4. Nie mogę też nie zapytać: jakie uczucia wzbudziła w Ekscelencji kanonizacja Papieża Słowianina, św. Jana Pawła II?

Muszę ojcu powiedzieć, że bardzo silne uczucia, bardzo głębokie uczucia. Co więcej, mówię trochę żartem, że czuję się taką relikwią drugiej kategorii. Dlatego, że dotykałem świętego, jadłem ze świętym. Wiele razy jadłem z nim obiad, gdy był Papieżem. Współpracowałem z nim przy wielu wydarzeniach, szczególnie z okazji Wielkiego Jubileuszu związanego ze światem uniwersyteckim. Potem dużo współpracowałem z nim przy opracowaniu wydania typicznego Katechizmu Kościoła Katolickiego, w tłumaczeniu łacińskim. Pamiętam, że mu je przedstawiliśmy w Castel Gandolfo i towarzyszył nam oczywiście prefekt Kongregacji Nauki Wiary kardynał Ratzinger. I z tej racji posiadam historyczne zdjęcie dwóch Papieży: kardynała Ratzingera, który z szerokim uśmiechem przedstawia mnie Janowi Pawłowi II, który również serdecznie uśmiecha się i zwraca się do mnie z wielką życzliwością. Głębokie znaczenie tej kanonizacji jest zawarte także w tym, co było charakterystyczne dla magisterium Jana Pawła II, to znaczy, że Kościół musi oddychać obydwoma płucami. W pewnym sensie Jan XXIII jako patriarcha Zachodu i Jan Paweł II pochodzący z kraju Europy Wschodniej wskazują skutecznie na dwa płuca Kościoła. Te dwa płuca głęboko harmonijnie współpracowały ze sobą w odnowie Kościoła zapoczątkowanej przez Ekumeniczny Sobór Watykański II.

5. Cały świat został zaskoczony, gdy Ojciec Święty Benedykt XVI zrezygnował z urzędu Wikariusza Chrystusa. W jaki sposób Ksiądz Biskup przeżył tę jego decyzję?

Oczywiście, jak każdy, najpierw przyjąłem ją z pewnym bólem, ponieważ moja osobista więź z Papieżem Benedyktem XVI była bardzo silna. A więc miałem trochę poczucie smutku, bólu i przykrości. Ale potem, po spojrzeniu na to wszystko oczyma wiary zrozumiałem, że ta decyzja Benedykta XVI przedstawiała najważniejszy moment jego pontyfikatu, który w całości był poświęcony heroicznej służbie Kościołowi. Od kiedy przedstawił się jako „pokorny pracownik w Winnicy Pańskiej”, a także wobec wielu trudności, których miał bardzo wiele podczas swojego pontyfikatu, Benedykt XVI zawsze stawiał sobie za pierwszy cel pokorną służbę Kościołowi. I także ten gest rezygnacji musi być interpretowany w tym duchu. Co więcej, może jest to gest najważniejszy, najbardziej heroiczny i wyraźny jego ofiarnej służby, którą pełnił wobec Kościoła.

6. Z wielką uwagą synów Kościoła obserwujemy pontyfikat nowego Papieża Franciszka. Pośród wielu różnych propozycji Ojciec Święty zachęca nas do „rewolucji czułości”. Jak należałoby rozumieć to wyrażenie, które wydaje się trudne do przełożenia na język praktyczny?

Nie jest łatwe praktyczne przełożenie tego określenia, tak samo jak i słowa amorevolezza – miłość wychowawcza księdza Bosco, założyciela mojego zgromadzenia. Określenie to nie jest też łatwe do przetłumaczenia językowego; bardzo trudno jest przetłumaczyć na inne języki znaczenie, które odpowiada słowu tenerezza – czułość. Rzeczywiście, bardzo trudno jest za pomocą słów, a potem w konkretnych gestach przekazać te tak głębokie i pełne misterium wymiary egzystencjalne. W każdym razie uważam, że ten wymiar „rewolucji czułości”, o której mówi Papież Franciszek, winien być odczytany w świetle doświadczenia, jakie stało się jego udziałem około 60 lat temu. To było wtedy, gdy – jak mówi – poczuł się dotknięty miłosiernym spojrzeniem przechodzącego Mistrza. Było to w święto św. Mateusza. I on poczuł, jak spojrzenie Jezusa skierowane na celnika Mateusza spoczęło także na nim. Pan przechodził przez jego życie. „Wybrał mnie i powołał, by pójść za Nim”. Te słowa uczynił potem mottem swojego życia: „Miserando atque eligendo”. Spojrzał na mnie miłosiernie i mnie wybrał, bym poszedł za Nim. Wydaje mi się, że to mocne doświadczenie miłosierdzia Ojciec Święty Franciszek głęboko zinterioryzował w swoim sercu, które zostało przemienione. Teraz pragnie on to miłosierdzie, którego doświadczył, które go przemieniło, przekazać innym i zanieść je po trosze do wszystkich sytuacji duszpasterskich, z którymi musi się borykać. Tutaj oczywiście uprzywilejowane miejsce zajmują ubodzy, ludzie z marginesu społecznego, peryferia. Walka z kulturą odrzucenia, głębokie pragnienie stawienia czoła dramatom i zranieniom obecnym wewnątrz rodzin. Nie możemy zaprzeczyć, że istnieje sporo cierpienia w wielu rozbitych rodzinach. Otóż to wszystko – moim zdaniem – nie jest niczym innym, jak głębokim odbiciem tego głębokiego wyboru jego serca, aby być czułym i miłosiernym, jak on sam tego doświadczył w miłosiernym spojrzeniu Chrystusa, który popatrzył na niego, wybierając go.

7. Obecnie stajemy u progu dwóch synodów poświęconych rodzinie, o której Ksiądz Biskup już wspomniał. Rodzina znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Mówi się, że współczesny świat pisze „antyksięgę” Księgi Rodzaju. Jaką drogę podejmuje wobec tego Kościół?

Bardzo podoba mi się to wyrażenie, którego Ojciec użył: „antyksięga Księgi Rodzaju”. Myślę, że właśnie tak jest. To ideologia gender jest właśnie antyksięgą Księgi Rodzaju. Pragnąc pokrótce to wyjaśnić – choć streszczając, ryzykuje się uproszczenie – chciałbym powiedzieć, że ideologia gender w istocie uważa, że różnica między mężczyzną a niewiastą nie ma charakteru istotowego, ale jest wynikiem zwykłego przypadku, a różnice fizyczne są tylko wynikiem zwykłych przypadków. Nie dotyczą one istoty. W konsekwencji nie istnieje więc realna różnica miedzy mężczyzną a kobietą. Jasne, że to jest antyksięgą Księgi Rodzaju. Księga Rodzaju mówi jasno, że „Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę”, aby dopełniali się wzajemnie. I to właśnie jest negowane. Sprowadzić wszystko do jednego poziomu, wszystko, co dotyczy mężczyzny i kobiety, oznacza zanegować komplementarność płci zawartą w planie Stwórcy. Stąd wynikają nieprawdopodobne konsekwencje. Według mnie ideologia gender powinna być kontestowana nie tyle z pozycji wiary, ile z pozycji rozumu, jako ideologia niszcząca, zagrażająca całemu życiu społecznemu. Bo rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa. Podważać to wszystko oznacza narażać na niebezpieczeństwo cały porządek społeczny. Zanim użyje się wiary, trzeba użyć rozumu, aby zrozumieć, że są to ideologie służące z całą pewnością pewnemu lobby, ale ostatecznie niszczące prawdziwą koncepcję osoby ludzkiej. Co robi Kościół w tym względzie? Propozycją najbardziej ewidentną, znaną wszystkim, jest propozycja dwóch synodów poświęconych rodzinie, tzn. synod specjalny, a potem, w późniejszym okresie, synod zwyczajny. I z pewnością te synody powinny się odnieść w sposób jasny do tej problematyki. Winny określić nie tylko ludziom wierzącym, ale także wszystkim ludziom dobrej woli, kryteria rozróżnienia pozwalające przezwyciężyć te straszne dwuznaczności, które stanowią ryzyko, powtarzam, narażenia na niebezpieczeństwo całego społecznego współistnienia.

8. Ekscelencjo, zanim postawię ostatnie pytanie, chciałbym jako redemptorysta odwołać się do tego, co wydarzyło się od czasu naszej ostatniej rozmowy. Został mianowicie zmieniony rektor Akademii Alfonsjańskiej, która podlega Księdzu Biskupowi jako rektorowi Uniwersytetu Laterańskiego. Czy jest Ksiądz Biskup nadal zadowolony z tego, co robi Akademia Alfonsjańska?

Jestem niezmiennie zadowolony z tej Akademii. Zawsze używam pewnego określenia – już trochę wytartego, bo często je używam – że Akademia jest takim reprezentacyjnym kwiatkiem naszego Uniwersytetu Papieskiego. Dlatego że jest miejscem bardzo zaawansowanych badań naukowych. Jest miejscem głębokiego doświadczenia eklezjalnego. Uważam, że obecnie naprawdę zbieramy najbogatszą spuściznę (Akademii Alfonsjańskiej) minionych lat. Byłem niedawno, kilka dni temu, zaproszony na uroczystości w Akademii związane ze zbliżającym się wspomnieniem liturgicznym św. Alfonsa de Liguoriego, które przypada w czasie wakacji, 1 sierpnia, toteż trudno byłoby obchodzić je w tym czasie. Podkreśliłem głęboką harmonię wychowawczą i moralną, jaka istnieje między tradycją redemptorystowską i salezjańską. Święty Jan Bosko był wiernym naśladowcą probabiliorystycznej teologii moralnej św. Alfonsa de Liguriego i przetłumaczył ją na system pedagogiczny dla swoich wychowanków. Podobnie ma się z pobożnością maryjną, która dla św. Alfonsa Marii de Liguoriego była oddawaniem czci Matce Dobrej Rady, zaś dla św. Jana Bosko była oddawaniem czci Maryi Wspomożycielce Wiernych. Ale zawsze wspólna jest ta synowska cześć do tej samej Matki, która powinna ukierunkowywać i prowadzić zachowania moralne wychowanków.

9. Kończąc ten wywiad, wyrażam wielką wdzięczność Księdzu Biskupowi, a ponieważ przeżywamy maj, miesiąc poświęcony w szczególny sposób Maryi, zwłaszcza w Polsce, chciałbym zapytać: dla Księdza Biskupa jako Salezjanina, Maryja jest Wspomożycielką Wiernych. Dlaczego tak ważne jest, by w czasie naszej ziemskiej wędrówki mieć to wsparcie naszej Matki?

 

Chciałbym odwołać się tu do osobistych doświadczeń – w ten sposób będzie to bardziej przystępne. Muszę wyznać, że moje powołanie salezjańskie narodziło się właśnie u stóp Maryi. Nie byłem jeszcze wtedy salezjaninem, gdy znalazłem się u stóp Maryi stojącej w korytarzu pewnego domu salezjańskiego, pełniącego funkcję poprawczaka dla trudnej młodzieży, blisko Mediolanu w Arese. U podnóża postumentu znajdował się napis, trochę dziwny: „Życie bez Mamy nie ma sensu” albo „życie bez Mamy nie ma celu”. Zapytałem dyrektora domu, który mi towarzyszył, który z Ojców Kościoła wypowiedział to zdanie, bo nie mogłem sobie przypomnieć, a wtedy byłem już studentem patrologii u o. Cantalemessy, który był moim nauczycielem. Ale ja nie spotkałem u Ojców tego zdania. Ksiądz Dyrektor uśmiechnął się – „jaki tam Ojciec Kościoła. To zdanie napisał jeden z chłopców. Chłopiec był zamknięty w celi odosobnienia, która była tam, zanim jeszcze przybyli salezjanie. Młodzi chłopcy, którzy źle się zachowywali, byli zamykani do tej celi na 12, 24, 48 godzin kary. Jeden z nich paznokciami wydrapał ten napis. „Życie bez matki nie ma sensu”. Biedny chłopak prawdopodobnie nie poznał swojej matki, a jeśli ją poznał, byłoby lepiej, gdyby jej nie poznał nigdy. Wrażenie, jakie zrobiło na mnie to zdanie, było ogromne. Od tego czasu bardzo związałem się z salezjanami i ich kultem Maryi Wspomożycielki Wiernych. W tych latach straciłem także swoją ziemską mamę i Maryja Wspomożycielka stała się moją Mamą z każdego punktu widzenia. Musze dodać, że kilka lat później przeczytałem książkę, która bardzo mi się spodobała.  Była to powieść napisana przez autora bardzo kochanego przez Benedykta XVI – Hermana Hessego. Książka nosiła tytuł „Narcyz i Złotousty”. Pod koniec powieści przedstawiony jest ów Złotousty, trochę rozwiązły młodzieniec, który umiera i spowiada się u Opata Marcjusza. I ostatnie słowa, które wypowiada Złotousty, są następujące: „Bez matki nie można się urodzić”. (Z tym wszyscy się zgadzamy) Ale dodaje, że „bez matki nie można również umrzeć”. Długo zastanawiałem się nad tym zdaniem. Jest ono prawdziwe, bo z serca matki pochodzi prawdziwe znaczenie istnienia. Sens, najgłębszy cel życia przechodzi na dziecka przez matkę, a zatem także sens życia i umierania przychodzi przez matkę, która dała życie. W czasie wakacji byłem w Meksyku, wizytując uczelnie podległe naszej uczelni. Byłem między innymi w Guadalupe. Gospodarze byli tak dobrzy, że pozwolili mi dotrzeć przed sam obraz Matki Bożej i mogłem pozostać kilka minut twarzą w twarz z Maryją. Potem schodząc, znalazłem się nagle naprzeciw napisu w języku hiszpańskim: no soy aqui yo, que soy tu madre?: „Czyż to nie ja jestem twoją matką?”. Odczytałem to jako zamknięcie pewnego kręgu. Moje powołanie narodziło się w kontekście słów: „Życie bez matki nie ma sensu”. Teraz, po wielu latach, Maryja odpowiedziała mi w ten sposób: „Czyż to nie ja jestem twoją Matką?”. Życzę wszystkim słuchaczom Radia Maryja tego samego doświadczenia, które sam przeżyłem.

Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi i jednocześnie Rektorowi za podzielenie się z widzami Telewizji Trwam i słuchaczami Radia Maryja tym bogactwem, które w tej chwili gości w sercu Ekscelencji. Z naszej strony zapewniamy o modlitwie ważnej dla piastującego tak odpowiedzialne stanowisko i mamy nadzieję, że Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu prowadzona przez redemptorystów będzie mogła kontynuować współpracę z Papieskim Uniwersytetem Laterańskim.

Oczywiście, to jest także moim pragnieniem, Serdecznie dziękuję!

Rozmowę przeprowadził o. Zdzisław Klafka CSsR, rektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej.

 

drukuj